Sędzia Maciej Mitera, były rzecznik neo-KRS kiedyś sądził aktywistów bardzo surowo. Gdy stracił fotel prezesa sądu, nie dostał się do neo-KRS, nagle zaczął demonstrantom umarzać sprawy. „To koniunkturalista” - twierdzą znający go sędziowie
Maciej Mitera to jedna z głównych twarzy „dobrej zmiany” w sądownictwie. Jego kariera, dzięki poparciu PiS, potoczyła się w ostatnich latach wręcz błyskawicznie. „Polityka” pisała o nim „modelowy sędzia dobrej zmiany”.
Zanim władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość, Mitera niczym się nie wyróżniał, zaczynał jako asesor sądowy w 2000 roku, zajmując się wykroczeniami. Za pierwszych rządów PiS-u trafił na kilka lat na delegację do Ministerstwa Sprawiedliwości. Ściągnął go tam sędzia Andrzej Kryże, człowiek PiS, a w czasie PRL sędzia skazujący opozycjonistów. Po zmianie władzy wrócił do sądzenia spraw wykroczeniowych. Jednak gdy PiS wygrał wybory w 2015 roku, Mitera w 2016 roku powrócił na delegację do MS.
W swoich wypowiedziach konsekwentnie powielał przekaz władzy, co docenił minister Ziobro i w lutym 2018 roku mianował go prezesem Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. To bardzo ważny sąd, tam najczęściej zapadają wyroki przeciwko aktywistom prodemokratycznym i demonstrantom.
Miesiąc później, dzięki poparciu i podpisom ludzi Ziobry z Ministerstwa Sprawiedliwości (88 proc. na jego liście) Mitera w 2018 roku został wybrany przez Sejm członkiem neo-KRS, a potem został jej rzecznikiem prasowym.
Sędzia Wojciech Łączewski oceniał, że zmiana prezesa pogorszyła warunki pracy w sądzie i upolityczniła go. Waldemar Żurek, sędzia walczący o niezależność sądownictwa, dodawał, że Mitera to „koniunkturalista”.
Jeśli tak jest faktycznie, to najwyraźniej koniunktura się zmienia – Maciej Mitera z bardzo ostrego sędziego, skazującego przeciwników PiS na dotkliwe wyroki, ostatnio nagle zaczął aktywistom umarzać ich sprawy.
Miał opinię srogiego dla aktywistów anty-PiS.
To przeniesienie Bilińskiego oburzyło aktywistów na tyle, że w lipcu 2019 roku 70 osób złożyło w sądzie wnioski o odwołanie Mitery.
Katarzyna Augustynek, znana jako „Babcia Kasia”, opisuje swoje doświadczenia z Miterą, w których widoczny jest proces łagodzenia wysokości kar z upływającym czasem.
Inna aktywistka antyrządowa, Zuzanna Lesiak, też była skazywana przez sędziego Miterę w wyrokach nakazowych.
„Wszystkie te sprawy potem wygrałam po odwołaniu - były umarzane w sądzie rejonowym” - podkreśla Zuzanna Lesiak.
Mitera miał więc u aktywistów złą opinię – jeśli sprawa trafiała do niego, to nikłe były szanse na wygranie przez przeciwnika PiS.
Choć się to sporadycznie zdarzało. 17 listopada 2021 Mitera umorzył postępowanie wobec pani Pauliny, której policja zarzuciła naruszenie porządku w miejscu publicznym w słynnym, masowym kotle pod TVP na pl. Powstańców Warszawskich 18 listopada 2020 roku. „Czyn w przedmiotowej sprawie został powiązany z rozporządzeniem Rady Ministrów, co ewidentnie nie stanowi podstawy ustawowej jak wymaga to art. 54 kw.” - tłumaczył Mitera. Rozprawa trwała 10 minut. Mecenas broniący aktywistów twierdzi, że zarzuty braku maseczki Mitera umarzał „hurtowo”.
„Ale wyraźnie widać u niego pewną ewolucję” - zaznacza prawnik, który broni u niego swoich klientów.
Ta „ewolucja” przybrała raczej formę rewolucji jesienią tego roku. Aktywiści donoszą nam o sześciu sprawach wykroczeniowych, w których – ku ich zaskoczeniu – Mitera umarzał/ uniewinniał demonstrujących przeciwko rządzącym.
Trzeba przypomnieć, że wcześniejsze skazujące wyroki Mitery głównie dotyczyły uczestnictwa demonstracji.
O niedawnym umorzeniu swojego postępowania przez sędziego Miterę mówi nam też lider Lotnej Brygady Opozycji Arkadiusz Szczurek. Ponieważ spraw sądowych za swoją aktywność na ulicach ma już grubo ponad 100, nie potrafi odnaleźć jej dokumentacji ani odtworzyć dokładnie czego dotyczyła. Szczurek ma czasem nawet trzy rozprawy tygodniowo.
Wśród warszawskiej tzw. opozycji ulicznej, teraz już się mówi: „coś pyknęło i Mitera ułaskawia”.
Co „pyknęło”?
W lutym Mitera przestał być prezesem Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Skończyła mu się kadencja i resort ministra Ziobry nie powołał go na następną. Nieco później, w marcu, okazało się, że PiS już nie chce Mitery w neo-KRS bis. Czemu? Bo należał do tzw. frakcji gołębi, czyli tych, którzy chcieli bardziej obiektywnie nominować sędziów, a nie tylko pomazańców partii. Mitera razem z ówczesnym przewodniczącym neo - KRS Leszkiem Mazurem ujawnili też patologię tego środowiska - część członków neo-KRS dorabiała duże sumy pracą w komisjach neo-KRS. Tym obydwaj podpadli KRS - owej frakcji „jastrzębi” i w efekcie stracili funkcje: Leszek Mazur przestał być przewodniczącym, Maciej Mitera przestał być członkiem prezydium KRS i rzecznikiem prasowym. Decyzję podjęto w tajnym głosowaniu.
Mitera zaczął więc się ubiegać o miejsce w Sądzie Najwyższym w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. To miał być „złoty spadochron”, ciepła posadka na lata.
Teraz Mitera jest bowiem "tylko" sędzią w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, któremu prezesował przez kilka lat.
Próbowaliśmy się z nim skontaktować, by dowiedzieć się, skąd tak nagła zmiana w orzecznictwie. Nie odbierał telefonu, nie odpowiadał na sms ani zostawione info.
„To jest koniunkturalista. Postawił na złego konia. Nie wyszło i może poczuł, że wiatr teraz już wieje w drugą stronę. To człowiek, który ma duże ambicje, wykraczające poza faktyczne jego predyspozycje. Przecież on wcześniej robił wykroczenia na Woli (w sądzie - red.), a tutaj od razu do KRS...” - mówi anonimowo prawnik, który go zna, uśmiechając się trochę z politowaniem.
Sędzia Piotr Gąciarek, znany z walki o niezależność wymiaru sprawiedliwości, zna Miterę z dawnych lat i obserwował jego uczestnictwo w destrukcji wymiaru sprawiedliwości. „Jeśli wydaje orzeczenia, w których akceptuje możliwości obywateli do demonstrowania, to bardzo dobrze – to trzeba doceniać. A krytykować go należy za to, że uczestniczył w destrukcji systemu sądownictwa w Polsce, zarabiając na tym z 500 tys. zł” - podkreśla Gąciarek.
Prof. Marcin Matczak, znany prawnik występujący w obronie praworządności w Polsce: „Nie odnoszę się do konkretnych spraw, ale sytuacja, w której ktoś będący beneficjentem zmian zachowuje się w sposób X, a potem przestaje i zachowuje w sposób Y – to musi budzić wątpliwości i pytania. A nie powinno”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze