Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Przemysław Czarnek z PiS, były minister edukacji w rządzie Mateusza Morawieckiego, szykuje się do objęcia sterów w KPRP – dowiedział się „Newsweek”
Tygodnik „Newsweek” o planach Karola Nawrockiego napisał w poniedziałek 9 czerwca wieczorem. Informację o szykowaniu Przemysława Czarnka na szefa Kancelarii Prezydenta potwierdziły później także inne media. Propozycję miał złożyć Czarnkowi sam Nawrocki. „Gazeta Wyborcza” usłyszała w PiS, że politycy „złapali chemię w kampanii”.
Czarnek, były minister edukacji i jedna z kluczowych postaci w PiS, w ubiegłym roku wymieniany był pośród „kandydatów na kandydata” partii do prezydentury. Jarosław Kaczyński ostatecznie postawił jednak na Karola Nawrockiego, niekojarzonego z PiS i nieobciążonego ośmioma latami poprzedniej władzy.
Źródła „Wyborczej” różnie reagują na nominację (na razie nieoficjalną) dla Czarnka. „Myślałem, że będzie chciał zostać, orientować się na partię” – mówi jeden z rozmówców dziennika. „To mocna postać, pytanie, czy nie zdominuje samego Nawrockiego” – komentuje inny. Informatorzy wskazują, że Czarnek jako szef KPRP będzie reprezentował prezydenta w Sejmie przy pracy nad ustawami. A to zapowiedź konfliktu z obecną sejmową większością, bo były minister znany jest jako pisowski „jastrząb”.
Wg „Wyborczej” poza Czarnkiem do KPRP Nawrockiego mają trafić także dwaj sztabowcy Nawrockiego z PiS: Andrzej Śliwka oraz Jan Kanthak (wcześniej członek Suwerennej Polski). „Newsweek” z kolei wspomina o Pawle Rabendzie z gdańskiego PiS jako potencjalnym wiceszefie Kancelarii. Wiadomo na pewno, że szefem gabinetu prezydenta zostanie Paweł Szefernaker (także PiS), który kierował sztabem Nawrockiego.
„Newsweek” dodaje, że do Kancelarii lub podległego prezydentowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego niemal na pewno wejdzie Sławomir Cenckiewicz. To historyk, autor m.in. książek o Lechu Wałęsie i Annie Walentynowicz, a także o służbach specjalnych. Za rządów PiS był szefem kontrowersyjnej komisji ds. badania rosyjskich wpływów, która przed wyborami w 2023 roku miała uderzyć w Donalda Tuska. „W ośrodku prezydenckim będzie szukanie formuły dla obecności Cenckiewicza, bo Nawrocki bardzo chce z nim współpracować” – twierdzą informatorzy „Newsweeka”.
W OKO.press pisaliśmy, że Nawrocki chce też umieścić w Pałacu sprawdzonych współpracowników z Instytutu Pamięci Narodowej: Rafała Leśkiewicza (szykowany na rzecznika Kancelarii) i Jarosława Dębowskiego (ma być zastępcą Szefernakera).
Karol Nawrocki ma zostać zaprzysiężony na prezydenta 6 sierpnia 2025 roku. To wtedy upływa kadencja prezydenta Andrzeja Dudy.
Przeczytaj także:
21-latek otworzył ogień do uczniów i nauczycieli w szkole w austriackim mieście Graz. Bilans ofiar rośnie, nie żyje już 10 osób
Do tragicznych wydarzeń miało dojść ok. godziny 10.00 10 czerwca 2025 w 300-tysięcznym mieście Graz w południowo-wschodniej Austrii. 21-letni były uczeń lokalnej szkoły średniej przy ulicy Dreierschützengasse otworzył ogień do uczniów i nauczycieli z dwóch klas. Nie żyje dziesięć osób, 28 rannych przetransportowano do szpitala. Kilkoro jest w stanie krytycznym.
Aktualizacja. W pierwotnej wersji notki napisaliśmy, że sprawcą był uczeń szkoły przy Dreierschützengasse. Z najnowszych doniesień wynika, że to 21-letni były uczeń tej placówki Artur A.
Austriacki dziennik „Krone Zeitung” poinformował, że izba przyjęć i oddział ratunkowy szpitala uniwersyteckiego w Grazu są przeciążone. Dlatego w stan gotowości na przyjęcie ofiar postawiono szpitale w całym regionie Styria. Na miejsce policjantów ze specjalnego oddziału Cobra.
Sam sprawca, 21-letni Artur A., najpewniej popełnił samobójstwo. Przeszukujący szkołę funkcjonariusze mieli znaleźć go martwego w jednej z toalet, miał przy sobie dwie sztuki broni palnej, których był legalnym posiadaczem. Austriackie media podały, że uważał się za ofiarę prześladowań.
O godz. 12.00 policja przekazała, że sytuacja na miejscu jest już bezpieczna, ale prosi, by nie gromadzić się w pobliżu zdarzenia. Do Grazu zmierza kanclerz Austrii Christian Stocker oraz członkowie jego rządu. Po południu planowana jest konferencja prasowa z udziałem Stockera.
Do strzelaniny doszło niemal dokładnie w 10. rocznicę innego krwawego ataku w Grazu. 20 czerwca 2015 kierowca SUV-a wjechał w przechodniów w centrum miasta. Zginęły cztery osoby, a ponad 40 zostało rannych.
Prezydent USA skierował do Kalifornii kolejnych 2 tys. funkcjonariuszy Gwardii Narodowej oraz 700 żołnierzy piechoty morskiej. Władze stanowe przekonują, że nie potrzebują ich do opanowania protestów przeciwko polityce imigracyjnej
Prezydent USA Donald Trump nie rezygnuje z prób siłowego stłumienia protestów przeciwko federalnym nalotom imigracyjnym na miejsca pracy. W sobotę Trump postanowił wysłać do stanu Kalifornia, gdzie demonstracje przerodziły się w zamieszki, 2 tys. funkcjonariuszy Gwardii Narodowej. Teraz podwyższa ich liczebność o kolejne 2 tys. i dosyła 700 żołnierzy piechoty morskiej, tzw. marines. Poinformował o tym na X amerykański Sekretarz Obrony Pete Hegseth.
Jak pisaliśmy, Kalifornia, w której rządzi wywodzący się z Partii Demokratycznej gubernator Gavin Newsom, nie wzywała rządu federalnego do pomocy w opanowaniu sytuacji. Aktywowanie Gwardii Narodowej to osobista decyzja Donalda Trumpa, pierwszy taki przypadek od 1965 roku. I duża ingerencja w stanową suwerenność.
Gubernator Newsom ruch Trumpa nazwał pogwałceniem amerykańskiej konstytucji i rozmontowywaniem zasad państwa prawa. „To oczywiste nadużycie władzy” – napisał na platformie X. Ostro skrytykował też pomysł wysłania do Los Angeles marines.
„Żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej są temu krajowi potrzebni do obrony demokracji. To nie polityczne pionki. Sekretarz Obrony nielegalnie wysyła ich na ulice USA, żeby Trump miał o czym opowiadać podczas parady w najbliższy weekend” – stwierdził Newsom we wpisie z 10 czerwca.
Na 14 czerwca w Waszyngtonie zaplanowana jest parada wojskowa z okazji 250-lecia istnienia amerykańskiej armii, a przy okazji 79. urodzin Trumpa.
„Pójdziemy do sądu, by to powstrzymać. Sądy i Kongres muszą zareagować. Niszczone są mechanizmy kontroli. To czerwona linia i oni właśnie ją przekraczają. OBUDŹCIE SIĘ!” – ostrzega gubernator Kalifornii.
Jak donosi Associated Press, w poniedziałek 9 czerwca demonstracje w Los Angeles zaczęły się uspokajać. Tysiące osób wzięło udział w pokojowym proteście pod urzędem miasta, a setki demonstrowały pod kompleksem federalnych budynków, gdzie przetrzymywane są osoby zatrzymane w wyniku nalotów na miejsca pracy.
Mimo to sytuację w Los Angeles Trump opisuje jako skrajnie niebezpieczną, co od początku było kwestionowane przez władze miejskie i stanowe. Burmistrzyni Karen Bass i gubernator Newsom przekonywali, że lokalna policja radzi sobie z protestującymi. Komendant Jim McDonnell wydał oświadczenie, w którym skrytykował dosyłanie na miejsce wojsk bez koordynacji z policją. To „duże wyzwanie logistyczne i operacyjne” – napisał.
Newsom oświadczył z kolei, że to jawny brak szacunku dla sił zbrojnych USA. „Nie chodzi o bezpieczeństwo, ale o niebezpieczne schlebianie prezydenckiemu ego” – napisał na platformie X.
Protesty w centrum Los Angeles rozpoczęły się w piątek w reakcji na działania federalnych funkcjonariuszy imigracyjnych z Urzędu Celno-Imigracyjnego (ang. Immigration and Customs Enforcement, ICE). Aresztowanych zostało wówczas 40 osób, uznanych za „nielegalnych imigrantów”. ICE realizuje ostrą politykę antyimigracyjną wprowadzoną przez administrację Trumpa, polegającą na wyłapywaniu ludzi bez dokumentów i ich deportowaniu. W poniedziałek w kolejnych miastach Kalifornii – San Francisco i Santa Ana – doszło do kolejnych aresztowań.
Demonstracje przeciwko nalotom ICE na miejsca pracy w weekend przerodziły się w zamieszki. Tłum zablokował autostradę w mieście i podpalał samochody. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym, gumową amunicją i granatami hukowymi.
Przeczytaj także:
W ataku Rosjanie wykorzystali 322 jednostki broni, w tym siedem rakiet. Celem była infrastruktura cywilna. W Odessie zginęły dwie osoby, a dziewięć zostało rannych.
Według dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy w nocy 9 na 10 czerwca 2025 roku armia rosyjska zaatakowała kraj 322 jednostkami powietrznymi – 315 dronami uderzeniowymi oraz siedmioma rakietami. Głównym celem ataku miała być stolica Ukrainy. Siły obrony powietrznej Ukrainy zneutralizowały 284 wrogie cele, w tym wszystkie rakiety.
Zaatakowane zostały też Odessa, obwód dnipropetrowski i czernihowski.
Jak podaje Tymur Tkaczenko, szef administracji wojskowej miasta Kijowa, uszkodzonych zostało siedem dzielnic stolicy. Celem była infrastruktura cywilna, wybuchło kilka pożarów w blokach wielomieszkaniowych i domach prywatnych, w biurach i aptece, płonęły też magazyny i samochody. Odłamki spadły też na teren cerkwi. Do gaszenia pożarów ratownicy użyli helikoptera.
Obrażenia odniosły cztery osoby.
„ Celem [wroga] jest zastraszenie. Zdestabilizować sytuację i zmusić nas do poddania się. Dlatego dziś, bardziej niż kiedykolwiek, musimy być zjednoczeni” – napisał Tkaczenko.
W Odessie Rosjanie uderzyli w szpital położniczy, uszkodzona została część administracyjna.
„Na szczęście nie było ofiar ani rannych. Ale sam fakt, że zaatakowano instytucję, w której rodzi się życie, jest uderzający w swoim okrucieństwie” – napisał Henadij Truchanow, prezydent Odessy.
Według prokuratury obwodowej w mieście została też uszkodzona stacja pogotowia ratunkowego, prywatna klinika medyczna i karetki pogotowia, zoo, kompleks sportowy, budynek dworca kolejowego i samochody.
Wskutek nocnego ataku zginęły dwie osoby, dziewięć zostało rannych.
„Rosyjskie ataki rakietowe i Shahedy są głośniejsze niż wysiłki Stanów Zjednoczonych i innych krajów na całym świecie, aby zmusić Rosję do pokoju” – skomentował kolejny atak prezydent Zełenski. Dodał, że jest to kolejny zmasowany atak na ukraińskie miasta. Ostatnio, mimo trwających negocjacji pokojowych, Rosjanie codziennie atakują Ukrainę m.in. setkami dronów uderzeniowych. Według Rosjan jest to odpowiedź na udane bezprecedensowe operacje Ukraińców przeprowadzone w zeszłych tygodniu, m.in. zniszczenie rosyjskich bombowców. Rosja coraz bardziej odczuwa wojnę na swoim terytorium, jednak ataki ukraińskie mają cele militarne – zakłady produkcji broni, sprzęt wojskowy, rafinerie, itd. „Z Rosją trzeba rozmawiać językiem siły i intelektualnej, technologicznej przewagi” – mówiła OKO.press ukraińska ekspertka Hanna Hopko.
Minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha zaznaczył, że „Rosja odrzuca wszelkie znaczące wysiłki na rzecz pokoju”, więc powinna zwierzyć się z niszczycielskimi sankcjami, m.in. zdaniem ministra powinien zostać wprowadzony niższy limit cen ropy, sankcje wobec rosyjskich banków oraz sankcje wtórne.
„Sankcje te mają na celu nie tylko wsparcie Ukrainy. Są one niezbędne dla naszych partnerów. Takie ograniczenia gospodarcze ograniczają rosyjską machinę wojenną, która jest skierowana nie tylko przeciwko nam, ale także przeciwko nim” – napisał Sybiha na X. „Równie ważne są kroki mające na celu wzmocnienie Ukrainy, zwłaszcza dodatkowe dostawy zdolności obrony powietrznej”.
Przeczytaj także:
Ukraińcy twierdzą, że uderzyli w rosyjską bazę lotniczą 650 km od granicy z Ukrainą
Ukraińska armia przekazała, że udało jej się uszkodzić dwa rosyjskie myśliwce w trakcie nocnej operacji. W nocy z niedzieli na poniedziałek jednostki Sił Operacji Specjalnych Sił Zbrojnych Ukrainy przeprowadziły atak na rosyjską bazę lotniczą Sawaslejka w obwodzie niżnonowogrodzkim. Baza znajduje się około 650 km od granicy z Ukrainą. Dla skali: Moskwa znajduje się około 450 km w linii prostej od granicy z ukraińskim obwodem sumskim.
Ukraiński sztab generalny poinformował w oświadczeniu:
„Według wstępnych informacji trafiono dwie jednostki wrogich samolotów (prawdopodobnie MiG-31 i Su-30/34)”.
Wczoraj niemiecki „Bild” informował z kolei o bezprecedensowej bitwie powietrznej między Rosją a Ukrainą.
Niemiecki dziennik pisze, że Rosjanie wykorzystali samolot Su-35, by stoczył walkę z ukraińskimi myśliwcami przeprowadzającymi naloty na pozycje rosyjskie nad obwodem kurskim. Naloty te miały być zasadzką. Rosyjski Su-35 znalazł się dzięki niej na radarach ukraińskiego samolotu wczesnego ostrzegania Saab 340. W ten sposób Ukraina zdobyła dane, które pozwoliły ukraińskiemu F-16 zestrzelić rosyjski samolot.
„Bild” podaje, że rosyjska maszyna rozbiła w obwodzie kurskim, a ukraińskie samoloty nie doznały w operacji obrażeń.
To kolejny sukces ukraińskich służb specjalnych i ukraińskiego lotnictwa po spektakularnej Operacji Pajęczyna z 1 czerwca. Tego dnia Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przeprowadziła zmasowany atak dronami na cztery rosyjskie lotniska. Atakiem była objęta m.in. baza lotnicza we wschodniej Syberii, oddalona o tysiące kilometrów od ukraińskiej granicy.
Celem operacji było zniszczenie części rosyjskich bombowców dalekiego zasięgu, działających z dala od linii frontu. Według źródeł uszkodzonych zostało ponad 40 samolotów, a na terenie jednej z baz lotniczych wybuchł pożar.
Przeczytaj także: