Trzeba wiedzieć, jak rządzić i nie opowiadać bajek - mówi premier Morawiecki w filmiku opublikowanym na Facebooku. I proponuje własne - opowieść premiera o gospodarce to manipulacja w prawie każdym zdaniu. Analizujemy jego słowa
Znudził wam się Jan Paweł II? PiS pamięta na szczęście również o starych przebojach. Jednym z nich jest: Platforma to złodzieje!
Opublikowany w niedzielę 12 marca filmik na profilu premiera Morawieckiego na Facebooku zaczyna się od cytatu z Donalda Tuska. Filmik można obejrzeć tutaj. Przeanalizujemy go w całości.
Były premier Donald Tusk mówi tam, że jeśli ktoś da mu zakopane gdzieś miliardy złotych, to z przyjemnością rozda je on Polakom.
Mateusz Morawiecki odpowiada na to:
„Znaleźliśmy te pieniądze i nie były one nigdzie zakopane. Po prostu przez lata znikały w kieszeniach ludzi z szarej strefy, a państwo im na to pozwalało. Okradali nas wszystkich.
Uszczelniliśmy nie tylko VAT, mamy blisko trzy razy więcej dochodów z podatku od dużych firm, jednocześnie obniżając stawkę tego podatku dla małych i średnich przedsiębiorstw. Przywróciliśmy te pieniądze dla Polski i dla obywateli”.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Mateusz Morawiecki w pięciu zdaniach streszcza swoją wersję historii uszczelnienia VAT. Ta opowieść niewiele różni się od legendy o Robin Hoodzie. Angielski bohater z lasu Sherwood zabierał bogatym i dawał biednym. Mateusz Morawiecki zatrzymał kradzież poprzedników i rozdał te pieniądze najuboższym.
Tymczasem są tutaj dwa podstawowe problemy: reformy prowadzące do uszczelnienia zaczęły się już za rządów PO-PSL, a duża część wysokich wpływów z VAT obecnie wynika wprost z wysokiej inflacji (czym chwalić raczej się nie należy).
Nie ma wątpliwości, że rząd PiS ma zasługi w zmniejszeniu luki VAT. Luka ta to różnica między teoretycznymi wpływami z VAT, które powinny do państwowej kasy wpłynąć, a tym, co do niej faktycznie wpływa. Duża luka oznacza dużą skalę oszustw podatkowych i unikania opodatkowania. W latach 2012-2015 wynosiła 24-25 proc. i był to potężny problem, bo budżet państwa tracił miliardy złotych.
To, że PO miała problem z dochodami z VAT do końca kadencji, pokazują też wpływy w dwóch ostatnich latach. W 2014 roku wyniosły one 124,3 mld złotych. Rok później było to nieco mniej – 123,1 mld zł, pomimo wzrostu gospodarczego na poziomie 3,6 proc.
Platforma zareagowała za późno - do 2015 działania ministra finansów i podległych mu służb były niewystarczające - ale zareagowała.
Raport NIK z 2019 roku wylicza kilka narzędzi, jakie wprowadzono w latach 2011-2015, aby z ubytkami w podatku VAT walczyć. To:
Szczególnie to ostatnie rozwiązanie - zwiastun nowej filozofii walki z luką VAT - było istotne i kładło podwaliny pod skuteczne zmniejszanie luki.
Liczenie luki jest skomplikowane, dlatego zwykle dane otrzymujemy po co najmniej rocznym oczekiwaniu. Jednocześnie metodologia krajowa i europejska się różnią. Ale warto podać najnowszą liczbę. Według rządowych szacunków z grudnia 2022 luka w 2021 roku spadła do zaledwie 4,3 proc. To bardzo dobry wynik. Gdyby luka wynosiła dziś tyle, co w 2012 roku, oznaczałoby to umykanie z państwowej kasy ponad 50 mld złotych. Ale to skrajnie mało prawdopodobne – jak już wspominaliśmy, rząd PO-PSL wprowadził pierwsze rozwiązania dążące do załatwienia tego problemu. A trend spadkowy jest wyraźny w całej Europie.
Mówiąc o luce i stratach z VAT premier Morawiecki popełnia jeszcze jeden błąd – używa pełnej kwoty luki VAT i twierdzi, że PO ukradła tyle pieniędzy. Tymczasem w 2019 roku dr Grzegorz Poniatowski z Center for Social and Economic Reaserch, ekonomicznego think tanku, który opracowuje obliczenia luki VAT dla Komisji Europejskiej mówił nam
"Luka nie jest jednoznaczna z utratą dochodów z tytułu wyłudzeń i nadużyć. Wśród luki VAT jest wiele naturalnych ekonomicznie zachowań, takich jak błędy, opuszczenia, bankructwa. Wartość luki VAT w złotówkach, jaką otrzymujemy z szacunków, nie oznacza potencjalnego przyrostu dochodów".
W marcu poznaliśmy też szacunkowe wyniki budżetu za 2022 rok. Dochody z VAT według Ministerstwa Finansów wyniosły 230,4 mld zł. Przy średniorocznej inflacji na poziomie 14,7 proc. to około (bo dokładne oszacowanie wymagałoby specjalistycznych narzędzi i danych, którymi dysponuje tylko Ministerstwo Finansów) 30 mld złotych „podatku inflacyjnego”.
To częste sformułowanie, ale nie jest to oczywiście podatek, bo rząd nie kontroluje jego wysokości. Ale oddaje to, że w czasach wysokiej inflacji do państwowej kasy wpływa więcej - podatek jest naliczany od znacznie wyższych kwot.
A kilkunastoprocentowa inflacja z pewnością nie jest czymś, czym należy się cieszyć i chwalić. Gdyby w 2021 i 2022 roku inflacja była utrzymana w celu inflacyjnym NBP (2,5 proc.), wówczas wpływy podatkowe w tych latach byłyby bardzo podobne.
Wróćmy teraz do premiera.
„Dzisiaj korzystają z nich [pieniędzy z uszczelnienia podatkowego] wszyscy, bo to nie tylko programy społeczne, takie jak 500 plus czy trzynasta albo czternasta emerytura. To także wielkie inwestycje publiczne – te lokalne, jak i te ogólnopolskie. To ulgi dla młodych, to innowacje, to inwestycje w czyste powietrze”.
Premier regularnie mówi, że każdy potrzebny wydatek państwa mamy dzięki uszczelnieniu VAT. We wrześniu 2021 roku tak mówił o tarczach antykryzysowych. Tymczasem te były finansowane w dużej mierze z długu.
Finansowanie wszystkiego z uszczelnienia podatkowego to mit. Nawet jeśli uznamy, że to rzeczywiście kilkadziesiąt miliardów rocznie, czego nie da się przecież dokładnie policzyć, to nie starczy na wszystko. Szczególnie w przypadku czternastej emerytury premier po prostu się myli.
Dzisiaj korzystają [z uszczelnienia VAT] wszyscy, nie tylko programy społeczne, takie jak 500 plus czy 13 albo 14 emerytura. To także wielkie inwestycje publiczne. To ulgi dla młodych, to innowacje, to inwestycje w czyste powietrze
Rząd nie ogłaszał tego tak chętnie, jak w przypadku wysokości dochodów budżetowych. Ale mniej więcej w tym samym czasie zadecydowano, że aby zabezpieczyć wypłaty 14. emerytury, trzeba wyciągnąć środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej. Będzie to pożyczka, którą rząd będzie spłacał w latach 2028-2037.
Po posiedzeniu rządu we wtorek 14 marca premier odpowiedział na krytykę w tej sprawie.
„Sektor finansów publicznych składa się z budżetu i różnych funduszy. Mamy ich kilkadziesiąt. Tutaj nie ma rozróżnienia, że rząd coś pożycza. To jest tak, jakby ktoś pożyczał sobie z jednej kieszeni do drugiej kieszeni. Są pieniądze na emerytury. Wszystko tu jest zabezpieczone, nie ma problemu” – przekonywał szef rządu.
Fundusz Rezerwy Demograficznej został założony na początku wieku. Miał zabezpieczać wypłatę emerytur w razie nagłych zmian w polskiej demografii. Ale politycy od lat korzystają z niego jak z rezerwowej puli na różne cele. Na początku roku budżet Funduszu wynosił 55,6 mld złotych. A więc starczyłoby to na wypłaty na emerytury na zaledwie kilka miesięcy. Teraz będzie w nim jeszcze mniej – czternastki kosztują ponad 10 mld złotych.
A chwalenie się inwestycjami też nie jest trafione. Stopa inwestycji (udział inwestycji w PKB) od początku rządów PiS spada, chociaż premier Morawiecki obiecywał na początku pierwszej kadencji (jeszcze jako minister finansów), że wzrośnie i w 2020 roku wyniesie między 22 a 25 proc. W ostatnich latach wskaźnik ten mieści się między 16 a 17 proc., według GUS w 2022 roku wyniósł 16,8 proc. To o około 5 punktów procentowych mniej niż średnia unijna. Nie jest też tak, że rosną inwestycje publiczne.
W następnym zdaniu w klipie premier mówi:
„To dzięki tym pieniądzom Polska rozwija się dziś bardzo szybko. To dzięki nim wzmacniamy nasze bezpieczeństwo i inwestujemy w armię”.
To podobny przypadek. Polska rzeczywiście znacząco zwiększa wydatki na armię. Na koniec stycznia premier Morawiecki zapowiedział wydatki na armię na poziomie 4 proc. polskiego PKB. Łącznie ma to być 137 mld złotych – ponad połowa dochodów z VAT w ciągu jednego roku. Dlatego potrzebne jest też dodatkowe zadłużenie. To obsłuży pozabudżetowy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych.
Zwiększenie środków na obronność w konsekwencji rosyjskiej inwazji na Ukrainę nie jest kontrowersyjne. Jednak gdy premier sugeruje, że zwiększamy wydatki na armię dzięki uszczelnianiu systemu podatkowego, to nie mówi całej prawdy. Te środki byłyby niewystarczające wobec potrzeb i zaplanowanych wydatków.
Finansowanie wydatków długiem to normalna procedura w nowoczesnych państwach demokratycznych. Ale pożyczane pieniądze nie mają nic wspólnego z wpływami podatkowymi. To dwie zupełnie inne kategorie.
Premier nie traci jednak dobrego nastroju. Dalej mówi:
„Mamy bardzo niskie bezrobocie i to wszystko pomimo pandemii i rosyjskiej napaści na Ukrainę. Liczby nie kłamią. To jest bolesna informacja dla opozycji, która codziennie rysuje czarne scenariusze, ale nasze finanse publiczne są w bardzo dobrym stanie”.
Słowa o opozycji to tylko tania erystyka. Nikt nie cieszy się z ewentualnego kiepskiego stanu polskich finansów publicznych. Punktowanie błędów rządu to zadanie opozycji. A ocena stanu finansów publicznych nie może ograniczać się do wysokości wydatków i rosnących wpływów podatkowych. To zestaw naczyń połączonych, gdzie bardzo ważne jest myślenie o przyszłości.
Jeśli premier opowiada o tym, że pieniędzy jest mnóstwo i na wszystko starczy, a następnie wybiera pieniądze z funduszu rezerwy, to czy świadczy to o doskonałym stanie finansów?
W najbliższych latach ostro wzrośnie zadłużenie pozabudżetowych funduszy. Premier wprawdzie zapowiedział, że fundusze będą włączane do budżetu, ale nie znamy szczegółów. A sam główny ekonomista Ministerstwa Finansów Łukasz Czernicki przyznaje, że nagłe włączenie wszystkich funduszy do budżetu może oznaczać duży przyrost długu, niebezpiecznie blisko limitów zapisanych w konstytucji. Dodatkowo zwiększamy zadłużenie w momencie, gdy jego koszt rośnie.
Premier ma natomiast rację, gdy w następnym zdaniu mówi:
„Polski dług publiczny w relacji do PKB jest wyraźnie mniejszy od średniej w Unii Europejskiej. A największe agencje ratingowe oceniają nasze perspektywy jako stabilne”.
Na tle innych krajów rzeczywiście nie wyglądamy obecnie źle.
Ale jednocześnie mamy drugie największe zadłużenie wśród państw spoza strefy euro. A zadłużenie powyżej 60 proc. – do którego możemy się w najbliższych latach zbliżyć – oznacza brak możliwości wejścia do strefy euro.
Ma też rację z agencjami ratingowymi. Przypomnijmy w skrócie – agencje ratingowe to komercyjne firmy, które zajmują się oceną perspektyw kredytowych różnych podmiotów – tak firm, jak i państw.
Czego premier nam nie mówi, to to, że rządy PO-PSL miały dokładnie taki sam rating, jakim chwali się Mateusz Morawiecki. Ogólny rating Standard and Poor’s utrzymuje się na tym poziomie od 2007 roku, w przypadku Fitch – od ponad 20 lat. Premier nie wymienił trzeciej ważnej firmy ratingowej – Moody’s.
Źródło wykresu: Ministerstwo Finansów
Z wykresu możemy wyczytać dwie ważne rzeczy dla oceny słów premiera. Po pierwsze – w ostatnich dwóch dekadach długoterminowy rating Polski został obniżony tylko raz – przez Standard and Poor’s na początku rządów PiS w 2016 roku (dodajmy, że stosunkowo szybko ocena wróciła na stare tory). Po drugie, skoro ocena w czasach PO-PSL była identyczna, jak ta, którą chwali się premier, to dlaczego premier na koniec spotu mówi:
„Jakaś magia? Nie. Po prostu trzeba wiedzieć, jak działa państwo, umieć rządzić i chcieć pracować dla Polski i Polaków.
I nie opowiadać bajek o skarbach zakopanych w ogrodzie”.
Tej bajki Mateusz Morawiecki nie ma w repertuarze. Ale w krótkim, dwuminutowym filmiku udowadnia, że ten repertuar i tak jest całkiem bogaty.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze