0:000:00

0:00

Wyjątkowo w pełnym słońcu - o godz. 13:00 - a nie w piątkowy wieczór, jak to miał w zwyczaju, premier Mateusz Morawiecki ogłosił dziś, we wtorek 24 marca, „kolejne obostrzenia, które są koniecznie, żeby ograniczyć maksymalnie ten etap rozprzestrzeniania się koronawirusa”.

Są to:

  • z domu można wyjść tylko do pracy, w „ważnych sprawach życiowych” (do sklepu, do apteki, żeby wyprowadzić psa) lub z powodu uczestnictwa w wolontariacie;
  • zakaz zgromadzeń powyżej 2 osób;
  • w transporcie zbiorowym może być zajęta maksymalnie połowa siedzących miejsc;
  • ograniczenie liczby osób uczestniczących w obrzędach liturgicznych do 5 osób, oprócz osób sprawujących obrzędy (msze, pogrzeby);
  • zakazy obowiązują od 24 marca do 11 kwietnia 2020;
  • za złamanie zakazów kara do 5 tys. zł.

W mocy pozostają też dotychczasowe ograniczenia, m.in. zamknięcie galerii handlowych, kin i teatrów.

Maria Pankowska z OKO.press zapytała - zdalnie - premiera i ministra zdrowia o podstawę prawną wprowadzanych ograniczeń. Odpowiedź: to ustawa o chorobach zakaźnych. Obostrzenia zostaną wprowadzone rozporządzeniem, które ma obowiązywać już we wtorek 24 marca.

A co z majowymi wyborami prezydenckimi i maturami?

"Te zakazy nie wpływają ani na przeprowadzenie wyborów prezydenckich, ani egzaminów maturalnych" - odpowiedział premier dziennikarzom.

„My po to wprowadzamy różne obostrzenia, żeby po najbliższych paru tygodniach móc przedstawić sytuację taką, żeby Polacy mogli wrócić do pracy, chcemy, żeby po świętach wielkanocnych Polacy mogli wrócić do pracy” - uzasadniał Morawiecki.

I zagroził: „wszelkie przekraczanie tych norm może być zabójczo niebezpieczne”.

„Można było spodziewać się, że decyzje polskiego rządu będą zmierzały w tę samą stronę, co np. w Niemczech. Wierzę, że ta decyzja została podjęta w oparciu o wiedzę ekspercką epidemiologów, o naukowe przesłanki” - komentuje dla OKO.press dr Adam Gendźwiłł z UW, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego zajmujący się badaniami samorządów terytorialnych i systemów wyborczych.

„To jeszcze bardziej komplikuje sprawne działanie państwa. Państwo działa przede wszystkim na froncie walki z rozwojem epidemii. Niektóre inne funkcje będą musiały dostać niższy priorytet, zostać zawieszone. Organizacja zbliżających się wyborów prezydenckich moim zdaniem ewidentnie należy do takich funkcji” - dodaje Gendźwiłł.

„Nowa normalność” kupuje czas

Po co to wszystko? „Żeby kupić sobie czas” - powiedział Mateusz Morawiecki. „Chcemy wyprzedzać bieg wydarzeń, w sytuacji, gdyby nastąpił ten zły scenariusz”.

Mówił też, że ograniczenia są wprowadzane po to, żeby „życie wróciło do nowej normalności”. Ale to, co wprowadza od dziś rząd, już jest nową normalnością - czasów epidemii.

„Wszystkie sprawy poza wyjściem do sklepu, wyjściem do apteki, wyprowadzeniem psa na spacer, odłóżmy na później” - apelował dziś premier.

Będzie można się przejść, ale nie gromadzić. Można spacerować, ale w dwie osoby lub z członkami najbliższej rodziny albo z osobami, z którymi jesteśmy „w stałym pożyciu”.

To, czy stosujemy się do zasad, ma kontrolować policja: „Będzie oceniała zachowania zgodne z rozporządzeniem” - mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski. W gestii policji będzie m.in. stwierdzenie, czy osoby, które przebywają razem na zewnątrz są rodziną w oraz w jakim celu te osoby opuściły dom/mieszkanie: „Na bieżąco policja będzie oceniała, czy to jest pójście na plac w celu zgromadzenia towarzyskiego, czy pójście na plac z dziećmi” (Szumowski).

Dotąd nie było sankcji karnych dla zwykłych obywateli (z wyjątkiem złamania zasad kwarantanny). Pewne ograniczenia zgromadzeń wprowadzały władze samorządowe, np. Rada Warszawy w czwartek 19 marca uchwaliła zakaz spożywania alkoholu na bulwarach i plażach nad Wisłą.

Premier apelował, żeby korzystać z komunikatorów internetowych: Skype, Messenger, WhatsApp - wymienił te nazwy.

„Najlepszym instrumentem w tej sytuacji byłoby wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Jest to przewidziane w Konstytucji, nadaje działaniom rządzących odpowiednią rangę. Że nie jest to działanie wyłącznie na podstawie pospiesznie uchwalonej specustawy” - podkreśla w rozmowie z nami dr Adam Gendźwiłł.

„Solidarność międzypokoleniowa”

Aby uzasadnić wprowadzenie ograniczeń, premier Morawiecki sięgnął... aż do II wojny światowej. Odwołał się do solidarności z osobami starszymi: „To oni walczyli o naszą wolność, to oni odbudowywali kraj z ruin, to oni w Solidarności dawali nam nadzieję na wolność, niepodległość, suwerenność, sprawiali, że żyjemy w kraju, który może sam o sobie dbać”.

I właśnie w trosce o te wszystkie osoby, które o Polskę walczyły i ją budowały, rząd Morawieckiego ogranicza poruszanie się.

„Jeśli nie ograniczymy kontaktów, nie ograniczymy liczby chorych” - dodał minister Szumowski. Ograniczenia są też po to, żeby chronić lekarzy: „Chcemy wszyscy, żeby miał kto nas leczyć, diagnozować” - mówił Szumowski.

Morawiecki dostrzegł też pozytywny aspekt nowych zakazów: „Hasłem »Solidarności« było dbanie codziennie o drugiego człowieka, wierzę, że ten czas odosobnienia może nas nauczyć bliskiego kontaktu, tylko musimy mieć dla siebie to krzepiące słowo, cierpliwość, potrzebujemy siebie jak nigdy dotąd".

Polska koronamistrzem świata

Morawiecki przeciwstawiał Polskę „potęgom gospodarczym”. Te mają podobno radzić sobie gorzej niż my i - spóźnione - idą naszym śladem. Według premiera „Anglia, Stany Zjednoczone, Niemcy wprowadziły nowe zasady bardzo ostrożne, delikatne, wszyscy się zastanawiali, dlaczego nie wprowadzają takich obostrzeń, jak my w Polsce. Dzisiaj [je] wprowadzają”.

Wielka Brytania faktycznie prowadziła początkowo bardzo łagodną politykę antykoronawirusową. Nic jednak nie wiadomo o tym, żeby to przykład Polski skłonił premiera Borisa Johnsona do zmiany zdania w tej sprawie.

A o tym, jak radzą sobie Niemcy i dlaczego tak dobrze im idzie, pisaliśmy tutaj:

Przeczytaj także:

Morawiecki mówił też, że kraje zachodnie inspirują się polską akcją „sprowadzania Polaków do domu - dziś Niemcy podejmują bardzo podobną". O tym, jak faktycznie wygląda ta akcja, pisaliśmy tutaj:

Za wybory przed Trybunał

'To, co zwróciło moją uwagę podczas tej konferencji, to obstawanie przy konieczności organizacji wyborów w maju. Oraz niepoparta przekonującymi przykładami, np. z innych krajów które zmagają się z epidemią dłużej, wiara w to, że sytuacja w bardzo krótkim czasie zostanie unormowana. Że stan zagrożenia szybko minie” - mówi nam Adam Gendźwiłł.

PiS przeprowadzi wybory nawet gdyby miał w nich zagłosować tylko Jarosław Kaczyński - pisał w OKO.press Michał Danielewski. Może to zrobić zgodnie z obowiązującym prawem, choć wbrew logice i duchowi demokracji. Prezes PiS broni wyborów do tego stopnia, że w wywiadzie dla RMF FM zaproponował, by przychodzić do wyborców (hospitalizowanych lub w kwarantannie) z urną.

Ten pomysł wyśmiał w OKO.press były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, Wojciech Hermeliński: „To nie tylko naruszenie zasady powszechności, ale też tajności. Jak sobie wyobrazić tajne głosowanie w mieszkaniu. Przychodzi komisja do tej osoby w kwarantannie i mówi: »Niech pan tutaj zakreśli, a my pójdziemy do kuchni«? To niepoważne. Nie można robić farsy z wyborów”.

„Jestem daleki od bagatelizowania wyborów. Ale jeśli nawet politolodzy, komentatorzy, publicyści, sami politycy, jednym słowem - wszyscy, zajmują się głównie wirusem, to najlepszy znak, że nie można wymagać zainteresowania polityką i śledzenia kampanii od obywateli. Ludzie powinni się skoncentrować na swoim bezpieczeństwie, podobnie jak rządzący. W tym samorządowcy, którzy wkrótce dostaną zadanie organizowania infrastruktury dla przeprowadzenia wyborów. Przecież tego nie da się zrobić zdalnie” - komentuje Gendźwiłł.

„Skoro wybory są maju, to lada chwila trzeba będzie szykować sieć lokali wyborczych, rekrutować członków komisji. A to naprawdę nie jest dobry moment do podejmowania takich działań. To wydaje się oczywiste” - podkreśla.

„Polityków, którzy doprowadzą do tego, że wybory się odbędą, teoretycznie można postawić przed Trybunałem Stanu albo pociągnąć do odpowiedzialności karnej” - mówił Hermeliński.

Wielu prawników wyjaśniało w OKO.press, dlaczego wybory nie powinny się odbyć, m.in.:

  • prof. Ewa Łętowska uważa, że władza stosuje oszukańczy szwindel w sprawie wyborów;
  • prof. Ryszard Piotrowski apelował, by wprowadzić stan klęski żywiołowej (wyklucza przeprowadzenie wyborów). Jego zdaniem rozporządzenie o stanie zagrożenia epidemicznego sprzed dwóch tygodni jest niezgodne z Konstytucją;
  • Sylwia Gregorczyk-Abram z Wolnych Sądów mówiła, że głosowanie wieńczy wielomiesięczny proces kampanii, której de facto nie ma;
  • Róża Rzeplińska z portalu MamPrawoWiedzieć uważa, że po kampanii prowadzonej tylko w internecie polska demokracja będzie gorsza, a wyborów nie da się przeprowadzić organizacyjnie;
  • Maciej Pach twierdzi, że mamy zakamuflowany stan nadzwyczajny, który wyklucza przeprowadzenie wyborów.
;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze