Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
23-letni Syryjczyk zaatakował nożem 14-latka w austriackim mieście Villach. Władze uznały, że to religijnie motywowany akt terrorystyczny
Minister spraw wewnętrznych Austrii Gerhard Karner podał dziś do publicznej wiadomości szczegóły dotyczące wczorajszego zamachu w 60-tysięcznym mieście Villach na południu kraju.
23-letni obywatel Syrii tuż przed godz. 16.00 w sobotę zaatakował tam i śmiertelnie ranił nożem 14-letniego chłopca. Do zdarzenia doszło w centrum miasta, w pobliżu rynku. Trzech innych mężczyzn (najstarszy miał 32 lata) i dwóch 15-letnich chłopców zostało rannych. Cztery ofiary trafiły do szpitala.
Z relacji miejscowej policji wynika, że świadkiem zdarzenia był 42-letni mężczyzna, również Syryjczyk, który w tym czasie dostarczał jedzenie. Zaczął ścigać nożownika samochodem, dzięki czemu – wg policji – uniemożliwił mu zaatakowanie kolejnych osób.
Policja zatrzymała podejrzanego wkrótce po ataku. Okazało się, że ubiegał się w Austrii o azyl.
Gerhard Karner przekazał, że sprawca miał związki z Państwem Islamskim, a do radykalnych treści dotarł w internecie.
W jego mieszkaniu funkcjonariusze policji mieli znaleźć flagi Państwa Islamskiego. Nie znaleziono w nim natomiast niebezpiecznych przedmiotów czy broni. Policjanci przekazali, że zabezpieczyli telefony komórkowe i badają, czy sprawca działał w pojedynkę, czy też miał wspólników.
Stowarzyszenie Syryjczyków żyjących w Austrii skomentowało te wydarzenia, dystansując się od ataku i składając kondolencje rodzinom ofiar. „Wszyscy musieliśmy uciekać z Syrii, naszego kraju, ponieważ nie byliśmy tam już bezpieczni. Nikt nie opuścił swojego kraju dobrowolnie. Jesteśmy wdzięczni, że znaleźliśmy azyl i ochronę w Austrii” – napisano w oświadczeniu.
Do tragedii w Villach doszło dwa dni po ataku w Monachium, gdzie 24-letni Afgańczyk wjechał samochodem w grupę ludzi. Niemiecka prokuratura w piątek poinformowała, że wychodzi z założenia, że zamachowiec działał „z pobudek islamistycznych”.
Agencja Associated Press przypomina, że ostatni podobny atak miał miejsce w Austrii w listopadzie 2020 roku. Wówczas zamachowiec, który wcześniej próbował dołączyć do Państwa Islamskiego, zasiał grozę na ulicach Wiednia. Uzbrojony w automatyczną strzelbę i fałszywą „wybuchową” kamizelkę mężczyzna zabił cztery osoby. Został zastrzelony przez policję.
Jak podaje AP, z danych austriackiego MSW wynika, że w 2024 roku o azyl w Austrii zawnioskowało 24 941 osób. Większość to Syryjczycy i Afgańczycy. Liczba wniosków spada w Austrii wyraźnie od 2022 roku, kiedy osiągnęła poziom 100 tys. W grudniu 2024 roku część europejskich krajów zawiesiła przyjmowanie Syryjczyków po upadku reżimu Baszszara al-Asada.
Migracja pozostaje w Austrii kluczowym tematem politycznym. W ubiegłorocznych wyborach po raz pierwszy od II wojny światowej zwycięstwo odniosła skrajnie prawicowa partia FPÖ, bazująca właśnie na antyimigranckim przekazie. Jak dotąd w Austrii nie utworzono jednak rządu. FPÖ poinformowała w ubiegłym tygodniu, że nie dogadała się z centroprawicową ÖVP i wezwała do rozpisania kolejnych wyborów.
Lider FPÖ Herbert Kickl po wczorajszym ataku napisał na platformie X, że jest „wściekły na polityków, którzy pozwolili, by zabójstwa, gwałty, wojny gangów i inne przestępstwa stały się w Austrii codziennością”.
Stany Zjednoczone pod wodzą Donalda Trumpa usiądą do rozmów o losach Ukrainy bez udziału Ukrainy. Pierwsze spotkanie między delegacją amerykańską a rosyjską ma odbyć się w Arabii Saudyjskiej
Informację o planowanym spotkaniu wysokiego szczebla między USA a Rosją podała agencja Reuters, powołując się na amerykańskiego urzędnika i „źródło zaznajomione z planami” administracji. Dziennikarze rozmawiali z nimi w sobotę 15 lutego.
Spotkanie ma odbyć się w Arabii Saudyjskiej w najbliższych dniach. Jak zapowiadają źródła Reutersa, będzie to początek rozmów mających na celu zakończenie trwającej już niemal trzy lata wojny w Ukrainie.
Jak na razie wiadomo, że ze strony USA do Arabii Saudyjskiej pojadą Sekretarz Stanu USA Marco Rubio, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz oraz wysłannik Białego Domu na Bliski Wschód Steve Witkoff. Nie jest jasne, kogo na spotkanie wyśle Rosja. Republikański kongresmen Michael McCaul powiedział Reutersowi, że celem rozmów jest zaaranżowanie spotkania między Donaldem Trumpem, Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim, by „wreszcie zaprowadzić pokój i zakończyć ten konflikt".
Tymczasem
prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował, że Ukraina nie dostała zaproszenia do udziału w spotkaniu.
Dodał, że Kijów nie zamierza negocjować ani spotykać się z Moskwą, dopóki nie skonsultuje strategii z kluczowymi partnerami.
Radosław Sikorski rozmawiał na temat planowanego spotkania ze specjalnym wysłannikiem USA ds. Ukrainy i Rosji, Keithem Kelloggiem. „Generał Kellogg zaprezentował mi osobiście i kręgowi europejskich sojuszników taktykę negocjacyjną Stanów Zjednoczonych. Nie mogę jej teraz ujawnić, ale daje pewne nadzieje. Jest nieortodoksyjna, ale życzymy im (amerykańskim negocjatorom) szczęścia” – powiedział Sikorski.
Donald Trump wielokrotnie zapowiadał, że po objęciu prezydentury ekspresowo zakończy wojnę w Ukrainie. W środę odbył rozmowy telefoniczne zarówno z Władimirem Putinem, jak i z Wołodymyrem Zełenskim. Rosyjska propaganda sam fakt telefonicznej rozmowy uznała za wielki sukces Putina.
W sobotę amerykański wysłannik ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg stwierdził, że USA zamierzają prowadzić negocjacje o Ukrainie bez udziału partnerów z Europy. Równolegle Waszyngton rozesłał do europejskich stolic kwestionariusz, w którym dopytuje, jak mogą wesprzeć gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa.
Także w sobotę – jak pisze Reuters – Sekretarz Stanu USA rozmawiał przez telefon z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem. Politycy uzgodnili, że będą w regularnym kontakcie i wkrótce zaplanują spotkanie między Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem.
W tle Ukraina i USA prowadzą negocjacje dotyczące amerykańskich inwestycji w wydobycie surowców naturalnych znajdujących się na terytorium Ukrainy. Trzy niezależne źródła potwierdziły Reutersowi, że Stany Zjednoczone zaproponowały Ukrainie, że przejmą na własność 50 proc. jej kluczowych zasobów mineralnych. W sobotę Wołodymyr Zełenski powiedział, że porozumienia ze Stanami nie podpisał, bo nie zawierało gwarancji bezpieczeństwa, na których zależało Ukrainie.
O planowanym na poniedziałek nadzwyczajnym spotkaniu europejskich przywódców w Paryżu powiedział mediom minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Tematem przewodnim ma być Ukraina
Informację o planowanym szczycie w Paryżu podał jako pierwszy portal Politico, powołując się na wypowiedź Sikorskiego podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, w sobotę 15 lutego.
„Cieszę się, że prezydent Macron zaprosił naszych przywódców do Paryża” – powiedział Sikorski. Dodał, że spodziewa się, że głowy państw europejskich „bardzo poważnie przedyskutują” wyzwania, jakich nastręcza Europie prezydentura Donalda Trumpa w USA.
„Prezydent Trump działa w sposób, który Rosjanie nazywają »rozpoznanie bojem«. Naciskasz i sprawdzasz, co się wydarzy, potem ewentualnie korygujesz stanowisko. Musimy na to odpowiedzieć” – powiedział Sikorski.
Minister napisał na platformie X (dawniej Twitter), że do Paryża poleci premier Donald Tusk. „Musimy pokazać naszą siłę i jedność” – podsumował. Następnie jednak skasował ten wpis. Jak dotąd informacji o planowanym spotkaniu nie potwierdziły oficjalnie francuskie władze. Ale dziennikarze Politico rozmawiali o nim z dwoma urzędnikami UE, którzy także twierdzą, że odbędzie się ono w poniedziałek 17 lutego.
Jak na razie nie wiadomo, o jakim formacie mowa. BBC podała, że do Paryża pojedzie brytyjski premier Keir Starmer, co oznacza, że nie będzie to szczyt głów państw UE. Udział premiera Holandii Dicka Schoofa potwierdziły holenderskie media.
Zjazd europejskich przywódców to reakcja na ostatnie deklaracje administracji Donalda Trumpa, z których wynika, że USA zamierzają zmniejszyć swoją aktywność wojskową w Europie. I negocjować z Władimirem Putinem ws. Ukrainy, bez udziału Ukraińców. Przeciwko takim posunięciom protestował podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w ostatnich dniach zarówno prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, jak i m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz.
„Wygranie tej wojny przez Rosję i upadek Ukrainy nie doprowadzi do pokoju, lecz do dalszej destabilizacji Europy i całego regionu. Pokój może być osiągnięty tylko, jeśli utrzymana zostanie pełna suwerenność Ukrainy. Dlatego nie poprzemy pokoju dyktowanego [przez innych – red.]” – powiedział Scholz, który w sobotę 15 lutego odbył spotkanie bilateralne z Wołodymyrem Zełenskim.
Zełenski w Monachium apelował o utworzenie europejskiej armii, która byłaby w stanie bronić kontynentu po wycofaniu się USA z wojskowego wsparcia. Stwierdził też, że rozmowy rozpoczęte przez Donalda Trumpa z Władimirem Putinem uważa za „zagrożenie dla całego świata”. Radosław Sikorski tłumaczył potem, że mało prawdopodobne jest, że europejskie państwa zgodzą się na połączenie swoich armii. Ale dodał, że UE powinna inwestować w swój potencjał wojskowy.
O tym, jak amerykańska delegacja siała chaos na konferencji w Monachium, pisał w OKO.press Witold Głowacki. Wiceprezydent USA J.D. Vance wygłosił na niej płomienne przemówienie, nie do końca jednak związane z tematyką spotkania. Dużą część mowy poświęcił krytyce Europy i walce z „cenzurą”.
Jak donosi dziennik „New York Times”, w środę 12 lutego doszło do potajemnego spotkania amerykańskiego dyplomaty z administracji Donalda Trumpa z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. USA negocjują z Białorusią uwolnienie więźniów politycznych i zniesienie sankcji.
Wyższy rangą amerykański dyplomata, którego nazwiska nie ujawniono, w środę 12 lutego spotkał się z prezydentem Białorusi, Aleksandrem Łukaszenką – donosi „New York Times”. Do spotkania doszło w Mińsku. To pierwsze spotkanie przedstawicieli amerykańskiej dyplomacji z przywódcą Białorusi od pięciu lat. Administracja demokraty Joe Bidena nie utrzymywała relacji dyplomatycznych z Białorusią w związku z konsekwentnym łamaniem przez białoruski reżim praw człowieka oraz bezwzględną uzurpacją władzy.
Jak ustalił „New York Times”, spotkanie było częścią „specjalnej operacji” Amerykanów na Białorusi. Jej elementem było przede wszystkim przejęcie trójki więźniów politycznych, w tym jednego obywatela USA, których Białoruś zdecydowała się uwolnić.
Z doniesień dziennika wynika też, że Amerykanie rozmawiali z białoruskim prezydentem na temat większej umowy dotyczącej uwolnienia części więźniów politycznych i poluzowania represji stosowanych przez reżim Łukaszenki, w zamian za zniesienie części amerykańskich sankcji na Białoruś. Chodzi m.in. o rozluźnienie sankcji na eksport produkowanych w Białorusi składników do nawozów sztucznych.
Poproszony o komentarz do sprawy Franak Wiaczorka, szef kancelarii Swietłany Cichanouskiej, liderki białoruskiej opozycji, przebywającej ze względów bezpieczeństwa poza Białorusią, powiedział, że Cichanouska jest wdzięczna prezydentowi Trumpowi za działania na rzecz uwolnienia białoruskich więźniów politycznych. Podkreślił jednak, że kluczowe jest, by jakiejkolwiek osłabienie sankcji na białoruski reżim nastąpiło, dopiero gdy Łukaszenka zaprzestanie represji i wypuści wszystkich więźniów politycznych, w tym liderów białoruskiej opozycji.
Białoruś to jeden z najgorszych reżimów autokratycznych na świecie. W więzieniach przetrzymywanych jest ponad 1,2 tysiąca działaczy opozycji. W ostatnich miesiącach uwolnionych zostało około 200 osób, ale w tym samym czasie dokonano setek nowych aresztowań – wynika z przytoczonych przez „New York Times” danych organizacji prawnoczłowieczej Wiasna.
„New York Times” podkreśla, że spotkanie na szczeblu dyplomatycznym między przedstawicielem administracji USA a białoruskim prezydentem to oznaka dążenia nowej amerykańskiej administracji do odmrożenia stosunków dwustronnych. Według informatorów dziennika USA zależy na odciągnięciu Białorusi z orbity Rosji.
Christopher W. Smith, zastępca asystenta amerykańskiego sekretarza stanu, powiedział po spotkaniu z Łukaszenką, że operacja uwolnienia trójki więźniów oraz nawiązanie rozmów z przywódcą Białorusi to „wielkie zwycięstwo” administracji Trumpa. Uznał je za wyraz skuteczności strategii „osiągania pokoju poprzez siłę”.
Rozmowy z Łukaszenką to kolejny przejaw tego, że nowa amerykańska dyplomacja nie ma problemu dogadywać się z autokratami i dyktatorami. Przykładem osiągnięte bez udziału Ukraińców wstępne porozumienie między USA a Rosją ws. rozmów pokojowych mających zakończyć wojnę w Ukrainie.
„Moskwa rozedrze Europę, jeśli ta nie będzie zjednoczona” – przestrzegał prezydent Ukrainy podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Zdaniem Zełenskiego najwyższy czas, by Europa zbudowała własną europejską armię.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wziął udział w konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Drugiego dnia konferencji Zełenski wygłosił przemówienie. Podobnie jak inni uczestnicy wydarzenia, odniósł się do najważniejszego tematu: ogłoszonego przez Amerykanów, bez porozumienia z Ukrainą, planu rozpoczęcia rozmów z Rosją w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie.
Zełenski podkreślił, że „Ukraina nigdy nie zaakceptuje umów zawartych bez jej udziału” oraz przestrzegł przed wiarą w deklaracje prezydenta Putina, jakoby Rosja miała chcieć pokoju.
„Tylko w tym roku Rosja planuje utworzenie 15 nowych dywizji armii. To jest 150 tysięcy kolejnych żołnierzy, więcej niż mają niektóre europejskie armie. Rosja co tydzień otwiera nowe centra rekrutacji, a Putina na to stać, bo wysokie ceny ropy pozwalają mu wciąż ignorować świat. Mamy dane wywiadowcze mówiące o tym, że w tym roku, pod fałszywym pretekstem ćwiczeń wojskowych, Rosja planuje umieścić swoje oddziały na Białorusi. Dokładnie w ten sposób przygotowano siły do rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji na Ukrainę trzy lata temu (...). Czy tak zachowuje się ktoś, kto chce zakończenia wojny i rozpoczęcia rozmów pokojowych? (...) Putin to kłamca” – przestrzegał Zełenski.
Prezydent Ukrainy odniósł się też do zapowiedzi wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych J.D. Vance’s, który w piątkowym przemówieniu mówił, że „relacja USA z Europą ulega zmianie” i Europa musi przejąć większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo na kontynencie.
“Te czasy, kiedy Ameryka stała po stronie Europy, dlatego, że robiła to od zawsze, minęły„ – zauważył Zełenski. Dodał, że ”Ameryka owszem, potrzebuje Europy jako rynku zbytu, ale niekoniecznie jako sojusznika".
Podkreślił jednak, że jak mówi sam Donald Trump, „nie ważne, w jakiej rodzinie przyjdziesz na świat, najważniejsze, jaką rodzinę zbudujesz”.
"Musimy zbudować możliwie jak najmocniejszą relację ze Stanami Zjednoczonymi. Ale musimy ją zbudować wspólnie, jako Europejczycy, a nie jako osobne narody. To dlatego Europa potrzebuje wspólnej, europejskiej polityki zagranicznej i skoordynowanej dyplomacji. Koniec tej wojny [wojny Rosji przeciwko Ukrainie – red.] może być naszym pierwszym wspólnym sukcesem w tej nowej rzeczywistości” – apelował prezydent Ukrainy.
Zełenski podkreślił, że ewentualne zmniejszenie zaangażowania Amerykanów w Europie stanowi zagrożenie i głęboko zmienia sytuację bezpieczeństwa. Podkreślił jednak, że Europa ma „wszystko, czego potrzeba”, by poradzić sobie w nowej sytuacji. Niezbędna jest jednak do tego jedność i trzymanie ustalonych priorytetów, a nie zmiana kierunku polityki zagranicznej przy każdej zmianie rządu w którymś z 27 państw członkowskich. Wspomniał też o konieczności budowy wspólnej europejskiej armii.
“Europa musi zacząć działać w taki sposób, by nikt nie mógł traktować jej jak popychadła (...). Dzisiaj wydaje się, że najsilniejszym członkiem NATO jest Putin, bo to on decyduje o tym, kto może, a kto nie może wejść do NATO (...)" – stwierdził Zełenski w odniesieniu do ostatnich zapowiedzi amerykańskich, z których wynika, że Amerykanie nie zgodzą się na członkostwo Ukrainy w NATO.
Podkreślił, że jego zdaniem przyszedł czas na utworzenie sił zbrojnych UE i zaproponował, że gdyby Ukraina była w NATO, ukraińska armia mogłaby być bardzo mocnym i doświadczonym partnerem. "Najwyższy czas zrobić to, o czym przywódcy europejscy mówią już od jakiegoś czasu (...). Po to, żeby przyszłość Europejczyków zależała tylko od nich samych (...). Stany Zjednoczone muszą widzieć, w którą stronę zmierza Europa tak, by same chciały stać razem z silną Europą. Trzeba stworzyć sytuację, w której nasi partnerzy nie mają wyboru, muszą szanować siłę Europy (...). Tego się nie da osiągnąć bez wspólnej europejskiej armii” – mówił Zełenski.
Prezydent Ukrainy podkreślił też, że o sile Europy i Ukrainy przesądzi to, czy przedstawiciele państw europejskich i Ukrainy zasiądą przy negocjacyjnym stole w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie. A jak powiedział Zełenski, z jego rozmów z prezydentem Trumpem wynika, że USA nie zamierzają zaprosić UE do tego stołu.
„Działając na rzecz pokoju, Ukraina nigdy nie zaakceptuje umowy zawartej bez naszego udziału. To samo powinno dotyczyć Europy (…). Musicie być przy stole, bo podejmowane decyzje będą dotyczyły całej Europy (...). Jeśli zostaniemy pozbawieni tego udziału, przegramy” – powiedział Zełenski.
Zwrócił uwagę na to, że zapowiedzi Amerykanów dotyczące warunków ewentualnych rozmów pokojowych – nie dla Ukrainy w NATO, mowa o koncesjach terytorialnych – są na rękę tylko Putinowi.
„Zobaczcie, co robi w tej chwili Putin. To jego gra” – stwierdził Zełenski.
„[Putin — red.] chce rozmów jeden na jeden z USA (...), dąży do tego, by prezydent Trump stanął 9 maja na Placu Czerwonym w Moskwie [podczas obchodów 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej — red.]. Nie jako szanowany przywódca, lecz jako rekwizyt w jego przedstawieniu. Ale my nie potrzebujemy takich przedstawień. Potrzebujemy prawdziwego sukcesu i prawdziwego pokoju” – mówił Zełenski.
Prezydent Ukrainy podkreślił, że Ukraina nie zrezygnuje z ambicji dołączenia do NATO.
Trwająca w sumie trzy dni konferencja bezpieczeństwa w Monachium to wydarzenie coroczne, które w tym roku ma szczególne znaczenie. Odbywa się bowiem zaledwie kilka dni po tym, jak prezydent Donald Trump zapowiedział porozumienie z Władimirem Putinem w sprawie rozmów pokojowych dotyczących wojny w Ukrainie. Członkowie amerykańskiej administracji dali jasno do zrozumienia, że Ukraina nie ma szans na wejście do NATO oraz że osiągnięcie pokoju będzie wiązało się z utratą przez Ukrainę terytoriów zaanektowanych przez Rosję. Chodzi o Krym, Ługańsk i Donieck.
W piątek 14 lutego, podczas pierwszego dnia konferencji, głos zabrał wiceprezydent USA J.D. Vance oraz szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. W sobotę przemawiał między innymi kanclerz Niemiec Olaf Scholz oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Więcej w relacjach OKO.press: