0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Aleksandra Perzyńska dla OKO.prAleksandra Perzyńska...

Choć dziennikarze nie mają wstępu do przygranicznej strefy objętej stanem wyjątkowym, jej mieszkańcy sami opowiadają, jak wygląda dziś ich życie. Swoimi świadectwami dzielą się w mediach społecznościowych.

To historie o rozpadzie świata, w którym żyli; o rodzinach, w których razem próbują funkcjonować strażnicy graniczni i ci, którzy noszą ludziom do lasu gorącą herbatę.

O polach kukurydzy, na które strach wjechać kombajnem. Opowieści o przełamywaniu lęku, próbach pomocy i protestach; o bezradności i głębokiej traumie – ale też nadziei, jaką daje świadomość, że ludzie z zewnątrz ich wspierają, że mimo wszystko nie są sami.

I o tym, że nie wiadomo, jak po tym wszystkim dalej żyć.

Oddajemy głos świadkom - mieszkańcom strefy objętej stanem wyjątkowym (nazywanej czasem „zoną”, z języka rosyjskiego) oraz osobom, które mają z nimi bieżący kontakt.

27 września

Minister Mariusz Kamiński podczas konferencji w Warszawie: "Mamy dowody, że niektóre z tych osób (migrantów – przyp. red.) są wprost powiązane z talibami czy Państwem Islamskim. Jedna z nich jest bezpośrednio powiązana z terrorystą aresztowanym w jednym z państw UE w związku z przygotowaniami do zamachu terrorystycznego".

Katarzyna Winiarska, współtwórczyni Uniwersytetu Powszechnego w Teremiskach koło Białowieży, twórczyni Wirtualnego Muzeum Historii Żydów w Białowieży: „Czuję totalne odrealnienie, jestem w Warszawie, ale głową cały czas na granicy. Jechałam wczoraj rowerem do taty przez całe miasto, bulwarami wzdłuż Wisły, i nie mogłam uwierzyć, że ludzie tak po prostu śmieją się w knajpach, pływają motorówkami, grają w piłkę plażową, jak gdyby nigdy nic. Kiedyś nie mogłam uwierzyć, że koło płonącego getta zwykli, mili ludzie kręcili się nadal na karuzeli, a teraz sami się na niej kręcimy, kiedy tam, na granicy błąkają się i umierają przerażeni i wycieńczeni ludzie”.

Przeczytaj także:

28 września

E.: „Wracając do domu ze spaceru mijam kilka ciężarówek z wojskiem, potem policyjną terenówkę, a za chwilę z okna, jedząc śniadanie, widzę, jak jadą jedna za drugą terenówki wojskowe. Teraz, kiedy piszę, kilka samochodów policyjnych przejeżdża za oknem.

Ostatnio jedna z ciężarówek omal nie wjechała w mojego męża cofając.

Teraz oni tu rządzą. Podobno służą pomocą mieszkańcom, podobno mieszkańcy są zadowoleni. Którzy? Ci, którzy żyją z turystyki? I po raz kolejny zostali bez środków do życia, bez pewności co dalej? Kolejne 60 dni?

(…) Wieczorem w Białymstoku spotykam się z kilkoma osobami, którym opowiadam o tym dniu w stanie wyjątkowym. Faza płaczu. Ci ludzie otwierają oczy ze zdziwienia, bo przecież nie możemy pokazać tej rzeczywistości, bo zakazuje nam tego prawo działające w stanie wyjątkowym. Kiedy nie śpię w nocy, myślę, żeby stąd uciec. Bo nie mogę zrobić nic. Tylko zostać uchodźcą.

Jeśli oglądasz moje zdjęcia i myślisz, że żyję w pięknej atmosferze rykowiska, w jesiennej puszczy, to Ci powiem, że próbuję. To moja ostatnia deska ratunku. Kontakt z przyrodą, jedyną prawdą, jaką znam. W ludzi przestałam wierzyć. Dziś zdjęć nie będzie”.

Na ten wpis na Facebooku reaguje Mikołaj: „Na Wschodzie (dalekim) biel to kolor żałoby. Całun śniegu spowije przybyłych. Być może część z nich dotknie go po raz pierwszy w życiu – będzie to zarazem ich ostatnie doświadczenie. Ciała pochowają zwierzęta. Zmrożone dotrwają wiosny i spłyną, gdy ruszą wody. W polskim przytulisku, w podlaskich lasach, w tzw. środku Europy”.

2 października

Straż Graniczna: "Kolejna noc ciężkiej służby przed nami. Ostatnia znów pokazała, że trudno przewidzieć, czego spodziewać się po białoruskich służbach. Wczoraj białoruski pogranicznik rzucał »czymś« w nasz pojazd obserwacyjny. To nie pierwszy tego typu incydent".

Katarzyna: „Z zasłyszanych w sklepie przez D. opowieści o ludziach, którzy przeszli przez granicę.

Klient: I oni na moim polu rano wyzbierali kasztany.

Ekspedientka: Kasztany? A po co?

K.: Tacy głodni byli”.

3 października

Straż Graniczna: "Funkcjonariusze SG odnotowali 434 próby nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Zatrzymano 16 ob. Iraku, pozostałym próbom zapobieżono".

Ewa: „W końcówce sierpnia, przed samym zamknięciem strefy, zbierałam materiały do reportażu, rozmawiałam z miejscowymi. Owszem, prawie wszyscy dzwonili po SG, gdy widzieli uchodźców. (…) Ludność miejscowa często udzielała im pierwszej pomocy, karmiła, przyodziewała, i następnie wykonywała telefon, a to dlatego, że panowało powszechne przekonanie, że SG dalej zaopiekuje się nimi, zawiezie do ośrodków, gdzie będą mieli wyżywienie i dach nad głową. (…)

Po drugie: uważali, że taki jest ich obywatelski obowiązek. SG i wojsko już wtedy zachodziło do ich domów i często rozmawiali, tłumaczyli, prosili o współpracę i pomoc, zostawiali telefony. Ludzie wzywając SG uważali, że wyświadczają uchodźcom przysługę, chronią ich życie przed mafiami i przemytnikami, a także niebezpieczeństwami długiej podróży na Zachód, a także umożliwiają w ten sposób ich kontakt z władzami, by mogli zgodnie z porządkiem prawnym złożyć wniosek o azyl i zostać potraktowani jak w każdym cywilizowanym kraju. (…)

Dużą rolę odgrywał też strach. Większość mieszkańców przygranicznych wiosek to ludzie mocno starsi i mieszkający samotnie, bardzo prości, niewykształceni. Z taką sytuacją spotykali się pierwszy raz w życiu i zwyczajnie się bali. Jak dzisiaj jest ze świadomością tych ludzi? (…) Słychać tu i ówdzie, że świadomość zaczyna się zmieniać. Zaczynają docierać wiadomości o push backach, najczęściej od sąsiadów. Ludzie zaczynają dostrzegać rozdźwięk między tym, co im się mówi o uchodźcach, a tym, co sami widzą. Straszyli ich terrorystami i zboczeńcami, a z lasu wychodzą bosy ludzie, rodziny z dziećmi. Zaczyna narastać gniew i spadek zaufania do służb. Nie sądzę jednak, aby to było zjawisko masowe. Są też oczywiście ludzie, którzy mają pełną świadomość i całkowity brak dobrej woli”.

4 października

Straż Graniczna: "Minionej nocy służby patrolujące granicę polsko-białoruską na rzece Bug ujawniły próbę przerzutu nielegalnych imigrantów na pontonach. Po przybyciu patroli wycofano się z tego zamiaru".

Mirosław Miniszewski, pisarz: „Z ostatnich badań wynika, że tylko 10 procent Polaków jest za niesieniem czynnej pomocy Uchodźcom, którzy utknęli w nieludzkich warunkach przy granicy. Ja osobiście innych ludzi nie znam. Naprawdę! Pokazuje to, w jakiej bańce ja żyję. To jest moja Polska - te 10 procent ludzi”.

6 października

Straż Graniczna: "Funkcjonariusze SG odnotowali 667 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, zatrzymali 7 imigrantów, ob. Turcji. Pozostałym próbom zapobieżono. Za pomocnictwo, podobnie jak wczoraj, zatrzymano aż 13 osób: 10 cudzoziemców i 3 Polaków".

Ewa: W tym całym szaleństwie, w zalewie podłości, nienawiści, w środku, zdawałoby się, ciemnej nocy, bez nadziei na lepsze jutro, pojawia się cała masa dobra. PCK w końcu się obudziło i w dniu wczorajszym przekazało pakiety pomocowe (ubrania i żywność) dla aktywistów z Grupy Granica, którzy najczęściej jako pierwsi docierają do uchodźców. W Lubelskiem PCK zorganizowało już kilka magazynów, kolejne 3 szykują w Podlaskiem.

Coraz więcej funkcjonariuszy SG zaczyna pomagać uchodźcom, dają im wodę i jedzenie, mają po kieszeniach poupychane batony proteinowe, które im podrzucają. I jest to całkowicie ich prywatna inicjatywa. (…) A moja koleżanka gotuje zupę, którą inni będą roznosić dzisiaj w lesie. (…) Nie opuszczajcie rąk. Ludzi dobrej woli jest więcej”.

8 października

MSWiA. Wiceminister Poboży w RDC Polskie Radio: "Polska Straż Graniczna jest traktowana przez służby graniczne innych państw za wzorową. Co więcej, SG ma możliwość mierzenia się z kryzysem migracyjnym bezpośrednio, bo polska granica wschodnia jest także granicą zewnętrzną UE".

Mirosław Miniszewski: „Mijam w ciemności na drodze kolejny patrol SG, gdzie na ziemi obok leżą skuci ludzie. Zatrzymuję się, otwieram okno i patrzę. Wrze we mnie. Gotuje się. Krew mi napływa do głowy. Nic nie mówię. Nie wolno mi. Nie mogę obrazić funkcjonariusza. Strażnik mówi: »Proszę jechać dalej, nic się nie stało«.

Nic się nie stało...

Nic się nie stało...

Nic się nie stało...”

11 października

Straż Graniczna: "W miniony weekend doszło do dwóch prób siłowego forsowania granicy polsko-białoruskiej przez dwie duże grupy cudzoziemców - 90 osób i 130 osób. Dzięki szybkiej interwencji funkcjonariuszy SG oraz żołnierzy WP udaremniono próby nielegalnego przedostania się osób na terytorium Polski".

Ewa: „Gospodarz prowadzi mnie na miejsce. Czy »ich« widział? A pewnie! Codziennie przez wieś przechodzą. Jacy „oni” są? Czarni. Kto by asfaltu nie zobaczył jak czarny? Idą opłotkami, zazwyczaj nie chcą mieć styczności z ludźmi. Po prostu idą. Śpią po stodołach, na widok samochodu chowają się, nie chcą być wydawani służbom. Ale on się ich nie boi. On ma wszystko zagrodzone, bramki żelazne, zamknięte. Przyjdzie taki w nocy, czarny jak diabeł, nie wiadomo, czego spodziewać się. Na jego polu przebierali się, pozostawiali stare ciuchy, buty, skarpety, jakieś torebki. Leżą od tygodnia. On tego nie ruszał i ruszać nie będzie. Gdy nachylam się z aparatem, by sfotografować porzucone ubrania, krzyczy: Tylko niech pani tego nie dotyka! Jeszcze się pani czymś zarazi!”.

12 października

Straż Graniczna: "Nigdy nie rezygnujemy. Prędzej, czy później znajdziemy i postawimy przed sądem każdego, kto narusza polską granicę".

Tomasz: „Ja, Tomasz Wertyński, uczestniczę w LUDOBÓJSTWIE, zabijam ludzi, wysyłam ludzi do strefy śmierci na granicy polsko-białoruskiej. W czasie kiedy oni umierają, ja myję zęby, piję poranną kawę, chodzę na spacery... To moje LUDOBÓJSTWO właściwie nie wymaga jakiegokolwiek wysiłku…”.

13 października

Straż Graniczna: Komunikaty na granicy polsko-białoruskiej, ogłaszane całą dobę w 4 językach: angielskim, francuskim, arabskim i perskim: „Znajdujecie się w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Przekroczenie granicy w tym miejscu jest przestępstwem zagrożonym karą 3 lat pozbawienia wolności. Po przekroczeniu granicy zostaniecie zawróceni do kraju, z którego przybyliście. Osoby, które przyjeżdżają po Was, mogą trafić do więzienia na 8 lat oraz zostać deportowane".

Ewa: „Ideologicznie i estetycznie zawsze byłam polom kukurydzy przeciwna. Nie ma nic nudniejszego niż pole kukurydzy. (…) Tej jesieni jednak coś się zmieniło. (…) Nagle okazało się w tym roku, że pola kukurydzy mają swoje milczące tajemnice. (…)

Ludzie w polu kukurydzy? Jak świat światem tego nigdy nie było. Mówią, że wiele ich tam jest, tych ludzi. Że nawet więcej niż po lasach siedzi. Nie ujawniają się, bo się boją. Chcą zniknąć z ludzkiego wzroku, stać się niewidzialni. Kukurydza nakłada im czarodziejską czapkę niewidkę. Niestety nie daje ochrony przed chłodem, nie daje wody ani jagód, ani miękkiego mchu, ani widoku żadnego nawet. Daje twarde, ciężkostrawne kolby, po których boli brzuch, ale co tam brzuch, najważniejsze, że jakąś nadzieję na przeżycie dają. Niektórzy tylko te kolby jedzą przez wiele dni i dzięki temu trwają. Dzięki tym kolbom i dzięki czapce niewidce”.

Grażyna Chyra: „Białowieża solidarna z uchodźcami! W Białowieży, w strefie stanu wyjątkowego, pojawiło się kilkanaście napisów na chodnikach z hasłami domagającymi się respektowania praw człowieka na granicy! STOP WYWÓZKOM DZIECI DO LASU! GDZIE SĄ PRAWA CZŁOWIEKA? GDZIE SĄ DZIECI Z MICHAŁOWA? NIKT NIE JEST NIELEGALNY! STOP NIELUDZKIM ROZKAZOM! ZIMNY LAS TO NIE MIEJSCE DLA DZIECI! GRANICA CZŁOWIECZEŃSTWA STOP TORTUROM NA GRANICY! Kochani, każdy może zrobić cokolwiek, nawet taką małą rzecz, jak napisać coś na chodniku, narysować domek - każda presja ma sens”.

16 października

Straż Graniczna: "70-osobowa grupa cudzoziemców próbowała wczoraj tj. 15.10 forsować granicę polsko-białoruską na odcinku ochranianym przez Placówkę Straży Granicznej w Mielniku".

Mirosław Miniszewski: „Wszystko się rozpada w naszym życiu. To, czego obecnie wszyscy doświadczamy, nie jest jednowymiarowe. Nigdy już nie wróci to, co było. Nie po tym wszystkim. Życie nas wszystkich, moich przyjaciół z sąsiedztwa ze strefy, wygląda podobnie. Nasze świadectwo będzie kwestionowane, wielu nam nie uwierzy. Wielu zaprzeczy. Będą próbowali to zdyskredytować. My jednak wiemy, co widzieliśmy i nigdy nie pozbędziemy się już tego z naszych głów”.

19 października

Straż Graniczna: "Odnotowano 424 próby nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Zatrzymanych zostało 6 nielegalnych imigrantów: 5 ob. Iraku i ob. Syrii".

Wolontariusze organizacji Chlebem i solą, którzy na granicy działają jako część pomagającej potrzebującym Grupy Granica, relacjonują: „Jedziemy o świcie do kolejnej „pinezki”. Ma być 5 osób, arabskojęzycznych, nie jedli od kilku dni. Na polach szron, wygląda pięknie. Jest mroźnie. Na miejscu pod świerkiem stoi 6 osób. Wszystkie okutane w szaliki, kaptury i czapki. Piją herbatę z termosu i jedzą czekoladę. Słońce dopiero zaczyna oświetlać las.

„Merhaba!” witamy się. „Dzień dobry” odpowiada po polsku jedna z okutanych osób. „A państwo tu pomóc czy przeszkodzić?” „My - pomóc”, uśmiechamy się do siebie nawzajem. Widzimy, że część z nas mocno przez łzy. Zapłakane I. i N. przytulają się do leśnego anioła. „No, to ja już lecę do pracy. Herbatę ci do końca przeleję do kubka, ale biorę termos, bo przyda mi się na jutrzejszy obchód po lesie”, mówi po polsku do zmarzniętego M. „Powodzenia!”, pani odchodzi w las w stronę wsi”.

W publikowanym tego dnia reportażu „Na granicy. Raport ze strefy wyjątkowej” portalu Onet.pl o sytuacji imigrantów można znaleźć taki fragment: „Ludzie na wsiach opowiadają, że przybysze żywią się tym, co znajdą w lasach i na polach. Dowód na to znajdujemy na polu kukurydzy kilometr dalej, na granicy strefy. Po przejściu 2-3 metrów pomiędzy gęsto rosnącymi łodygami otwiera się niewielka przestrzeń ubitej roślinności. Wśród połamanych łodyg pełno obranych lub objedzonych z kukurydzy kolb. Ludzie, którzy tu byli, albo ruszyli dalej, albo zostali złapani przez polską Straż Graniczną. Po nich pozostało jedynie pudełko papierosów”.

Ewa: „Przez ostatnie kilka dni odkrywam ogromną przestrzeń, która funkcjonuje koło nas, równolegle do rzeczywistości push-backów, zdjęć drutu kolczastego i propagandowych obrazków w TVP. Potężna mobilizacja sieci samopomocy społecznej! Dziesiątki, setki, zupełnie oddolnych, obywatelskich inicjatyw, zbiórek, aktywności ludzi, których byś nawet o to nie podejrzewał. (…) I robi to już nie setki, ale chyba tysiące mieszkańców Podlasia i nie tylko.

To prawdziwa Polska Podziemna, Polska Walcząca, Polska i Podlasie, z których jestem dumna!

Do tego dochodzą pozytywne wieści, że są osoby wysoko postawione w aparacie państwowym, które pomagają w konspiracji. Że Straż Graniczna w niektórych miejscowościach sama przyjmuje paczki od ludzi i rozdaje migrantom, choć niektórzy strasznie się boją.

Taka pomoc jest LEGALNA. Co za parszywy czas, w którym próbuje się zastraszać ludzi za dobro, a chwali się i popiera okrucieństwo i jawne łamanie prawa, jak wywożenie chorych, głodnych i zziębniętych ludzi do lasu. Parszywy czas, w którym ludzie boją się być po prostu przyzwoici. Dziękuję wam wszystkim, którzy ratujecie honor”.

20 października

Straż Graniczna: "Odnotowano 600 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Zatrzymano 19 nielegalnych imigrantów: 16 ob. Iraku, 2 ob. Indii i ob. Syrii. W tym miesiącu takich prób było 11,3 tys., w tym roku - 22,9 tys.".

Ewa: „Napisało do mnie mnóstwo osób, odezwały się też osoby z Bliskiego Wschodu z błaganiem o pomoc dla ich rodzin, które utknęły na granicy polsko-białoruskiej i nie mogą się stamtąd wyrwać, zakleszczeni z obu stron przez uzbrojone wojsko. Wysyłają zdjęcia i filmiki. A ja? Cóż mogę im odpisać? Że w tej sytuacji czuję się - i rzeczywiście jestem - całkowicie bezsilna?”

Piotr Pienzin, koordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego SPZOZ w Hajnówce, dla portalu mp.pl: „Puszcza to nie jest zwykły las, trudno tu przetrwać. Ponieważ wyczerpują się im zapasy wody i żywności, piją wodę ze strumieni. Jedzą kolby kukurydzy. Najczęściej mówią o kukurydzy”.

Radio Nowy Świat emituje rozmowę z zastępcą burmistrza Michałowa Konradem Sikorą. Jedna z użytkowniczek Facebooka na grupie wspierającej imigrantów wynotowuje najważniejsze podawane przez Sikorę informacje. Cytuje między innymi: „Rolnicy boją się wjechać w pola kukurydzy… wiemy dlaczego”.

Dalej Piotr Pienzin: "Dziś przyjęliśmy pacjenta z Senegalu. Opowiedział nam, że cofano go dwa razy i że na terytorium Białorusi zostały ciała jego dwóch braci. Nie jesteśmy pewni, czy to bracia rodzeni, czy współtowarzysze, w każdym razie byli razem i oni nie przeżyli. (…)

Pacjenci mówią nam, że zwłoki leżą po białoruskiej stronie. Zastanawia mnie, że tylko po białoruskiej. Przecież złe warunki są po obu stronach granicy. Miejscowi twierdzą, że dopiero wiosną, jak ludzie wyruszą zbierać rogi, okaże się ile szczątków leży w puszczy. W tej chwili jest mnóstwo śladów ludzi – butelki po wodzie, śpiwory. (…)

Od 2 miesięcy pracujemy w szpitalu na najwyższych obrotach. Obciążenie jest wielkie, także psychiczne. Cały czas czuję wzrok przywożonych do nas dzieci, proszących o pomoc. Nie wiem, ile to jeszcze potrwa. Ale też im dłużej trwa, tym bardziej nas zmienia. Dziś już ludzie tutaj nie pozwalają sobie na takie komentarze jak na początku września. Stali się bardziej życzliwi, wyczuleni”.

20 października - rozmowy

Małgorzata Wach: Kilka ostatnich dni spędziłam na Podlasiu. Byłam tam z Agnieszką Przepiórską-Frankiewicz, która grała spektakl „Ginczanka. Przepis na prostotę życia”, w ramach projektu Teatr Polska. Na liście ośrodków, które ją tam zaprosiły, były m.in. Narewka i Gródek. Informacja pojawiła się w czerwcu. Żadna z nas nie mogła wtedy przypuszczać, że za kilka miesięcy pobliskie lasy staną się sceną wielkiego dramatu. (…)

Najbardziej poruszające były rozmowy w Narewce, w których uczestniczyli m.in. mieszkańcy ze strefy stanu wyjątkowego. Opowiadali, że są tacy, którzy pomagają, i tacy, którzy donoszą na sąsiadów.

Większość boi się ryzykować. Zanoszą żywność, odzież i koce do lasu, wracając z poczuciem winy, że zostawili w lesie zmarzniętych ludzi, którzy tracą nadzieję. Jeśli ktoś ich stamtąd nie zabierze, wkrótce stracą również życie, bo temperatura w nocy spada już do -5 stopni.

Nocami część mieszkańców zony, leżąc w swoich łóżkach, słyszy „Help!” dobiegające z głębi lasu. Coraz częściej zdarza się, że słyszą również „Pomocy” i „Ratunku” po polsku. To pierwsze słowa, których trzeba się w tym miejscu nauczyć.

Byli tacy, którzy się skarżyli władzy, że „uchodźcy śmiecą w lasach”, bo zostawiają po sobie sterty mokrych ubrań, koców, pampersów i opakowań po jedzeniu. Teraz się tego wstydzą. Dotarło do nich, co się dzieje.

Ale są też tacy, którzy zabierają kogoś do domu chociaż na chwilę, żeby mógł się wykąpać, przebrać, zjeść talerz gorącej zupy i poczuć jak człowiek. Wśród takich ludzi są starsze osoby, które pamiętają wojnę.

„To wszystko już było. Niczego się jako ludzie nie nauczyliśmy” – mówią. Ze swoich rent i emerytur po 1000 zł, gotują codziennie większy garnek zupy. (…)

„Któregoś dnia, zobaczyłam na drodze leżącego chłopaka. Był w wieku mojego męża. Wiedziałam, że jest w głębokiej hipotermii. Byłam wściekła, że nie mam w samochodzie koca, folii NRC albo gorącej herbaty. Od tamtej pory wożę je ze sobą zawsze. Wielu okolicznych mieszkańców robi to samo”.

„Nigdy nie zapomnę trójki młodych chłopaków, których spotkaliśmy w lesie. W życiu nie widziałem, żeby ktoś się tak trząsł z zimna. Daliśmy im koce i ciepłe ubrania. Podaliśmy gorącą zupę. Jeden z nich trząsł się tak bardzo, że nie był w stanie trafić łyżką do ust”. (…)

Świat nie jest czarno-biały, chociaż taką właśnie narrację proponują niektóre media, są dobrzy aktywiści i źli strażnicy graniczni, albo źli aktywiści i strażnicy, którzy chronią Polskę. Jak w bajkach, tyle że to nie jest bajka. W obrębie jednej rodziny są strażnicy graniczni i ci, którzy chodzą do lasu z kocami, zupą i gorącą herbatą”.

21 października:

Straż Graniczna: "Funkcjonariusze z Podlaskiego OSG zatrzymali aż 14 osób za pomaganie w nielegalnym przekraczaniu granicy polsko-białoruskiej. To 3 ob. Syrii, 3 ob. Polski, 2 ob. Niemiec, 2 ob. Uzbekistanu oraz obywatele Włoch, Rumunii, Gruzji i Iraku".

Grażyna Chyra: „Mordercza gra terenowa trwa... Obyście nigdy nie musieli w to grać.”

Mirosław Miniszewski: „Na szczęście ustaliliśmy, że nie ściemniamy już funkcjonariuszom. Jak nas zapytają co robimy, powiemy prawdę. Prawda pochłania mniej energii. Prawda jest okrutna, ale łatwiejsza, nie obciąża wątroby i mózgu. Kłamstwo obciąża, pozostawia smak g… na w ustach. Prawdy nie trzeba się wstydzić. (…) Jest nas czworo na 70 km. Nikogo innego nie ma. Kilka osób bardzo nam pomaga inaczej, segregują zasoby, przygotowują pakiety, odbierają paczki, gotują nam obiady. Bez nich byśmy padli z wycieńczenia.

Prądu nie ma w całej okolicy. Nie palą się latarnie we wsiach. Będzie dzisiaj dużo przejść. Mówię sobie, że nigdzie do rana nie pojadę, że muszę odpocząć, ale wiem, że jak będzie wezwanie pomocy, to pojadę. Jak nie pojadę, ktoś może umrzeć”.

22 października

Straż Graniczna: "Na granicy polsko-białoruskiej odnotowano 457 prób jej nielegalnego przekroczenia. Zatrzymano 4 ob. Kuby i 2 ob. Syrii. Pozostałym próbom zapobieżono".

W.: „Wchodzę w fazę wycięcia emocjonalnego, zdjęcia powoli odbieram jako obrazy codziennej rzeczywistości, nocą w lesie, kiedy powoli jeżdżę swoim wypierdkiem po bezdrożach, w każdym przydrożnym drzewku widzę dziecko...”.

E.: „Śniło mi się, że trzymam uchodźcze dziecko w ramionach, przez to bardzo uważnie rozglądałam się wczoraj na porannym spacerze z psem. Mieszkam w stanie wyjątkowym, w pobliżu granicy, pośród dzikiej przyrody. (…) Śniadania nie zdążyłam dokończyć, bo za moim oknem, z widokiem na kościół, na parkingu zaczął się jakiś ruch. Straż Graniczna. Chwytam plecak, ładuję prowiant i biegnę. Widzę trzy osoby siedzące na krawężniku otoczone przez SG, podchodzę (pisząc w międzyczasie do znajomych, że potrzebna pomoc) i pytam, czy mogę dać im jedzenie i wodę. Jeden ze strażników każe czekać, ale kobieta zrywa się z krawężnika i podbiega do mnie płacząc, przytula się błagając „No Bielarus”. Przytulam i pytam, czy chcą jeść i wtedy dzieje się najgorsze. Jeden z mężczyzn otwiera stojącą przed nim torbę turystyczną, w której znajduje się niemowlę. Zaczynam płakać. (…).

Głaszczę malucha, odwracam głowę w stronę straży, a tam nadchodzi czwórka dzieci, mężczyzna i kobieta w ciąży. Wyć się chce. Proszą o mleko. Pokazują żółtą wodę, jaką dali im Białorusini i cały czas błagają, żeby ich nie przerzucać przez granicę. Mają euro, chcą wymienić, żeby kupić coś w pobliskim sklepie. Biegnę po mleko do sklepu, „na krechę”, ponieważ nie mam pieniędzy przy sobie. Wracam, sąsiad też ruszył z pomocą, niesie wodę i bułeczki maślane dla dzieci.

Uchodźcy chcą ochrony międzynarodowej, ale jeden ze strażników mówi im, że nie mają prawa o nią prosić i jej nie dostaną. Proszę, żeby nie oszukiwali tych ludzi. Patrzę w oczy strażników, znajome oczy, wiedzą, że ich poznaję. I co? Miniemy się na ulicy po cywilu za jakiś czas.

Czterech chłopców siedzi już na pace, jedzą czekoladę i mówią „No Bielarus”, dotykam ich po przyjacielsku. Kobiety płaczą, matka wyjmuje niemowlaka z torby, nadjechał bus, do którego ich pakują. Biorę malucha na ręce, płacze, poklepuję go delikatnie i bujam, tak jak robiłam z moimi, gdy były małe. Ziścił się mój sen, koszmarny. Pojawiają się znajomi z pomocą, ale już nic nie da się zrobić. A strażnik mówi: „Mogli siedzieć w domu!” , „To są ludzie, nie róbcie cyrku!” Wstrząsające! Mówi to ktoś, kto potem wywozi ludzi do lasu. Samochody odjeżdżają do placówki SG”.

W.: „Na samej granicy jest walka o życie, z jednej strony ludzie wykonujący dotychczasowe obowiązki wraz z rozkazami pozwalającymi lub wręcz nakazującymi ludobójstwo, a z drugiej strony jakaś partyzantka, pospolite ruszenie czy samotne babcie, niezależnie i indywidualnie działający ludzie ratujący życie. Czy jest jakaś równowaga pomiędzy międzynarodową współpracą w celu wywoływania wojen, które kończą się tym, że ta wojna dociera do nas, a indywidualnymi ludzkimi postawami ludzi?”

23 października

Straż Graniczna: "Wszystkim, którym potrzebna jest pomoc, taką pomoc dajemy. W każdej placówce SG na granicy polsko-białoruskiej mamy zabezpieczone niezbędne artykuły. Patrole SG mają w pojazdach m.in. koce termiczne, batony energetyczne, wodę oraz termosy z herbatą".

Mirosław Miniszewski: „Działamy tutaj u nas w kilka osób, ale dowiaduję się, że w lasach przybywa grup na całej długości przy strefie - działają dziesiątki, jeśli już nie setki innych osób, anonimowych, głównie młodych. Jest ich coraz więcej. Niech będą ich tysiące.

Nie znamy statystyk udzielonej pomocy, nie znamy tych ludzi i wielu pewnie nie poznamy, bo działają po cichu, chociaż zgodnie z prawem. Karmią, poją, ogrzewają. Ile osób działa w samej strefie, nie wiem i nigdy się nie dowiem ani ja, ani Wy.

Akurat ja się ujawniam, piszę i wypowiadam się wprost, bo chcę, żebyście wiedzieli - żeby obserwatorami tego wszystkiego nie były tylko drzewa i wilki. Na wszystko mam świadków. Wszystko można zweryfikować. Każdą relację można potwierdzić. Ja daję tutaj twarz, ale za mną niewidoczni stoją inni, wielu wspaniałych ludzi.

Przestańmy się bać. Niech oni, tamci, wiedzą, niech myślą. Niech się wstydzą. To oni, przyjdzie taki dzień, będą się bać konsekwencji prawnych. My prawa nie łamiemy. Takie przyjęliśmy zasady.

Nie jestem nikim wyjątkowym. Dla wszystkich osób które pomagają wbrew lękowi przed represjami ze strony państwa polskiego - SZACUNEK, że nie zawiedli. Wy nie zawiedliście”.

24 października

Straż Graniczna: "Granicę polsko-białoruską usiłowano przekroczyć 508 razy. Funkcjonariusze SG zatrzymali 19 nielegalnych imigrantów: 13 ob. Syrii, 5 ob. Iraku i ob. Palestyny.

Małgorzata Wach: „Po mojej relacji z wyjazdu odezwały się kolejne osoby z terenów przygranicznych i strefy stanu wyjątkowego. One też są ofiarami tej dramatycznej sytuacji. Wielu z nich doświadcza traumy, z którą trudno im sobie poradzić. Czują bezsilność i bezradność, ale czują również rodzący się bunt i wściekłość. Zwłaszcza po wczorajszej wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy, który napisał, że »w czasie spotkania z premierem Morawieckim wystąpił z inicjatywą wysłania konwoju humanitarnego na granicę z Białorusią, żeby pomóc imigrantom koczującym po białoruskiej stronie. Apeluje do Białorusi o wpuszczenie pomocy. W ciężarówkach są namioty, łóżka i koce".

„Niech przyjedzie na Podlasie. Pokażemy mu, że Białoruś zaczyna się w Polsce!” - mówi jedna z moich rozmówczyń. „Trzeba mówić prawdę o tym, co się tutaj dzieje. Gdzie się tylko da i komu się da!”.

„Tak. Jestem winna temu, że pomagam ludziom. Karmię, ubieram i jak trzeba daje schronienie, na noc albo dwie, żeby mogli zebrać siły. Kiedy ci ludzie śpią, ja nie śpię, bo nie wiem, co im powiem jutro. Czy będą mogli jeszcze zostać dzień albo dwa, a jak nie, to dokąd mają pójść? Do lasu? I te ciągłe pytania rodziny i znajomych, którzy są daleko: »dlaczego nie pójdą legalnie na granicę?«, »po co ciągnęli tutaj dzieci?«. Przyjedźcie tutaj. Pobądźcie. Popatrzcie tym ludziom w oczy. Posłuchajcie ich historii, a potem porozmawiamy albo raczej pomilczymy, bo tak to mniej więcej wygląda, jak już człowiek wie, co się tutaj dzieje”.

„Najbardziej mnie boli to, że ci ludzie są często pozbawiani imion. Zwykle podaje się narodowość, ale każdy z nich ma przecież imię. Dlatego przy każdej interwencji je spisuję, żeby nie przepadły”. (…)

„Byliśmy na akcji. Spotkaliśmy grupę ludzi z Syrii. Zziębnięci, wygłodzeni, przemoczeni. Nie mieliśmy tylu rzeczy, żeby im pomóc. Niedaleko była cerkiew, poszliśmy do batiuszki. Dał to, co było potrzebne i kilkaset złotych mówiąc „kupcie im wszystko, co trzeba”. Nie pytał, skąd są i dokąd idą. Pytał, jak jeszcze może pomóc”.

„Kilka dni temu przybiegła do mnie sąsiadka. Znalazła rano w stodole pięcioosobową rodzinę Kurdów. Wśród nich była kobieta z maleńkim dzieckiem. Dotąd słyszałam od niej narrację TVP, że to nie są żadni uchodźcy, tylko nachodźcy. A kiedy przyszła prosić o pomoc, płakała, że to obraz nędzy i rozpaczy. »Jak można było ludzi do takiego stanu doprowadzić?«. Nie mogła się uspokoić”. (…)

„Wiem, że część osób w Polsce ma już tego tematu serdecznie dosyć. Ja też mam tego wszystkiego dosyć! Chciałabym móc znowu normalnie żyć. Chciałabym, żeby las znowu był miejscem wytchnienia i spacerów, a nie miejscem, w którym umierają ludzie. Czasem myślę, że zwariowałam albo że to wszystko mi się tylko śni, a potem się budzę i to jest znowu zwykłe miasteczko, w którym można się nudzić. Jak ja strasznie za tym czasem tęsknię…”.

Pod postem Małgorzaty odzywa się Mohamed. Pisze po angielsku: „Jestem irackim aktywistą, dziękuję za wsparcie, jakiego udzielacie uchodźcom z Iraku i Syrii. Przepraszam, ja też próbuję nielegalnie przedostać się z Białorusi do Polski. Politycy i duchowni w moim kraju pozakładali gangi, które zabijają każdego, kto się im sprzeciwia, nie ma nikogo, kto mógłby ich pociągnąć do odpowiedzialności. Dlatego staramy się znaleźć bezpieczny kraj do życia. Dziękuję za wsparcie”.

W.: „Ludzie robią, co mogą, cała Polska, której jeszcze nie dotknął proces hybrydyzacji, działa. To dzięki niej niektórzy niosą pomoc bezpośrednią na granicy czy w pasie działań hybrydy, inni poza nią, wielu z nas nigdy w życiu nie pomyślało, że będzie to robić, ba, nawet w większości nie jesteśmy na to przygotowani, ale niestety partyzantka nie powstaje znikąd, jest odpowiedzią na okupację.

Osoby w terenie, tacy zwykli ludzie miejscowi, jak im powiesz, że są wspaniali, to popatrzą na was z politowaniem, bo nikt tu nie oczekuje oklasków, dyplomów czy nie szuka w tym, co robi, osobistej satysfakcji, ot tak się złożyło. I tu, w tej czy tamtej puszczy, w dolinie Narwi czy Biebrzy, tak jak chłopu ziemia, tak spragnionemu i głodnemu należy pomóc, a i przyodziewek dać”.

Grażyna Chyra: W końcu jest chwila, żeby przekazać Wam, że matki z Białowieży (strefa stanu wyjątkowego) były solidarne z protestem »Matki na Granicę«. Miejsce dzieci nie jest w lesie! W Michałowie i lokalnie też urządziły swój miniprotest przeciwko wywózkom bezbronnych dzieci do zimnego lasu i narażanie ich na śmierć czy choćby traumę! Jesteśmy solidarne z osobami uchodźczymi, które wbrew prawu międzynarodowemu są nieludzko traktowane przez polskie służby. STOP TORTUROM! STOP WYWÓZKOM! POMOC HUMANITARNA TERAZ!”

25 października

Straż Graniczna: "25.10 na granicy polsko-białoruskiej odnotowano 582 próby nielegalnego jej przekroczenia. Zatrzymano 9 nielegalnych imigrantów: 4 ob. Tadżykistanu, 4 ob. Somalii i ob. Iraku".

Oliwia: „Mam to ogromne szczęście, że moje grono bliższych i ciut dalszych znajomych jest zaangażowane w przeróżne formy pomocy humanitarnej i jej organizacji w warunkach stanu wyjątkowego. Jestem otoczona ludźmi, którzy nie pytają, kto, po co, dlaczego, tylko widząc człowieka potrzebującego pomocy, pomagają. (…)

Czy oni się boją? Czy ja się boję? Odpowiem za siebie, choć pewnie po trosze i za każdego z nas. Boimy się jak jasna cholera. Jak skurwysyn. Jak chuj wie co. Od tygodni żyjemy w praktycznie permanentnym stanie strachu. I wkurwu. I stresu.

Nie, nie boimy się uchodźców. Z ich strony, jak do tej pory, nikogo nie spotkało nic złego. A mówimy tu o setkach już spotkanych osób. Ja najbardziej boję się o moich znajomych. Nie mogę zasnąć, kiedy wiem, że ktoś jest właśnie gdzieś w środku lasu, w totalnej ciemności, często z zerowym zasięgiem.

I nie, nie boję się, że ich pożrą wilcy, ale że ich zatrzymają służby państwowe. Bo teraz posiadanie koca w bagażniku, kurtki zimowej na tylnym siedzeniu, zapasowych kaloszy, picie herbaty z termosu na leśnej drodze czy siedzenie na pieńkach w środku lasu - jest podejrzane i naraża człowieka na dziesiątki pytań i insynuacji funkcjonariusza. Bycie w lesie w nocy to już kolejny level »zorganizowanej przestępczości«. Więc się boję. (…)

Boję się też długofalowych skutków tego, co się dzieje dla nas, dla naszej społeczności, dla tego miejsca, które wielu ludziom dawało ukojenie, spokój, inspirację, motywację, a teraz jest tłem dramatu. Dla dzieci, które już rysują checkpointy, radiowozy i helikoptery zamiast jeżyków i wiewiórek”.

Kamil Syller: "Mieszkańcy próbują w ciemnościach państwowego bezprawia szukać jakichś dróg pomocy".

27 października

Kamil Syller: "To się dzieje. Do czego teraz na Podlasiu służą hamaki? Do wynoszenia ciężko chorych ludzi z bagien".

Wszystkie wypowiedzi (o ile nie podano inaczej) ich autorzy zamieścili na platformach społecznościowych. Informacje Straży Granicznej oraz MSWiA to cytaty z oficjalnych kont na Twitterze.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze