Prof. Krystian Markiewicz chce zadośćuczynienia, bo był główną ofiarą afery hejterskiej. Pozywa Łukasza Piebiaka, byłego zastępcę Ziobry, i sędziego Jakuba Iwańca. Pozywa też Skarb Państwa, reprezentowany przez ministra sprawiedliwości, bo w tym resorcie tam było centrum afery.
Prezes największego stowarzyszenia sędziów w Polsce Iustitia, sędzia i prof. Krystian Markiewicz zadośćuczynienia zażądał w piątek 14 marca 2025 roku. Zrobił to w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Toczy się tu pierwszy proces za aferę hejterską, którą ujawnił w sierpniu 2019 roku Onet. Polegała ona na szkalowaniu i atakowaniu sędziów, którzy bronili niezależności wymiaru sprawiedliwości. Używano do tego danych o sędziach z ich służbowych teczek oraz rzekomych plotek.
Hejt był rozprowadzany przez Małą Emi, która potem została sygnalistką i pomogła ujawnić aferę. Pomysł zrodził się w resorcie ministra Ziobry. Tu też założono potem hejterskie konto na Twitterze KastaWatch, które zastąpiło w hejcie Małą Emi.
W aferę byli zamieszani sędziowie, którzy współpracowali z ówczesnym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, główną postacią w aferze. Sędziowie mówili do niego Herszcie.
Jednym z głównych celów afery był prezes Iustitii, Krystian Markiewicz. Stowarzyszenie pod jego rządami wyrosło — razem z mniejszym stowarzyszeniem Themis — na głównego obrońcę wolnych sądów. Dlatego Mała Emi rozesłała do sędziów paszkwil na niego, który miał go zniszczyć.
Markiewicz po ujawnieniu afery w 2019 jako jedyny pozwał o ochronę dóbr osobistych Skarb Państwa, reprezentowany przez ówczesnego ministra Ziobrę (bo tu pracowali sędziowie zamieszani w aferę). Pozwał też Łukasza Piebiaka oraz stołecznego sędziego Jakuba Iwańca, który był w bliskich kontaktach z Małą Emi. Zażądał przeprosin w mediach i 50 tysięcy złotych na cel społeczny.
I ten proces trwa do dziś, ale powoli zmierza do końca. W piątek 14 marca 2025 roku odbyła się kolejna rozprawa. Na jej początku Markiewicz złożył pismo zmieniające jego stary pozew.
Oprócz dotychczasowego roszczenia zażądał dodatkowego zadośćuczynienia w wysokości 75 tysięcy złotych. Chce, by zapłacili je solidarnie Iwaniec, Piebiak i minister sprawiedliwości, który odpowiada instytucjonalnie za działania sędziów, którzy tu za czasów Ziobry pracowali.
Prof. Markiewicz zdecydował się na to z dwóch powodów. Po pierwsze po wybuchu afery nadal był atakowany w internecie przez Piebiaka i Iwańca. I trwa to niemal do dziś.
Po drugie, liczył, że po zmianie władzy ministerstwo przyjmie instytucjonalną odpowiedzialność za aferę. Tym bardziej że minister sprawiedliwości Adam Bodnar zapowiadał jej rozliczenie. Zostały podjęte wstępne rozmowy ugodowe z ministrem, ale nic z tego nie wyszło. Obecnie żadne takie rozmowy się nie toczą. Dlatego Markiewicz zmienił pozew, żądając na rozprawie dodatkowego zadośćuczynienia dla siebie.
Rozprawę jednak odroczono i to aż do września 2025 roku. Bo Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, która prowadzi śledztwo ws. afery hejterskiej, nie przysłała akt sprawy. Powołała się na tajemnicę śledztwa. Może jednak udostępnić część akt w zakresie dotyczącym hejtu na Markiewicza. Oczekuje jednak, że wskaże on, o które dokumenty chodzi.
We wrześniu może zapaść już wyrok. Bo sąd na rozprawę wezwał też Iwańca i Piebiaka. Sąd chce ich wysłuchać, podobnie jak Markiewicza. Jeśli się nie pojawią, to sąd pominie dowód z ich zeznań. Głównymi pełnomocnikami Markiewicza w tej sprawie adwokaci Patrycja Rejnowicz i Michał Jabłoński.
Do zmiany pozwu prezesa Iustitii mogła jeszcze skłonić jedna rzecz. Niedawno Skarb Państwa, reprezentowany przez obecnego ministra sprawiedliwości, pozwał za aferę hejterską sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie. On też był jedną z głównych ofiar afery hejterskiej.
W ministerstwie sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry planowano na niego ataki z użyciem informacji z postępowań dyscyplinarnych. O wszystkim wiedział Ziobro, bo dostawał do wiadomości maile w tej sprawie.
Dlatego sędzia Żurek pozwał Skarb Państwa o przeprosiny i 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Bo chce, by państwo przyjęło instytucjonalną odpowiedzialność za niszczenie sędziów przy pomocy hejtu za czasów PiS.
Żurek nie chciał składać pozwu. W grudniu 2024 roku zaproponował ministrowi sprawiedliwości Adamowi Bodnarowi ugodę, ale nie dostał odpowiedzi. Dlatego pod koniec lutego tego roku złożył pozew. Sędzia Żurek jest drugim polskim sędzią, który pozywa za aferę hejterską.
Wcześniej w oddzielnym pozwie o ochronę dóbr osobistych, pozwał też zamieszanych w nią sędziów Łukasza Piebiaka (byłego wiceministra sprawiedliwości), Jakuba Iwańca i zastępcę rzecznika dyscyplinarnego Przemysława Radzika. Żąda od nich przeprosin i 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Jego pełnomocnikiem w obu sprawach jest prof. Michał Romanowski.
W sprawie afery hejterskiej toczą się dwa śledztwa. Główne prowadzi Prokuratura Regionalna we Wrocławiu. Sprawa ruszyła dopiero po zmianie władzy. Wcześniej śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Świdnicy, jedna z zaufanych prokuratur Ziobry. Ale za władzy PiS nie chciała nikomu stawiać zarzutów, choć miała dowody m.in. w postaci maili zabezpieczonych na skrzynkach sędziów z resortu Ziobry.
Tylko na prywatnej skrzynce Piebiaka było 200 tysięcy różnych maili. Dopiero po przeniesieniu śledztwa sformułowano pierwsze wnioski o uchylenie immunitetów.
Wrocławska prokuratura w 2024 roku wysłała do Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN wnioski o uchylenie immunitetów Łukaszowi Piebiakowi, Jakubowi Iwańcowi i Przemysławowi Radzikowi. Chce im postawić po kilkanaście zarzutów.
Dwóm pierwszym za ujawnienie wrażliwych danych sędziów z ich teczek personalnych znajdujących się w ministerstwie. Dodatkowo Iwańcowi chce postawić zarzut za pomoc Małej Emi w rozesłaniu paszkwilu na Markiewicza. Sędzia Iwaniec miał przekazać jej maile sędziów z Iustitii, do których trafił paszkwil.
Z kolei Radzikowi prokuratura chce postawić zarzuty ujawnienia informacji z postępowań dyscyplinarnych toczonych wobec sędziego Żurka. Przekazywał je Piebiakowi, a ten ujawnił je doradcom medialnym ministerstwa w celu ustalenia medialnych ataków na sędziego.
Izba nie rozpoznała jak dotąd żadnego wniosku o uchylenie immunitetu. Sprawy Piebiaka i Iwańca jeszcze się nie zaczęły. Trwa tylko sprawa Iwańca. Odbyły się już trzy posiedzenia, ale prowadzący sprawę legalny sędzia Wiesław Kozielewicz zarządził postępowanie dowodowe, co jest raczej niespotykane w sprawach immunitetowych.
Drugie śledztwo związane z aferą hejterską prowadzi Prokuratura Rejonowa Kielce-Wschód. Tę sprawę zainicjował zawiadomieniem sędzia Waldemar Żurek. Zawiadomienie złożył jeszcze za władzy PiS, bo był hejtowany na Twitterze przez Małą Emi i z kont FigoFago i Jacob.
Śledztwo toczyło się jednak tak, że nic nie ustalono. Nawet nie chciano przesłuchać Małej Emi, twierdząc, że nie wiadomo kto to jest. Choć ujawniła się ona w mediach i cała Polska wiedziała, że to Emilia Szmydt. W końcu sprawę umorzono, ale sędzia się odwołał i śledztwo nakazał sąd. Dopiero wtedy ruszyło postępowanie.
Jego efektem było sformułowanie wniosku o uchylenie immunitetu sędziemu Jakubowi Iwańcowi. Prokuratura, opierając się na opinii lingwistycznej, powiązała go z anonimowym kontem FigoFago, z którego hejtowano sędziego. Ten wniosek Izba Odpowiedzialności Zawodowej rozpoznała szybko. W lutym 2025 roku neosędzia Marek Motuk z Izby Odpowiedzialności Zawodowej nie zgodził się na uchylenie immunitetu. Uznał, że prokuratura nie ma wystarczających dowodów na to, że FigoFago to Iwaniec.
Uzasadnienie tej decyzji było kuriozalne, bo wynikało z niego, że być może hejterem był…sędzia Żurek, który mógł prowokować FigoFago. Prokuratura odwoła się od tej decyzji, bo nie jest ona prawomocna.
Po 7 latach od ujawnienia afery hejterskiej jedyną osobą za nią skazaną może być paradoksalnie osoba, która ją ujawniła. Czyli Emilia Szmydt vel Mała Emi. Została ona bowiem oskarżona przez kielecką prokuraturę za hejt na sędziego Żurka. Mimo że sędzia się z nią pogodził. W najbliższą środę może zapaść wyrok w jej procesie, który prowadzi Sąd Rejonowy w Bochni.
Zarzuty Małej Emi postawiono też w śledztwie, które prowadzi wrocławska prokuratura. Zarzuty sformułowano jeszcze w prokuraturze w Świdnicy.
Oskarżając Małą Emi, prokuratura zamyka sobie jednak możliwość wykorzystania jej wiedzy do oskarżania głównych sprawców afery. Bo Mała Emi była tylko narzędziem. Ale jako świadek byłaby cennym źródłem osobowym. Będąc osobą podejrzaną nie ma jednak interesu, by teraz pomóc państwu osądzić aferę. Mała Emi po prostu milczy. Nie pojawiła się nawet na swoim procesie w Bochni.
Sądownictwo
Adam Bodnar
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Ministerstwo Sprawiedliwości
Prokuratura
Sąd Najwyższy
afera hejterska
Jakub Iwaniec
Łukasz Piebiak
Mała Emi
praworządność
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze