0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Kiedy uczestnicy dyskusji o przedstawionym przez PiS Polskim Ładzie rzucili się sobie do gardeł o definicję bogactwa i klasy średniej – media nie przestały informować o dantejskich scenach z SOR-ów, oddziałów covidowych, umieraniu w domu z braku pomocy, apelach lekarzy o niezmniejszanie wyceny procedur onkologicznych.

Te informacje nie wywołują jednak podobnego żaru emocji, bo oswojono nas z deficytami usług z nazwy publicznych. Przyzwyczajono, że aby skorzystać z publicznych systemów zabezpieczenia społecznego, trzeba wnieść niemałe własne pieniądze albo mieć znajomości. A najlepiej zabezpieczyć środki na prywatne leczenie, rehabilitację, edukację czy opiekę nad starszymi rodzicami.

Jeśli redystrybucji pieniądza nie będzie towarzyszył rozwój wysokiej jakości sektora usług publicznych, dostępnych geograficznie i finansowo, to dodatkowe pieniądze z mniejszych obciążeń podatkowych oznaczać będą dla uboższych ich dalszą marginalizację i pogłębianie nierówności.

Ogólnie zarysowany kierunek rozwiązań w Polskim Ładzie utrwala prywatyzację odpowiedzialności za opiekę nad członkami rodzin, za inwestycje w edukację, zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych.

Wymownym przykładem jest preferowanie świadczeń pieniężnych wspierających opiekę nad osobami zależnymi w systemie familiarnym, sprawowaną przede wszystkim przez kobiety. Trudno nawet nazwać ten model wsparcia konserwatywnym. System ten nie może zastąpić profesjonalizacji opieki edukacyjnej, pielęgnacyjnej, medycznej. Ponadto, zwłaszcza dla kobiet oznacza pracę ponad siły, konieczność rezygnacji z aktywności zawodowej lub jej ograniczenia, a w efekcie głodowe emerytury.

Dzieci i osoby zależne. Polski Ład nie dla wszystkich

Większość zadań opiekuńczych poddano w Polsce decentralizacji: placówki opieki nad małymi dziećmi, usługi opiekuńcze w domu, instytucje dziennej i całodobowej opieki. Samorządy - z braku pieniędzy bądź wyboru priorytetów - prywatyzowały żłobki i przedszkola. Po czym ze względu na wysokie opłaty w niepublicznych placówkach kolejne rządy tworzyły programy dotacyjne: „Przedszkole za złotówkę”, „Maluch+”, system zachęt do zatrudniania niani, który nie wypalił.

Te programy miały i mają charakter interwencyjny, punktowy. Nadal brakuje przedszkoli na terenach wiejskich, miejsc w samorządowych przedszkolach (raport NIK), żłobków. Zwłaszcza tanich - opłata w publicznych placówkach wynosi od 600 do 1000 zł.

Mamy w Polsce dwa miliony osób starszych (powyżej 60 r. życia) z ograniczoną zdolnością do wykonywania codziennych czynności (Badanie EU-SILC 2018 rok) oraz 1,7 mln niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym i ich rodziny (BAEL 2018). Co Polska ma im do zaoferowania?

  • 809 środowiskowych domów samopomocy (30 165 miejsc) dla osób z zaburzeniami psychicznymi, w tym cierpiących na choroby otępienne;
  • 29 rodzinnych domów pomocy (193 miejsca);
  • 935 mieszkań chronionych (3 544 miejsc),
  • 825 domów pomocy społecznej (80 984 miejsc).

Dane pochodzą z informacji Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej o sytuacji osób starszych. Według NIK 2 mln osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji potrzebuje opieki środowiskowej. Pozwala ona osobom starszym i niepełnosprawnym funkcjonować w miejscu zamieszkania. Ile osób taką pomoc otrzymuje? Około 100 tysięcy.

Naturalnie nie wszystkie osoby z ograniczoną zdolnością do samodzielnego funkcjonowania wymagają tych form wsparcia, ale zestawienie liczb ilustruje skalę problemu. 20 procent gmin w ogóle nie organizuje usług opiekuńczych w domu.

Przeczytaj także:

A to niejedyny problem. NIK wskazuje na brak rozpoznania sytuacji seniorów, brak wiedzy o skali zapotrzebowania, reaktywny charakter interwencji pracowników socjalnych, uśmieciowienie zatrudnienia opiekunów itd.

Istotną barierą dla niezamożnych osób samotnych i rodzin, które nie są w stanie zapewnić osobistej opieki swoim bliskim, są zasady ustalania opłat za opiekę w domu i w placówkach. Ich wysokość określa gmina na podstawie kryteriów dochodowych z pomocy społecznej i kosztów opieki. Podniesieniu płacy minimalnej nie towarzyszy podwyżka tych kryteriów (701 zł dla osoby samotnej i 528 zł na osobę w rodzinie!).

Od 2017 roku cena za godzinę opieki wzrosła w gminach o ponad 50 proc., zaś progi dochodowe - o których decyduje rząd – dla osoby samotnie gospodarującej o 11 proc., dla osoby w rodzinie o 3 proc. Powoduje to skokowy, znaczny wzrost opłat.

Dodatkowo – w przeciwieństwie do 500 plus na dzieci – 500 plus dla niezdolnych do samodzielnej egzystencji z najniższymi rentami wliczane jest do dochodu, od którego zależą świadczenia z pomocy społecznej. Biedni nagle stali się „zamożni” i płacą kilkaset procent więcej. W efekcie gminy obniżają liczbę godzin opieki, podopieczni sami z nich rezygnują, a lukę opiekuńczą wypełniają kobiety.

Obiecane w Polskim Ładzie 12 tysięcy na „elastyczne” wykorzystanie i zapowiedź utworzenia w całym kraju kilkuset żłobków - to patriarchalny kierunek rozwoju polskiego modelu opieki i wsparcia rodziny.

Przejawem skrajnej nieodpowiedzialności jest polityka społeczna, która z jednej strony ogranicza aktywność zawodową kobiet, przerzucając na nie obowiązki opiekuńcze, z drugiej zaś utrzymuje system emerytalny, w którym świadczenie na starość zależy od zgromadzonego ze składek kapitału, odzwierciedlając wszystkie nierówności na rynku pracy.

Samorządy, radźcie sobie. Pieniędzy nie dostaniecie

Zadania społeczne wykonywane przez samorządy, w tym mieszkalnictwo komunalne, wymagają standaryzacji, czytelnych, stałych – a nie grantowych – zasad finansowania. Powinno się to odbywać poprzez dotacje na zadania własne, zwiększenie udziału we wpływach z podatków albo objęcie żłobków i przedszkoli subwencją oświatową.

W przeciwnym wypadku będziemy mieli to, co już mamy: zadania ustawowe w sferze społecznej nie będą realizowane wcale albo będą wykonywane dowolnie - zlecane podmiotom zewnętrznym po niskich kosztach.

Ryzykiem jest tworzenie ustaw pozbawionych rzeczywistej treści normatywnej, stanowiących jedynie proklamację ze strony ustawodawcy. PiS już to robi. Przykłady? Ustawa z 2015 roku o osobach starszych albo z 2019 o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami.

Połowa budżetów dużych miast to wydatki bieżące na cele społeczne, w tym ok. 1/3 na edukację, w mniejszych miejscowościach i gminach stanowią one jeszcze większą część budżetu. W tym kontekście lekceważenie w Polskim Ładzie ubytku podatkowego w dochodach samorządów jest albo bezmyślnością, albo politycznym cynizmem.

Praca się nie opłaca?

Samo zwiększenie kwoty wolnej od podatku i dochodu w pierwszej skali podatkowej zdejmuje nieproporcjonalnie wysokie opodatkowanie niskich dochodów. Jednak niemożność odliczenia składki zdrowotnej powoduje, że – jak wskazują obliczenia firmy doradczej Grant Thorton – zmniejszeniu ulegają wynagrodzenia netto w przedziale od 6000 zł (na rękę 4318) do 8000 zł (na rękę 5700), a tym samym zmniejsza się też dystans pomiędzy tymi wynagrodzeniami a płacą minimalną. Zresztą gdyby tak nie było, w Polskim Ładzie nie proponowano by ulgi kompensującej ten ubytek.

Spłaszczanie wynagrodzeń w tych grupach dochodowych budzić będzie frustrację i poczucie niesprawiedliwości.

Pułapka niskich wynagrodzeń polega także na tym, że uzasadnionemu podnoszeniu płacy minimalnej nie towarzyszy przewidywalny, proporcjonalny system podwyżek wynagrodzeń w zbliżonych grupach decylowych. Brak takiego systemu podwyżek rujnuje system emerytalny oparty na zdefiniowanej składce. Powoduje, że porównywalnej wysokości świadczenia socjalne czynią niskopłatną pracę nieopłacalną.

Wśród powodów zapowiadanego na 7 czerwca 2021 protestu pielęgniarek, przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych podają odstąpienie rządu od obietnicy corocznej podwyżki o 400 zł wynagrodzenia zasadniczego dla tej grupy zawodowej przez 4 lata. Ale to nie wszystko. Powodem protestu jest też zrównanie płac z wynagrodzeniami personelu niemedycznego. Podobnie zaczynają się kształtować relacje płacowe pomiędzy pracownikami pozostałych sektorów sfery publicznej, zwłaszcza w oświacie.

Wobec mglistej zapowiedzi podniesienia minimalnego wynagrodzenia pracowników medycznych, jak ponury żart należy traktować skierowanie do Sejmu tuż po prezentacji Polskiego Ładu ustawy o najniższych wynagrodzeniach pracowników ochrony zdrowia. Dla niektórych grup zawodowych podwyżki wynosić będą kilkanaście złotych. Oczywiście mowa jest o zasadniczych wynagrodzeniach, których zwiększenie często okupione jest morderczym wydłużeniem czasu pracy.

Niektórzy lewicowi publicyści i teoretycy państwa dobrobytu (welfare state) kładą nacisk na dochodową funkcję wynagrodzenia. Ma ona zapewniać godne życie każdemu bez względu na status na rynku pracy. Powstaje jednak wówczas pytanie o motywacyjną funkcję płacy i jej społeczne konsekwencje, a z nimi mamy teraz do czynienia. Z silnie zaznaczonym konfliktem branżowym i zawodowym.

Czy Polski Ład to propozycja lewicowa?

Liczni komentatorzy dopatrują się w polityce społecznej PiS lewicowej proweniencji. Dowodzić tego mają jej główne elementy: znaczne podniesienie płacy minimalnej, wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej dla umów – zleceń, zmniejszenie obciążenia podatkowo – składkowego najniższych dochodów, powszechne świadczenia wspierające rodzinę i emerytów.

Po latach ograniczania wydatków na cele społeczne tak rudymentarne rozwiązania w europejskim welfare state okazują się w Polsce rewolucyjnie postępowe.

Z drugiej strony świadczenia pieniężne - zastępując rozwój usług społecznych - wspierają rynkowy sposób zaspokajania potrzeb związanych ze zdrowiem, opieką, edukacją, pogłębiając obszary wykluczenia. Np. na dobrą szkołę średnią w dużym mieście stać niewielu rodziców z małych miejscowości. A jest ona dzisiaj przepustką na prestiżowe uczelnie i kierunki.

Rząd wspierający emerytów dodatkowymi świadczeniami jednocześnie utrzymuje system emerytalny o najmniejszej skali redystrybucji w Europie i rozwija jego segment kapitałowy. Instytucja dialogu społecznego nie ma istotnego znaczenia jako sposób równoważenia interesów, ustalania warunków pracy i wynagrodzeń.

Główną strategią podwyżek wynagrodzeń pozostaje presja strajkowa. Rząd nakłada kaganiec na podwyżki w sektorze publicznym.

Wyjątkowo zadziwia, jak obszedł się ze świadczeniami dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. W przeciwieństwie do 500 plus na dzieci, 500 plus dla niepełnosprawnych ma charakter selektywny, zależny od dochodu, a rząd od lat - pomimo orzeczenia TK – nie wyrównuje świadczeń dla opiekunów. Wydawałoby się, że w hierarchii celów każdej polityki społecznej powszechność i równość pomocy dla najbardziej zagrożonych wykluczeniem jest priorytetem.

Problem polega jednak na tym, że polityka redystrybucyjna PiS wykracza poza cele polityki społecznej. Inwestuje w grupy społeczne, od których spodziewa się gratyfikacji wyborczej.

Zamożnych rolników wyłącza z obowiązku solidarności podatkowej, zaś niepełnosprawni nie stanowią atrakcyjnej ilościowo grupy wyborców. W uzasadnieniu ideowym odwołuje się do fantazmatu „zwykłego” ludu, kształtując relacje społeczne na konflikcie i wpisując się w tradycje konserwatywnych despotii, które polityką redystrybucyjną legitymizują nie tylko swoją władzę, ale przyzwolenie na budowanie własnej finansowej oligarchii.

Jak to zrobić inaczej niż Zjednoczona Prawica?

Nie tylko lewicową alternatywą dla polityki społecznej PiS-u powinna być inkluzywna polityka społeczna, oparta na nowej umowie społecznej, ponieważ paradoksalnie Zjednoczonej Prawicy zawdzięczamy świadomość negatywnych konsekwencji ignorowania potrzeby sprawiedliwości społecznej.

Powinna ona dotyczyć nie tylko prostego w konstrukcji progresywnego opodatkowania, ale również poziomu i sposobu finansowania wszystkich usług społecznych, ilościowych i jakościowych standardów dostępności, zwłaszcza w sytuacji gdy wykonują je różne podmioty.

Istotne jest także rozszerzenie zakresu obowiązywania układów zbiorowych pracy poprzez obowiązek podjęcia rokowań, a nie fakultatywny w swojej istocie wniosek stron. W sektorze usług publicznych przeniesienie roli pracodawcy na właściwego ministra lub organ wykonawczy samorządu. Pozwoliłoby to skończyć z fikcją, że szef placówki publicznej ma jakikolwiek wpływ na decyzje w sprawie wysokości wynagrodzeń swoich pracowników. „Obowiązkowe” układy zbiorowe to także rzeczywista szansa na likwidację luki płacowej między kobietami a mężczyznami, ponieważ jej najistotniejszą przyczyną jest segmentacja rynku pracy ze względu na płeć.

Jolanta Banach - była wiceministrą gospodarki w rządzie Leszka Millera, a także pełnomocniczką rządu do spraw rodziny i kobiet w latach 1995-1997 oraz pełnomocniczką rządu do spraw osób niepełnosprawnych. Wraz z Markiem Borowskim zakładała Socjaldemokrację Polską. W 2016 roku założyła stowarzyszenie „Lepszy Gdańsk”. W 2019 roku bez powodzenia kandydowała do Sejmu z list Lewicy.

;

Komentarze