Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Jeśli w ciągu dwóch tygodni nie dojdzie do porozumienia między Rosją a Ukrainą, USA albo rozważą wprowadzenie „potężnych sankcji” lub ceł na Rosję, albo nie zrobią nic – powiedział prezydent Donald Trump w piątek podczas spotkania z reporterami w Białym Domu.
Donald Trump znowu roztacza wizję „potężnych sankcji lub ceł”, które USA mogłyby nałożyć na Rosję, jeśli w ciągu dwóch tygodni nie dojdzie do porozumienia ws. zakończenia wojny w Ukrainie. Jednocześnie mówi, że równie możliwe jest, że Stany Zjednoczone nie zrobią nic, jeśli do porozumienia nie dojdzie.
„[Jeśli w ciągu dwóch tygodni nic się nie wydarzy – red.] podejmę decyzję, co zrobimy. To będzie bardzo ważna decyzja. I to będą albo potężne sankcje lub potężne cła [na Rosję – red.], albo i to, i to. Albo zdecyduję, że nie robimy nic i mówimy, że to nie nasza walka” – powiedział Donald Trump w piątek 22 sierpnia podczas spotkania z reporterami w Białym Domu. Klip z tą wypowiedzią opublikował w mediach społecznościowych Fox News.
Trump daje więc do zrozumienia, że Rosję albo czekają konsekwencje, jeśli nie zdecyduje się zakończyć wojny z Ukrainą, albo nie. To dość zaskakująca strategia wywierania wpływu na Kreml.
W czwartek 21 sierpnia na platformie Truth Social założonej przez Donalda Trumpa pojawił się też ciekawy wpis prezydenta USA krytykujący zakaz używania amerykańskiej broni do ataków przeprowadzanych przez ukraińską armię na terytorium agresora. Trump napisał:
„Bardzo trudno, jeśli nie niemożliwe, jest wygrać wojnę bez ataku na kraj najeźdźcy. To tak, jakby świetna drużyna sportowa miała fantastyczną obronę, ale nie mogła grać w ataku. Nie ma szans na zwycięstwo! Tak samo jest z Ukrainą i Rosją (...) Przed nami ciekawe czasy” – napisał Trump.
Prawdopodobnie w odpowiedzi na to – jak zauważał ukraiński portal Meduza – prezydent Rosji Władimir Putin w piątek ni stąd ni zowąd odwiedził Sarow, miasto położone w rosyjskim regionie Niżny Nowogród, znane z tego, że to tu radzieccy naukowcy zaprojektowali pierwszą radziecką bombę atomową.
Putin, który ostatnio odwiedził miasto we wrześniu 2023 r., został powitany na płycie lotniska przez wysokich rangą dowódców wojskowych. Program wizyty obejmował rozmowy z ekspertami nuklearnymi oraz spotkanie z gubernatorem regionu, Glewem Nikitinem.
W piątek 15 sierpnia i w poniedziałek 18 sierpnia doszło do ważnych spotkań ws. wojny w Ukrainie. W piątek amerykański prezydent spotkał się na Alasce z przywódcą Rosji Władimirem Putinem, a w poniedziałek w Białym Domu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i liderami UE: szefową KE Ursulą von der Leyen, szefem NATO Markiem Rutte, kanclerzem Niemiec Friedrichem Merzem, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, premierką Włoch Giorgią Meloni, premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem oraz prezydentem Finlandii Alexandrem Stubbem.
Jednym z osiągnięć tych spotkań miała być – według Białego Domu – zgoda na spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem. Spotkanie miałoby się odbyć w ciągu dwóch tygodni, czyli mniej więcej do końca sierpnia 2025. Mówiła o tym we wtorek 20 sierpnia rzeczniczka Białego Domu Karoline Levitt.
Gotowość spotkania wyraził prezydent Zełenski i to pomimo że Rosja nie zgodziła się, by poprzedzało je zawieszenie broni. Co więcej, jak wynika z informacji przekazanych przez wiceministra spraw zagranicznych Ukrainy Serhija Kysłycię w wywiadzie na antenie programu „Meet the Press” w stacji NBC News, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski jest nawet gotowy omówić kwestie terytorialne podczas spotkania z Władimirem Putinem.
Kreml niby na spotkanie się zgodził, a jednocześnie podkreślał, że „trzeba je dobrze przygotować”, co oznacza, że najpewniej nie dojdzie do niego w najbliższym czasie. W czwartek 21 sierpnia minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow ostatecznie stwierdził, że spotkanie z prezydentem Zełenskim byłoby dla Putina udziałem w programie rozrywkowym i że są wątpliwości, czy prezydent Ukrainy ma prawo podpisywać się pod traktatami międzynarodowymi.
Państwa europejskie, we współpracy z Japonią, Koreą Południową, Australią i Nową Zelandią, intensywnie pracują nad planem gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy na wypadek, gdyby wojnę udało się jednak jakoś doprowadzić do końca i trzeba by zapewnić, że Rosja nie zaatakuje znowu. Jak wynika z ustaleń amerykańskiej agencji Bloomberg mniej więcej 10 państw z tzw. Koalicji Chętnych jest gotowych wysłać żołnierzy do Ukrainy. Są to m.in. Wielka Brytania, Francja, Belgia, Litwa, Estonia, poza tym zaangażowanie rozważają Łotwa i Szwecja.
Stanowcze „nie” wysłaniu wojsk na Ukrainę mówi m.in. Polska, Niemcy i Węgry. Nie rozważają tego też Włochy, Hiszpania i Holandia. Finlandia „raczej” tego nie planuje.
Jak wynika z opublikowanego w sobotę przez Rzeczpospolitą sondażu SW Research, udział polskich żołnierzy w misji pokojowej w Ukrainie popiera tylko 17,3 proc. badanych, nie popiera 61,1 proc., a zdania nie ma 21,6 proc. osób. Wśród kobiet 15,8 proc. uważa, że polscy żołnierze powinni wziąć udział w takiej misji, przeciwnego zdania jest 58,7 badanych, zaś nie ma zdania 25,5 proc. Wśród mężczyzn wyniki są następujące: „tak” udziałowi polskich żołnierzy w misji pokojowej w Ukrainie mówi 18,9 proc. badanych, „nie” 63,9 proc., zaś zdania nie ma 17,1 proc. respondentów.
Przeczytaj także:
"Głód w Strefie Gazy jest katastrofą spowodowaną przez człowieka, moralnym oskarżeniem i porażką samej ludzkości” – stwierdził sekretarz generalny ONZ
Pierwszy raz w historii eksperci z IPC, czyli zintegrowanej klasyfikacji fazy bezpieczeństwa żywnościowego, ogłosili klęskę głodu poza Afryką. Aby region został sklasyfikowany jako dotknięty głodem:
Tak według ekspertów IPC jest dziś w mieście Gaza i jego okolicach.
Po 22 miesiącach konfliktu ponad pół miliona osób, czyli prawie 1/4 wszystkich Palestyńczyków w Strefie Gazy, cierpi z powodu głodu. 280 tys. z nich znajduje się w północnym regionie obejmującym miasto Gaza. IPC szacuje, że do końca września podobnie krytyczna sytuacja humanitarna rozprzestrzeni się na środkowe i południowe obszary Strefy: Deir al-Balah i Khan Younis.
Wcześniej IPC odnotował klęskę głodu tylko w Somalii, Sudanie Południowym i Sudanie.
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres w oświadczeniu stwierdził, że głód w Strefie Gazy jest „katastrofą spowodowaną przez człowieka, moralnym oskarżeniem i porażką samej ludzkości”.
Izrael odrzucił raport, stwierdzając, że jest fałszywy i stronniczy, bo rzekomo opiera się na danych dostarczonych przez Hamas.
Przypomnijmy, że w maju Izrael uznał, że nie wpuści więcej do Gazy oficjalnej pomocy ONZ, tylko sam zajmie się kierowaniem centrami dystrybucji żywności. Powód? Dotychczasową pomoc miał rozkradać Hamas (choć nie potwierdziły tego żadne, nawet izraelskie źródła).
W wyrwę po doświadczonych organizacjach weszła prywatna amerykańska fundacja Gaza Humanitarian Foundation. Brak doświadczenia oraz zmilitaryzowanie działań doprowadziło do wielu tragedii. Prywatni ochroniarze i izraelskie wojsko, które wspólnie pilnują punktów dystrybucji, wielokrotnie otwierało ogień do Palestyńczyków czekających na żywność. Oficjalnie, żeby zapanować nad tłumem. Ci, którzy chcą otrzymać pomoc, muszą bowiem udać się do czterech odległych punktów (sieć pomocy ONZ liczyła setki mniejszych ośrodków). A to sprawia, że faktycznie po centrami dystrybucji gromadzą się tłumy, co jest zagrożeniem samym w sobie. Izraelska armia twierdzi, że otwiera ogień tylko ostrzegawczo, ale pod ośrodkami zginęło już ponad tysiąc osób.
Jak mówił w OKO.press badacz głodu prof. Alex de Waal, tragedia, którą obserwujemy w Gazie jest w 100 procentach wywołana przez działania ludzi. Gdyby ONZ nadal zapewniało pomoc, jak to się działo przed izraelską blokadą, sytuacja palestyńskiej ludności nie pogorszyłaby się tak gwałtownie.
„Dostarczano około 1,3 miliona gorących posiłków dziennie i działało około 400 punktów, w których udzielano różnego rodzaju pomocy. Robiono to poprzez lokalne społeczności, więc nie dochodziło do tych straszliwych napadów paniki i szturmów. To było absolutne minimum – ale profesjonalnie realizowane minimum” – mówił prof. de Waal.
A skutki głodu są długofalowe i obejmują całe pokolenia.
"Niedożywienie to wyrok na całe życie. Jeśli bardzo małe dziecko lub płód w łonie matki przeżywa skrajny głód, nigdy nie rozwinie pełnych zdolności fizycznych ani poznawczych. Wiemy to z badań po II wojnie światowej, na przykład z tzw. holenderskiej zimy głodowej, gdzie monitorowano dzieci urodzone w tym okresie.
I to nie dotyczy tylko jednego pokolenia – jeśli dzisiejsza mała palestyńska dziewczynka zostanie matką za 20 lat, jej własne dzieci również będą cierpiały pewne deficyty. Izrael zadaje więc szkodę pokoleniową.
Kolejna prawa to społeczny i psychologiczny aspekt głodu. Masowy głód to trauma. To rozpad społeczeństwa. To głęboka destrukcja więzi rodzinnych i społecznych, które utrzymują funkcjonowanie wspólnot. Ta trauma będzie przekazywana dalej przez pokolenia. Potrwa bardzo długo, zanim zostanie przepracowana i uleczona" – mówił badacz.
Przeczytaj także:
Ujawniając plan użycia sił zbrojnych RP, Mariusz Błaszczak działał na szkodę interesu publicznego – stwierdziła prokuratura. Politykowi PiS grozi 10 lat więzienia. „To akt zemsty Tuska” – odpowiada Błaszczak
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że 22 sierpnia skierowała akt oskarżenia przeciwko byłemu ministrowi obrony Mariuszowi Błaszczakowi. Chodzi o ujawnienie fragmentów Planu Użycia Sił Zbrojnych RP z 2015 roku w toku ostatniej kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu (2023 rok). Prokuratura uznała, że Błaszczak, że przekroczył uprawnienia w celu osiągnięcia korzyści politycznej. Polityk PiS działał wówczas na szkodę interesu publicznego oraz spowodował wyjątkowo poważną szkodę dla kraju. Błaszczakowi grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
„Przywołane powyżej dokumenty planowania operacyjnego szczebla strategicznego są objęte najwyższymi klauzulami tajności, ponieważ zawierają informacje dotyczące strategii obronnej Rzeczypospolitej Polskiej oraz innych kluczowych aspektów bezpieczeństwa narodowego” – stwierdziła prokuratura.
Śledczy uznali, że zniesienie klauzuli tajności z dokumentów negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne kraju, stabilność polityczną, zaufanie społeczne oraz pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Nawet jeśli plany nie były aktualne, pokazanie archiwalnych strategii może w ocenie prokuratury ułatwić potencjonalnemu przeciwnikowi orientację co do sposobu budowania przez Polskę koncepcji własnej obrony. „W sposób oczywisty nawet małe detale, wynikające ze strategicznych planów obronnych Polski są dla wrogich Polsce agencji wywiadowczych bezcenne” – dodają śledczy.
Prokuratura oskarżyła też osoby, które ułatwiły ministrowi obrony popełnienie przestępstwa. Chodzi o:
„Bez działań i inicjatywy tych osób nie doszłoby do odtajnienia, a następnie ujawnienia fragmentów dokumentów planowania operacyjnego szczebla strategicznego” – czytamy w komunikacie prokuratury.
„To nie akt oskarżenia, a akt zemsty Donalda Tuska” – odpowiedział na portalu X Mariusz Błaszczak. „To cena jaką płacę za to, że ujawniłem plany pierwszego rządu PO-PSL dotyczące oddania niemal połowy Polski bez walki. Gdybym stanął jeszcze raz przed tym dylematem, bez wahania odtajniłbym dokumenty pokazujące prawdziwe intencje ekipy Tuska” — stwierdził polityk PiS.
„Tak rozumiem swoją misję jako polityk — służyć ludziom, a szczególnie mieszkańcy Wschodniej Polski mieli prawo wiedzieć jaki los szykuje dla nich rząd PO-PSL. Prawda zwycięży! Dziękuję za Wasze wsparcie” — dodał
Były minister obrony Mariusz Błaszczak odtajnił plan użycia sił zbrojnych RP najpierw w spocie wyborczym, potem na konferencji prasowej. W filmie, który krążył w sieci, widać było pierwszą stronę dokumentu, a także wybrane fragmenty. Szczegółowo omawiane były w nim elementy doktryny obronnej z czasów rządów PO-PSL. Padało tam również oskarżenie, że Donald Tusk trzymał linię obrony na Wiśle, bo spisał na straty wschód kraju. „Dokumenty dobitnie pokazują, że Lublin, Rzeszów i Łomża mogły być polską Buczą” – mówił w spocie Błaszczak.
Plan użycia sił zbrojnych RP to drugi najważniejszy dokument wojskowy w państwie, tuż po Polityczno-strategicznej dyrektywie obronnej RP. "W takim planie znajdują się dane dotyczące sposobu podejmowania decyzji, procedur i doktryn, którymi się posługujemy. Jesteśmy państwem NATO, a więc na podstawie naszego dokumentu przeciwnicy będą mogli odtworzyć wzorzec funkcjonowania państwa NATO w zakresie użycia sił zbrojnych w operacjach obronnych. To jest metodologiczna korzyść dla naszych przeciwników” – tłumaczył w OKO.press gen. Stanisław Koziej.
Przeczytaj także:
„Apelujemy o zaprzestanie wspierania przez władze Izraela nielegalnego ruchu osadniczego na Zachodnim Brzegu. Potępiamy wszelkie akty agresji na tym tle wobec ludności Palestyńskiej” – pisze polski MSZ
„Zdecydowanie sprzeciwiamy się planom budowy nowych osiedli żydowskich na obszarze E1, na Zachodnim Brzegu” – stwierdza Ministerstwo Spraw Zagranicznych w oświadczeniu z 21 sierpnia 2025.
Resort Radosława Sikorskiego ocenia, że polityka osadnicza Izraela stoi w jawnej sprzeczności z prawem międzynarodowym. Jak czytamy, Polska popiera rozwiązanie dwupaństwowe, które zakłada pokojowe współistnienie Izraela i Palestyny w granicach z 1997 roku.
„Apelujemy o zaprzestanie wspierania przez władze Izraela nielegalnego ruchu osadniczego na Zachodnim Brzegu. Potępiamy wszelkie akty agresji na tym tle wobec ludności Palestyńskiej” – stwierdza polski resort dyplomacji.
„Jesteśmy w kontakcie z dyplomacją UE i europejskimi partnerami w sprawie wspólnej reakcji na te kroki” – dodaje MSZ.
W środę minister finansów Izraela Bezalel Smotrich poinformował, że Izrael wprowadzi w życie plan budowy osiedli zwany projektem E1. Oznacza on podzielenie okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu i odcięcie go od Jerozolimy. Wybudowanych zostać ma ok. 3400 jednostek mieszkalnych.
Palestyńskie ministerstwo spraw zagranicznych zdecydowanie potępia ten ruch, wskazując, że budowa nowych osiedli odizoluje palestyńskie społeczności żyjące w tym rejonie i podważy możliwość realizacji rozwiązania dwupaństwowego – podaje Reuters.
Agencja cytuje także wypowiedź Smotricha: „Dzięki E1 wreszcie realizujemy to, co obiecywano od lat (...) Państwo palestyńskie jest usuwane ze stołu nie za pomocą sloganów ale działań”.
Projekt E1 planowany był od lat, ale zamrożony w 2012 i 2020 roku ze względu na sprzeciw USA oraz państw europejskich. Społeczność międzynarodowa zareagowała już na najnowsze zapowiedzi.
„Decyzja władz Izraela o rozszerzeniu nielegalnej budowy osiedli, która podzieliłaby Zachodni Brzeg, musi zostać cofnięta. Wszelka budowa osiedli stanowi naruszenie prawa międzynarodowego” – przekazał António Guterres, Sekretarz Generalny ONZ.
Przeczytaj także:
Moskwa nie chce zachodnich gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Prezydent USA w zawoalowany sposób grozi Rosji, pisząc, że Ukraina od początku powinna mieć możliwość walczyć, a nie tylko bronić się przed atakami najeźdźcy. „Przed nami ciekawe czasy!!!” – stwierdził Trump
Władimir Putin domaga się, aby Ukraina zrezygnowała z całego regionu Donbasu, wyrzekła się ambicji przystąpienia do NATO, zadeklarowała neutralność oraz nie dopuściła do obecności zachodnich wojsk na swoim terytorium — podaje Reuters.
Podczas spotkania z Donaldem Trumpem na Alasce Putin miał powtórzyć żądanie wycofania ukraińskich wojsk z Donbasu. W zamian byłby gotowy do drobnych ustępstw terytorialnych w regionie Charkowa, Sum, czy Dniepropietrowska. Na Zaporożu i w Chersoniu podział obowiązywałby wzdłuż linii frontu. Tak wygląda dziś pozycja negocjacyjna Kremla według źródeł Reutersa.
Z amerykańskich szacunków wynika, że Rosja kontroluje aktualnie niemal 90 proc. regionu Donbasu oraz 73 proc. Zaporoża i Chersoniu.
Putin podtrzymuje też wcześniejsze żądania:
Takie warunki oznaczają, że do porozumienia jest bardzo daleko. W czwartek 21 sierpnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podkreślił, że Ukraina nie może tak po prostu wycofać swoich wojsk ze wschodu. „Jest to kwestia przetrwania naszego kraju” – ocenił. I dodał, że to właśnie na wschodzie są najmocniejsze linie obronne kraju. Bez silnych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, nie ma więc mowy o spełnieniu warunków Kremla.
Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow odrzucił możliwość spotkania z prezydentem Zełenskim, na które naciskają Amerykanie.
Prezydent USA nie kryje swojej frustracji z powodu obstrukcji Kremla. Tym razem w zawoalowany sposób pogroził Moskwie palcem. W poście opublikowanym w czwartek na platformie Social Truth skrytykował swojego poprzednika, Joe Bidena, za to, że nie pozwolił Ukrainie odpierać ataków Rosji.
„Bardzo trudno, jeśli nie niemożliwe, jest wygrać wojnę bez ataku na kraj najeźdźcy. To tak, jakby świetna drużyna sportowa miała fantastyczną obronę, ale nie mogła grać w ataku. Nie ma szans na zwycięstwo! Tak samo jest z Ukrainą i Rosją. Nieuczciwy i rażąco niekompetentny Joe Biden nie pozwolił Ukrainie WALCZYĆ, tylko BRONIĆ SIĘ. Jak to się skończyło? … Przed nami ciekawe czasy!!!” – napisał Trump.
W czwartek Moskwa wystrzeliła 574 drony i 40 pocisków w kierunku zachodnich regionów Ukrainy. Rannych w atakach zostało 15 osób, jedna osoba zmarła.
Wśród zaatakowanych obiektów znalazła się amerykańska fabryka. Na terenie zakładu przebywało wówczas 600 pracowników nocnej zmiany, sześciu z nich zostało rannych. „Przesłanie jest jasne: Rosja nie dąży do pokoju. Rosja atakuje amerykańskie przedsiębiorstwa na Ukrainie, poniżając amerykański biznes” – komentował Andy Hunder, prezes Amerykańskiej Izby Handlowej na Ukrainie.
„Ta wojna musi się skończyć. Należy wywrzeć presję na Rosję, aby zakończyła wojnę. Putin rozumie tylko siłę i presję” – mówił prezydent Zełenski.
W piątek Rosjanie wystrzelili w kierunku Ukrainy 55 dronów.
Przeczytaj także: