Na przekształceniu OFE w IKE najwięcej zyska rynek finansowy, bo publiczne środki trafią tam nieodwracalnie. Stracą: przyszli emeryci, samorządy, a w zasadzie my wszyscy jako społeczeństwo. "Czy premier zauważył, że zmienił pracę i nie powinien już reprezentować interesów sektora prywatnego, ale Polek i Polaków?" - pyta Maciej Konieczny z Lewicy
9 stycznia 2020 w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy o likwidacji Otwartych Funduszy Emerytalnych. 162 mld zł zgromadzone w OFE mają automatycznie trafić na prywatne, indywidualne konta emerytalne, czyli IKE. Pieniądze można też przekazać do ZUS (a dokładnie do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych), ale do tego potrzebna jest specjalna deklaracja.
Polacy na wybór - IKE czy ZUS - będą mieli zaledwie miesiąc, od 1 czerwca 2020.
Koalicja Obywatelska, krytykując w Sejmie ruch rządu, skupiła się na 15 proc. potrąceniu, które w wyniku tej operacji trafi do budżetu państwa — ponad 19 mld zł.
"Nie dajcie się Polacy na to nabrać. W czerwcu jak się rano obudzicie 15 proc. waszych oszczędności zostanie ograbionych" - mówił poseł Marek Sowa z KO.
Rząd uzasadniał, że gdyby opłaty nie było, pieniądze byłyby uprzywilejowane wobec opodatkowanych emerytur wypłacanych z ZUS. Potrącenie obejmuje jedynie rachunki w IKE.
Trudno nie zauważyć, że krytykując opłatę przekształceniową politycy Koalicji Obywatelskiej sięgają po problematyczną retorykę, której używano też przeciwko reformie PO-PSL z 2014 roku. Rząd Tuska przeniósł wówczas do ZUS-u ponad połowę środków zgromadzonych w OFE. Choć był to ruch nieunikniony - a zdaniem wielu nawet niewystarczający - w obliczu generowanego przez OFE długu państwa, to Platforma Obywatelska zapłaciła za niego wysoką cenę polityczną.
"Tak naprawdę to wszystko jedno z punktu widzenia budżetu, czy one będą przerzucone do ZUS, czy do budżetu. Jeśli będą przerzucone do ZUS, to PiS zaraz zmniejszy dotacje do ZUS z budżetu" - mówił o opłacie przekształceniowej senator Marek Borowski, b. minister finansów, gdy rozmawialiśmy z nim o fikcji "budżetu bez deficytu".
Na inny aspekt przekształcenia OFE w IKE podczas debaty sejmowej zwróciła uwagę Lewica.
Jak argumentują jej przedstawiciele, przekształcenie to de facto prywatyzacja publicznych środków emerytalnych. Poseł Maciej Konieczny z Razem w debacie sejmowej tłumaczył, że sektor prywatny od lat próbuje "położyć łapę" na emeryturach.
"Proponowany gigantyczny transfer pieniędzy do sektora prywatnego, do instytucji finansowych, które niczego nie gwarantują, to okradanie Polaków z ich godnej przyszłości"
- mówił Konieczny.
I bezpośrednio zwrócił się do premiera Mateusza Morawieckiego : "Ja chciałbym zadać pytanie właściwemu autorowi tego rozwiązania, czy pan premier zauważył, że jakiś czas temu zmienił pracę i że nie powinien reprezentować interesów sektora prywatnego, ale Polek i Polaków? Bo jak patrzę na te rozwiązania, to mam wrażenie, że panu premierowi mogło to umknąć".
Odniósł się też do automatycznego systemu zapisu do IKE, nazywając go "przekrętem". "Bądźmy mądrzy, zostańmy w ZUS-ie" — zachęcał poseł Lewicy.
Na te same problemy z przekształceniem OFE w IKE kilkakrotnie zwracaliśmy uwagę w OKO.press.
PiS nie ukrywa, że w wyniku przekształcenia dojdzie do prywatyzacji. W uzasadnieniu projektu czytamy, że celem przekształceń jest “wzmocnienie budowania prywatnych oszczędności emerytalnych”.
Dalej, w ocenie skutków regulacji, autorzy twierdzą jednak, że: “obecni członkowie OFE uzyskają potwierdzenie prywatnego charakteru środków przeniesionych ... do IKE oraz prawo do oszczędzania w filarze kapitałowym aż do osiągnięcia wieku emerytalnego".
Tymczasem zgromadzone w OFE środki są publiczne, więc nie mamy do czynienia z "potwierdzeniem" ich prywatnego charakteru. W 2013 roku Sąd Najwyższy uznał składki za daninę "prywatno-państową", a nie prywatną własność. 25 listopada 2015 roku potwierdził to Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że: "Środki pochodzące ze składki emerytalnej nie mogą być (...) rozumiane – w sensie konstytucyjnym – jako własność prywatna ubezpieczonych.
Stanowią publiczne środki finansowe przeznaczone na pokrycie publicznych zobowiązań wynikających z ubezpieczenia społecznego”.
Prof. Leokadia Orędziak w wywiadzie dla OKO.press ostrzegała, że nieodwracalne przekazanie pieniędzy na rynek finansowy jest rozwiązaniem szkodliwym dla przyszłych emerytów. "Oznacza ono definitywne obciążenie tego emeryta kosztami i ryzykiem związanym z lokowaniem na rynku finansowym środków na emeryturę, bez żadnej gwarancji, że pieniądze te uda się odzyskać w przyszłości" - tłumaczyła ekspertka.
Warto przypomnieć, że środki z IKE będą wypłacane po przejściu na emeryturę w ciągu 10 lat (jednorazowo bądź w ratach), a nie dożywotnio, jak dzieje się to w przypadku emerytur z ZUS.
Dlaczego jeszcze ZUS jest lepszy? Prof. Leokadia Oręziak tłumaczyła, że pieniądze lokowane w ZUS mogłyby być wykorzystane na finansowanie publicznego systemu emerytalnego, co pośrednio sprzyjałoby przeznaczeniu większych środków na finansowanie edukacji czy ochrony zdrowia.
"Zapowiedziana prywatyzacja środków zgromadzonych w OFE, definitywny ich transfer na rynek finansowy, oznacza, że pieniądze te już nigdy nie będą mogły zostać przeznaczone na finansowanie celów publicznych, czyli wspólnych potrzeb obywateli"
- mówiła ekspertka.
Innymi słowy, przekształcenie OFE w IKE godzi w interes nas wszystkich jako społeczeństwa.
Tych wspólnych potrzeb nie brakuje, ale w tym kontekście warto podkreślić wagę jednej z nich. Jak pisaliśmy w OKO.press, zaczynamy odczuwać konsekwencje reformy z 1999 roku: już 433 tys. osób w Polsce otrzymuje emerytury minimalne lub niższe.
Aż 50 tys. dostaje mniej niż 600 złotych.
Publiczne środki zgromadzone w OFE mogły posłużyć do - przynajmniej częściowej - odbudowy równowagi w tym systemie. Jeśli bowiem nic się nie zmieni, liczba ubogich emerytów będzie rosła skokowo.
Uruchomienie Pracowniczych Planów Kapitałowych i prywatyzacja środków z OFE to czytelny sygnał od rządu: emerycie, masz radzić sobie sam.
Poza wyrokami Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego jest jeszcze jeden powód, by uznać środki zgromadzone w OFE za środki publiczne.
Po reformie emerytalnej z 1999 roku, OFE stały się głównym źródłem przyrostu długu publicznego. Skoro bowiem kierowano do nich ponad 40 proc. składki emerytalnej, pula pieniędzy, którą dysponował ZUS na wypłatę bieżących emerytur, znacząco się zmniejszyła. Budżet państwa musiał więc dopłacać do ZUS, a rządy - zaciągać pożyczki.
Doszło do absurdu, bo państwo – aby w ogóle moc wypłacać emerytury – musiało zadłużać się w samych OFE. Publiczne pieniądze płynęły w tę i z powrotem przez wielkie prywatne instytucje finansowe, które nieźle zarabiały na całej operacji. Ten dług - który w szczytowym momencie przed reformą z 2014 roku wyniósł 300 mld złotych - obciąża nas wszystkich.
"Ten dług sam się nie spłaci, będzie ciężkim brzemieniem dla całego polskiego społeczeństwa, natomiast aktywa z OFE, po przeniesieniu do IKE zostaną w istocie zawłaszczone wprawdzie przez dużą, ale tylko część tego społeczeństwa"
- tłumaczyła prof. Oręziak. - "Kluczowym beneficjentem zapowiedzianych zmian będą jednak instytucje działające na rynku finansowym. To dla nich prywatyzacja pieniędzy z OFE to nowe możliwości zysków".
Zmiany negatywnie odczują też samorządy. Pieniądze, które do tej pory trafiały do władz lokalnych jako część podatku dochodowego od wypłacanych emerytur, teraz znikną.
Strata dochodów liczona na podstawie aktywów z 2019 roku ma wynieść co najmniej 13 mld zł i jest rozłożona na lata.
To kolejny ubytek budżetowy dla władz lokalnych. Wcześniej pisaliśmy, że samorządy dobijają zmiany w PIT. Jak wyliczył resort finansów, na obniżeniu podatku dochodowego i zwolnieniu z opłat osób poniżej 26. roku życia samorządy będą tracić nawet 7,2 mld zł rocznie. Więcej informacji znajdziesz tutaj:
A to wszystko w momencie, w którym rząd obciąża samorządowców nowymi zadaniami. Ich budżety najbardziej nadwyręża oświata, do której zaledwie w ciągu dwóch lat - 2018 i 2029 - władze lokalne musiały dołożyć aż 48 mld zł.
Rok 2020 nie będzie inny, co widać m.in. w kształcie subwencji oświatowej. Rząd obiecał nauczycielom podwyżki (6 proc. od września 2020), ale na ich pokrycie dołożył jedynie 100 mln zł. Brakuje: nawet 700 mln zł.
Coraz częściej słychać alarmujące sygnały, które mówią, że gdzieś budżet samorządowy się nie spina (np. Rybnik), a jeśli nawet udało się go zamknąć, to zabrakło pieniędzy na inwestycje.
Gospodarka
Polityka społeczna
Maciej Konieczny
Izabela Leszczyna
Mateusz Morawiecki
Prawo i Sprawiedliwość
emerytury
finanse publiczne
IKE
OFE
samorząd
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze