Nie chodzi o to, że młodzi chcą teraz z Mentzenem i Zandbergiem pójść na barykady i zmieniać świat. Chodzi o innych dwóch panów – Kaczyńskiego i Tuska – których chcą odesłać na emerytury. A w Nawrockim i Trzaskowskim nie widzą indywidualnych, autentycznych postaci, którym można zaufać – o najmłodszych wyborcach rozmawiamy z Justyną Suchecką
Anton Ambroziak, OKO.press: Przez lata rządów PiS słyszeliśmy: „Gdzie są młodzi?”. Usta krytyków zamknęły się, gdy młodzi tłumnie wyszli na ulice. Potem znów w 2023, gdy frekwencja w tej grupie zadziwiła, choć część osób traktowała to jako anomalię. Tym razem do urn poszło ponad 72 proc. osób w wieku 18-29, a ich wybory tak różnią się od ogólnych wyników pierwszej tury, że dostaliśmy chyba potwierdzenie politycznej emancypacji młodych Polek i Polaków. Mamy nową grupę, której politycy olewać nie mogą. Jak to się w zasadzie stało?
Justyna Suchecka, dziennikarka TVN24, ekspertka edukacyjna*: Nie bez znaczenia jest to, że młodych ludzi widzieliśmy najpierw na ulicach. W pandemii manifestacje, gdy zaangażowanie było szczególnie związane z prawami kobiet, czy prawami mniejszości, de facto były jedyną szansą, żeby coś robić, działać, a nawet wychodzić z domów.
Zawsze ze smutkiem myślałam o tym, że pierwsze demokratyczne doświadczenia młodych ludzi są szalenie rozczarowujące. Mam na myśli samorząd szkolny, który wybieramy wśród samych piątkowych i wzorowych uczniów, a w praktyce często niewiele może. A później pierwsze wybory powszechne, po których zawsze słyszą, że głosowali źle i głupio.
Dziś młodzi ludzie mają doświadczenie masowych protestów, ale też zaangażowania w organizacje społeczne. W internecie widać coraz więcej aktywistów-influenserów, nie tyle w konkretnej ważnej dla siebie dziedzinie, ile raczej zabierających głos w różnych sprawach.
Przed pandemią trudno było o tak liczną reprezentacją osób, które mówią wprost o swoich poglądach politycznych, które poruszają tematy związane z polityką międzynarodową – sytuacją w Stanach Zjednoczonych, czy Gazie. Oczywiście można powiedzieć, że to bańka, ale ta bańka rosła i odkładała się w głowach i decyzjach młodych ludzi, doprowadzając do rekordowej frekwencji.
Poparcie dla dwóch głównych kandydatów w tej grupie wyniosło zaledwie 24 proc. I tak jak ogólne wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich wskazują na trend depolaryzacyjny, tak tutaj widać całkowity rozpad duopolu. Świetny wynik wykręcił Sławomir Mentzen (34,8 proc.), drugi na mecie był Adrian Zandberg (18,7 proc.). Eksperci ich sukces tłumaczą tak: to była energia buntu, młodzi chcą zmiany, traktują wybory ironicznie. Wśród nich m.in. ministra edukacji Barbara Nowacka. Czy to na pewno takie proste?
Każdego, kto twierdzi, że ten wynik był ironiczny, zachęcam do porozmawiania z młodymi ludźmi. Jeśli ktoś chciał zdystansować się od polityki, oddał głos na Joannę Senyszyn, być może na Krzysztofa Stanowskiego, który mówił, żeby na niego nie głosować.
Ale głosy na Adriana Zandberga i Sławomira Mentzena są śmiertelnie poważne.
Rozmawiałam o tym ostatnio z samymi zainteresowanymi. I nie widzę w tym energii buntu, raczej zmęczenie.
Nie chodzi o to, że młodzi chcą teraz z tymi dwoma nowymi panami pójść na barykady i zmieniać świat, tylko innych dwóch panów – Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska – chcą odesłać na emerytury. Mówią: „Mamy was serdecznie dość”. A w Nawrockim i Trzaskowskim wcale nie widzą indywidualnych, autentycznych postaci, którym można zaufać.
Nawrocki mógłby grać kartą zwykłego Polaka, z podobną historią do wielu młodych chłopaków, ale tego nie robi. Za to Rafał Trzaskowski jest doświadczeniami zupełnie odklejony od większości młodych osób w Polsce.
Wynik Mentzena w tej grupie mnie nie zaskakuje, bo wiedzieliśmy od dłuższego czasu, że Konfederacja rośnie. Zadziwia, że udało się zbudować poparcie wśród ludzi po trzydziestce, głównie mężczyzn, bo zwykło się mówić, że z poglądów konfederackich, czy Janusza Korwin-Mikkego się wyrasta, co było oczywiście złośliwym żartem.
Może zaskakiwać wynik Adriana Zandberga, bo partia Razem od początku próbowała ściągnąć uwagę młodych. Kiedy 10 lat temu zakładali partię, sami byli młodymi działaczami, ale nie udało im wówczas zbudować wokół siebie solidnego poparcia i zainteresowania rówieśników.
Dziś Zandberg cieszy się ogromną popularnością. Ale jeśli ktoś uważnie śledził jego kampanię, rozumie ten sukces. Ona była idealnie skrojona pod młodych ludzi: prowadzona w mediach społecznościowych, językiem, który młodzi rozumieją, i wreszcie – to samo, co słyszałam w przypadku Mentzena – każda okazja, by spotkać swojego kandydata na żywo, dodawała paliwa tak kandydatowi, jak i młodym ludziom.
Czyli przesądziły wyrazistość kandydatów – Memcen kontra Potężny Duńczyk – bezpośredni kontakt, obecność na platformach i memiczności przekazów?
Myślę, że gdybyśmy zapytali Rafała Trzaskowskiego czy Karola Nawrockiego o Twitcha, to może powiedzieliby, że słyszeli, bo mają dzieci, ale na pewno nie próbowali tam zaistnieć tak skutecznie. Wiem, że kiedy mówię o języku skierowanym do młodych, wiele osób ma pokusę, żeby mówić, że to prostackie, infantylne, czy naiwne; że tej grupie można rzucać proste hasła o likwidacji tego, czy tamtego, bo złapią się na populizm. I oczywiście wśród postulatów obu tych kandydatów były hasła, które możemy uznać za populistyczne, ale to nie populizm był kluczowy, ale zahaczenie o tematy, które dla młodych są ważne.
U Mentzena chodziło o podatki, co trafia na bardzo podatny grunt, bo niechęć do podatków w Polsce jest wysoka we wszystkich grupach wiekowych.
Młodzi non-stop słyszą od swoich rodziców, jak są okradani i gnębieni przez państwo.
Z drugiej strony, mamy realny problem mieszkalnictwa, który poruszał Zandberg, mówiąc, że państwo zmarnowało wiele lat, a mogło się obywatelami zaopiekować. U Zandberga działa też otwartość, równość i tolerancja.
Równocześnie, kiedy dwa lata temu pisałam książkę o pokoleniu Zet, to co mnie najbardziej szokowało, to że wielu młodych ludzi, którzy głosują dziś na Mentzena, a wtedy na Konfederację, wcale nie ma konserwatywnych poglądów pod kątem praw kobiet czy związków partnerskich. Od chłopaków głosujących na Konfederację słyszałam, że nie mają problemu, żeby pary jednopłciowe adoptowały dzieci, ale to nie jest ich temat. Mówili wprost, że nie przejmują się homofobicznymi wypowiedziami Konfederatów, bo Unia Europejska by im nie pozwoliła na radykalną zmianę prawa, albo że prezydent nie ma takich kompetencji, żeby czegoś zakazać. Albo, że Mentzen powiedział, że studia byłyby płatne w idealnym świecie, a nie że chce takie wprowadzić. Poglądy, które ja uważam za skrajnie prawicowe, czy neoliberalne, oni wybielają sobie hasłem: „Ale i tak nie mogą tego zrobić”. I to było dla mnie szokujące.
Najmocniejszy cytat, który usłyszałam w tym tygodniu, od dziewczyny, wyborczyni Mentzena brzmiał: „Nie przeszkadza mi, co o aborcji mówią politycy Konfederacji, bo skoro nielegalną marihuanę da się załatwić, to aborcję też”.
I tu dochodzimy do pokoleniowego doświadczenia, w którym państwo jest niewydolne w tak wielu obszarach, że wizja „załatwienia sobie” różnych podstawowych potrzeb na prywatnym rynku ulega normalizacji.
Skoro możemy iść prywatnie do lekarza, to także rzeczy, które są zakazane, możemy sobie po prostu załatwić. I Konfederacja gra też na tym przeświadczeniu, że masz być zaradny i przedsiębiorczy; że ty musisz załatwić coś, czego państwo ci nie daje, a trudność to nie niesprawiedliwość, ale szansa, żeby się wykazać. I naprawdę jest wielu młodych ludzi, którzy w ten sposób widzą świat.
Wiele osób widząc wspólne wyniki Mentzena i Brauna załamuje ręce, mówiąc, że rośnie nam brunatne pokolenie. Jednak już badanie „Portret polityczny młodych Polaków” z 2023 roku pokazało, że ponad 60 proc. osób w wieku 18-29 nie tylko nie potrafi odnaleźć się na tradycyjnej osi prawica-lewica, ale nie ma takiej potrzeby.
Naomi Klein w książce Doppelganger pisze o nowej grupie wśród wyborców i wyborczyń. Oczywiście ona analizuje głównie scenę polityczną w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, ale wydaje mi się, że ten fragment do Polski idealnie się odnosi. Klein wyróżnia diagonalistów, ludzi, którzy łączą w swoim światopoglądzie rzeczy, które do tej pory nie stały razem, bo były charakterystyczne albo dla prawicy, albo dla lewicy. I myślę, że u wyborców Mentzena widać to bardzo wyraźnie. Skrajny neoliberalizm gospodarczy, połączony z jakąś wariacją na temat tradycyjnych wartości, ale nie wykluczający tolerancji dla mniejszości. A jeśli kandydat nie pasuje idealnie, wybierasz sobie jedną rzecz, która jest dla ciebie najważniejsza, ma wpływ na twoją codzienność.
To oczywiście jest krótkowzroczne, bo cytując jednego z moich rozmówców, „lubię moich kolegów gejów, ale żadna krzywda im się nie dzieje, a jakbyśmy płacili wszyscy niższe podatki, to wszystkim byłoby nam lepiej”. To ciąg myślowy, który łatwo wypowiedzieć, gdy nie jesteś częścią grupy marginalizowanej. Podobnie robią zresztą dorośli mężczyźni, gdy rozmawiają o prawie do aborcji.
Cały czas rozmawiamy o młodych jak o magmie, ale wiadomo, że to bardzo różnorodna grupa. Ich wspólną bazą jest jednak rozczarowanie państwem np. edukacją, powszechność kryzysów psychicznych, poczucie braku stabilności, wyzwania na rynku pracy, zmniejszona mobilność ze względu na wysokie koszty życia.
Bazą jest niepokój. W polityce są dwa sposoby zagospodarowania lęku. Można go podsycać, jak to robi Konfederacja. A można obiecywać, że się te lęki zaopiekuje, co bardziej robi Adrian Zandberg.
Bardzo ciekawym przykładem jest temat migracji. Z moich rozmów wynika, że to jest zjawisko, którego boją się młodzi wyborcy obu kandydatów. Dlaczego? Niektórzy używają argumentu własnych doświadczeń, bo byłem w Berlinie i widziałem, albo byłam w Paryżu i było strasznie. Oczywiście mówimy głównie o wyjazdach na 2-3 dni, wakacyjnych wycieczkach. Ale ten przekaz o lęku przed obcym kierowany do osób młodych, wciąż wychowujących się w dość jednorodnym kraju, trafia szeroko.
Wyborcy Zandberga raczej są za tym, żeby pomagać ludziom, którzy uciekają przed wojną albo chcą lepiej żyć. Ale też boją się migracji, bo żyją wśród ludzi, którzy im mówią, że należy się bać. Nawet jeśli sami nie mają złych doświadczeń, są w tych lękach zanurzeni.
Tak samo jest ze zdrowiem psychicznym. Wyborca Konfederacji może nie mieć sam doświadczenia kryzysu, ale zna ludzi, którzy czekają w kolejkach do psychiatrów, którzy stracili życie śmiercią samobójczą. To stało się już tak naturalną częścią ich życia, że z jednej strony jest bazą, która to pokolenie jednoczy, z drugiej strony sprawia, że szukają bardziej radykalnych rozwiązań w polityce.
Trwają dyskusje, czy i jak Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski mogą przekonać do siebie młodych wyborców drugiej turze. Widzisz w ogóle taką szansę?
Osobiście uważam, że jest za późno. Pierwsza tura nie była wybieraniem na złość mamie i tacie, jak lubią mówić dorośli. To było wybieranie zgodne z tzw. własnym sumieniem. Ani Trzaskowski, ani Nawrocki nie są dla młodych autentyczni i trudno, żeby nagle rzucili się na tematy ważne dla młodych i zaskarbili sobie ich sympatię.
Nawrocki próbuje teraz mówić, że on jest kandydatem obywatelskim, antyestablishmentowym, ale też głosem normalnego patrioty i wartości konserwatywnych. Trzaskowski mówi, że młodzi ważni, mieszkania ważne, edukacja – też ważna.
To się nie może udać, nie w takiej formule. Jestem bardzo ciekawa spotkania obu tych kandydatów ze Sławomirem Mentzenem, jego fanbazą na YouTubie. To jest jednocześnie wielka szansa – dostęp do platformy komunikacji z młodszym pokoleniem – ale też potencjał na olbrzymią wywrotkę.
Ja spodziewam się, że w tej grupie frekwencja w drugiej turze będzie znacznie niższa, bo to nie są ich kandydaci. Pójdą ci, którzy chcą zakończyć rządy PiS w Pałacu Prezydenckim. Pójdą tacy, którzy z Karolem Nawrockim czują wspólnotę prawicowych wartości.
To, co powinno martwić sztabowców obu partii, to nie wynik 1 czerwca, ale to, co wydarzy się w kolejnych i kolejnych wyborach parlamentarnych. Jak zajrzymy do wyników Centrum Edukacji Obywatelskiej, które sprawdzało preferencje wyborcze wśród uczniów, to wyniki są tam jeszcze bardziej wywrotowe niż w grupie 18-29. Karol Nawrocki w szkołach zajął dopiero siódme miejsce.
Wybory prezydenckie nie rozstrzygną się w tej grupie wiekowej, mimo wszystko. Młodzi mogą być języczkiem u wagi i fajnie, że zostali zauważeni, ale demografia jest, jaka jest. W grupie 18-29 jest ponad 4 mln wyborców, w pozostałych grupach po 6 mln. Myślę, że sztabowcy będą grali raczej na demobilizację młodego elektoratu niż jego przyciągnięcie, co zresztą jest bardzo smutne.
Gdyby chcieli jednak zawalczyć, co mogą zrobić? Mają rzucać obietnice, czy nagrywać TikToki i układać piosenki, jak kandydat Razem: „głosuję na Adriana na na na na”?
Jeździć, spotykać się, robić sobie zdjęcia, odpowiadać na trudne pytania. Myślę, że Rafał Trzaskowski podjął dobrą decyzję, żeby spotkać się z aktywistami Ostatniego Pokolenia, za co jest bardzo krytykowany.
Ale przez swój wierny elektorat, który i tak pójdzie do urn.
Dokładnie, a taki gest może być ważny dla osób, które zastanawiają się, czy Trzaskowski ma w ogóle przestrzeń, żeby rozmawiać z ludźmi, z którymi się nie zgadza.
Jak obserwuję reakcje młodych na wynik pierwszej tury, to widzę, że im podoba się to, że zostali zauważeni. Są w komfortowej sytuacji, rozsiedli się i mogą pytać: No to, co teraz chłopaki? Co dla nas macie? O czym chcielibyście gadać? Wykażcie się! Równocześnie, niezależnie od wyniku drugiej tury, młodzi i tak będą rozczarowani, bo chcą innej, większej zmiany. Nie chcą świata PO-PiS-u.
Czyli szantażowanie, że jeden jest gorszy do drugiego, to wadliwa strategia?
Straszenie, że wróci PiS, nie ma sensu. Młodzi ludzie przeżyli 8 lat pod rządami Zjednoczonej Prawicy i świat się nie skończył. Oni w dużej mierze nie znoszą tej partii, ale wiedzą, że są narzędzia, żeby wyrażać swoje niezadowolenie, a nadal możesz się skupić na swoich sprawach i problemach. Dosyć często słyszę: przeżyliśmy jeden PiS, przeżyjemy następny. W większości nie chcieliby, żeby ta partia doszła do władzy, ale nie mają poczucia, że Rafał Trzaskowski zapewni im coś skrajnie innego, więc nie mają motywacji, żeby przenieść swój głos.
*Justyna Suchecka – dziennikarka specjalizująca się w tematyce edukacyjnej, od 2019 roku w tvn24.pl, wcześniej przez 11 lat związana z „Gazetą Wyborczą”. Autorka książek dla i o młodzieży m.in. „Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze” oraz „Pokolenie zmiany”.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze