0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Renata Dabrowska / Agencja Wyborcza.plFot . Renata Dabrows...

Młodzi Polacy nie mają szans na własny kąt. Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że w 2022 roku aż 51 proc. osób w wieku 18-34 lata mieszkała z rodzicami.

To wzrost o 7 pkt proc. w stosunku do 2014 roku.

Wśród krajów UE gorzej od nas wypadają tylko Włochy, Portugalia, Grecja, Słowacja i Chorwacja. A dobre przykłady płyną nie tylko z bogatej Skandynawii, gdzie mieszkanie z rodzicami to rzadki przypadek (statystycznie żyje tam tak poniżej 4 proc. osób w wieku 18-34 lat).

W sąsiednich Czechach aż 3/4 młodych dorosłych ma szansę na samodzielność. W ciągu ostatnich lat sytuacja poprawiła się też w Rumunii, Łotwie, Litwie, Estonii i na Węgrzech. Ale nie w Polsce, bo w polityce mieszkaniowej niewiele się zmieniło.

To nie jest rynek dla młodych ludzi

Przede wszystkim, mieszkań wciąż brakuje – i to sporo. Mimo rekordowych danych od deweloperów i prywatnych inwestorów na temat wybudowanych mieszkań (w sumie 238,6 tys. mieszkań w 2022 roku), żeby zasypać realny deficyt, należałoby wybudować dodatkowe 1,5 do 2 mln mieszkań.

Przynajmniej część z tych inwestycji powinna mieć orientację nierynkową.

Chodzi głównie o długoletni regulowany najem, którym mogłyby zarządzać samorządy. Od kilkunastu lat politycy nieprzerwanie stymulują jednak popyt na rynku prywatnym, wprowadzając systemy dopłat do kredytów hipotecznych. Nic dziwnego, że Polki i Polacy niezależność utożsamiają z własnością.

Przeczytaj także:

Nie można ukrywać, że wiele osób faktycznie skorzystało na „kredytozie". Jak wylicza Polski Instytut Ekonomiczny, w kategorii dochodowej poniżej 60 proc. mediany dochodów aż 82 proc. społeczeństwa może pochwalić się własnością i jest to 30 proc. więcej niż średnia unijna.

Takie myślenie zawsze ustawiało młodych w fatalnej sytuacji: musieli najpierw „zapracować” na zdolność kredytową. W tym czasie mogli wynajmować na rynku prywatnym albo przeczekać w domu rodzinnym, odkładając na wkład własny.

Tyle że ten system „poczekalni” również się załamał.

Wypadają osoby o średnich dochodach

Po zaostrzeniu kryteriów udzielania kredytów i podwyższeniu stóp procentowych, poza nawias wypadły osoby o średnich dochodach, które w innych okolicznościach pewnie zdecydowałyby się na kupno mieszkania.

To, w połączeniu z koniecznością przyjęcia uchodźców z Ukrainy, wywołało ogromną presję na rynek najmu, szczególnie w największych polskich miastach. A choć w 2023 roku dostępność mieszkań na wynajem teoretycznie powinna wzrosnąć – wiele osób z Ukrainy opuściło już Polskę – ceny poszybowały w górę i nie chcą spaść.

W Warszawie średnia stawka ofertowa za wynajem wynosi aż 5 037 zł (prawie 12 proc. więcej niż rok temu). I nie chodzi tylko o liczbę nieruchomości luksusowych, które zawyżają średnią. Wystarczy spojrzeć do danych ofertowych małych metraży w standardzie studenckim.

Średnia cena za kawalerkę w stolicy to już 2 700 zł.

Za to cena za pokój w mieszkaniu współdzielonym to co najmniej 1 500 zł. Para, która chciałaby wynająć wspólnie mieszkanie do 50 m², zapłaci ok. 4 tys. zł.

Przypomnijmy, że minimalne wynagrodzenie od 1 lipca 2023 wynosi 3 600 zł brutto, co na rękę daje 2 784 zł.

W innych większych miastach średnie stawki ofertowe również poszły w górę:

  • Trójmiasto – 3 416 zł,
  • Kraków – 3 147 zł,
  • Wrocław – 3 130 zł,
  • Szczecin – 2 630 zł,
  • Poznań – 2 437 zł.

Nic dziwnego, że coraz więcej młodych osób nie stać na wyprowadzkę i mieszkanie w godnych warunkach.

Błędne koło

Ale w tej kampanii wyborczej, póki co nie ma co liczyć na sensowną debatę.

PiS, który mimo momentami nie najgorszych chęci, ostatecznie położył politykę mieszkaniową, na koniec drugiej kadencji ratował się sprawdzonym sposobem. Postanowił wprowadzić kolejny program dopłat do kredytów, tym razem dla osób, które nie posiadają żadnej własności.

Bezpieczny kredyt 2 proc. ożywił popyt, a także wywindował ceny. I to jeszcze zanim zaczął obowiązywać.

Z najnowszego raportu AMRON SARFiN wynika, że znaczące ożywienie na rynku kredytów widać było szczególnie w drugim kwartale 2023 roku. Związek Banków Polskich zaznacza, że choć pierwsze transakcje finansowane kredytem 2 proc. rozpoczęły się w lipcu 2023, analiza cen ofertowych pokazuje, że ceny rosły od czasu ogłoszenia programu.

Im bliżej jego uruchomienia, tym bardziej widoczny był jego wpływ na rynek nieruchomości. Od grudnia do czerwca 2023 wzrost cen ofertowych w Warszawie przekroczył 10 proc.

Analitycy PKO BP szacują, że do końca roku przeciętne ceny mieszkań w całym kraju wzrosną o kolejne 10 proc.

Ten efekt jest całkowicie zgodny z przewidywaniami ekspertów, którzy ostrzegali przed tym scenariuszem.

„Jak pokazują badania, dofinansowanie kredytu faktycznie pomaga, ale tylko tym, którzy mają benefit bycia pierwszymi. Pierwsze osoby, które skorzystają z programu, faktycznie zyskują większą zdolność kredytową i mogą kupić sobie mieszkanie.

Ale już za moment rynek się dostosowuje, podnosi ceny i siła nabywcza poszukujących mieszkania staje się taka sama, jak przed wprowadzeniem programu.

Na dodatek ci, którzy się nie łapią na program mieszkaniowy ze względu na jego różne kryteria: wiek, dochód, liczbę dzieci itd., mają trudniej niż przedtem. Bo rosną ceny" – mówił OKO.press dr Adam Czerniak, ekspert rynku mieszkaniowego, naukowiec ze Szkoły Głównej Handlowej.

Więcej o pompowaniu cen dopłatami do kredytów pisaliśmy tutaj:

Toksyczne propozycje KO

Podobnie toksyczne, choć popularne propozycje sprzedaje Koalicja Obywatelska.

Donald Tusk przelicytował Jarosława Kaczyńskiego i zapowiedział, że wprowadzi kredyt hipoteczny o zerowym oprocentowaniu.

W rozmowie z OKO.press Izabela Leszczyna przekonywała co prawda, że KO chciałaby inwestować w tani najem, ale myliła go z mieszkalnictwem komunalnym.

Ciężko więc powiedzieć, czy Platforma ma w ogóle na horyzoncie alternatywę dla kredytów.

Wydaje się, że PO znów widzi tylko trzy grupy: ludzi zamożnych, tych, których prawie stać na kredyt i osoby o niskich zarobkach. Z równania wypadają ponownie młodzi, a także osoby, które znalazły się w pułapce średnich dochodów.

Dla nich wzrost cen na rynku po podkręceniu popytu oznacza absolutny paraliż.

Konfederacja widzi tylko libertarian

Konfederacja ze swoim hasłem o grillu i domu dla każdego mówi głównie do libertarian i polskich „yuppies”, którzy mają aspiracje (i możliwości) własnościowe.

Proponuje więc budowlaną deregulację, której celem jest obniżenie kosztów inwestycji. Chodzi o: uwolnienie nowych gruntów, zmniejszenie kosztów materiałów i pracy (!), poluzowanie wymogów technicznych, które według Konfederacji są dyktowane „bezsensowną ideologią klimatyczną".

Deregulacja à la PiS

Drogą deregulacji poszedł już PiS. Najpierw zlikwidował pozwolenia na budowę domów, niezależnie od ich metrażu. Branża budowlana ostrzegała, że to kolejna papierowa zmiana, z której nikt nie będzie korzystać.

W uproszczonej procedurze trzeba i tak spełnić szereg innych warunków, np. konkretna odległość od sąsiedniej posesji. Ci, którzy chcą się budować, wolą starać się o pozwolenie, by nie polegać na „widzimisię” urzędników.

Później, w 2023 roku wprowadził specustawę uwalniającą dodatkowe grunty pod osiedla. Chodziło o zdegradowane działki ze starymi biurowcami i galeriami. W nowych przepisach, które szły w dobrym kierunku, znalazło się jednak wiele bubli, np. 1,5 miejsca parkingowego na jednej lokal mieszkalny. Wybetonowanie wielkich parkingów, często w centrum miasta, nie leży dziś w interesie gmin.

Lepsze pomysły? Nie są tak chwytliwe

Eksperci są zgodni, że wyjściem z impasu jest podkręcenie podaży i rozwijanie długoterminowego najmu.

O takie rozwiązania upomina się Lewica, ale z własnymi hasłami nie jest w stanie się przebić.

Gdy mówi o budowie mieszkań, w sercach odżywa resentyment do skompromitowanej przez PiS idei państwowego dewelopera.

Oczywiście, pomysł państwowych inwestycji nie polega na tym, że to państwo buduje mieszkania – wykonanie zleca się podmiotom prywatnym, a zarządzanie gminom, które najlepiej znają potrzeby swoich mieszkańców. Tylko kogo to obchodzi?

Może dlatego coraz częściej z ust polityków Lewicy słychać o roli samorządów w zapewnieniu stabilnego najmu. Problem w tym, że grupa, która mogłaby być tą propozycją najbardziej zainteresowana – młodzi dorośli z dużych miast, nigdy nie słyszeli, by ich samorząd robił coś innego, niż wyprzedawał gminne zasoby mieszkaniowe.

Lewica często powtarza, że społeczne mieszkania już się w Polsce buduje. To prawda, ale w mniejszych ośrodkach miejskich, gdzie presja na najem prywatny, a także potrzeba mobilności, niekoniecznie odgrywają aż takie znaczenie.

Opowieść Lewicy o mieszkalnictwie znów słabo trafia do adresata.

Hołownia o prawie do mieszkania

O systemie wspierania najmu i konkurencji dla promocji własnego M mówił wielokrotnie także Szymon Hołownia – również bez większego sukcesu.

Co paradoksalne, ogromny sukces wiosną 2023 zrobiło hasło „Mieszkanie prawem, nie towarem”. W teorii opowieść o mieszkaniu, które przede wszystkim jest podstawowym dobrem, a nie aktywem inwestycyjnym, leży więc na ulicy. Ludzie są sfrustrowani, potrzebują zmiany.

Problem w tym, że wykorzystanie hasła o prawie do mieszkania idzie dziś znacznie łatwiej Donaldowi Tuskowi, który obiecuje, że z małą pomocą państwa będzie cię stać na własne mieszkanie.

Lewica czy Polska 2050 oferują dużo bardziej skomplikowany układ, oparty na długofalowym zaufaniu do państwa i społecznej solidarności.

Uzdrowienie mieszkalnictwa nie nastąpi, jeśli państwo np. nie ograniczy inwestycyjnych aspiracji najbogatszych Polek i Polaków. A wiemy, że samo hasło „podatek katastralny”, mogłoby dziś w Polsce zatopić niejednego polityka.

Problemy z mieszkaniem? To powszechne

Z badań organizacji Habitat for Humanity wynika, że co czwarta osoba w Polsce mierzy się z problemami mieszkaniowymi.

O pogorszeniu sytuacji w ciągu ostatnich lat mówi 25 proc. badanych.

Kluczowe w ocenie własnej sytuacji mieszkaniowej jest zwiększenie kosztów utrzymania mieszkania. Taką odpowiedź wskazało 85 proc. Polek i Polaków. 18 proc. badanych przyznało, że nie może się przeprowadzić do mieszkania bardziej dostosowanego do ich potrzeb. Za to 11 proc. nie mogło się usamodzielnić. Co trzecia osoba na wydatki mieszkaniowe przeznacza 30-40 proc. miesięcznego budżetu.

Co czwarta osoba wydaje ponad 40 proc.
;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze