0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.plFot. Agata Grzybowsk...

Od 23 lipca 2017 roku Polki nie mogą uzyskać antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Obowiązek recepty zniósł rząd PO-PSL w 2015 roku – usprawiedliwiając tę zmianę presją ze strony Unii Europejskiej. Jednak w rzeczywistości Komisja Europejska pozostawiła tę decyzję państwom członkowskim – pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

PiS przywrócił receptę w 2017 roku – po długiej i czysto ideologicznej batalii z ekspertami, środowiskami feministycznymi, lekarzami. Podczas tej batalii padło wiele absurdalnych i niemedycznych argumentów, które w OKO.press skrupulatnie prostowaliśmy:

Przeciw decyzji rządu PiS były nie tylko kobiety, ale także wielu lekarzy i lekarek. To wtedy właśnie zawiązała się inicjatywa „Lekarze kobietom”, która oferowała recepty na antykoncepcję awaryjną za darmo lub symboliczną opłatę.

Tak samo zrobił dr Jarosław Górnicki, alergolog i pediatra z podwarszawskiego Piaseczna. Wywiesił w przychodni informację, że taką receptę można u niego uzyskać za symboliczną złotówkę. Chodziło o lek zawierający octan uliprystalu, bo to on był wcześniej dostępny bez recepty. Początkowo nie miał wielu chętnych, z czasem jednak (a szczególnie po wyroku TK Przyłębskiej w 2020 roku) chętnych przybywało. Recept było wydawanych coraz więcej.

Doktorem Górnickim zainteresowało się ministerstwo zdrowia, a teraz – Okręgowa Izba Lekarska, która zarzuca mu nieudostępnienie dokumentacji pacjentek. Dr Górnicki nie chce udostępniać dokumentacji pacjentek, które zgłosiły się po antykoncepcję awaryjną.

Dr Jarosław Górnicki opowiada OKO.press, jak doszło do sprawy przed Sądem Lekarskim Okręgowej Izby Lekarskiej.

Dr Jarosław Górnicki. Fot. Adam Erdheim

Upokarzające pytania? Nie zadaję

Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Tabletki na antykoncepcję awaryjną zaczął Pan wypisywać po tym, jak rządzący wówczas PiS zmienił ustawę i zakazał sprzedaży tabletki „dzień po” bez recepty.

Dr Jarosław Górnicki: Tak, w 2017 roku uznałem, że ta decyzja jest bardzo nie fair wobec kobiet. Napisałem wtedy na swojej stronie internetowej, że w związku ze szkodliwą decyzją ministra będę wystawiał recepty na pigułkę „dzień po” za symboliczną złotówkę. Pracowałem wtedy w przychodni jako pediatra i alergolog, wywiesiłem na drzwiach plakat. Jako pediatra i alergolog nie miałem wielu takich pacjentek, więc początkowo takich recept nie wystawiałem dużo, może jedną miesięcznie.

Po dwóch latach wystawiałem już jedną receptę dziennie i tak to trwało do czasu pandemii. Lawina ruszyła po wyroku TK Julii Przyłębskiej. Funkcjonowały już wtedy recepty elektroniczne i w ciągu miesiąca ta liczba skoczyła do tysiąca miesięcznie. Potem nawet dwa tysiące miesięcznie. Podniosłem wtedy cenę, nadal symboliczną, do 5 zł.

Nie miał Pan wtedy kontroli?

Ministerstwo zdrowia zgłosiło wtedy sprawę Urzędowi Skarbowemu. Ale ja płaciłem wszystkie podatki, więc na jednej kontroli się skończyło. Później, już za nowej władzy, kontynuowano walkę z receptomatami i wtedy ponownie dostałem zapytanie, na które odpowiedziałem chyba wyczerpująco.

Sprawa wróciła w 2024 roku.

Tak, w 2024 roku Ministerstwo Zdrowia zwróciło się w mojej sprawie do Naczelnej Izby Lekarskiej. Chodziło o wypisanie 614 recept w 1 tygodniu 2024 roku.

Ministerstwo podejrzewało, że skoro wypisuję tyle recept, to znaczy, że nie poświęcam pacjentowi należytej uwagi podczas wizyty [art. 8 Kodeksu Etyki Lekarskiej – przyp. red.].

I w pewnym sensie miało rację! Faktycznie nie poświęcam tak dużo czasu przy wypisywaniu recepty na antykoncepcję awaryjną, bo nie zadaję kobietom upokarzających pytań. W całej Europie pigułka „dzień po” jest bez recepty i tak powinno być i u nas. Dużo czasu poświęcam w każdym innym przypadku, miałem nawet problem z pracą, bo upierałem się, że muszę mieć dla pacjenta 20 min, a nie 15 minut, a tyle jest w wielu przychodniach.

Napisałem więc do ministerstwa wyjaśnienie, że tak mało czasu poświęcam pacjentkom tylko w przypadku recept na pigułki dzień po. „Nie upokarzam kobiet niestosownymi pytaniami” – napisałem. Wyjaśniłem też, że zapytanie dotyczyło pierwszego tygodnia roku 2024, czyli ferii i Sylwestra, a wtedy zapotrzebowanie jest dużo większe. Napisałem, że duża liczba recept jest oczywista, biorąc pod uwagę moją stawkę (wtedy 5 zł, dzisiaj 10 zł) i stawki w receptomatach.

Myślałem, że to zakończy sprawę.

To mój protest

Ale tak się nie stało.

Nie. W 2025 roku Okręgowa Izba Lekarska poprosiła o dokumentację 16 pacjentek z pierwszego tygodnia 2024 roku. Dokumentacja to jest w 80 proc. wywiad, a ja, jak mówiłem, w przypadku antykoncepcji awaryjnej, nie zadaję żadnych. Mam zatem podstawową dokumentację, czyli receptę, gdzie jest adres i zgłoszenie pacjentki. I tego nie udostępniłem, bo chronię prywatność moich pacjentek.

Powiem jeszcze raz:

w przypadku antykoncepcji awaryjnej nie powinno być recepty i ja nie zadaję zbędnych, upokarzających pytań, gdy chodzi o pigułkę „dzień po”.

Potem zauważyłem, że wśród tych 16 osób jest ośmioletni chłopiec. Napisałem zatem do Okręgowej Izby Lekarskiej, że przepraszam i tę konkretną dokumentację z tej jednej wizyty wysyłam. Reszty nie.

I wtedy Okręgowa Izba Lekarska postawiła mi ponownie zarzuty o nieudostępnienie dokumentacji. W piątek 10 października stanę przed Sądem Lekarskim Okręgowej Izby Lekarskiej. Mam wsparcie prawne Fundacji FEDERA, za co bardzo dziękuję.

W ten sposób protestuję przeciwko karaniu kobiet za to, co zrobił PiS w 2017 roku. Ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zabrał im prawo do antykoncepcji awaryjnej bez recepty, bez żadnego uzasadnienia medycznego. A ja, nie zadając pytań przy wypisywaniu recepty, protestuję przeciwko tamtej zmianie i odebraniu kobietom ich praw. Z tego samego powodu zdecydowałem się nie udostępniać dokumentacji dotyczącej antykoncepcji awaryjnej.

Będzie pan wypisywał dalej recepty na antykoncepcję awaryjną?

Kobiety mają prawo do antykoncepcji awaryjnej bez recepty i póki nie zabronią mi wykonywać mojego zawodu, będę te recepty wypisywał bez konieczności spowiedzi ze strony pacjentek.

Zmiana w 2017 roku była absolutnie ideologiczna. Żeby w naszych głowach powstało przekonanie, że antykoncepcja awaryjna to niebezpieczny lek. Na ulotce leków na potencję, dostępnych bez recepty, jest napisane, że może doprowadzić nawet do zgonu (w efektach niepożądanych). I co? I nic. Leki na potencję są bez recepty, a środki antykoncepcyjne – obowiązkowo na receptę.

Po stronie kobiet

Jak mówi OKO.press mec. Kamila Ferenc z FEDERY, lekarz jest oskarżony o popełnienie przewinienia zawodowego. Grozi mu za to nagana, upomnienie, kara finansowa, zawieszenie w prawach wykonywania zawodu lub nawet pozbawienie prawa do wykonywania zawodu.

Rozprawa przed Sądem Lekarskim Naczelnej Izby Lekarskiej odbędzie się 10 października o 16:00. FEDERA n swoich stronach apeluje o wsparcie lekarza:

„Wystawiając recepty na tabletki »dzień po« pomógł tysiącom kobiet – szybko, bezpiecznie i z szacunkiem – bez zadawania niepotrzebnych pytań i moralizatorskiej postawy. Co więcej – działa w obliczu bezczynności polskiego środowiska ginekologicznego, samemu będąc pediatrą i alergologiem. Robi to, co wie, że jest słuszne. Doktor Górnicki pomaga bezinteresownie od lat. Teraz my stańmy po jego stronie”.

Petycję w sprawie lekarza podpisało prawie 25 tys. osób – podaje FEDERA. Także na portalu Znany Lekarz pojawiły się entuzjastyczne opinie, ewidentnie dotyczące właśnie antykoncepcji.

Dr Górnicki od lat wspiera nie tylko prawo kobiet do antykoncepcji awaryjnej bez recepty, ale i do legalnej aborcji.

Na końcu Atlasu

W 2025 roku Polska znalazła się po raz kolejny na ostatnim miejscu w Europejskim Atlasie Antykoncepcji, publikowanym co roku przez Parlament Europejski. Od 2019 roku jesteśmy na ostatniej pozycji! Czyli najgorszej:

Sytuacji nie poprawiła próba zniesienia obowiązkowych recept na antykoncepcję awaryjną w 2024 roku. Ówczesny prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę, więc ówczesna ministra zdrowia, Izabela Leszczyna, podpisała rozporządzenie, które dopuszcza tzw. receptę farmaceutyczną. Oznacza to, że osoby po 15. r.ż. mogą otrzymać lek w aptece po rozmowie z farmaceutą.

;
Na zdjęciu Magdalena Chrzczonowicz
Magdalena Chrzczonowicz

Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze