0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Co mówili? Jak głosowali? Gdzie manipulowali? O co się kłócili? Jakie były przekazy tygodnia? W sobotę rekapitulujemy dla państwa, czym próbowali mamić nas politycy w mijającym tygodniu.

Mijający tydzień zaczął się fatalnie dla rządu Mateusza Morawieckiego, a kolejne dni tylko pogarszały sytuację.

W poniedziałek 18 lipca Onet opublikował artykuł, zarzucający premierowi działania na oślep w sprawie dostaw węgla do Polski i lekceważenie problemu przez długie miesiące, chociaż już w lutym było wiadomo, że sprawa będzie poważna, a embargo na surowiec z Rosji tylko powiększa rozmiar wyzwania.

We wtorek 19 lipca okazało się, że trzeba wyrzucić do kosza uchwaloną zaledwie kilkanaście dni wcześniej ustawę o dopłatach dla przedsiębiorców, którzy oferowaliby węgiel poniżej ceny rynkowej. Zamiast tego uchwalono kolejne prawo, tym razem o świadczeniu 3 tys. zł dla każdego posiadacza węglowego pieca. Z tym, że te pieniądze będzie można wydać na dowolną rzecz - można na węgiel, można na gumowego kalosza, można też na kożuch.

W środę 20 lipca premier zdymisjonował Piotra Naimskiego, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, który jeszcze dzień wcześniej zapewniał, że węgla w Polsce jesienią i zimą nie zabraknie. Naimski na odchodne porównał swoje odwołanie do obalenia rządu Jana Olszewsksiego (czyli do jednego z mitów założycielskich PiS), a także wyraźnie urażony wyznał, że zarzucono mu krnąbrność oraz brak umiejętności współpracy. Media są zgodne, że Naimskiego wyrzucono m.in. po zabiegach szefa Orlenu Daniela Obajtka, który, jak pamiętamy, wg Jarosława Kaczyńskiego ma tę rzadko spotykaną cechę, że jest natchniony przez Boga.

Ale i to nie koniec, bo w czwartek 21 lipca niektóre sieci handlowe wprowadziły dla klientów limity na zakup cukru, co wśród obywateli wywołało lekki niepokój, czy aby na pewno sprawy w Polsce idą we właściwym kierunku.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Natomiast w piątek 22 lipca skołatane serce premiera Morawieckiego musiała zmrozić inna wypowiedź Kaczyńskiego. Szef PiS ogłosił w orlenowskiej "Polska The Times", że nie ma jego zgody na odwołanie szefa rządu. Wiadomość niby pozytywna, ale jeśli szef PiS Kaczyński mówi, że nie ma jego zgody na dymisję premiera, potwierdza tym samym, że ktoś o tę zgodę zabiega. Do tego ktoś na tyle wpływowy w partii, że trzeba brak zgody urbi et orbi ogłosić.

Można więc wypowiedź lidera obozu władzy odczytać jako sygnał wsparcia dla Morawieckiego, ale można też jako ostatnie ostrzeżenie.

W piątek ukazał się także sondaż pracowni Kantar, w którym Koalicja Obywatelska ma 27 proc. (zyskuje 4 pkt. proc.) i wyprzedza PiS (który traci 3 pkt. proc.). KO zyskuje też 3,4 pkt. proc. w badaniu Pollster dla "Super Expressu", a PiS traci 1,5 pkt., ale w tym sondażu partia władzy wciąż prowadzi: 33,8 proc. do 27,3 proc.

Kantar to wywiady bezpośrednie twarzą w twarz z ankieterem (CAPI) (i w sondażach tą metodą PiS miewał już gorsze wyniki, np. 25 proc. w grudniu 2020 roku), Pollster to badanie na panelu internetowym (CAWI). Dlatego by stwierdzić, czy notowania PiS rzeczywiście wyraźnie spadają, trzeba poczekać na kolejne badania telefoniczne (CATI). Ale to na pewno żółte światło ostrzegawcze dla Prawa i Sprawiedliwości.

No i kolejny kłopot.

Przeczytaj także:

Już nie kiwają palcem w bucie: propaganda PiS ma problem

Na kłopoty zupełnie nie jest przygotowany aparat propagandy PiS. Bo aparat jest sprawny, karny i kreatywny, ale wyszkolony (i przyzwyczajony) wyłącznie do opiewania sukcesów. W narracji TVP i w przekazach dnia partia władzy była niczym grany przez Stefana Friedmana detektyw w serialu "Na kłopoty Bednarski": wyluzowana, zdeterminowana, a przy tym skromna i nienachalna.

Ponieważ wspomniany serial jest z 1986 roku, a więc z czasów zamierzchłych, młodszym czytelnikom i czytelniczkom przypomnijmy fragment piosenki, która go otwierała:

"Ty nic się tym nie przejmuj, gwizdać fiuuu! Życz przyjemnego mnie i sobie snu Bo przecież Bednarski zna swój fach i trud Wnet wszystko gra Très bien, sehr gut Rzecz cała w wielkim skrócie: zabili go i uciekł Więc kiwa palcem w bucie w tył i w bok i w przód".

Taka właśnie była propagandowa opowieść o rządach PiS od 2015 roku: "Ty obywatelu śpij spokojnie, niczym się przejmuj, bo synowie i córki partii znają swój fach, co by się nie działo, poradzą sobie w try miga, a do tego bez wysiłku, bo rozwiązywanie problemów zwykłych Polaków to ich druga natura".

Słyszeliśmy więc, ile pieniędzy trafiło do naszych kieszeni. Dowiadywaliśmy się, że rząd poskramia mafię i goni złodziei, gdzie pieprz rośnie. Przekonywano nas również, że Polska odnosi wielkie sukcesy na arenie międzynarodowej i lideruje tej części Europy przez inicjatywę Trójmorza. A nawet jeśli przegrywa 27:1 w Radzie Europejskiej, to tak naprawdę porażka stanowi część wielkiego zwycięstwa, bo obroniliśmy suwerenność, co należało już na lotnisku uczcić kwiatami.

Opozycja była ważnym elementem tej opowieści, ale jako kontrapunkt: my zrobiliśmy - oni nie potrafili / my daliśmy - oni zabierali / my stoimy dumnie wyprostowani - oni tchórzliwie klękali i to "przez osiem ostatnich lat". Jednym słowem, im gorsza była opozycja, tym większe wydawały się sukcesy PiS.

Ale ta opowieść na naszych oczach definitywnie się kończy, a na nową, nośną historię Prawo i Sprawiedliwość nie ma żadnego dobrego pomysłu.

Cukru pod dostatkiem, a węgla za dużo

Wyrazem bezradności było m.in. piątkowe wystąpienie w Sejmie Mateusza Morawieckiego, który użył zużytych klisz do opisu nowej sytuacji: czyli wyrzekał na opozycję, straszył jej powrotem do władzy oraz hiperbolizował własne zasługi.

"Straszyliście, że nie będzie oleju. Olej jest. Wczoraj straszyliście, że zabraknie cukru, otóż drodzy rodacy, cukru jest pod dostatkiem. Dziś straszą, że zabraknie węgla, nie zabraknie. Największym strachem dla Polaków powinien być powrót do władzy PO" - mówił premier.

I dalej: "Gdybyście byli u władzy, to państwo polskie zawaliłoby się jak domek z kart. Ale rządzi PiS i państwo jest solidne i dba o bezpieczeństwo Polaków. Możemy zapewnić, że pomożemy przetrwać tę jesień, zimę i kolejne lata. Poradzimy sobie z inflacją. Udźwigniemy te problemy i damy radę".

Jak wspomnieliśmy, ataki na opozycję w czasach prosperity były propagandowo funkcjonalne: wzmacniały wrażenie sukcesu władzy.

Ale w czasach kryzysu ten zabieg działa zupełnie odwrotnie i może demobilizować część bardziej umiarkowanego elektoratu PiS.

Cóż bowiem w istocie mówi premier? Że gdyby rządziła Platforma Obywatelska węgla nie byłoby jeszcze bardziej, inflacja byłaby jeszcze większa, a państwo rozpadłoby się już zupełnie. Nawet przychylny PiS wyborca zrozumie z tego tyle, że węgla teraz rzeczywiście nie ma, inflacja naprawdę jest groźna, a państwo trzeszczy w szwach. Natomiast rząd nie ma żadnego pomysłu, jak temu zaradzić, za to jest bardzo z siebie zadowolony. A że za Platformy byłoby gorzej? Kogo to obchodzi, kiedy teraz jest źle.

By zatrzeć ten efekt i zminimalizować lęk elektoratu, Morawiecki uciekał w Sejmie w przesadę, czasami na granicy komizmu: "Węgla ma być nadmiar. Ma być więcej niż nawet potrzeba na srogą zimę. Węgiel się nie zmarnuje. Rezerwy węgla po to, by Polacy nie musieli się nie tylko o tę zimę, ale także o kolejne. PiS myśli i planuje w długiej perspektywie".

Każdy obywatel, który ma obecnie problem z zakupem potrzebnego surowca, może się zastanawiać, dlaczego "węgla ma być nadmiar", skoro idealnie by wystarczyło, gdyby go było w sam raz. Premier zastosował metodę perswazji niczym nieudolny autor internetowego oszustwa, który przekonuje nas, że odziedziczyliśmy ogromną fortunę w spadku po nigeryjskim księciu, choć przecież skuteczniej by nas nabrał, gdyby oświadczył po prostu, że wygraliśmy 500 zł.

Przesada niszczy wiarygodność.

Medal dla Wielkiego Olimpijczyka z Nowogrodzkiej

Kolejny objaw bezradności to odpowiadanie na pytania, których nikt nie zadał. W ostatnim tygodniu wyspecjalizowali się w tym minister rolnictwa Henryk Kowalczyk oraz wicepremier Jacek Sasin.

Komentując fakt, że niektóre sieci handlowe wprowadziły górne limity dotyczące zakupu cukru przez klientów, Kowalczyk stwierdził, że to "przejściowe trudności w logistyce zagranicznych koncernów handlowych spowodowały tego typu problemy".

To (zapewne nieświadome) użycie komunału wypowiadanego przez władze PRL, gdy pojawiały się problemy z zaopatrzeniem: ludzie chcieli się dowiedzieć konkretnie, kiedy problemy się skończą, a dowiadywali się, że kiedyś na pewno. Co więcej, im bardziej w Polsce Ludowej władza zapewniała, że problemy są przejściowe, tym bardziej można było być pewnym, że będą permanentne.

Z kolei wicepremier Sasin w rozmowie z TVN24 obwieścił, co następuje: "Na pewno nie będzie sytuacji, która jest dzisiaj przez czarnowidzów kreowana, że ludzie będą marzli w domach".

O to, czy będziemy zimą marznąć w domach, nikt na razie za bardzo nie pyta, ale z jakiegoś powodu Sasin postanowił zapewnić, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Co bardziej wrażliwych Polaków może to skłonić, by już dziś kupić dodatkowy sweter i kalesony, bo a nuż jesienią zabraknie?

Jak to rzeczywiście będzie, nie wiedzą również pracownicy szpicy propagandowej obozu władzy, czyli "Wiadomości" TVP. Jak pisaliśmy w OKO.press, "Wiadomości" z jednej strony zapewniają, że węgiel na zimę będzie, z drugiej strony asekurują się, że gdyby go jednak nie było, to będzie wina opozycji i osobiście Donalda Tuska.

I tu jednak sprawna do tej pory machina się zacięła: że węgiel będzie, zapewniał w TVP 19 lipca Piotr Naimski, a już 20 lipca bezceremonialnie wyrzucono go z rządu. Tuż po zwolnieniu Naimskiego hymn pochwalny na jego cześć wygłosił premier Morawiecki - "Piotr Naimski od lat jest jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od energetyki. Baltic Pipe i wiele innych inwestycji tworzących architekturę bezpieczeństwa energetycznego Polski to jego dziedzictwo". Logicznie rzecz biorąc,

wynika z tego, że Naimski wyleciał, bo był zwyczajnie zbyt dobry.

PiS stworzył i przez lata doskonalił samobieżną wyrzutnię propagandowych komunikatów, która na politycznym froncie bez pudła niszczyła oddziały opozycji. Ale broń ofensywna skuteczna na jednej wojnie, bywa zupełnie bezużyteczna podczas takiego konfliktu, gdy trzeba się bronić. A PiS jest dziś w głębokiej defensywie. W takiej sytuacji propaganda sukcesu staje się własną karykaturą.

Ot, nie dalej jak w czwartek obwieszczono z fanfarami, że prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński otrzymał okolicznościowy medal 100-lecia Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Cóż, rzeczywiście, jak tak dalej pójdzie, by wygrać następne wybory, lider obozu władzy będzie się musiał nauczyć skakać na olimpijskim poziomie. I to za równo w dal, jak i o tyczce.

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze