0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Krytycy Polskiego Ładu zwracają uwagę na jego niedookreślenie, widzą go raczej jako propagandowy program wyborczy (i często odczytują to jako dowód, że PiS myśli o przedterminowych wyborach parlamentarnych) oraz liczą jego koszty finansowe. Nie liczą społecznych, może z nadzieją, że zwłaszcza plany zmiany systemu opodatkowania na bardziej redystrybucyjny uczynią nasze społeczeństwo bardziej spójnym.

Większość znanych mi komentarzy podkreśla konieczność redystrybucji dochodów, stwierdzając, że „ktoś przecież musi zapłacić za socjalne transfery” lub odwołując się do zasady sprawiedliwości społecznej (nie definiując jej, ani nie zauważając różnorodności w jej potocznym i akademickim rozumieniu). Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki prezentujący „filary nowego ładu”, zapraszają wszystkich do tworzenia tego ładu, „w którym Polska będzie lepszym miejscem do życia”.

Czy rzeczywiście są społeczno-psychologiczne podstawy do takiego optymizmu? Z tego punktu widzenia dostrzegam trzy niepokojące aspekty tego projektu.

Ład narodowo-tradycyjny i narcystyczny

Po pierwsze, jego narodowo-tradycyjny i narcystyczny charakter , szczytne, ale mgliste cele (na dużych wysokościach mgła się zdarza często).

„Trudno wchodzi się na szczyt, ale wyznaczamy sobie (właśnie – „sobie”, nie społeczeństwu - przyp. KS ) ambitny cel, wprowadzi nas na szczyt – fundament naszych marzeń. Musimy pozbawić się mikromanii, niechęci do własnego państwa” – mówi Jarosław Kaczyński.

Chyba miesza tu różne zjawiska. Domyślam się, że „mikromania” to albo negatywna samoocena, albo dążenie do minimalnej roli państwa, ale też można uznać, że chodzi tu o niechęć do państwa spowodowaną tym, że zbyt mało interweniuje w różne sfery życia obywateli. Ale niechęć do państwa może brać się także z makromanii, megalomanii, przekonania o własnej nadzwyczajności, właśnie z narodowego narcyzmu, który jest widocznym źródłem wielu rządowych zamierzeń i decyzji.

Przesadnie pozytywne myślenie o własnej grupie - jednocześnie dość chwiejne i wrażliwe (a może raczej drażliwe) na krytykę - połączone z niechęcią do wszystkiego, co inne, nie nasze, nie swojskie i tradycyjne, obce (kulturowo, obyczajowo, religijnie), nie jest dobre ani dla własnej grupy, ani dla relacji międzygrupowych.

Zwłaszcza, jeżeli władze tej grupy (społeczeństwa, narodu, państwa) są spostrzegane jako słabo współpracujące, konfliktorodne, skłócające ze sobą członków własnej grupy oraz przegrywające w konfliktach interesów z innymi grupami.

Najnowszy przykład – kopalnia odkrywkowa Turów, która od lat działa na szkodę naszych czeskich sąsiadów, a nasza władza to lekceważy. Teraz ma poważny problem. Gdy jest krytykowana – reaguje obronną agresją.

Przeczytaj także:

Jak każdy grupowy narcyz – nasza władza uważa, że „jej/nam się należy" - uwaga, szacunek, duża forsa. Innych, „obcych” – można lekceważyć. Uchodźcy, kryzys klimatyczny, świat w pandemii – to nie nasze sprawy. Cytuję fragmenty prezentacji Polskiego Ładu przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości: „Nie musimy przyjmować współczesnych zagranicznych mód…warto być Polakiem, dobrze jest czuć dumę z Polski. Historia nas nie rozpieszczała. Teraz bierzemy sprawy w swoje ręce. (...) Chcemy być w naszym państwie sobą. Liczy się Polska. Polska może stanowić płaszczyznę nowej nadziei”.

Jakie „szczyty” mamy zdobywać, o których mówi Kaczyński? Wygląda, że narodowego egoizmu: „Od trzystu lat dopiero teraz możemy sami decydować o sobie”. A ja myślałam, że to już od trzech dekad. Poprzednie rządy III RP mówiły jednak o roli Polski w Europie, o międzynarodowej współpracy, pewnej współzależności, procesach i problemach globalizacji.

Tego nie ma w Nowym Polskim Ładzie (w „starym” ładzie Zjednoczonej Prawicy też raczej nie było; współzależność, związki z unijnym prawem traktowane były jako zagrożenie suwerenności, a nie szansa rozwoju).

Mimo, że pandemia pokazała, jak jesteśmy współzależni, jak ważne są międzynarodowe instytucje. Po-pandemiczny świat także będzie wymagał międzynarodowej kooperacji.

W „nowym ładzie” Polska jest samowystarczalną wyspą. Jak rozwijać innowacyjność w kraju zamkniętym na zewnętrzne wpływy? Jak można liczyć na osiąganie „szczytów”, boleśnie uderzając po kieszeni tych, bez zaangażowania których żadnego technologicznego i kulturowego rozwoju nie będzie? Czy można oczekiwać, że Polacy polubią takie państwo?

Z badań wynika, że są tacy, którzy uważają, że „Polska dla Polaków” - bez obcych, bez zachodnich nowinek, z narodowo-katolicką religią jako religią państwową – jest dla nich najlepszym krajem do życia. Duża część to wyborcy PiS i osoby nie biorące udziału w wyborach. Ale nawet wśród nich jest wiele osób, które takiej Polski nie chcą. W takim razie Polski Ład - w tym jego aspekcie - to wyborczy program dla niezbyt szerokiej publiczności.

Ład bez samorządów i społeczeństwa obywatelskiego

Po drugie, większość fundamentów „nowego ładu” odwołuje się do dwóch struktur społecznych i związanych z nimi identyfikacji: narodu i rodziny. Nie ma żadnych odniesień do samorządów lokalnych, choć jedną z konsekwencji nowych rozwiązań podatkowych - m.in. podniesienie kwoty wolnej - będzie znaczące obniżenie dochodów samorządów. Nie ma wspierania różnych form aktywności społeczeństwa obywatelskiego, nie tylko takich stowarzyszeń i organizacji, które popierają politykę rządzących, konserwatywno-narodowych lub związanych z Kościołem.

Dla scentralizowanego państwa, które ma umacniać „nowy polski ład”, wygodniej jest odwoływać się do struktur i identyfikacji powszechnie i trwale obecnych. Ale tak już było, w latach 70-ych XX wieku opisywali to socjologowie, a nazywali to „próżnią socjologiczną”. Dla demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego nic dobrego z takiej próżni nie wynika. Natomiast rozwój nowych identyfikacji społecznych i ich wielość aktywizuje społeczeństwo i może wspierać różne instytucje państwa.

Rządowa gloryfikacja rodziny nie jest nikomu (poza rządem) potrzebna, bo wiadomo, że i bez tego jest to identyfikacja ważna dla Polaków. Ale Zjednoczona Prawica chyba nie widzi, że dzisiaj rodzina obejmuje bardzo różne układy bliskich związków, nie zawsze sformalizowanych, nie zawsze opartych na tradycyjnych rolach płciowych. W dodatku to właśnie w rodzinie dzieje się wiele form przemocy, prawica tego nie widzi albo uważa, że „wolność Tomku w swoim domku”, mój dom – moją twierdzą, a moje dziecko – moją własnością i mogę robić z nim, co tylko chcę.

W Polskim Ładzie nie ma nic o porządkowaniu prawa rodzinnego, o finansowaniu procedury in vitro, o bezpieczeństwie ludzi starych, z różnymi niesprawnościami, których w wielu polskich rodzinach traktuje się jak zbędne przedmioty.

Prawa jednostek nie istnieją. Gloryfikacja rodziny bardziej służy usprawiedliwianiu zjawiska aspołecznego, wrogiego familizmu i nepotyzmu niż wyjściu z problemów, dotykających rodziny. Przejawy nepotyzmu są coraz bardziej widoczne. Polacy widzą, jak szybko rośnie armia „miernych, ale wiernych”, powiązanych rodzinnie, mało kompetentnych osób na ważnych stanowiskach, a osoby kompetentne tracą pracę.

Jak tacy ludzie mają prowadzić Polskę „na szczyt”, rozwijać zapowiadaną innowacyjność, budować lepszą Polskę?

Ład pełen frazesów o „solidarności” i „sprawiedliwości społecznej”

Po trzecie, ważnym aspektem projektu nowego ładu jest nadmierne wykorzystywanie - chyba jako sposobu na jego moralną legitymizację - słów „solidarność” i „sprawiedliwość społeczna”.

Niby dlaczego zapowiedziana odbudowa Pałacu Saskiego ma być przejawem „ducha solidarności”? Z kim, z czym, po co? Na co ma być ten pałac przeznaczony? To wielka budowla, da się na niej umieścić wiele tablic z nazwiskami pomysłodawców tej rekonstrukcji. Ale czy to jest i dzisiaj i jutro - w czasach kryzysu ekologicznego i zdrowotnego - sprawiedliwa alokacja poważnych funduszy? Za ponad 1 miliard – tak szacuje się koszty tej budowy – można by znacząco pomóc obywatelom, którzy utracili nie tylko dochody, ale i swoje oszczędności w wyniku pandemii.

Nie lekceważę potrzeby zmniejszania nierówności społecznych i bardziej redystrybucyjnych form opodatkowania. Jednak to, czy zaproponowane – choć jeszcze niedokładnie opisane - propozycje są jednoznacznie „społecznie sprawiedliwe” i poprawią społeczny klimat i funkcjonowanie instytucji państwa – budzi moje poważne wątpliwości.

Wysokie koszty proponowanej reformy obciążą tych, których wysiłek intelektualny i aspiracje są dziś bardzo potrzebne, a głęboki brak zaufania dla pomysłodawców („co oni zrobią z naszymi »daninami«?") wielu obywatelom nie pozwala oceniać tej zmiany jako sprawiedliwej.

Czy rzeczywiście polepszy się opieka zdrowotna i edukacja, ważne dla wszystkich obywateli, czy celem nowego programu PiS jest głównie propaganda, pokazanie partii jako dbającej o ludzi? Społeczne oceny sprawiedliwości dystrybucji i redystrybucji dochodów są bardzo złożone. Zobaczmy, jak wyglądały i z czym wiązały się te oceny w naszym społeczeństwie.

Między równością a uwzględnianiem różnych „zasług”

Prawo i Sprawiedliwość często trafnie rozpoznaje emocje społeczne, ale z trafnych diagnoz robi użytek głównie dla dobra własnego środowiska politycznego, a nie dla podniesienia dobrostanu szerszego społeczeństwa. Tak jest i teraz, gdy proponuje nowy polski porządek.

Rzeczywiście, co najmniej od dwóch dekad Polacy zauważają duże nierówności i traktują je jako niesprawiedliwe. W kilku badaniach prowadzonych między rokiem 2004 a 2014 - na ogólnopolskich reprezentatywnych próbach osób dorosłych - zdecydowana większość respondentów (87 proc. w 2004 roku, 75 proc. w 2014) uznawała, że nasze społeczeństwo nie jest sprawiedliwie urządzone, a zróżnicowanie dochodów jest zbyt duże i niesprawiedliwe. Co więcej, około 30 proc. dorosłych Polaków uważało, że „najlepiej mają się w Polsce tacy ludzie, którzy na to najmniej zasługują” (Skarżyńska, 2012; Skarżyńska i Radkiewicz, 2018).

Takie szeroko podzielane opinie nie tylko delegitymizowały moralnie kolejne ekipy rządzące w III RP w świadomości wielu Polaków, ale także pogarszały dobrostan i dystansowały duże grupy społeczne od demokratycznego państwa.

Od dawna wiadomo, że lepiej żyje się ludziom w społeczeństwach o mniej zróżnicowanych dochodach, choć różnice oparte na merytokratycznych zasadach mogą być społecznie akceptowane, gdy są uznane za sprawiedliwe (np. gdy większe dochody są wiązane z istotnymi społecznie „zasługami”). Pewne spłaszczenie dochodów i ograniczenie stref ubóstwa pozwala społecznościom lepiej radzić sobie z kolejnymi kryzysami. Kilka raportów badających skutki pandemii w różnych krajach potwierdzają tę tezę: liczba ofiar Covid-19 mniejsza jest w krajach o mniejszych nierównościach (por. raporty w czasopiśmie Lancet, 2021).

Dążenie do spłaszczenia nierówności jest u nas publicznie wyrażane, ale nie jest tożsame z większościową zgodą na równość, wysoką redystrybucję i państwo opiekuńcze. Poziom akceptacji/odrzucenia tych zasad i redystrybucyjnej funkcji państwa związany jest zarówno z własnym interesem (określanym przez położenie w strukturze społecznej, dochody, wykształcenie), akceptacją określonej ideologii i wizji wspólnoty politycznej oraz cechami indywidualnej mentalności (takimi, jak orientacja na dominację społeczną, przekonania o antagonistycznej naturze relacji społecznych, czy rodzaje fundamentów moralnych – indywidualizujące vs. wiążące).

Obszerny materiał empiryczny na ten temat z lat 2008-2013 znajdujemy w raportach z badań POLPAN (zespołu kierowanego przez Kazimierza M. Słomczyńskiego). W 2013 roku z twierdzeniem „Państwo jest odpowiedzialne za to, by zmniejszyć różnice dochodów” zdecydowanie zgadzało się 27,9 proc., a raczej zgadzało się 34,7 proc. dorosłych Polaków. Ale zgoda na „zmniejszanie różnic” nie oznacza akceptacji zrównania dochodów. Badania programu POLPAN dowodzą, że stopniowo coraz większe nierówności uznawano za sprawiedliwe.

Twórcy Polskiego Ładu chyba tego nie doczytali, bo proponują silniejsze spłaszczenie, niż tego chcą Polacy. Są ekonomiści, którzy szacują, że przy proponowanej, choć znanej na razie jedynie w zarysie, reformie podatkowej PiS oraz przy inflacji rzędu 5 proc. (a taka jest realna) najniżej zarabiający nic nie zyskają (bo zmiany zje inflacja), ale lepiej zarabiający – stracą 10 proc. swoich dochodów (bo progresywne opodatkowanie zabierze im ok. 5 proc., inflacja – kolejne 5 proc.).

Jeśli te wyliczenia są rzetelne, to proponowana reforma, nazywana przywracaniem sprawiedliwości społecznej jest propagandową fikcją: efektem nie będzie realny zysk najuboższych, ale poczucie niesprawiedliwości osób lepiej zarabiających.

Co więcej, zamiast zwiększenia spójności społecznej – przyniesie nowe podziały i konflikty. Ponieważ w Polsce osoby więcej zarabiające to najczęściej „wykształciuchy”, łączący kompetencje z innowacyjnością, pogorszenie ich ogólnego dobrostanu, połączone z poczuciem niesprawiedliwej krzywdy – nie zaowocuje wzrostem ich produktywności. Jeżeli Polska ma wyjść poza sferę tzw. ”średniego rozwoju”, to ludzie o wysokich kompetencjach, innowacyjni i twórczy – są niezbędni.

Tymczasem badania przekonują, że osoby takie reagują na poczucie niesprawiedliwości „negatywną innowacyjnością”, czyli przestają koncentrować się na tym, co w ich pracy może być użyteczne społecznie, a swoją energię kierują na sposoby zwiększenia dochodów, poprzez gorszą jakość produktów, podwyższanie ich ceny, obchodzenie prawa, próby niszczenie konkurentów.

Opodatkowanie jako forma kary za brak miłości do PiS

I jeszcze jedno: gdy instytucje państwowe cieszą się społecznym zaufaniem, większa jest zgoda na zmniejszanie różnic dochodów. W Polsce pokazały to m.in. badania POLPAN. Dziś zaufanie do rządzących jest niskie. Przedsiębiorcy, wysocy specjaliści, kadra kierownicza aktualnej władzy nie ufa i słychać głosy, że traktuje zmianę opodatkowania jako formę kary za brak miłości do PiS.

Ale nie jestem pewna, czy tendencja wyraźnego wyrównywania dochodów będzie powszechnie zaakceptowana również przez wyborców Zjednoczonej Prawicy. Przecież PiS tworzy nową elitę, także finansową. Oni także mają się dzielić? Czy będzie dla nich specjalne prawo podatkowe?

W dodatku badania dowodzą silnej orientacji Polaków na społeczną dominację, czyli na pokazywanie wyższości wobec innych osób i grup. Wobec tego raczej nie będą bardziej szczęśliwi, gdy ich dochody będą bardzo podobne do tego, co jest w portfelach innych Polaków.

Nie jest prawdą, że kiedy myślimy o dystrybucji dóbr materialnych lub gdy sami decydujemy o podziałach zysków/dochodów – to interesujemy się tylko maksymalizacją własnych zasobów. Lubimy myśleć, że nasze dochody są zasłużone i sprawiedliwe. Grube setki stron napisano o tym, jak rozmaite bywa uzasadnianie tego, co jest „zasługą” , za co sprawiedliwie należy się wynagrodzenie.

Polski Ład nie zawiera żadnych innych idei, dotyczących sprawiedliwego podziału dochodów, poza równaniem w dół. W podzielonym społeczeństwie trudno znaleźć łączącą zasadę redystrybucji dochodów. Wyniki badań - także moich eksperymentów dotyczących podejmowania decyzji o podziale różnych funduszy i zysków z pracy - dowodzą, że gdy decydenci są w przyjaznych lub przynajmniej dobrych relacjach z potencjalnymi biorcami dzielonych dóbr, uznają za sprawiedliwe takie decyzje, które są kompromisem między uznaniem zasług (np. wymiernych wkładów w dobro wspólne) i potrzeb odbiorców decyzji.

Być grzecznym i sprawiedliwym wobec wszystkich obywateli

W Polsce i w innych krajach Europy Zachodniej, decydenci w takich sytuacjach preferują zasadę uprzejmości (grzeczności, dobrego wychowania - „politeness principle”), czyli wybierają jako słuszny podział pomiędzy zasadą według wkładów (merytokratyczną) a zasadą równości. Ta kompromisowa zasada oceniana jest jako bardziej sprawiedliwa szczególnie wtedy, gdy zastosowanie „czystej” reguły merytokratycznej (według wkładów) mogłoby spowodować trwałe pogorszenie sytuacji materialnej i psychologicznej osób mających mniej zasług.

Ale ocena takiej kompromisowej (czy „redystrybucyjnej”) decyzji zależy również od tego, jak spostrzegani są ci, którym oferuje się więcej, niż na to zapracowali. Między innymi uwzględniane jest to, czy mniejszy wkład pracy jest usprawiedliwiany czynnikami, które nie zależą od jednostki, których nie może ona kontrolować.

Wykazano także, że ludzie są mniej lub bardziej skłonni do dawania innym części swojego dochodu, gdy spostrzegą niechęć czy brak akceptacji ze strony tych, z którymi mają się podzielić dochodami, czy nagrodą.

Gdy najpierw podzielono społeczeństwo, nazywając znaczną jego część zdrajcami i kanaliami, potem wyraziście „nad-nagradzając” materialnie swoich ludzi, trudno wymagać od tych pierwszych zgody na odchodzenie od merytokratycznej zasady zróżnicowania dochodów poprzez progresywny podatek.

W dodatku realizacja ambitnych celów Polskiego Ładu wymaga udziału i wysiłku wysoko kwalifikowanych specjalistów, sprawnych menadżerów, twórczych umysłów. Może więc trzeba zacząć przepraszać obrażanych, docenić ich udział w budowaniu wspólnego dobrobytu, po prostu – być grzecznym i sprawiedliwym wobec wszystkich obywateli. Szczucie jednych przeciwko drugim, bezkarność wobec ewidentnych nadużyć prawa (także podatkowego) przez swoich ludzi, nie pozostaje bez śladu w ludzkich umysłach.

Dopiero gdy zaczniemy wzajemnie się szanować, dostrzegać i rozumieć różne potrzeby, państwo dobrobytu przestanie być propagandową mrzonką. Gdy rządzi się poprzez konflikty i podziały, obywatele dzieleni są na lepszych i gorszych, każdy sobie rzepkę skrobie. Trudno wtedy o akceptację dla oddawania dużej części swoich dochodów. Najpierw trzeba mieć w głowie - i aplikować w praktyce rządzenia - równość praw każdego człowieka, potem można starać się budować bardziej równościowe społeczeństwo i opiekuńcze państwo dobrobytu.

*Prof. Krystyna Skarżyńska - psycholog, profesor zwyczajna Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS, specjalistka w zakresie psychologii polityki i psychologii społecznej. Ostatnio wydała książkę: „My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle” (Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2019)

;
Na zdjęciu Krystyna Skarżyńska
Krystyna Skarżyńska

Psycholog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny SWPS -Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Rada Programowa Instytutu Spraw Publicznych i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO)

Komentarze