Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Do Państwowej Komisji Wyborczej zgłosiło się w sumie 13 fundacji spółek Skarbu Państwa, które chcą prowadzić kampanię referendalną. Będą mogły przeznaczyć miliony złotych na spoty, billboardy i ulotki
Ogłoszone przez PiS ogólnokrajowe referendum ze skrajnie tendencyjnymi czterema pytaniami odbędzie się 15 października, razem z wyborami do Sejmu i Senatu. Rządzi się jednak swoimi prawami (reguluje je osobna ustawa), tak samo, jak kampania przed referendum.
Podmioty, które wezmą w niej udział, mogą promować lub krytykować referendum za pomocą tego wszystkiego, co znamy z kampanii wyborczych, a więc plakatów, ulotek, billboardów, spotów w internecie i mediach tradycyjnych.
Na 63 podmioty, które zgłosiły się w sprawie kampanii do Państwowej Komisji Wyborczej, aż 13 to fundacje spółek Skarbu Państwa, a dokładnie fundacje:
Co to oznacza?
Wspomniane fundacje dostają pieniądze ze spółek, które je powołały. Kwoty nie są małe. Przykład: jak wynika ze sprawozdania Fundacji LOTTO, dostała ona w 2021 r. od swojej spółki-matki ponad 32 mln złotych, Fundacja PGE — prawie 15 mln złotych.
Fundacje wydają pieniądze wedle własne uznania na dotowanie najróżniejszych projektów, np. remonty szkół, zakup sprzętu, wsparcie dla szpitali itd.
Teraz te miliony złotych będą mogły – zgodnie z prawem – zostać przekierowane na kampanię referendalną,
czyli produkcję spotów, zakup billboardów, plakatów i promocję w internecie. Można z dużym przekonaniem stwierdzić, że przekaz wszystkich tych materiałów dotyczących referendum będzie zbieżny z przekazem Zjednoczonej Prawicy.
W opisywanych fundacjach, podobnie jak w ich spółkach-matkach, nie rządzą przecież przypadkowe osoby.
Więcej szczegółów w naszym tekście:
Pozew w trybie wyborczym przeciwko kandydatce do Senatu Magdalenie Biejat z Lewicy złożył polityk Konfederacji Grzegorz Płaczek, nr 1 na liście Konfederacji w Katowicach. Płaczek domagał się od sądu uznania za kłamliwy zwrotu „brunatna Konfederacja” oraz zdania, że „Konfederacja popiera bezkarne bicie dzieci”. Sąd nie przychylił się do tego wniosku.
„Przedstawiciele Konfederacji w swoich wystąpieniach publicznych i działalności internetowej prezentowali treści, które mogą nosić znamiona antysemityzmu (...). Nadto liderzy opowiadali się za tym, że stosowanie przemocy wobec dzieci w postaci klapsów powinno być dozwolone. Należy zauważyć, że nie są to odosobnione wypowiedzi, poza tym są one bardzo często prezentowane przez liderów partii, co powoduje, że ich odbiorca może je utożsamiać z programem Konfederacji jako partii politycznej” – czytamy w uzasadnieniu decyzji sądu o oddaleniu wniosku polityka Konfederacji.
„Z dużym prawdopodobieństwem mamy do czynienia z korupcją w tym ministerstwie. Korupcją na najwyższych szczeblach i to w temacie, który jest szczególnie wrażliwy” – powiedział poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński, stojąc przed siedzibą MSZ.
Jak ujawniła w środę 6 września Gazeta Wyborcza, Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi postępowanie w sprawie związanej z udzielaniem pozwoleń na pracę dla cudzoziemców. Chodzi o działanie systemu wydawania wiz, który mógł być wykorzystywany w nieuczciwy sposób, a tym samym przyczyniać się do korupcji przy wydawaniu zezwoleń na pracę.
„Politycy PiS-u od wielu, wielu lat straszą Polaków nielegalną migracją. Natomiast okazuje się, że sami mają bardzo wiele na sumieniu w tym zakresie” – powiedział Kierwiński podczas dzisiejszej konferencji prasowej.
Kierwiński ujawnił, że podczas kontroli poselskiej dwa miesiące temu, prowadzonej w MSZ razem z Janem Grabcem, posłowie usiłowali pozyskać dane dotyczące realnej liczby cudzoziemców z krajów muzułmańskich, którzy wjechali do Polski do pracy dysponując legalnymi zezwoleniami wydanymi przez ministra.
Posłowie usłyszeli, że nie mogą dostać tych danych, bo jest „polityczny zakaz [ich] przekazania”.
„Wiemy, że wydano prawie 135 tysięcy pozwoleń na pracę tylko w 2022 roku. Chcieliśmy uzyskać dane, ile z tych pozwoleń zostało zrealizowanych”. Urzędnicy z tego ministerstwa mówili nam, że jest polityczny zakaz przekazania tych danych. Dlaczego? Bo te dane są szokujące" – powiedział.
„Z jednej strony PiS straszy nas migrantami, ale tysiącami rozdaje pozwolenia na pracę i wizy dla migrantów z krajów muzułmańskich. Okazuje się, że w tle może być jeszcze korupcja, stąd dymisja pana ministra Wawrzyka. Dziś przychodzimy po raz kolejny zażądać tych danych, żeby zapytać o wielką aferę korupcyjną związaną z tym procederem” – tłumaczył Kierwiński.
Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk stracił stanowisko 1 września 2023 roku, a także nie znalazł się na listach wyborczych PiS.
We wtorek 5 września podczas konferencji w Tomaszowie Mazowieckim o jego dymisję pytany był premier Mateusz Morawiecki. Premier potwierdził, że jest ona związana z postępowaniem CBA. Nie chciał jednak komentować szczegółów sprawy. Powiedział tylko, że „toczy się postępowanie wyjaśniające” i że „odpowiednie służby wkrótce będą mogły przedstawić przyczyny, jeśli uznają to za stosowne”.
Jak informowała Gazeta Wyborcza, CBA jak dotąd przesłuchało kierownictwo departamentu konsularnego (szefa i jego zastępcę) oraz dyrektora generalnego resortu. Wawrzyk był w ministerstwie odpowiedzialny za za sprawy konsularne, w tym za system wydawania wiz.
Sprawa setek tysięcy zezwoleń wydanych na pracę cudzoziemcom w Polsce za czasów rządów PiS ujrzała światło dzienne w związku z zapowiedzianym przez Jarosława Kaczyńskiego referendum, które odbędzie się w dzień wyborów do parlamentu (15 października 2023). Partia rządząca chce pytać Polki i Polaków o to, czy zgadzają się na „przymusową relokację nielegalnych imigrantów”.
Kilka dni po zapowiedzi prezesa PiS wideo w tym temacie opublikował Donald Tusk. Wzbudziło ono duże kontrowersje, bowiem Tusk sięga po dość nieprzyjemną, antyimigrancką retorykę. Pisaliśmy o tym w OKO.press m.in. w tym i tym tekście. Ale to właśnie Tusk i Platforma Obywatelska zwróciły uwagę na duże liczby zezwoleń na pracę wydane cudzoziemcom w ostatnich latach oraz wynikającą z tego hipokryzję PiS.
Jeśli bowiem zestawi się ze sobą fakty – liczne ułatwienia dla pracowników zza granicy wprowadzone przez rząd PiS, to, że Polska już od kilku lat jest krajem migracji (tzn. więcej osób do kraju przyjeżdża, niż z niego wyjeżdża), to robienie awantury w związku z unijną propozycją wprowadzenia mechanizmu solidarnościowego, który miałby odciążyć kraje najbardziej obciążone migracją, wydaje się zupełnie bez sensu.
Kłamstwa i manipulacje PiS związane z tematem migracji weryfikowaliśmy już w poniższych tekstach:
Lewica domaga się utrzymania ograniczeń importowych na zboże z Ukrainy. Ale jak podkreślał dziś podczas konferencji prasowej Nowej Lewicy w Gnieźnie 6 września 2023 poseł Tadeusz Tomaszewski, „jesteśmy w Unii Europejskiej i tam powinniśmy szukać rozwiązania, które będzie chronić polskich rolników”.
Komisja Europejska zajmuje się dziś sprawą ewentualnego przedłużenia ograniczeń importowych dla zboża z Ukrainy. Na wniosek pięciu państw członkowskich graniczących z Ukrainą, KE zdecydowała się wprowadzić takie ograniczenia na cztery produkty: pszenicę, kukurydzę, słonecznik i rzepak. O sprawie pisaliśmy tutaj.
Nie wiadomo, czy ograniczenia zostaną utrzymane, a tego domaga się Polska.
Temat został poruszony na konferencji prasowej Nowej Lewicy w Gnieźnie. Tadeusz Tomaszewski, który jest jedynką Nowej Lewicy w Koninie, mówił: „Po 15 września granica powinna być szczelna”. Dodał też, że „należy szukać koalicjantów w tej sprawie w Unii Europejskiej”.
„Lewica domagała się ochrony polskiej granicy przed importem towarów żywnościowych, w tym i zboża od ponad roku” – mówił Tomaszewski. Dodał, że sam kierował interpelacje do ministrów rolnictwa w tej sprawie. Ale „zaspano”.
„Ponad 4 mln ton starego zboża wciąż jest w magazynach” – powiedział. Rok temu tonę pszenicy można było sprzedać za 1700 zł, dziś za 700 zł – powiedział Tomaszewski, dodając, że „w tym czasie energia, paliwo i nawozy podrożały o kilkaset procent”.
Tematy związane z rolnictwem będą zapewne szczególnie istotnymi tematami kampanii wyborczej w okręgu, którego stolicą jest Konin (okręg 37). Koalicja Obywatelska wystawia tu bowiem Michała Kołodziejczaka z Agrounii. Kołodziejczak zepchnął z jedynki Tomasza Nowaka, który w Koninie zdobył mandat do Sejmu w poprzednich wyborach.
Mocno eksploatowane będą też pewnie tematy związane z bezpieczeństwem. Jedynką na konińskich listach PiS jest bowiem Zbigniew Hoffman, członek Rady Ministrów, sekretarz Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych.
Listę Trzeciej Drogi w Koninie otwiera Paulina Hening-Kloska. Hening-Kloska była już jedynką w Koninie w 2015 i 2019 roku. Wówczas startowała z list Nowoczesnej Ryszarda Petru.
„Po ośmiu latach przypomnieli sobie, że trzeba dbać o wszystkich, nie tylko o swoich. O czym przypomną sobie jutro?” – tak największa partia opozycyjna odpowiada na ujawniane od trzech dni zapowiedzi programowe PiS.
Prawo i Sprawiedliwość swój program wyborczy ujawnia w kawałkach. Główna konwencja programowa, na której zaprezentowana zostanie całość programu wyborczego PiS odbędzie się w sobotę 9 września w Końskich. Trzy elementy tego programu już znamy:
W poniedziałek 4 września w spocie opublikowanym w mediach społecznościowych premier Mateusz Morawiecki zaprezentował pierwszy „konkret” – program „Przyjazne Osiedle”. Chodzi o rewitalizację i modernizację osiedli z wielkiej płyty, na których ma mieszkać 8 milionów Polek i Polaków. „Cała Polska powinna być przyjazna dla ludzi. Nie chcemy lepszych i gorszych dzielnic” – mówi w spocie Mateusz Morawiecki.
Platforma Obywatelska zwraca uwagę, że to żadna nowość: program modernizacji tych osiedli jest zapisany w Krajowym Planie Odbudowy, z którego środków Polska wciąż nie dostaje ze względu na łamanie przez Zjednoczoną Prawicę praworządności. Pisał o tym m.in. Borys Budka w tym wpisie.
Druga propozycja to propozycja poprawy jakości posiłków w szpitalach. Ta propozycja też spotkała się z krytyką ze strony PO. O ile to bardzo ważny problem, to partii rządzącej dostaje się za to, że rządzi od ponad 2800 dni, a posiłki w szpitalach wciąż są bardzo niskiej jakości.
W środę 6 września były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapowiedział program „Lokalna półka”. PiS zamierza wprowadzić regulację, która zmusi duże sieci handlowe do tego, by przynajmniej 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa w ofertach marketów pochodziło z lokalnych marketów. Jak? Szczegółów nie znamy, ale takie regulacje najczęściej odbijają się na rodzimych producentach. Tutaj komentarz w tej sprawie Joanny Solskiej.