Dla wyborców Koalicji 15 Października większym problemem może być cena masła niż to, że Kaczyński i Ziobro jeszcze nie siedzą w areszcie – mówi w rozmowie z OKO.press Marcin Duma, szef Instytutu Badań Społecznych i Rynkowych IBRiS
Witold Głowacki, OKO.press: Pierwszy rok rządów z reguły jest tym najłatwiejszym do świętowania. Tym razem mamy więc chyba do czynienia z wyjątkiem.
Marcin Duma: Ale to nie jest po prostu pierwszy rok rządów.
Tylko co?
To raczej pierwsza próba startu na zaciągniętym hamulcu. Przy tym to raczej osobna kwestia, czy ten hamulec został zaciągnięty, bo ktoś go zapomniał odblokować, czy też raczej poprzedni użytkownik tego samochodu zaciągnął go tak mocno, że niespecjalnie da się z tym coś zrobić.
Główny problem polega na tym, że obecny kierowca obiecał, że on na pewno, ale to na pewno – i to już pierwszego dnia odblokuje ten hamulec ręczny i ruszy. Po prostu ruszy i popędzi.
Tymczasem po roku samochód się toczy w ślamazarnym tempie. Skrzypi, świszczy i wyje. I czuć jak się pali okładzina tego hamulca, słychać jak to zgrzyta. Sytuacja nie jest zbyt komfortowa.
A co z pasażerami, którzy bardzo entuzjastycznie wsiadali do tego samochodu. Mówię oczywiście o wyborcach partii koalicyjnych. Czy to skrzypienie doskwiera im w tej chwili? Są cierpliwi, czy może już jednak cierpią?
To nie jest taka znowu prosta sprawa. Wyborcy koalicji wciąż mają ogromną moc racjonalizacji. Oni oczywiście dostrzegają te problemy. Ale wciąż jednocześnie są sobie w stanie je wytłumaczyć, wyjaśnić, skąd one pochodzą i utwierdzić się w przekonaniu, że wina jest gdzie indziej.
Przynajmniej w części spraw to jest jednak obiektywna prawda. Prezydent Andrzej Duda nadal urzęduje i nadal może wetować ustawy. Julia Przyłębska przez prawie cały rok kierowała Trybunałem, a teraz zmienił ją w tej roli Bogdan Święczkowski. Adam Glapiński nadal jest szefem NBP. I co z tym zrobisz? Nic nie zrobisz.
Owszem, to są czynniki obiektywne. A gdy do tych racjonalnych argumentów dodamy jeszcze psychologiczny mechanizm racjonalizacji, któremu podlegają wyborcy partii koalicyjnych, zobaczymy, że w gruncie rzeczy w ich oczach niekoniecznie wygląda to źle.
Z drugiej strony mamy na przykład Romana Giertycha i prokurator Ewę Wrzosek, który krzyczą, że Kaczyński i Ziobro już dawno powinni siedzieć, a nie siedzą? I wskazują palcem winnego – Adama Bodnara.
Różnie z tym bywa. Widziałem też, że Roman Giertych w pewnym momencie bronił profesora Bodnara, no ale to już odrębna sprawa. A moc racjonalizacji nie wynika z możliwości oparcia się na jakiś racjonalnych przesłankach, tylko z bardzo naturalnej chęci obrony własnej decyzji wyborczej.
Druga rzecz wynika z tego, że ta koalicja – a w szczególności Koalicja Obywatelska – dochowała się pewnego nowego typu wyborców. Wskazują na to w swych badaniach na przykład Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski, w naszych badaniach jakościowych widzimy to samo.
Jaki to typ?
To są wyznawcy. Tacy na miarę PiS. Platforma ma w tej chwili grupę wyborców tak mocno tożsamościowych, że bez żadnej przesady można nazywać ich twardym elektoratem.
A czy nie ulegasz tu jednak trochę złudzeniom z mediów społecznościowych? Na platformie X rzeczywiście można spotkać niejednego bardzo tożsamościowego zwolennika Platformy. Ale czy równie łatwo go spotkać w Warszawie, czy na przykład Płocku?
Pytasz, czy ci ludzie z Twittera (obecnie X) rzeczywiście istnieją? I czy mieszkają, wiesz, gdzieś w Warszawie albo w Płocku? Otóż jak najbardziej tak. Oni istnieją. A co więcej, stanowią całkiem istotną część tych procentów, które widzimy w sondażach jako poparcie dla Koalicji Obywatelskiej. Tak, Platforma dochowała się swego twardego, tożsamościowego elektoratu. Wyborców, którzy choćby na nich pluli, choćby ich kajdankami spięli, pałkami okładali, to oni i tak będą mówić „genialny gambit”. „To właśnie tak zwyciężymy. Tak zrealizujemy nasze cele. Tak, to bicie jest potrzebne”.
I ta grupa zawsze stanie za Platformą i za jej politykami. Właściwie nie ma takiej sytuacji, w której oni nie byliby w stanie wybronić swoich liderów i swego ugrupowania. Niemniej to nie oni są w tej chwili ważni. Bo oni, co by się nie działo, to z tą Platformą będą i przy niej pozostaną.
Dlatego bardziej istotna w kontekście wyborczym jest inna część elektoratu partii koalicyjnych. Ta, która dostrzega mankamenty nowego rozdania, ale wciąż stara się bronić swoich partii i swoich wyborów. A to nie zawsze przychodzi im z łatwością. Weźmy na przykład hasło „Duda blokuje”. Ono od razu zderza się w rozmowach z tym bardziej miękkim elektoratem KO z pewną dość niewygodną wątpliwością. Bo co właściwie ten Duda zablokował? Tu zaczyna się problem.
Na czym on polega?
Na tym, że oni w tym momencie wracają na przykład do sprawy depenalizacji pomocy w aborcji. I mówią, no tak, cholera, Duda na pewno by to zablokował, gdyby tylko oni to uchwalili. Jest to jakaś próba dosyć pokrętnego zbudowania sobie wyjaśnienia, które jest łatwiejsze do przyjęcia niż konstatacja, że koalicja zrobiła to sama sobie i swoim wyborcom.
A jeśli chodzi o Trybunał Przyłębskiej, to problem jest nieco inny. Bo przecież Trybunał jako taki jest nielegalny i tym samym nie może stanowić punktu zaczepienia ani tym bardziej czegokolwiek blokować. Zresztą i tak się nie publikuje jego orzeczeń. Mamy już w tej sprawie sejmową uchwałę i taką nieco PiS-owską metodą niepublikowania orzeczeń. Skoro więc sprawa Trybunału została w oczach elektoratu koalicji rozwiązana, to w czym właściwie kłopot?
Glapiński – o, to rzeczywiście jest problem. Tylko że i w tej kwestii pojawiają się niewygodne pytania wyborców koalicji, które słyszymy w trakcie badań jakościowych. Oni mówią mniej więcej tak: Krzyczeliśmy, że Glapiński za późno podniósł te stopy procentowe, a teraz już chcemy je obniżać. Ale jednak nasi ludzie w tej Radzie, ci, co ich tam Senat wybrał, to oni by chcieli podwyższać, to jak to jest naprawdę? Rafał Trzaskowski mówi: łapać drani, niech obniżają stopy. A z drugiej strony Joanna Tyrowicz, która może niekoniecznie kojarzona jest z imienia i nazwiska, no ale to ta „nasza” członkini Rady Polityki Pieniężnej, mówi, że trzeba podwyższać, żeby szybciej osiągnąć cel inflacyjny.
A więc trochę niestety jest tych obiektywnych i nieobiektywnych trudności w polu widzenia tego niebędącego wyznawcą wyborcy koalicji. I on już nie czuje się w tym samochodzie z wyjącym zaciągniętym hamulcem szczególnie komfortowo. On jeszcze nie łapie za klamkę, ale siedzi coraz bardziej z brzegu tej tylnej kanapy.
Ten pasażer jeszcze mówi głośno: słuchaj, ale, kurczę, to auto szybko jedzie. Jak otworzę drzwi, to przecież nie wysiądę. Ale z drugiej strony on sobie myśli: ale jakie „szybko jedzie”, jak ono ledwo jedzie? Najwyżej 10 na godzinę.
I co teraz? Czyżby ten wyborca zaczynał sobie myśleć o wysiadce?
Niespecjalnie. Bo on wie, że innego samochodu za bardzo nie ma. On wie, że miałby możliwość wymiany kierowcy, ale wie też, że właściwie nie ma w zasięgu nikogo, kto mógłby być lepszym kierowcą od tego, który w tej chwili siedzi za kierownicą.
Czyli od Donalda Tuska.
Jasne. Tylko że tam z przodu samochodu mamy jednak 2 miejsca. To za kierownicą w polskim systemie politycznym zajmuje premier. Ale jest jeszcze to drugie miejsce z przodu – dla gościa, który na przykład może czasem coś sprawdzić na mapie, albo w telefonie. To dla kierowcy taki jakby pilot. On też ma dostęp do awaryjnego hamulca i świateł awaryjnych. I ma jeszcze różne inne ważne kompetencje. Może na przykład sterować radiem!
Rozumiem, że to tego pilota i operatora radia będziemy sobie wybierać w przyszłym roku.
Oczywiście. Właśnie jego możemy teraz wybrać. Ten niebędący wyznawcą wyborca koalicji stoi więc przed następującym dylematem – czy mianowicie wybrać kogoś, kto będzie pilnie słuchał kierowcy i robił wszystko, co mu kierowca każe? Czy może raczej kogoś, kto będzie czasem dopingował tego kierowcę do szybszej jazdy, a czasem jednak będzie mu mówił, stary, jedziesz za szybko, przejechałeś zjazd.
Zderzają się tu dwie różne strategie. Wybrać kogoś, kto zapewni stuprocentową drożność całego systemu legislacyjnego, ale będzie w pełni posłuszny kierowcy? Czy może raczej kogoś, kto będzie miał jednak wpływ na kondycję naszego samochodu, na to, jak szybko on jedzie i kiedy dostaniemy się i czy w ogóle dostaniemy się do miejsca, w którym chcemy się znaleźć?
Przekładając to na język wyobrażeń wyborców koalicji piętnastego października, to rozumiem, że w tym dylemacie jako kandydat na prezydenta zupełnie poza grą jest Karol Nawrocki.
Absolutnie. W ogóle nie ma takiej możliwości, żeby był przez nich brany pod uwagę.
Rozumiem natomiast, że tym kimś, kto mógłby mieć wpływ na kondycję i kierunek jazdy naszego samochodu, mógłby już być na przykład Szymon Hołownia.
On dzisiaj nie ma już na to papierów. Szymon Hołownia nie jest wystarczająco silną postacią, aby, jeśli się go postawi obok figury premiera Donalda Tuska, mógł do czegokolwiek Donalda Tuska przekonać.
Dlaczego?
Widać, że on usilnie próbuje nas przekonywać, że może taką pozycję zająć. Ale robi to niemal zawsze, odnosząc się do tego, co Donald Tusk napisał na X. A więc problem polega na tym, że jest to głównie reakcja na połajanki, jakich mu Tusk udziela. I to nie wprost, bo nawet nie wymieniając go z nazwiska. Po prostu pisząc post, w którym wspominani są na przykład ci, „co sypią nam piach między tryby”. I co się wtedy dzieje?
Ano to, że nigdy nieoznaczany w takim wpisie Szymon zazwyczaj się odzywa i mówi: No co? To do mnie?
On jest w tej chwili za słabą figurą, by być branym pod uwagę.
Kto może być w takim razie brany pod uwagę? Sławomir Mentzen? Też przecież nie.
To właściwie jest ciekawa sprawa, bo on wizerunek ma, szczerze mówiąc, słabiutki. I niespecjalnie on ludziom pasuje do roli prezydenta. W ich oczach to raczej lider partyjny. Ktoś, kto w parlamencie albo w mediach społecznościowych może świetnie dawać radę, ale do tego formatu prezydenckiego trochę mu jednak brakuje.
To znaczy, brakuje mu tego, co tak się ładnie nazywa, gravitas, czyli, inaczej rzez ujmując, brakuje mu „dociążenia”. Jeśli przypatrzymy się prekampanii, którą prowadził dotąd Mentzen, to od września rzeczywiście próbował on nieco wzmocnić swój wizerunek, nabrać pewnej powagi. Natomiast ostatnie 2-3 tygodnie kampanii, to jest powrót do śmieszkowania. Nie wiem, jakie motywację stały za tą decyzją, natomiast na pewno to mu żaden sposób nie pomaga, jeśli chodzi o szanse w wyścigu prezydenckim. Być może pomaga to jego partii. Problem polega tylko na tym, że wybory do parlamentu odbędą się dopiero za 3 lata.
Mamy jeszcze kandydatkę lewicy, którą jest Magdalena Biejat. Co oznaczałoby dla wyborców szeroko rozumianej koalicji głosowanie na nią, a nie na Rafała Trzaskowskiego?
Najpierw musieliby dobrze skojarzyć tę kandydatkę. Wydaje mi się, że to jeszcze jest przed kandydatką, bo choć sam jej start w Warszawie był udany, to myślę, że nie spowodował w jakimś przerażającym stopniu wzrostu jej rozpoznawalności.
Ale pod tym względem Karol Nawrocki, czyli kandydat głównej partii opozycyjnej, to też nie jest jakiś super hit.
W wypadku Nawrockiego jest jednak tak, że dzięki staraniom, naprawdę ogromnym staraniom, Koalicji Obywatelskiej jego rozpoznawalność już znacząco wzrosła. Śmieszkowanie z Nawrockiego powoduje bowiem, że się o nim coraz więcej i więcej mówi. Kiedy sam Donald Tusk mówi o Karolu Nawrockim, że by mu nawet chomika nie dał pod opiekę, to właściwie zagrywa on całkiem łatwą piłkę do gry tej drugiej stronie.
Czy to jest błąd?
Ależ skąd. Rzecz polega, moim zdaniem, na tym, że Donald Tusk zupełnie celowo pomaga temu Nawrockiemu się zbudować. Bo z punktu widzenia Tuska i Platformy powrót do polaryzacji jest najkorzystniejszą opcją. To wtedy można rozegrać pojedynek, którego wynik będzie raczej przewidywalny. Tak znaczy dzisiaj, w tych warunkach, które są, Karol Nawrocki raczej nie ma szans na wygraną z Rafałem Trzaskowskim. I właśnie to jest dla Platformy najwygodniejszą opcją. Bo jeśli, nie daj boże, ktoś jeszcze się pojawi albo wśród grupy kandydatów, którą sobie już omówiliśmy, znajdzie się ktoś, kto nagle zajrzy do plecaka i znajdzie w nim buławę, to wtedy może być głupio. Więc lepiej i wygodniej włączyć polaryzację, nawet kosztem zbudowania tego Nawrockiego. Niech mu tam będzie.
A wracając do Magdaleny Biejat?
Otóż nikt nie ma w tej chwili interesu budowania polaryzacji z lewicą. Poza samą lewicą oczywiście, ale powiedzmy sobie szczerze to trochę za mało, żeby ona miała szansę. Trzeba byłoby w sposób świadomy rozegrać jakąś próbę takiego fundamentalnego polaryzacyjnego sporu z kimś chętnym po drugiej stronie. Lewica tego próbowała w wyborach do parlamentu z Konfederacją. Chyba to tak sobie wyszło. Być może żadna ze stron się do tego wystarczająco nie przyłożyła. Bo i dla Konfederacji taka polaryzacja mogłaby być korzystna. Mentzen jest przecież politykiem wręcz zbudowanym z neoliberalizmu gospodarczego. Jemu opłacałaby się ostra krytyka każdej „durnoty socjalnej” wprowadzanej przez ten rząd np. przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, stawanie tu po drugiej stronie opłacałoby się z kolei lewicy.
Niemniej w badaniach, które prowadziliśmy we wrześniu, Magdalena Biejat wypadała dość korzystnie w oczach tych osób, które ją kojarzyły. Myślę, że to kandydatka, która będzie dobrze przemawiała do ogółu wyborców lewicy. Przy czym wyborcy lewicy oczekują, że ich kandydatka będzie się ostro bić o lewicowe postulaty. Oni chcą, żeby lewica o te postulaty z jednej strony socjalne, z drugiej strony progresywne, walczyła w tej kampanii na ringu do upadłego. I jeśli tak będzie,
jeśli kandydatka lewicy poprowadzi ostrą i pracowitą lewicową kampanię, to w pierwszej turze wyborcy lewicy oddadzą swe głosy właśnie na nią. W drugiej turze natomiast oczywiście grzecznie zagłosują na Trzaskowskiego.
Wspominałeś chomika z wystąpienia Donalda Tuska, czyli pewnie słuchałeś też wystąpienia Rafała Trzaskowskiego w Gliwicach.
Zacznijmy od tego, że nie zrozumiałem, o co chodziło z tym „bążur”.
To był taki żart. Może rzeczywiście niezbyt udany.
Najwyraźniej.
Miała to być próba uciekania od wizerunku przedstawiciela elit i pilnego ucznia profesora Geremka, który świetnie zna francuski.
Spuśćmy już na to zasłonę milczenia. Słuchałem tego przemówienia i naprawdę najbardziej mi się podobała ta część, w której Trzaskowski mówił o samorządzie. Podobała mi się nawet nie dlatego, że podobały mi się postulaty, bo one właściwie nie mają większego znaczenia. Był to natomiast moment, w którym Rafał Trzaskowski naprawdę czuł i wierzył w to, co mówi. Było to dla mnie w pełni spójne z wizerunkiem Rafała Trzaskowskiego. A o całej reszcie mogę powiedzieć tyle, że było to przemówienie na pewno bardzo dobrze skonstruowane – bo Trzaskowski rozpoczął próby wejścia w tematy związane z bezpieczeństwem, również z bezpieczeństwem ekonomicznym. To było bardzo dobrze wycelowane z punktu widzenia diagnozy dzisiejszych problemów społecznych. Natomiast nie mam przekonania, żeby propozycje, które tam były zawarte, doskonale „opiekowały się” tą tematyką.
Ale może to jeszcze nie ten moment, może to jeszcze nie ten czas. Być może teraz trzeba pracować nad tym, żeby jakby zakotwiczyć tego kandydata w tych obszarach. Bo wyborcy nie skojarzyli go dotąd z rzeczami, z którymi on miał mniej wspólnego do tego czasu w swej karierze politycznej.
Tu są dwie kwestie. Po pierwsze mamy sam początek kampanii. Nikt jeszcze nie przedstawia żadnych szczególnie konkretnych propozycji rozwiązań legislacyjnych. Jeszcze nie pora na to. Po drugie to jednak wiemy, kim jest prezydent w tym polskim ustroju. Donald Tusk mówił, że jego rolą jest stanie pod żyrandolem. Ty mówisz, że prezydent jest od tego, by zmieniać programy radia w samochodzie zwanym Polską. Być może czegoś podobnego oczekują od niego też wyborcy.
Niemniej Trzaskowski musi zbudować swoją kompetencję w zakresie, z którym do tej pory się nie kojarzył. Nie kojarzył się bezpieczeństwem, armią i tak dalej.
Więc uważasz, że rozpoczął budowę wizerunku postaci, która się jednak z tym kojarzy?
Zrobiłem zdjęcia takiego kadru, pokażę ci zaraz. [Marcin Duma pokazuje zdjęcie Rafała Trzaskowskiego w trakcie konwencji w Gliwicach ustawionego na tle spionizowanej białoczerwonej flagi, przyp. red]
Duda miał bardzo, bardzo podobne kampanijne zdjęcie, prawda?
O, widzisz, to właśnie chciałem osiągnąć. Ten kadr się w oficjalnej transmisji z Gliwic powtarzał dosyć często.
Po co?
Po to, żeby taką konotację z Dudą osiągnąć. Ale oczywiście nie po to, żeby Trzaskowski został „drugim Dudą”. Tylko po to, żeby na poziomie emocjonalnym, albo takim podprogowym, pokazać wyborcy PiS-u, że on się nie musi tutaj spalać, spinać i denerwować.
A czy to może być też gra o drugą turę i próbą zagospodarowania jakiś kawałeczków elektoratu PiS? Może jakiś miękki wyborca PiS jakimś cudem na Trzaskowskiego jednak zagłosuje?
Nie, to kompletnie niemożliwe, tak jak niemożliwe jest to, żeby wyborca koalicji zagłosował na Nawrockiego. Spokojnie można natomiast próbować doprowadzić do sytuacji, w której ten miękki wyborca PiS nie poczuje się wystarczająco zmotywowany, żeby w ogóle pójść i zagłosować. I na to być może liczą sztabowcy KO. Że PiS-owi nie uda się aż tak nastraszyć swoich wyborców tym Trzaskowskim, żeby oni wszyscy obowiązkowo pojawili się przy urnach. Więc wydaje mi się, że warto było tego spróbować, szczególnie że w drugą stronę to nie zadziała odstręczająco. Bo ewentualne skojarzenie ze sposobem przedstawiania Andrzeja Dudy nie spowoduje, że wyborca koalicji nagle zmieni decyzję i nie zagłosuje na Trzaskowskiego.
To zastanówmy się przez moment, z czego po roku od zmiany władzy wyborcy koalicji są najmniej zadowoleni. Z tego, że masło znów drożeje? Czy z tego, że Kaczyński i Ziobro jeszcze nie siedzą? Czy może z tego, że stopy procentowe ciągle są wysokie?
Oni na pewno są rozczarowani tempem zmian, które opisywaliśmy tu na kilku płaszczyznach. Jeżeli zmiana sposobu uprawiania polityki ma być zmianą, to trochę są zaniepokojeni tym, że przynajmniej w jednostkowych przypadkach nie zawsze doświadczyliśmy zmiany jakościowej. Każdy przypadek wiceministra albo jakiegoś prezesa, albo wiceprezesa, albo członka zarządu jakiejś spółki lub agencji, który uśmiechając się, robi to samo, co poprzednicy, wywołuje takie nieprzyjemne ukłucie w serduszku, że to nie tak miało być.
To, że Kaczyński z Ziobrą jeszcze nie siedzą, to też oczywiście problem. Bo w oczach wyborców koalicji oni już dawno powinni siedzieć. I to nie siedzieć tak tylko w areszcie, tylko gdzieś na ciężkich robotach. TVP powinno ich od czasu do czasu pokazywać w pasiakach i z kulami u nogi rąbiących skały w jakimś kamieniołomie. Więc to na pewno jest w jakiś sposób rozczarowujące.
To rozczarowanie pogłębiają również te informacje, które pokazują problemy na płaszczyźnie ogólnej zmiany sposobu uprawiania polityki? I jest jeszcze problem z obietnicami Donalda Tuska sformułowanymi przed wyborami parlamentarnymi. Nawet nie chodzi o listę 100 konkretów, tylko o obietnicę, że po zmianie władzy bardzo szybko poprawi się sytuacja materialna. Więc tak, jest problem i z tym masłem, bo masło drożało za PiS-u. I na ten temat wypowiadał się wtedy dzisiejszy premier, a ówczesny lider. A musimy pamiętać, że Polacy zmienili w październiku 2023 roku władzę także z powodów raczej merkantylnych. Oczekiwali, że będzie się poprawiać i polepszać szybciej. Zagłosowali na władzę, która obiecała, że przywiezie pieniądze z KPO, bo te transfery pieniężne miały ostatecznie trafić do naszych kieszeni. A tymczasem zaglądamy do tych kieszonek, a tam nic nie ma.
Mimo wszystko płace rosną, inflacja nie jest wysoka, Polacy mają oszczędności. Nie żyje się jakoś źle.
Ale miało się żyć lepiej, niż żyje się teraz. Chodzi o jednostkowe doświadczenie. Dzisiaj właściwie koalicja rządząca doświadcza tego samego, czego doświadczał PiS. Jak wybuchła inflacja, to jeszcze zanim nas wybuchła na dobre, zanim osiągnęła te kilkanaście procent, to ludzie mówili: „o jezu, ta inflacja, panie, oni mówią, że 8 procent. Jakie 8 procent, jak olej, jak ostatnio kupowałem, kosztował 7 zł, a teraz kosztuje 10. To jest o 50 procent więcej niemal. Jakie tam 8 procent dzisiaj, jak samo masło rośnie o 20 procent. Jaka inflacja, panie, jak ceny mieszkań, ogrzewania, wywozu śmieci, energii elektrycznej”. Tak właśnie postrzegają to ludzie. I to są wszystko elementy tego zaciągniętego hamulca. I to też sprawia, że wyborcom koalicji trudno się dziś tak naprawdę cieszyć.
A może pocieszyłby ich chociaż widok Kaczyńskiego w kajdanach?
Z pewnością tak, ale to by nie załatwiło sprawy. Takie zamknięcie Kaczyńskiego starczyłoby im na jakieś 2 może 3 tygodnie.
Bo masło?
Bo masło. Gdyby na przykład uchwalić dzisiaj aborcję i związki partnerskie, ale masło wciąż nie przestałoby drożeć, podobnie jak energia czy ogrzewanie, to korzyść polityczna z tej zmiany w ogólnym bilansie byłaby żadna. Bo za tę uchwaloną aborcję sobie auta czy mieszkania większego albo nowego, albo dla dziecka, nie kupisz. Twoja pozycja społeczna nie wzrośnie od tego, że będzie można przeprowadzić legalnie aborcję.
To może zaczyna się czas żniw dla PiS? Może partia Kaczyńskiego ma właśnie szansę się odbić? Z twoich ostatnich sondaży wynikałoby, że może mieć.
O, ja tu byłbym bardzo ostrożny. Owszem, PiS miał trochę lepsze wyniki. Pytanie tylko, co to spowodowało? „Urodzili się” nam nowi wyborcy czy też przed świętami po prostu spadła frekwencja? Bo ludzie gonią za karpiem, a nie za kandydatem. Mam zdecydowane wrażenie, że chodzi właśnie o karpia. Stale badamy taki wskaźnik, który określa stopień zainteresowania polityka. W zeszłym roku osiągał on poziom 40-45 procent. To bardzo dużo i to się utrzymywało jeszcze bardzo długo po wyborach. Natomiast dzisiaj obserwujemy, że ten wskaźnik znowu spadł do poziomu 30 paru procent. To znaczy, że znowu większość obywateli ma głęboko gdzieś, co się dzieje w polityce. I to również powoduje, że te frekwencyjne zachowania wyglądają inaczej. To zdecydowanie nie jest więc dobry moment na szukanie jakichś bardziej trwałych trendów w wynikach sondaży. A jeśli chodzi o sondaże stricte prezydenckie, to na to też jest jeszcze za wcześnie.
Władza
Wybory
Sławomir Mentzen
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Marcin Duma
wybory 2023
Wybory prezydenckie 2025
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze