0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plJakub Porzycki / Age...

„Rząd szoruje po dnie” - tak zatytułowała „Rzeczpospolita” tekst z 19 lipca, w którym relacjonuje badania zlecone przez... Kancelarię Premiera.

Chodzi o indeks nastrojów społecznych, który powstaje na podstawie badań czterech instytucji (CBOS, Ipsos, Kantar i GUS) i 14 pytań. Pokazuje on, że od początku 2020 roku w dół leci nie tylko ocena rządu i premiera, ale też sytuacji gospodarczej i ogólny wskaźnik nastrojów społecznych.

Trzy dni później Kantar opublikował sondaż, w którym Koalicja Obywatelska ma 27 proc., a PiS - 26 proc. poparcia. I chociaż do tych wyników należy podchodzić ostrożnie, do opinii publicznej poszedł sygnał: opozycja jest na wznoszącej, a PiS ma kłopoty.

Przeczytaj także:

Jeszcze w grudniu Witold Głowacki opisał w OKO.press 10 problemów, z jakimi musi się mierzyć partia rządząca. Lista pozostaje zadziwiająco aktualna. Ceny rosną jeszcze bardziej, walki frakcyjne w obozie władzy trwają, kościelne zaplecze pogrąża się w coraz głębszym kryzysie.

A „bomba z opóźnionym zapłonem”, jak to określił mój redakcyjny kolega, w końcu wybuchła: chodzi o zmiany w sądownictwie, które dziś stoją na przeszkodzie wypłacie unijnych pieniędzy.

A gdyby spojrzeć na te problemy od strony partii i strategii? Co się składa na kryzys PiS?

Po pierwsze: Brak sprawczości, utrata kontroli

„Powstaje słuszne wrażenie, że sobie nie radzą” - mówi mi jeden z polityków opozycji. Kryzysy związane z inflacją i cenami surowców uderzają wprost w jeden z filarów władzy PiS: sprawczość.

Do najważniejszych budulców poparcia partii Kaczyńskiego należało przekonanie, że jest to partia, która jak obieca, to spełni. Wrażenie oparte de facto na jednym programie społecznym (500 plus) i wielkiej iluzji (bo państwa gruntownie PiS nie przebudował, choć obiecał, a chociaż ściga sędziów, przyjmuje różne ustawy, to jednak działania wymiaru sprawiedliwości nie poprawił).

Pomagało inne przekonanie: że w Polsce pewnych rzeczy po prostu się nie da zrobić - np. system opieki zdrowotnej nie działa i działał nie będzie. No a 500 plus jednak zadziałało.

„Długo było wrażenie, że są sprawczy. Jak zapowiedzą, to zrobią, obiecali 500 plus i zrobili. Ale to się wiązało też z autorytarnym rysem partii”. Polityk opozycji uważa, że wyborcy PiS ostatecznie akceptowali nawet wprowadzane siłowo rozwiązania, którym byli niechętni, bo potwierdzały sprawczość partii Kaczyńskiego. Te wszystkie autorytarne zachowania PiS - choćby sejmowy taśmociąg ustawowy - pracowały na wizerunek partii, która jak coś postanowi, to wedle tego postanowienia zmieni rzeczywistość.

Teraz pojawia się zgrzyt. A nawet wiele zgrzytów. „Pewnych rzeczy nie potrafią dowieźć. Mówili, że będzie węgiel, a nie wiadomo, czy będzie. Cały impet idzie w stronę udowadniania, że nie oni są winni tej sytuacji, tylko Unia [Europejska], Putin, Niemcy, zwalają winę na kogoś”.

Przyznanie się do bezradności

Zwalanie winy może się wydawać rozsądną strategią, ale kryje się w niej niebezpieczeństwo. Bo skoro ktoś inny „jest winny”, to zarazem ten ktoś ma władzę nad rzeczywistością. Okrzyki „To oni!” są zarazem przyznaniem się do bezradności. Można dość bezkarnie trąbić o wrogich siłach, gdy coś nie działa w jednej sferze, a gospodarka - ogólnie rzecz biorąc - hula. Wtedy „wróg” jest odpowiedzialny za usterki na jednym odcinku. Ale co kiedy od awarii robi się gęsto? Gęsto jest wtedy również od wrogów.

Wskazywanie wrogów „im nie służy, bo pokazuje, że oni niewiele mogą” - uważa polityk opozycji. „Trudności raczej narastają. Jest kilka nawarstwiających się kryzysów, w których nie są w stanie pokazać, że są sprawczy”.

Dyżurnym winnym była dotąd Unia Europejska. PiS stawiał się Unii i pokazywał w ten sposób, że „wstaje z kolan” (to zresztą strategia à la Viktor Orbán). Teraz być może dotarł do granicy wyzyskiwania tej strategii na własną korzyść. Jeden z naszych rozmówców uważa, że postępowanie PiS wobec UE to jeszcze mocniejszy niż inflacja czy kryzys węglowy pokaz braku sprawczości.

Dlaczego? „Bo coś zaczęli robić. Dali się wpuścić w jakieś zmiany i one okazały się niewystarczające. Nie potrafili albo się dogadać, albo postawić”.

Podobną ocenę sytuacji ma Maciej Gdula z Lewicy: „PiS przez siedem lat nie podjął się rozwiązania bardzo ważnych problemów, np. nie dokonał transformacji energetycznej, teraz wychodzi na to, że opozycja miała rację, że zielona transformacja jest potrzebna. PiS to wie, ale stara się winę zrzucić, a to na opozycję, a to na Unię Europejską, To jest mało wiarygodne. I ma problem, bo w sytuacji, gdy jest wojna w Ukrainie, prowadzi własną wojenkę z UE, co nas osłabia, tracimy pieniądze na rozwój. PiS nie jest sprawny, nie radzi sobie z rządzeniem, a tę opowieść PiS serwował Polakom”.

Po drugie: Arogancja

„Jest jakiś rodzaj zmanierowania PiS. Z jednej strony poczucie, że coś im się wymyka, a z drugiej — buta i arogancja” — mówi poseł opozycji.

„Uważają, że czego by nie zrobili i tak będą mieli poparcie”.

Arogancję władzy najlepiej pokazała sytuacja z Pacanowa, gdy minister kazał wyciągnąć konsekwencje wobec naczelniczki, która skarżyła się na ceny benzyny. Kiedy sprawa rozeszła się po mediach, Kaczyński zdymisjonował Michała Cieślaka.

„Kaczyński to jedyna osoba [w obozie rządzącym], która to rozumie” — uważa polityk opozycji. „To”, czyli niebezpieczeństwo, jakim dla przedstawicieli władzy jest przekonanie, że nikt im tej władzy z rąk nie wyjmie. Politycy, którzy wcześniej zabiegali o poparcie, okazywali swoim wyborcom szacunek i pozwalali odczuć, że działają w ich imieniu, nagle zaczynają swoich własnych wyborców recenzować.

W dodatku w przekonaniu, że „poparcie się im po prostu należy” (by sparafrazować słowa Beaty Szydło o nagrodach dla członków jej rządu z marca 2018 - „te pieniądze się im po prostu należały”).

„Nie mamy z kim przegrać” - pokutujące przez długi czas w obozie rządzącym przekonanie, przestaje zgadzać się z rzeczywistością.

Poseł opozycji opowiada, że zauważa arogancję w zachowaniach polityków PiS w Sejmie. Tyle że to nic nowego. Od 2015 roku parlamentarzyści PiS traktowali Sejm jak swój, a opozycję „z buta”. I to się wyborcom PiS podobało, podobnie jak stawianie się Unii, budowało wrażenie siły.

Jednak wszystko się zmienia, gdy w ten sam sposób traktuje się nie przeciwników z ław parlamentarnych, ale własnych wyborców. Tak jak w Pacanowie. Kaczyński to zauważył i natychmiast zareagował. Zresztą, najwyraźniej prezes PiS w pysze widzi poważne zagrożenie nie od dziś.

„Do polityki nie idzie się dla pieniędzy” - komentował słowa Szydło (do których wcześniej podobno ją zachęcał). Prezes PiS rozumie, że można z władzy czerpać korzyści, ale nie można się z tym obnosić. Można okazywać pogardę politycznym przeciwnikom, ale nie tym, którzy na ciebie głosują. Z tym ostatnim też zaczyna być kłopot: wyborcy PiS to nie są tylko niewykształcone osoby z niskimi zarobkami z maleńkich miejscowości. To grupa różnorodna.

Tę różnorodność pokazała ostatnio Małgorzata Jacyna-Witt, przewodniczącą klubu radnych PiS w sejmiku województwa zachodniopomorskiego. Na Twittera wrzuciła swoje zdjęcie z pola golfowego, a w odpowiedzi do jednej z komentujących napisała: „Nasz elektorat na wsi jest światowy i ogarnięty. To ludzie na poziomie i rolnicy pełną gębą. A wieśniaki z kompleksami, takie jak Pani, ciągną do PO”.

Kaczyński zawiesił ją w prawach członka PiS.

Zewnętrzne źródło
Czterej jeźdźcy apokalipsy. Czyli największe problemy PiS-u w telegraficznym skrócie

„Jest w strukturach PiS przekonanie: i tak nie przegramy”. To właśnie miał zauważyć we własnej partii Kaczyński i dlatego ją przeorganizował. A teraz jeździ intensywnie po Polsce i mobilizuje działaczy.

Inny polityk opozycji twierdzi jednak, że jego rozmówcy z PiS zaczynają się obawiać przegranych wyborów „Zmierza to do tego, że przegramy wybory” — powiedział polityk obozu rządzącego Jackowi Gądkowi z Gazeta.pl.

I tu się pojawia trzeci problem PiS-u.

Po trzecie: Panika

Po przeciwnej stronie do pychy stoi niepewność.

„Ich największym wrogiem jest wewnętrzna panika. Przestali kontrolować sytuację, nie tylko na zewnątrz, ale również wewnątrz” — uważa posłanka Polski 2050 Hanna Gill-Piątek.

Działanie w popłochu, decyzje podejmowane ad hoc, szukanie kozłów ofiarnych, utrata zaufania do liderów, działania na własną rękę. Jednym słowem: chaos. A na końcu również: ewakuacja. To wszystko musi widzieć na horyzoncie Jarosław Kaczyński.

Symptomem paniki są działania związane z kryzysem węglowym. Jak donosi Gazeta.pl, premier Morawiecki podjął w kwietniu 2022 decyzję o embargu na węgiel z Rosji, bez żadnych analiz, jak wpłynie to na sytuację w Polsce. Nie było też wtedy zapewnionych dostaw z innych źródeł. I węgla nie ma.

Rząd zareagował serią panicznych działań, których finałem było wprowadzenie dodatku węglowego.

Zamknięcie się we własnej skorupie - to jeszcze inny możliwy skutek paniki. „W obecnej sytuacji potrzebna jest kooperacja społeczna i nowe pomysły. Np. korzystanie z tego, co przynosi opozycja” - uważa Hanna Gill-Piątek z Polski 2050.

Posłanka przypomina, że takie momenty współpracy między rządem a opozycją zdarzały się w sprawie pandemii i wojny. „Teraz są na równi pochyłej, oni są przyzwyczajeni do retoryki szukania wroga i wojny, nie potrafią walczyć z problemami, tylko z wrogiem politycznym”.

Panika na szczytach to kuriozalne ustawy, panika na dołach to szukanie szalup ratunkowych i nowych kolegów - w innych partiach. Tego drugiego akurat nie widać. Wręcz przeciwnie - PiS chwali się transferami, takimi jak Agnieszka Ścigaj z Kukiz'15, która niedawno dostała ministerialną tekę w rządzie Morawieckiego.

Jeden z polityków zwraca uwagę na jeszcze inne zagrożenie, z jakim będzie się musiał zmierzyć PiS.

„Zaczynają się pogłębiać nastroje antyukraińskie. To się dzieje oddolnie, ich elektorat zaczyna to odczuwać, ludzie zaczynają odczuwać Ukraińców jako obciążenie”.

Nie ma cukru, czy musimy im pomagać? Nie mogliby już pojechać do siebie?

Oni założyli, że ta euforia będzie długofalowa. Przez długi czas swoich wyborców ćwiczyli w tym, żeby byli niechętni obcym, innym. Tego się nie da szybko wykasować. Putin jest daleko, a Ukraińcy są blisko.

Niedawno polityk Platformy Obywatelskiej relacjonował mi jedną ze swoich rozmów w terenie: „500 plus dla nich? 300 plus dla nich? Lekarz dla nich? Ja muszę na to wszystko dać pieniądze. To z moich podatków, a oni mi Polski Ład zafasowali”. Wyciągnął z tego wniosek: „Konflikty społeczne mamy na wyciągnięcie ręki”. Czyli: chaos i panika, nie tylko w partii.

PiS wskazuje ludziom wrogów: Putina, Unię i oczywiście Tuska, ale może się okazać, że jakaś (spora?) część społeczeństwa zobaczy wroga zupełnie gdzie indziej - w naszych sąsiadach.

Cztery: Rzeczywistość

Bez względu na to, jakie napięcia targać będą partią rządzącą, największym problemem PiS pozostanie po prostu to, co się dzieje i będzie się działo w gospodarce i społeczeństwie.

„Przeciętny Kowalski nie zastanawia się nad sprawczością PiS-u, tylko nad ceną węgla” - mówi mi osoba z zaplecza opozycji.

Spadają realne wynagrodzenia, spada produkcja przemysłowa, hamuje konsumpcja, a ceny rosną. „Przynajmniej od czerwca nasza gospodarka zaczęła się kurczyć. Jeżeli ekonomiści mają rację, to recesja w Polsce już się zaczęła” - pisze na przykład Obserwator Gospodarczy. Do tego kłopoty z węglem. Dwa miliony rodzin w Polsce nie mają innego źródła ciepła niż ogrzewanie węglem.

PiS może próbować przekonać społeczeństwo, że z inflacją i sytuacją na rynku węgla jest jak z pandemią. Wszystkich to spotkało, problem jest globalny, nie mamy wpływu, a w ogóle to i tak nieźle sobie radzimy. A poza tym przecież zaufanie do instytucji państwa jest w Polsce niskie, więc nie spodziewacie się chyba, że poradzimy sobie z tak poważnym problemem? Radźcie sobie sami.

Tylko czy tym razem to zadziała?

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze