Od trzech i pół miesiąca o wiele częściej protestujący dostają zarzuty z art. 222 KK. Bo mandaty i wnioski do sądu czy sanepidu już nie działają – mundurowi przegrywają nawet 97 proc. spraw. A zarzuty naruszenia nietykalności są znacznie trudniejsze do obrony
Protest 20 stycznia w stolicy, przeciwko proponowanym przepisom tzw. wina+ (mają dać policji potężny i nielegalny bat na demonstrantów) od początku miał dynamiczny przebieg. Na Rondzie Dmowskiego tyraliera mundurowych z tarczami i w pełnym rynsztunku natarła na demonstrujących.
„Mnie przewrócili na wielki, betonowy kwietnik. Upadłam na plecy. Gdy leżałam, dostałam jeszcze gazem, a policja przepchnęła resztę protestujących – opowiada drobna, 20-letnia Weronika, prosząca o anonimowość. Któryś z mundurowych przycisnął jej głowę kolanem do gleby, by skuć kajdankami, choć nie stawiała oporu. Na filmie widać, że aż sześciu funkcjonariuszy bierze udział w akcji skuwania jej.
Kamery zarejestrowały też, jak przeciągnęli ją chwilę później przez rondo, z wiszącymi bezwiednie nogami, rozrywając jej lewy rękaw kurtki.
Tę interwencję policji zauważył Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog (widoczny też na nagraniu), gdy z pokrytego śniegiem kwietnika filmował sceny policji chroniącej się za tarczami przed śnieżkami.
Podszedł, by zobaczyć, co się dzieje. Bez słowa, z bliskiej odległości dostał od mundurowego w oczy gazem. „Odebrało mi wzrok. Rzucili mnie na glebę. Mówiłem, że potrzebuje pomocy medycznej, a oni mnie skuli. Jeden klęczał mi na karku i głowie – opowiada. Zdjęcia, przypominające słynne sceny z ostatnich chwil Georga Floyda, zobaczyła potem nie tylko Polska.
Andrzej Woszczyński, dziennikarz obywatelski i autor fotografii, który był świadkiem zatrzymania Kramka, twierdzi, że stało się to na rozkaz oficera policji w cywilu, który rozpoznał bardzo nielubianego przez PiS obywatela.
Razem z innymi zatrzymanymi, ta dwójka trafiła do suk. Weronika spędziła w niej półtorej godziny bez jakiejkolwiek informacji, kto ją zatrzymał i za co. Prosiła, by ją na chwilę rozkuto, aby wytrzeć parzący gaz. „Nie wiemy kto ma kluczyki" – usłyszała. Na komisariacie na Wilczej przypadkowo dowiedziała się dlaczego ją zatrzymano: „to są ci za śnieżki”. Nie poinformowano jej ani o jej prawach, ani o możliwości wykonania telefonu do prawnika. Kontrola osobista - rozbieranie do naga, z kucaniem i kasłaniem – była według niej kolejnym aktem jej upokarzania.
„Niby przeszukanie, a policjantka nie sprawdzała zbytnio mojego plecaka" – opisuje.
Gdy pojawiła się prawniczka ze SZPILA – grupy, która udziela pomocy prawnej zatrzymanym – zarzuty uległy zmianie: naruszenia nietykalności z czynem chuligańskim. Weronika miała kopać dwóch funkcjonariuszy.
Gdy rozmawiamy ponad miesiąc później, nadal nie wie ani kogo, ani dokładnie gdzie miała kopać. Nie pokazano jej na to żadnych dowodów, ani nawet zeznań rzekomo poszkodowanych. Żadnego konkretu, do którego mogłaby się odnieść. Za to w ciągu miesiąca już dostała z policji cztery pisma. „Nie mam wątpliwości – to represje i próba zastraszenia mnie, zniechęcenie do protestowania" – uważa Weronika.
Kramek dostał zarzuty rzucania śnieżkami w... nieustalonych funkcjonariuszy. „Stosuję bierny opór, ale nigdy nie rzucam czymkolwiek, bo nie jestem tego zwolennikiem. Te zarzuty to abberacja. Całkowicie wyssane z palca" – przekonuje. Zwraca uwagę, że to on dostał w oczy gazem, bez powodu, to jego skuto i duszono kolanem. „I to ja dostaję zarzuty naruszenia nietykalności?" – nie może uwierzyć.
Weronika i Bartosz to tylko dwoje z co najmniej 28 demonstrujących, którym od 22 października – początku demonstracji Strajku Kobiet – postawiono zarzuty z art. 222 KK, naruszenia nietykalności funkcjonariusza. „Może być kilka spraw więcej, bo nie we wszystkich przypadkach mamy podane wszystkie zarzuty" – mówi Karolina Gierdal, adwokatka ze SZPILA , „feministycznego kolektywu antyrepresyjnego”, który udziela pomocy prawnej lwiej części demonstrantów. Zaokrąglając to do min. 30 spraw, przy 150 przypadkach zatrzymania, jakie SZPILA odnotowała w Warszawie i okolicach, okazuje się, że art. 222 KK stanowi 20 proc.
Od 3,5 miesiąca to drugi z zarzutów najczęściej stawianych demonstrującym, którymi opiekuje się SZPILA.
Tak dotąd nie było. ObyPomoc – grupa kilkudziesięciu adwokatów skupionych wokół projektu Obywateli RP - pomaga pro publico bono aktywistom już od 11 kwietnia 2017 r. W ciągu 3,5 roku zebrała dane na temat 1705 osobo-spraw (niektóre dotyczą większej ilości osób). „Może być o ok. 100 mniej, bo sędziowie czasem przerzucają osoby między sprawami i zmieniają się ich sygnatury" – trudności w precyzyjnym podaniu liczby tłumaczy Michał Dadlez, jeden z współtwórców ObyPomocy.
Przy zaokrągleniu tej liczy do 1600, zarzut z art. 222 KK padł w raptem... siedmiu przypadkach. W ciągu 3,5 roku! To ledwo 0,43 proc. ogółu. Dane SZPILA wskazują więc na 46,5 raza częstsze stawianie tych zarzutów w ostatnich miesiącach. „To niepokojące zjawisko" – przyznaje Karolina Gierdal.
„Z tego, co czytam i słyszę wnioskuję, że manifestanci często mają ostatnio stawiane zarzuty naruszenia nietykalności" – potwierdza Małgorzata Nowogońska z ObyPomocy. Radosław Baszuk, mecenas broniący aktywistów, także zauważył, że od listopada-grudnia jest znacznie więcej przypadków zarzutów z art. 222 KK.
Zarówno SZPILA jak i ObyPomoc nie mają wiedzy o wszystkich sprawach, które policja wytoczyła demonstrantom, ale to, czym dysponują wystarczy, by pokazać trendy i zjawiska.
Zapytaliśmy KSP Warszawa, jak często stawiała demonstrantom zarzuty z ww. artykułu, od 22 X ub.r. i od kwietnia 2017 r. (gdy działa ObyPomoc). Policja twierdzi, że nie ma takich danych.
Prawnicy z którymi rozmawiamy przyznają, że to bardzo groźne zjawisko. Z kilku powodów.
Wiele z zarzutów dotyczy rzucania śnieżkami w oddziały prewencji, w pełnym rynsztunku. „Policjanci zamienili się w płatki śniegu więc łatwo naruszyć ich nietykalność" – ironizuje pani mecenas.
O tym, że zarzuty za ten czyn są mało poważne, świadczy też wypowiedź rzecznika KSP Warszawa. Na pytanie Onetu, tuż po zdarzeniach, czy zarzut „naruszenia nietykalności” jaki 20 stycznia postawiono 10 osobom, dotyczy rzucania śnieżkami, nadkomisarz Sławomir Marczak odpowiedział: „Proszę sobie nie żartować, bo widzę że w tej chwili wiele osób sobie żartuje, że chodziło o rzucanie śnieżkami”. Twierdził wówczas, że „naruszenie nietykalności” dotyczyło tylko: szarpania mundurowych, rzucania z nich puszkami i pryskania gazem. Okazało się to nieprawdą.
Z danych SZPILA wynika, że część zarzutów dotyczy „nieustalonego funkcjonariusza”. „Policje wie, że nietykalność któregoś z nich została naruszona, ale nie wie nawet kogo. Można mieć wątpliwości co do zgodności takich zarzutów ze stanem rzeczywistym" – uważa mecenas Gierdal. „To zarzuty często wyssane z palca, pretekst" – uważa Nowogońska. Dodaje, że policjanci pchają się na demonstrantów, albo wpadają na nich popchnięci ludzie. O oparcie się o funkcjonariusza łatwo przecież w kotłach, kordonach czy przy natarciach policji.
Piotr Kubaszewski, koordynator programu interwencji prawnej z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który od 12 lat monituje zarzuty z art. 222 KK przyznaje, że policja lubi je stawiać i nadużywa ich przy jakimkolwiek kontakcie fizycznym.
Mecenas Baszuk uważa, że ta nowa taktyka policji jest znacznie groźniejsza, bo w przypadku spraw wykroczeniowych adwokaci broniący demonstrujących mają już przećwiczone procedury. I wygrywają aż 97 proc. spraw w sądach (raport ObyPOmocy z 3,5 roku ich działalności, do końca stycznia br.)
W przypadku art. 222 KK doświadczenia ObyPomocy są wielokrotnie skromniejsze, a procedury nie tak wypracowane.
„Kiedy jest słowo przeciwko słowu, to aparat państwa stoi po stronie policji. Zresztą policjantów jest zawsze min. dwóch – twierdzi Kubaszewski z HFPC. Podaje przykład, że nawet gdy przeciwko mundurowym są twarde dowody, to sądy chętniej im przyznają rację. W sprawie sprzed lat, w której zatrzymani taksówkarze zostali ewidentnie pobici przez mundurowych – bito ich pałkami po stopach, aż połamano im nogi – policjanci zostali uniewinnieni, a poszkodowani skazani m.in. z art. 222 KK. Kubaszewski dodaje, że w wielu sprawach jakie zna, widoczna była zmowa milczenia policjantów – chronią kolegów.
W przypadku zarzutów z KK mogą za nimi iść środki zapobiegawcze np. dozór policji, powiadamianie pracodawcy. To kolejne formy nacisku na aktywistów.
HFPC nie uzyskała z policji statystyk dot. zarzutów z art. 222 KK wobec demonstrantów, więc nie ma twardych dowodów na to, że wzrosła ich liczba w ostatnich miesiącach. Ale Kubaszewski zauważył wzrost agresji policjantów wobec manifestujących – „działania nieproporcjonalnie do sytuacji”.
16 września 2020 r. minister spraw wewnętrznych i administracji, Mariusz Kamiński zapowiedział zaostrzenie kar za popełnienie przestępstwa naruszenia nietykalności mundurowych. „Musimy jeszcze skuteczniej zwalczać przestępczość przeciwko funkcjonariuszom" – tłumaczył. Obiecywał, że do końca miesiąca przedstawi projekt nowelizacji tych przepisów, który będzie zawierał także „obligatoryjną karę finansową”
Zapytaliśmy MSWiA czy tak się stało. Nie dostaliśmy odpowiedzi, nie znaleźliśmy takiego projektu. Czy więc zamiast zmieniać prawo policja dostała wytyczne, aby częściej stosować zarzuty z art. 222 KK i w ten sposób wprowadzić efekt mrożący?
O tym jak groźne są te zarzuty i że bywa iż są zmyślane, świadczy m.in. przypadek Tomka Sikory, członka Obywateli RP. 1 maja 2018 r. w centrum Warszawy chciał wziąć udział w blokadzie marszu Szturmowców – organizacji skrajnie nacjonalistycznej. Nie zdążył, bo policja złapała w kordonie jego i kilkadziesiąt innych osób, w tym zagranicznych turystów. Trzymali ich ok. 40 min. a Szturmowcy rzucali w nich butelkami i kubkami, atakowali policję.
Marsz nacjonalistów rozwiązano, kordon kotła się rozluźnił, uwięzieni ludzie zaczęli zeń wychodzić, Sikora także. Wtedy policjant uderzył go w klatkę piersiową, pchał, aż przewrócił. Potem wyprowadził za kocioł, rzucił na ziemię i skuł kajdankami z tyłu. Sikora nie wiedział, dlaczego. „Nade mną ustalali, kto ma być świadkiem. Kazali lecieć po »młodego«” – opisuje Obywatel RP. Na „dołku” na Wilczej do kaloryfera przykuto go razem z jednym z organizatorów marszu Szturmowców, który pogryzł policjanta. W celi siedział z nacjonalistą, który pobił Ukraińców. Tam dowiedział się, że to rzekomo on popchnął policjanta, który „prawie upadł”. Zarzuty z art. 222 KK.
Prokuratura zdecydowała się przeprowadzić sprawę w trybie przyśpieszonym. Sikora był współoskarżony ze... Szturmowcem. „To było celowe i cyniczne" – uważa. Prawnik nie dotarł na rozprawę, a sędzia Marek Krzysztofiuk podważył wiarygodność dwóch świadków z kotła policyjnego, którzy potwierdzali wersję Sikory, bo różnili się w zeznaniach w jakimś detalu. Sędzia nawet nie zapoznał się z dostarczonymi przez demonstrantów nagraniami z kotła. Wyrok: winny, dwa miesiące prac społecznych.
Sędzia tłumaczył w uzasadnieniu, że funkcjonariusz policji jest osobą dużo większego zaufania społecznego niż oskarżany, bo nie ma interesu w tym, by składać fałszywe zeznania.
Dopiero w apelacji Sikora został uniewinniony. Sędzia Piotr Kluz uznał, iż zeznania policjantów – Michała Pietrzaka i Dawida Skolimowskiego, kolegów z V Kompanii OPP – są niewiarygodne. Zostały... skopiowane – w wielu fragmentach są prawie identyczne w brzmieniu, zawierały nawet te same błędy. Dodatkowo ich zeznania złożone „na gorąco” „nie korespondowały” z tym, co potem powiedzieli w sądzie.
Gwoździem do trumny zarzutów były nagrania video Obywateli RP z kotła policyjnego. Choć dokładnie nie objęły one momentu popchnięcia Sikory przez mundurowego, to jednak pokazały chwile tuż przed i już gdy demonstrant leżał na ziemi. Sędzia uzna, że „nagranie (...) przeczy zeznaniom”, jakie złożyli policjanci w dniu zajścia. Za szykanę sąd uznał połączenie sprawy Sikory ze Szturmowcem. „Gość szkolony przez ludzi z batalionu Azow do walki w terenie zabudowanym dostał wgląd w moje dane osobiste. Przez kilka miesięcy poruszałem się ostrożniej, a sąsiedzi zwracali większą uwagę na moje mieszkanie" – wspomina Sikora. Mimo iż jest doświadczony w walce z szykanami policyjnymi – wygrał już 20 spraw jakie mu wytoczyli – to ta była „najbardziej stresogenna”. Ciągnęła się przez 21 miesięcy. „To może działać odstraszająco" – przyznaje Sikora.
Zapytaliśmy KSP Warszawa, czy dwaj policjanci ponieśli jakieś konsekwencje złożenia zeznań niezgodnych ze stanem faktycznym z nagrań oraz ich kopiowania. Brak odpowiedzi.
Sądy umarzały lub uniewinniały też podobne sprawy, w których demonstrującym postawiono zarzut z art. 222 KK, m.in.:
Ale nie zawsze jest happy end. 18 stycznia wyrok 30 godzin prac społecznych miesięcznie przez sześć miesięcy otrzymał Andrzej Morawski, także Obywatel RP. 1 maja 2019 r. podczas próby blokady narodowców w centrum Warszawy próbował wbiec w metrową lukę w kordonie policji. Policjant zastąpił mu drogę, więc rozpędzony uderzył w niego głową. Ale to demonstrant, po interwencji mundurowego, poleciał w powietrze i grzmotnął o bruk. Funkcjonariusz nie odniósł żadnych obrażeń, szkód, nawet się nie przewrócił.
„Czuję się pokrzywdzony"– przekonywał jednak w zeznaniu Krystian Bodych z prewencji w Piasecznie. Choć świadkiem jest kolega z oddziału, to zapisano, że w relacji do „poszkodowanego” to „obcy”. Ich zeznania, podobnie jak w sprawie Sikory, są miejscami prawie identyczne – te same słowa, sformułowania, zdania. Brak w tej sprawie bezstronnych świadków zdarzenia i nagrań.
Mecenas Baszuk, który obecnie broni w analogicznej sprawie innego opozycjonistę PRL – Tadeusza Jakrzewskiego, a sam w latach 80-tych był młodym opozycjonistą, widzi delikatną analogię do tamtych lat. „Nie mamy jeszcze tej sytuacji, ale mechanizmy stawianych zarzutów są podobne" – konkluduje.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze