0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

– Pytam, czy był jakiś protest – opowiada Ukrainiec mieszkający w Polsce.

Na to wszyscy: – Ale co to da?

– Jak to co to da? Jak jesteś niezadowolony, to idziesz na protest, zbierasz ludzi, którzy też mają dość.

– O jej, a to może zadziałać?

– Słuchajcie, jestem obcokrajowcem, ale mogę tym się zająć.

– Jak pan zrobi protest, to na niego przyjdę ....

Nie, to nie była rozmowa o Marszu 4 czerwca 2023.

Nie spodziewałam się takiego marszu w Polsce

Tak 18 listopada 2022 roku mówił gość polsko-ukraińskiej debaty zorganizowanej przez OKO.press w Teatrze Powszechnym, którą współprowadziłam. Wypowiadał się na temat polskiego systemu ochrony zdrowia, który wszystkich oburza, ale nikt nie protestuje.

Jednak schemat jest uniwersalny: jeśli system nie działa i nie ma w nim mechanizmów autokorekty — to ludzie wychodzą na ulice. I nie jest to komplement dla władzy. W Ukrainie mamy to świeżo w pamięci.

Bez Rewolucji Godności, która rozegrała się na ulicach Kijowa Janukowicza byśmy nie przegonili. Miałam wtedy 16 lat, ale byłam na marszu w Drohobyczu 1 grudnia 2013 roku, uciekliśmy ze szkoły zostawiając kartkę: „Kiedy na Majdanie zabijają ludzi, nie możemy spokojnie się uczyć”. Kiedy na marszu spotkaliśmy naszych nauczycieli, baliśmy się, że będą krzyczeć, że uciekliśmy ze szkoły. Jednak szliśmy razem, czuliśmy się uskrzydleni. Pomalowaliśmy twarze w niebiesko-żółte serduszka, chłopaki palili opony — chcieliśmy być z rodakami na Majdanie.

Mieszkając już w Polsce, w październiku 2020 obserwowałam 100-tysięczny marsz strajku kobiet przez Warszawę. Wiem z najnowszej historii o protestach ery „Solidarności” i milionach ludzi na papieskiej pielgrzymce w 1988 roku, która była de facto aktem politycznego nieposłuszeństwa.

Ale jak słuchałam na debacie tego ukraińskiego chłopaka, wydawało mi się, że jego pragnienie, by zorganizować dziś protest w Polsce jest niemożliwe do realizacji, że ukraińska recepta nie zadziała w polskim społeczeństwie, już statecznym, już tyle lat w Unii Europejskiej.

Nie podejrzewałam, że nie minie pół roku, jak Polacy wyjdą na ulice, właśnie żeby pokazać swoje niezadowolenie. Nie podejrzewałam, że będzie to tak wielkie wydarzenie.

Przeczytaj także:

Śledząc Marsz 4 czerwca poczułam ten sam dreszcz wolności, te same emocje jak z ukraińskich majdanów 2004/2005 i 2013/2014.

W OKO.press w kilkunastu tekstach opisaliśmy przebieg, skalę i polityczne konsekwencje marszu 4 czerwca. Nasi czytelnicy wiedzą, jaki to był marsz. Zajrzałam jednak do mediów publicznych, żeby zobaczyć ich wersję wydarzeń. Znajomo zabrzmiały mi polska propaganda. Niedemokratyczne manipulacje brzmią podobnie, w każdym języku.

Ułożyło mi się to w osiem „przekazów dnia”. Przyjrzyjmy się im razem.

1. Marsz był mniejszy niż był (zaprzeczanie i uspokajanie)

W niedzielę media publiczne, zaskoczone skalą marszu 4 czerwca nie były gotowe, żeby zareagować na jego skalę (demonstrantów mogło być kilka setek tysięcy, w OKO.press Anna Mierzyńska szacowała ich liczbę na 380 tys.). Organizatorzy wskazują nawet na 500 tys. Rafał Trzaskowski 5 czerwca w „Faktach po faktach” TVN24 mówił np., że 4 czerwca korzystających z usług metra było o 250 tys. więcej niż w inne niedziele. I że 60 tys. dojechało autobusami z Polski.

TVP Info próbowało uspokoić swoich widzów, odwracając ich uwagę i lansując Ogólnopolską Paradę Kół Gospodyń Wiejskich pod patronatem ministerstwa rolnictwa. Unikali jakichkolwiek ujęć pokazujących skalę (śledził to w OKO.press Witold Głowacki).

Według ustalonej po chwili paniki propagandowej wersji w marszu wzięło udział 100-150 tys. osób.

Teresa Wargocka, posłanka PiS 5 czerwca w programie Minęła 20 w TVP info podkreślała, że „w obronie Radia Maryja była dużo większa [demonstracja]”.

Miała zapewne na myśli często przywoływany przez PiS ogólnopolski marsz w obronie stacji TV Trwam w kwietniu 2012 roku, na który przyszło według różnych szacunków kilkadziesiąt tysięcy osób. Organizatorzy podawali 120 tys.

2. To był marsz nienawiści (zohydzanie)

TVP Info już w trakcie trwania Marszu wyskoczyła z paskiem: „Nienawiść, wulgarność i agresja na marszu Tuska”

Przedstawiciele władzy oraz media ich cytujące, jak jeden mąż przekonują: to był marsz nienawiści. Teresa Wargocka mówi, że na demonstracji było „tyle złych emocji, tyle nienawiści”. Według posłanki to Donald Tusk podzielił Polskę na wrogie polityczne obozy.

„Przyjechał i powiedział wyraźnie: zło i dobro. Są te dwie strony. Zły jest PiS, my jesteśmy dobrzy” – mówiła Wargocka, dodając, że uczestnicy i uczestniczki marszu wyrazili swoje przekonania i poglądy w sposób „wulgarny, prostacki, niekulturalny”.

Zaprzeczać temu, obiektywnie opowiedzieć o marszu próbowała w TVP Info Wanda Nowicka z Nowej Lewicy. Podczas jej wypowiedzi przeciwnicy komentowali pod nosem, tworząc szum informacyjny. Prowadzący kilkakrotnie przerywał Nowickiej, wypowiedziami typu: „A co zwykłym ludziom ta komisja przeszkadza?” (mowa o komisji ds. rosyjskich wpływów).

To typowe – odniesienie do zwykłych ludzi, do społeczeństwa, do narodu. Także w Ukrainie Janukowycza ukraiński naród padał ofiarą manipulacji, ale dobra władza o naród dbała, bo najważniejsze jest dobro narodu...

Próby Nowickiej, by dotrzeć do widzów TVP info z inną wizję wydarzeń, pracownika TVP Info wyraźnie bawiły, udawał, że z trudnością się powstrzymuje od śmiechu.

Kiedy posłanka podała jedno z haseł marszu: „Szczęśliwej Polski już czas”, natychmiast zareagował, że przecież było wiele wulgarnych haseł.

Potem ironicznie nazwał marsz piknikiem.

TVP Info eksponowała incydenty agresji wobec opozycjonisty z okresu PRL-u, Adama Borowskiego, nie dodając, że kandydował z listy PiS w 2019 roku (bez powodzenia). Na ekranie pojawiają się kadry z ostrymi wypowiedziami demonstrantów. Dziennikarz, który ich przepytuje, nie ma na mikrofonie kostki TVP Info, zakłada ją dopiero, gdy podsumowuje materiał. TVP tłumaczy się, że miało to służyć zapewnieniu bezpieczeństwa pracownikom mediów publicznych.

„Ta nienawiść pójdzie w kolejne pokolenia, bo tam były dzieci” – mówi posłanka Wargocka. No właśnie, dzieci.

3.Dzieci zmuszano do wykrzykiwania wulgarnych haseł (zohydzanie)

Jednym z gości omawianego programu Minęła 20 był Dariusz Klimczak z PSL. Podkreślal, że hasła były różne, dowcipne, agresywne, wzruszające, czasem wulgarne. Ale dominował przekaz pozytywny. Jako przykład podał dziewczynkę z plakatem w serduszka i tekstem, że zwyciężyć może tylko miłość.

Za kilka minut na ekranie w odpowiedzi pojawiły się wcześniej przygotowane, wyselekcjonowane kadry, gdzie

  • dzieci krzyczą: „PiS do piekła”,
  • jest zbliżenie na czoło dziewczynki, gdzie narysowano osiem gwiazdek,
  • emocjonalna wypowiedź nastolatki, że PiS chce odebrać dzieciom prawa.

„Polityczne wykorzystywanie dzieci” pojawiało się w wypowiedziach wielu polityków partii rządzącej oraz dziennikarzy mediów publicznych.

4. Opozycja nie chce wygrać wyborów, ale nas unicestwić (podważanie)

Niedzielny marsz był pokojowy i nic złego tam się nie wydarzyło. „Po marszach niepodległości przede wszystkim liczymy szkody, a po tym marszu zbieraliśmy setki butelek po wodzie mineralnej” – mówił Rafał Trzaskowski w TVN24.

Politycy partii rządzącej widzą to inaczej. Podważają sens marszu jako wydarzenia politycznego, którego celem jest mobilizacja wyborcza. Według propagandy Donald Tusk chce swoich przeciwników „zmieść z powierzchni ziemi”. To w rozumieniu Ryszarda Bartosika, wiceministra rolnictwa oznacza „zabić, zniszczyć, zakopać. To są niebezpieczne słowa. My mówimy, że wygramy te wybory, bo mamy dobry program”, a oni chcą po prostu nas unicestwić".

W taki sposób rządzący zrozumieli zapowiedź opozycji o „rozliczeniu” i odpowiedzialności za wszystkie złe decyzje.

Wcześniej Borowski w TVP Info mówił, że Tusk nie chce wygrać, ale zniszczyć.

„Chcą zniszczyć 10 milionowy elektorat” – mówił Borowski. Pomijając zapowiedź Donalda Tuska o powyborczym pojednaniu ze zwolennikami PiS.

„Wykopiemy was jesienią, a posadzimy na wiosnę" – cytuje hasło z marszu Klimczak, pytając Bartosika: – Chodzi o ziemniaki czy o rząd?”

„A nie lepiej byłoby: wygramy wybory?” – odpowiada urażony wiceminister.

5. Brak przesłania politycznego (podważanie)

Podobny do nr 4 jest nr 5. Wspólnym mianownikiem wielu wypowiedzi było, że na marszu nie wybrzmiał żaden konkret, postulat. Według obozu prawicowego opozycja nie przedstawiła nawet zarysu programu. Robert Telus, minister rolnictwa 6 czerwca w Sygnałach dnia (PR1) tak mówił:

„Jedynym punktem ich programu jest walka z PiS-em, to ja tego nie rozumiem, Polacy oczekują konkretów, co możemy zaoferować, my te konkrety mówimy, czy 800+, czy bezpłatne autostrady, to są konkrety”.

To ma uspokajać elektorat PiS i zniechęcać do słuchania tego, co mówi opozycja. Niczego się nie dowiecie.

6. Wina Tuska, czyli podstępna gra elit (podważanie)

„Śmieszy mnie trochę, kiedy stare lisy, siedzące w polityce wiele lat, organizują marsz antyrządowy i przedstawiają go jako spontaniczny protest obywatelski” – mówił o niedzielnych wydarzeniach premier Mateusz Morawiecki. Zawsze ta sama śpiewka zagrożonej władzy – za protestem stoją jakieś siły, które manipulują ludźmi.

Z mediów publicznych można było się dowiedzieć, że to wszystko „wina Tuska, on jest na czele tego, długo to planował, oczywiście liderów innych partii opozycyjnych wykorzystał. Jest to syndrom sztokholmski. Od 2005 roku PO kształtowało w Polakach nienawiść do PiS”.

„Ludzie idą pod przewodnictwem swego lidera” – padło w programie TVP info. Widzowie mieli odczytać, że tłum zachowywał się tak, jak każe wódz.

7. Tusk upokorzył pozostałych liderów

„Tusk upokorzył pozostałych liderów opozycji” – cytowała artykuł Łukasza Pawłowskiego w Gazecie.pl TVP Info, podkreślając, że przecież to medium związane z „Gazetą Wyborczą”. Miało to sprowokować przedstawicieli opozycji do kłótni. Warto dodać, że ten akurat argument, nie jest całkiem oderwany od politycznej rzeczywistości, choć teza o upokorzeniu jest naciągana.

Tusk dominuje, „spycha Szymona Hołownie i Władysława Kosiniaka-Kamysza na boczny tor” – mówił 6 czerwca rano w PR24 Tobiasz Bocheński, wojewoda mazowiecki.

W taki sposób cytowano też słowa wiceprzewodniczącego PO Borysa Budki, który w Radiu Plus mówił o tym, że „potrzebny jest silny lider”, doświadczony przywódca, którego nie da się przestraszyć.

8. Wygrywa się przy urnach wyborczych (uspokajanie)

Według przedstawicieli prawicy 4 czerwca to był zwykły dzień. Nic takiego się nie wydarzyło. Co z tego, że było tam 100 tysięcy (według danych cytowanych w mediach publicznych). Jak powiedział Morawiecki przejdą i pójdą do domów.

Uspokajając swoich wyborców i samych siebie politycy i media prorządowe powtarzają: emocje opadną, a Polacy już na trzeźwo i na świeżo podejdą do wyborów. Bo najważniejszy jest program, którego opozycja nie ma, a jej przedstawiciele są skłóceni.

Te próby zakrzyczenia rzeczywistości mają na celu pomniejszyć polityczne znaczenia Marszu, wywołać negatywny jego obraz zwłaszcza wśród niezdecydowanego elektoratu, a wśród elektoratów partii opozycyjnych zasiać niepewność, czy powinni głosować na „dzikusów”. Takie są te prostackie metody zohydzania największej społecznej akcji po 1989 roku.

Chodzi też o to, by zatamować ewentualny odpływ zwolenników PiS. I co równie ważne, utrzymać ich wysoki poziom mobilizacji.

Partia rządząca przekonuje, że na ulicach się nie wygrywa, bo decyduje kartka wyborcza. Patrząc z perspektywy mojego kraju powiedziałabym inaczej: to, jakie kartki znajdą się w urnach wyborczych, zależy od pragnienia zmiany, jaką odczuwa naród. Ukraińskie doświadczenia pokazują, że protesty mają tu ogromne znaczenie. W Ukrainie to ulica wygrała dwie rewolucje.

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze