0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Nie dla dopłat do kredytów, tak dla budowy gminnych mieszkań – to jeden z warunków poparcia Magdaleny Biejat dla Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich.

We wtorek 20 maja podczas konferencji prasowej polityczka Nowej Lewicy mówiła, że od kandydata Koalicji Obywatelskiej oczekiwała konkretów, i te konkrety otrzymała. „Zgodziliśmy się, że czas dopłat dla kredytów się skończył, a kluczowe będzie realizowanie programu Lewicy budowy mieszkań czynszowych” – mówiła Biejat.

Trzaskowski ma też oczekiwać od rządu, że ustawa odblokowująca fundusz dopłat na budownictwo społeczne, która utknęła na etapie uzgodnień międzyresortowych, jak najszybciej znajdzie się w Sejmie. Biejat zadeklarowała, że w drugiej turze swój głos przekaże Trzaskowskiemu: za wspólnymi postulatami, przeciwko skrajnej prawicy. I zachęcała do tego lewicowych wyborców.

Ustalenia ze wspólnego spotkania potwierdził w mediach społecznościowych Rafał Trzaskowski. Nie tylko zadeklarował, że dopłat do kredytów nie popiera, ale że do zmiany zdania będzie zachęcał wszystkich koalicjantów. „Sam jako prezydent Warszawy wiem, jak potrzebne jest wsparcie państwa dla samorządów w tym zakresie i o takie wsparcie jako Prezydent Polski będę zabiegał. Mam nadzieję, że ustawa rządowa wypracowana przez Lewicę, zwiększająca dopłaty dla samorządów do budowy mieszkań, znajdzie się jak najszybciej w parlamencie” – napisał Trzaskowski.

View post on Twitter

Walka o głosy młodych

Wiadomo było, że temat dostępnego mieszkalnictwa będzie silnie akcentowany przed drugą turą wyborów. Zarówno Rafał Trzaskowski, jak i Karol Nawrocki w pierwszych przemówieniach po wynikach exit poll, deklarowali, że chcą budować – w domyśle rękami samorządów – tanie mieszkania dla Polek i Polaków.

Ten postulat, który jeszcze dwa lata temu był uważany za lewicowy i średnio popularny, wdarł się do centrum debaty publicznej. Dziś o potrzebie alternatywy do rozwiązań rynkowych mówią niemal wszystkie ugrupowania.

To, co może odróżnić Trzaskowskiego od Nawrockiego, to faktycznie mocny sprzeciw wobec państwowych programów, które dotują dojście do własności. Na opowieści o deweloperach i bankach bogacących się kosztem Polek i Polaków, zbudowali się zarówno Magdalena Biejat, jak i Adrian Zandberg.

Kandydaci reprezentujący lewicowe ugrupowania zdobyli w tych wyborach wspólnie 9,1 proc. głosów. Ale mieszkania są ważne dla całego młodego pokolenia, które w tych wyborach tłumnie ruszyło do urn oddać głos na różnych kandydatów spoza duopolu (frekwencja w grupie 18-29 według sondażu exit poll wyniosła 72,8 proc.)

Przeczytaj także:

Wiele młodych osób żyje w tzw. luce czynszowej: nie stać ich ani na kredyt, ani na wynajem na rynku prywatnym. Mieszkanie i studiowanie w dużym mieście jest coraz mniej osiągalne: baza akademików nie jest wystarczająco rozbudowywana od lat, a ceny czynszów nawet za pojedyncze pokoje, czy kawalerki przekraczają możliwości 20-latków.

Według analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego pod koniec 2024 wynajem lokalu do 25 m² w stolicy kosztował średnio 2,2 tys. zł, a ofert z tego najniższego metrażowo segmentu było zaledwie 4 proc. Czynsz rynkowy za mieszkanie do 40 m² wynosił średnio 2,9 tys. zł. Do tego często dochodziły koszty czynszu administracyjnego, oferty nie uwzględniały też opłat za media.

Z danych Eurostatu wynika, że w 2022 roku aż 51 proc. osób w Polsce w wieku 18-34 lata mieszkała z rodzicami. Od 2014 roku ten odsetek wzrósł aż o 7 pkt proc. Kryzys mieszkaniowy ogranicza mobilność młodych ludzi, co z kolei przekłada się na mniejszą elastyczność na rynku pracy. A wszystkie te problemy mają jedno źródło: lata pompowania rynku kredytów mieszkaniowych przy braku samorządowych inwestycji.

Tylko jednoczesne odwrócenie dwóch trendów daje szansę na poprawę sytuacji, dlatego tak przełomowa jest deklaracja, że ustawa zakładająca dopłaty do kredytów nie dostałaby podpisu prezydenta.

Mieszkaniowe wpadki rządu

Lewicowym kandydatom, szczególnie Adrianowi Zandbergowi, na którym nie ciąży udział w koalicji rządzącej, udało się zbudować emocjonalną i porywającą opowieść o mieszkalnictwie, nie tylko dlatego, że sytuacja jest zła.

Diagnozę wszyscy dobrze znamy: stymulowanie popytu przy ograniczonej podaży skutkuje wzrostem cen na rynku i spadkiem dostępności. Z programu dopłat do kredytów korzystają głównie właściciele mieszkań, deweloperzy i banki plus niewielka grupa osób, które pierwsze załapią się na program, ale całość odbywa się kosztem tych najbardziej potrzebujących.

Jedyną receptą na zwiększenie dostępności mieszkań jest inwestycja w rozwój budownictwa społecznego i komunalnego (i opodatkowanie zysków z nieruchomości, ale to wciąż postulat niszowy, o czym pisaliśmy tutaj). Chodzi o to, że mimo trafnej diagnozy, rząd w tej kwestii zawiódł, i to na kilku polach.

Po pierwsze, realizację postulatów partyjnych przedłożył nad budowanie sensowej polityki mieszkaniowej. PSL i PO są zwolennikami dopłat do kredytów i wielokrotnie obiecywali je wyborcom. W związku z tym w ministerstwie rozwoju zarządzanym przez ludowców od razu pojawiły się prace nad nowym, niby bardziej szczelnym i sprawiedliwym programem, który pozwoliłby zrealizować aspirację niższej klasy średniej o własnym mieszkaniu.

Najpierw pod naporem opinii publicznej pogrzebany został pomysł na kredyt 0 proc., który byłby równie katastrofalny dla rynku mieszkań w Polsce, co pisowski „Bezpieczny kredyt 2 proc.”. Przypomnijmy, że tamten program trafił głównie do ludzi, którzy mieli zdolność kredytową bez wsparcia państwa i nie stymulował wcale podaży – był jak narkotyk, nasycający rynek na chwilę.

Za to wzrost cen spowodował, że 60 tys. osób, które z programu skorzystały, kupiły mieszkanie o takiej samej powierzchni, jakie kupiłyby gdyby programu w ogóle nie było. Innymi słowy, dopłaty od rządu skompensowały wzrost cen, który został przez nie wywołany.

Pierwszy program dopłat do kredytów nowego rządu zatopiły oskarżenia o powiązania ludowców z branżą deweloperską. Ale PSL nie zrezygnował ze swoich postulatów. W ministerstwie rozwoju polityka PSL Krzysztofa Hetmana, który został wybrany do Parlamentu Europejskiego, zastąpił Krzysztof Paszyk, też ludowiec. I postanowił, że jedną ręką można budować, a drugą dotować kredyty.

W ten sposób narodził się pomysł na „Pierwsze mieszkanie”, program, który umożliwiałby zakup nieruchomości tylko na rynku wtórnym i zakłada limity ceny metra kwadratowego (10 tys. zł dla wszystkich, z wyłączeniem najdroższych miast – Warszawy, Wrocławia, Gdańska, Krakowa i Poznania, gdzie limit wniósłby 11 tys. zł). O jego wadach pisaliśmy tutaj.

Po drugie, rząd rozrywany konfliktami wewnętrznymi, wzajemnie nieakceptowalnymi postulatami, ale też chęcią dominacji nad mieszkaniówką jako tematem politycznym, nie był w stanie wprowadzić do Sejmu ustawy, która jest niezbędna, żeby odblokować inwestycje samorządowe.

Chodzi o nową ustawę mieszkaniową, w której w końcu podniesiono formalny limit wydatków budżetowych na mieszkalnictwo. Wyniósłby on 5 mld zł rocznie, a do 2030 roku wzrósł do 10 mld zł.

W 2025 roku na budownictwo społeczne (komunalne i tanie czynszowe) miałoby popłynąć 2,5 mld zł, co według ministerstwa rozwoju pozwoliłoby wybudować 15 tys. mieszkań. Tyle że projekt znów utknął. I choć w budżecie pieniądze na mieszkalnictwo społeczne są zabezpieczone, niski limit wydatków – na poziomie 1 mld rocznie – wciąż blokuje prace.

W styczniu 2025 roku BGK ocenił, że łączne zapotrzebowanie samorządów wynosi 3,7 mld zł. Gminy czekają z przysłowiową łopatą wbitą w ziemię. A część z nich nie może czekać w nieskończoność, bo na inwestycje pozyskało dodatkowo unijne wsparcie. Pieniądze z KPO trzeba wydać i rozliczyć do 30 czerwca 2026. A to oznacza, że zostało zaledwie 12 miesięcy na realizację ponad 100 projektów mieszkaniowych w całym kraju.

Te dwa zjawiska składają się na ponurą opowieść, w której problemy społeczne nie mogą zostać rozwiązane, bo ciążą nad nimi kalkulacje partyjne i zyski wpływowych grup interesów.

Zmiana stanowiska przez Trzaskowskiego i tak silne opowiedzenie się po stronie ludzi czekających na tańsze mieszkania to mógłby być koniec pewnej ery myślenia o polityce mieszkaniowej w Polsce. To też triumf narracji lewicowej, która neoliberalne postulaty – przynajmniej w tym obszarze życia społecznego – zepchnęła do defensywy.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze