Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
W Sejmie jest nasza dziennikarka Agata Szczęśniak. Jak informuje, pod Biurem Przepustek dziennikarze czekają na Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Skazani prawomocnymi wyrokami politycy PiS utrzymują, że wciąż są posłami i stawią się na obradach Sejmu. Prawnicy mają jednak inne zdanie na ten temat.
Większość prawników, którzy wypowiadają się w mediach albo publikują swoje analizy, nie ma wątpliwości: Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, po prawomocnym wyroku skazującym, nie są już posłami.
„Rzeczpospolita” zapytała o to 38 ekspertów. 32 osoby kategorycznie stwierdziły, że mandaty skazanych polityków wygasły. Cztery osoby miały odmienne zdanie, a dwie uznały, że sprawa nie jest jednoznaczna. Wiesław Kozielewicz, sędzia SN i były szef Państwowej Komisji Wyborczej podkreślał, że sytuacja obydwu polityków jest różna: Wąsik wciąż jest posłem, a Kamiński nie. W jego ocenie dopiero „publikacja w Monitorze Polskim prawomocnego postanowienia marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu powoduje, że dana osoba przestaje być parlamentarzystą” – cytuje „RP”.
Nie wszyscy się z tą oceną zgadzają.
„Publikacja postanowienia przez marszałka Sejmu nie ma wpływu na to, czy taki mandat wygasł, czy nie. Wygaśnięcie następuje z mocy prawa. Marszałek tylko potwierdza, że coś się w przeszłości zdarzyło, że zapadł prawomocny wyrok skazujący. Istotą postępowania marszałka jest poinformowanie osób trzecich, że do takiego wygaśnięcia doszło i podanie jego przyczyn” – mówił z kolei OKO.press Wojciech Hermeliński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w latach 2014-2019.
„RP” cytuje również byłego prezesa TK i byłego szefa PKW prof. Andrzeja Zolla, który podkreśla, że politycy PiS utracili mandaty „z mocy prawa 20 grudnia 2023 r., w momencie ogłoszenia prawomocnego wyroku przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Wynika to i z konstytucji, i z kodeksu wyborczego”.
Stanisław Zabłocki, sędzia SN w stanie spoczynku i były prezes Izby Karnej w swojej analizie opublikowanej na Facebooku wskazuje: „Podczas konferencji pan prezydent podkreślał, że wymienieni panowie nadal są posłami, gdy tymczasem z treści postanowienia o zastosowaniu aktu łaski żadną miarą nie można tego wniosku wyprowadzić”. Jak dodał, „moc prawną ma nie oświadczenie wygłoszone podczas konferencji, ale dokument podpisany przez pana prezydenta”.
Wyjaśnił jednocześnie, że Kamiński i Wąsik będą mogli wystartować w kolejnych wyborach, jeśli do tej pory nie zostaną skazani innym prawomocnym wyrokiem. Posłami jednak już nie są.
Profesor Włodzimierz Wróbel, sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego, w swojej analizie wyjaśnia:
„»Zatarcie skazania« polega na tym, że dana osoba, która popełniła przestępstwo, po spełnieniu pewnych warunków, nie jest już traktowana w różnych urzędowych postępowaniach jak osoba »karana« ale tak, jak każdy inny obywatel. Z Krajowego Rejestru Karnego, w którym odnotowuje się wszystkie wyroki karne, usuwa się stosowny wpis o jej ukaraniu i w efekcie urzędy »nie widzą« tego, że kiedyś sąd wydał w stosunku do tej osoby wyrok skazujący”.
Profesor Wróbel tłumaczy, że zatarcie skazania następuje automatycznie po upływie pewnego okresu od wykonania kary (np. 10 lat w przypadku kary więzienia). Wcześniejsze zatarcie skazania może zarządzić sąd lub prezydent stosując prawo łaski.
„Zatarcie skazania nie oznacza wszakże, że znika wyrok, którym dana osoba został uznana winną popełnienia przestępstwa. Nie niszczy się akt sądowych, nie usuwa się informacji o tym wyroku i nie ma zakazu informowania o takim skazaniu w mediach” – podkreśla. Dodaje jednak, że to nie oznacza powrotu do tego, co było przed skazaniem.
„Zatarcie skazania nie przywraca więc nikomu mandatu posła lub senatora, jeżeli mandat ten utracono na skutek prawomocnego wyroku skazującego” – czytamy w analizie.
„Nie było i nie ma żadnych podstaw do wszczęcia na nowo dyskusji dotyczącej lokalizacji pierwszej elektrowni jądrowej” – mówi Paulina Hennig-Kloska w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
„Nie wyobrażam sobie, aby elektrownia jądrowa w Polsce nie powstała. Musimy mieć świadomość, że zaczynanie od nowa dyskusji o lokalizacji może opóźnić budowę nawet o dziesięć lat, z potencjalnego 2033 r. zrobiłby się 2043. Polska – aby wypełnić cele klimatyczne – potrzebuje elektrowni jądrowej jeszcze w latach 30. XXI w” – podkreśla ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Pierwsza elektrownia jądrowa ma powstać w Lubiatowie-Kopalinie w nadmorskiej gminie Choczewo. Prace nad jej budową są najbardziej zaawansowane od czasu próby postawienia elektrowni w Żarnowcu. 17 stycznia 2024 wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz publicznie ogłosiła, że być może Choczewo nie będzie ostateczną lokalizacją wielkiej inwestycji.
Powiedziała, że „decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana ale cały czas rozważamy czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące”.
„Dyskusja o lokalizacji w Choczewie to burza w szklance wody. Nie było i nie ma żadnych podstaw do wszczęcia na nowo dyskusji dotyczącej lokalizacji pierwszej elektrowni jądrowej. Rozumiem jednak obawy i wątpliwości mieszkańców okolicy Choczewa. Widać, że w niedostateczny sposób wciągnięto społeczność lokalną i miejscowe samorządy w proces decyzyjny” – odpowiedziała w „RP” Hennig-Kloska.
W wywiadzie podkreśliła również, że trwają prace nad ustaleniem lokalizacji drugiej elektrowni. „Energia z węgla będzie coraz droższa” – zaznaczała. Według ministry konieczne jest szybkie, ale przemyślane odejście od węgla, a system energetyczny ma opierać się zarówno na OZE, jak i na atomie.
Zapowiedziała, że do końca lutego zostanie opublikowany Krajowy Plan Energii i Klimatu oraz zaktualizowana Polityka Energetyczna Państwa do 2040 – czyli dokument wyznaczający kierunki w transformacji energetycznej na następne lata. Do tej pory w PEP2024 nie poświęcano uwagi m.in. wiatrakom na lądzie, zapowiadając jednocześnie duże inwestycje w offshore, czyli wiatraki na morzu.
W 2050 roku – podkreśla Hennig-Kloska – musimy dojść do neutralności klimatycznej.
O godz. 10:00 rozpocznie się ostatnie styczniowe posiedzenie Sejmu, który zajmie się m.in. obywatelskim projektem zmian w Karcie nauczyciela oraz zmianą ustawy o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka zapozna się z informacją o istotnych problemach wynikających z działalności i orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w 2022 roku, a następnie z informacją z działalności Krajowej Rady Sądownictwa.
Najważniejsza może się okazać jednak sprawa wypuszczonych z zakładów karnych Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, którzy utrzymują, że wciąż mają mandaty poselskie.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapowiedział: „Panowie są byłymi posłami. Straż Marszałkowska nie będzie wpuszczała do kuluarów i na salę obrad osób, które posłami nie są”. Dodał, że do scen szarpaniny przed wejściem na salę obrad nie dojdzie.
„Nie będziemy w żaden sposób szykanować panów Kamińskiego i Wąsika. Straż marszałkowska wie, że nie powinni znajdować się na sali obrad i zakładam, że się na tej sali nie znajdą. Jako byli posłowie mają prawo wyrobić sobie specjalną legitymację. Gorąco do tego zachęcam” – podkreślał.
Do sprawy odniósł się również szef MSWiA Marcin Kierwiński na portalu X: „Chciałbym poinformować tych wszystkich, którym wydaje się, że wciąż mają immunitety, że państwo działa a prawo będzie przestrzegane”.
Maciej Wąsik w rozmowie z Radiem Wnet, na pytanie, czy pojawi się w Sejmie, odpowiedział: “Zostałem wybrany na posła i będę sprawował mandat najlepiej, jak mogę. Nie powiem dokładnie, co będę robił”. Mariusz Kamiński w TV Republika podkreślał, że nie jest pewien, czy przyjdzie do Sejmu. „Musimy przygotować sobie szczegółowy scenariusz. Potrzebuję kilka dni na nabranie sił i wrócę do Sejmu. Panie Hołownia, panie Tusk, spojrzymy sobie w oczy, jesteśmy posłami, nie odpuścimy”.
Jest ustawa o dostępie bez recepty do awaryjnej antykoncepcji, czyli tzw. pigułki dzień po. Koalicja Obywatelska upubliczniła też projekt ustawy o aborcji do 12 tygodnia ciąży. Nad własnym projektem pracuje też Trzecia Droga. Kaczyński na pikiecie pod siedzibą Prokuratora Krajowego
Projekt ustawy dotyczącej dostępu do koncepcji awaryjnej, czyli pigułki pigułki „dzień po”, jest gotowy i zostanie przesłany do Sejmu. Decyzję w tej sprawie podjęła dziś Rada Ministrów.
Projekt dotyczy dostępu bez recepty dla osób powyżej 15 roku życia do konkretnego leku – tabletki EllaOne, która uniemożliwia dojście do zapłodnienia. "Nie jest to więc tabletka wczesnoporonna, co budziło emocje w wielu kręgach, tylko tabletka, która zapobiega zajściu w ciążę. Poniżej 15 roku życia będzie wymagana recepta” – podkreślał podczas konferencji premier Donald Tusk (na zdjęciu).
W pierwszym od czasu objęcia funkcji ministry zdrowia wywiadzie Izabela Leszczyna poinformowała, że projekt trafi pod obrady Sejmu najprawdopodobniej na następnym posiedzeniu, czyli 7-9 lutego.
Późnym wieczorem Koalicja Obywatelska upubliczniła też projekt ustawy o „świadomym rodzicielstwie”, czyli o dostępie do legalnej i bezpiecznej aborcji do 12 tygodnia ciąży. Ustawa stanowi, że każda osoba w ciąży ma prawo do świadczenia zdrowotnego w postaci przerywania ciąży w okresie pierwszych 12 tygodni jej trwania".
Ustawa stwierdza też, że w sytuacji gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia osoby w ciąży, przerwanie ciąży wykonuje się niezwłocznie.
To trzeci, obok dwóch projektów Lewicy, projekt ustawy dotyczący prawa i dostępu do aborcji. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapowiedział jednak w środę po południu podczas konferencji prasowej w Sejmie, że Sejm nie zajmie się tymi projektami na rozpoczynającym się w czwartek 25 stycznia posiedzeniu. Więcej o decyzji Hołowni tutaj.
Tymczasem Polska 2050 pracuje nad własnym projektem o aborcji. „Chcemy referendum, ale będziemy próbować wprowadzić zasady obowiązujące przed haniebnym wyrokiem TK” – mówi Mirosław Suchoń. „Nie popieramy projektu legalizacji aborcji Lewicy” – mówią nam inne posłanki i posłowie Polski 2050.
Dziś odbyło się też posiedzenie komisji śledczej ds. wyborów kopertowych. Pierwszym przesłuchiwanym był Tomasz Szczegielniak, były podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Drugim Jacek Sasin, były minister aktywów państwowych. To jemu podlegała Poczta Polska, która dostała zlecenie organizacji i przeprowadzenia wyborów kopertowych. Przygotowanie wyborów, do których ostatecznie nie doszło, pochłonęło 70 miliardów złotych.
Z zeznań Jacka Sasina wynika, że polecenie zlecenia organizacji wyborów kopertowych Poczcie Polskiej pochodziło od premiera Mateusza Morawieckiego. Pomysł przeprowadzenia wyborów kopertowych miał pochodzić od posła Adama Bielana. Sasin zapewniał też, że on sam „nic Poczcie nie zlecał”, bo nie na tym polega „nadzór właścicielski”.
Więcej o zeznaniach Jacka Sasina przeczytasz tutaj.
Pisowscy „więźniowie polityczni” już na wolności. Dzień po wyjściu z aresztów panowie Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński przebrali się w garnitury i udali na spotkanie z Kancelarii Prezydenta na herbatę.
Z krótkiego nagrania wideo udostępnionego przez Kancelarię Prezydenta w mediach społecznościowych wynika, że jeszcze do wczoraj skazani prawomocnym wyrokiem za poważne przestępstwa urzędnicze przy tzw. aferze gruntowej, politycy PiS zostali bardzo ciepło przywitani przez prezydenta Dudę. Więcej o tym spotkaniu przeczytasz tutaj.
Jak wynika z informacji przekazanych przez posła PiS Piotra Müllera, Wąsik i Kamiński mają zamiar wziąć udział w jutrzejszym posiedzeniu Sejmu. Tymczasem marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapowiedział, że „rekomenduje, by Kamiński i Wąsik nie dostali przepustek sejmowych”. Czwartek znowu upłynie nam najpewniej pod hasłem hucpy politycznej PiS, gdy „męczennicy w walce o korupcję”, jak Wąsika i Kamińskiego pozycjonuje PiS, będą chcieli wejść na salę obrad w Sejmie.
Tymczasem PKW zadaje marszałkowi Hołowni zaskakujące pytanie w sprawie wygaśnięcia mandatów Wąsika i Kamińskiego. Twierdzi, że SN wydał w sprawie Kamińskiego dwa sprzeczne orzeczenia, a tymczasem jedno z nich zostało wydane przez izbę, która nie jest sądem... Więcej o zamieszaniu, które jest konsekwencją demontażu niezależnego wymiaru sprawiedliwości, tutaj.
Na koniec dnia politycy PiS postanowili jeszcze zorganizować pikietę pod siedzibą Prokuratury Krajowej, w której znajduje się biuro odsuniętego od władzy przez ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego Adama Bodnara prokuratora krajowego Dariusza Barskiego.
Wcześniej prawicowe media podały, że minister sprawiedliwości Adam Bodnar i p.o. prokuratora krajowego Jacek Bilewicz w asyście Służby Więziennej weszli do biura Dariusza Barskiego, odsuniętego od obowiązków Prokuratora Krajowego – podawał Onet.
Niedługo potem, koło godziny 19, pod biurem Prokuratora Krajowego zgromadzili się politycy PiS, w tym m.in. prezes partii Jarosław Kaczyński, były premier Mateusz Morawiecki oraz były minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Politycy PiS protestowali przeciwko „przejęciu prokuratury”.
Padły wielkie słowa i poważne oskarżenia:
Wśród osób przygotowujących nowe programy informacyjne TVP nadal są ludzie, którzy odpowiadają za część przekazu propagandowego w czasach PiS. Skąd taka polityka nowych władz telewizji? Przeczytaj tekst Krzysztofa Boczka:
Rząd obiecuje panele obywatelskie, narady i porządne konsultacje. Narodowy Instytut Wolności ma dzielić pieniądze w przejrzysty sposób, a nie wśród znajomych władzy. OKO.press ujawnia plany nowej władzy dotyczące społeczeństwa obywatelskiego. Przeczytaj tekst Agnieszki Jędrzejczyk:
Proces przejmowania władzy generuje chaos. Jednak trudno tym tłumaczyć niedociągnięcia służb prasowych nowego rządu. Czy rozsądną strategią jest chwalenie osiągnięć poprzedniego rządu, rządu Morawieckiego? A milczenie biur prasowych? Rządzie Tuska, mamy problem. Komunikacyjny. Przeczytaj tekst Anny Mierzyńskiej:
Javier Milei wygrał wybory, dzierżąc piłę łańcuchową na znak brutalnego cięcia wydatków publicznych. Zapowiada, że Argentyńczyków czeka do 24 ciężkich miesięcy stagflacji i kryzysu społecznego. Cięcia mają przynieść 20 mld dolarów „oszczędności” i „krótkookresowy” wzrost ubóstwa. Przeczytaj tekst Wojciecha Łobodzińskiego: