0:000:00

0:00

"Raport z granicy" wystartował w TVP 30 września 2021 z wielką pompą. "Odsłania kulisy hybrydowego ataku na Polskę i pokazujący działania polskich służb, które bronią wschodniej granicy Unii Europejskiej. Program w 4 wersjach językowych: polskiej, angielskiej, arabskiej i rosyjskiej" - ekscytował się w dniu premiery szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski.

Audycja najwyraźniej była pomyślana jako polska ofensywna broń informacyjna w wojnie hybrydowej. Pracownicy TVP mieli być w tym projekcie niczym oddział komandosów, który ląduje na tyłach wroga i tam prowadzi akcję dywersyjną - po arabsku przekonuje potencjalnych imigrantów, że do Polski nie ma co się wybierać, a zwykłym Białorusinom i Rosjanom pokazuje po rosyjsku prawdę o knowaniach ich władców.

Wszystko w atrakcyjnym wizualnie anturażu, z wirtualnym słupem granicznym i samochodem terenowym z błyskającymi na niebiesko animowanymi światłami.

Raport z Granicy - studio telewizyjne TVP Info

Pomysł można uznać za ciekawy, choć nie wiadomo do końca, dlaczego takimi działaniami miałby się zajmować akurat publiczny nadawca. No i dlaczego w takim razie program jest emitowany również dla polskich widzów. Jednak tak czy inaczej projekt okazał się klapą: "Raport z granicy" to mozolna, nieporadna politgramota, z całą pewnością zupełnie niezrozumiała dla zagranicznego widza. Nota bene dla polskiego także.

No, może wyjąwszy z tego zbioru szefa resortu obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, bo "Raport..." wygląda, jak audycja robiona przez służby o służbach dla służb.

Raport z granicy. Miała być wunderwaffe, wyszedł paździerz

"Raport z granicy" jest pokazywany codziennie dwa razy: o godz. 19:20 i 21:20. Dlaczego aż dwa, musi pozostać tajemnicą TVP, ponieważ treść obu odcinków z tego samego dnia w programach emitowanych w listopadzie pokrywa się niemal całkowicie. Ich struktura również za każdym razem jest niemal identyczna - przypomina połączenie raportu z epidemii koronawirusa z audycją poświęconą perypetiom konkretnej grupy zawodowej w rodzaju "Rolniczego kwadransa".

Najpierw padają więc dane na wzór codziennych aktualizacji o liczbie zakażeń:

1 listopada, wydanie z godz. 19:20. "Dobry wieczór państwu, Marta Piasecka, witam i zapraszam na »Raport z granicy«. 470 prób nielegalnego przekroczenia granicy między Polską a Białorusią odnotowała tylko w niedzielę Straż Graniczna. W ciągu ostatnich 3 miesięcy odnotowano łącznie ponad 28,5 tys. takich prób".

1 listopada, wydanie z godz. 21:20. "Witam ponownie, Marta Piasecka, zapraszam na »Raport z granicy«. 470 prób nielegalnego przekroczenia granicy między Polską a Białorusią odnotowała tylko w niedzielę Straż Graniczna. W ciągu ostatnich 3 miesięcy odnotowano łącznie ponad 28,5 tys. takich prób".

2 listopada, wydanie z godz. 19:20. "Łukasz Sobolewski, kłaniam się i zapraszam na »Raport z granicy«. A zaczynamy od sytuacji na naszej wschodniej granicy. Kolejne 684 próby jej nielegalnego przekroczenia odnotowała Straż Graniczna. Zatrzymano 18 osób, w tym dwie za pomocnictwo".

2 listopada, wydanie z godz. 19:20. "Łukasz Sobolewski, kłaniam się, dobry wieczór, czas na »Raport z granicy«. A zaczynamy od sytuacji na naszej wschodniej granicy. Kolejne 684 próby jej nielegalnego przekroczenia odnotowała Straż Graniczna. Zatrzymano 18 osób, w tym dwie za pomocnictwo".

I tak w kółko, codziennie, niczym w upiornej polskiej wersji filmu "Dzień Świstaka".

Później za każdym razem następuje szereg migawek z życia, działań, perypetii policji, Straży Granicznej, wojska i Wojsk Obrony Terytorialnej. Każdego dnia niemal identycznych. Żołnierze paradują z karabinami, żołnierze słuchają przełożonego, żołnierze robią w prawo zwrot i gdzieś maszerują, żołnierze biegną do samochodu, żołnierze jeżdżą na koniach, a konie brodzą w Bugu. Zwłaszcza ten ostatni motyw z jakichś powodów szczególnie upodobali sobie twórcy programu - o "konnych patrolach Wojsk Obrony Terytorialnej" 1 i 2 listopada widzowie usłyszeli łącznie czterokrotnie.

Następnie mamy łączenia z reporterami przy strefie przygraniczej, którzy odpowiadają to samo, co prowadzący, dodając tylko szczegóły z kolejnych zatrzymań i od czasu do czasu przeprowadzając sondy uliczne, podczas których pada fundamentalne pytanie: "czy czujecie się bezpiecznie?", a kolejni pytani, odpowiadają, że owszem, tak właśnie się czują.

W zależności od dnia mamy jeszcze gadające głowy z rządu (szef MON Mariusz Błaszczak, szef MSWiA Mariusz Kamiński, rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych Stanisław Żaryn), a puentą jest rozmowa z jakimś mundurowym, zawsze wedle tego samego schematu - prowadzący wskazują, że dana służba wykonuje bardzo trudną i odpowiedzialną pracę, a jej przedstawiciele zgadzają się z tą opinią.

Raport z granicy. Imigranci jako bezkształtna masa

Najdoskonalszą metaforą przekazu "Raport z granicy" jest wymiana zdań z programu wyemitowanego 3 listopada:

Prowadzący Łukasz Sobolewski: "Z jakimi prowokacjami spotykają się żołnierze ze strony białoruskiej?".

Płk. Rafał Miernik: "Myślę, że moja odpowiedź nie będzie odbiegała od tego, co podają państwo".

To metafora doskonała, bo dokładnie wedle tego schematu przygotowywane są "Raporty": najpierw prowadzący odczytują oficjalne przekazy władz i służb, a następnie pytają o treść tych przekazów przedstawicieli władzy i służb.

O imigrantach na pograniczu białorusko-polskim dowiadujemy się z "Raportu z granicy" niewiele poza stereotypami i obrazami suflowanymi przez propagandę: nie są pokazywani jako pojedynczy ludzie z własnymi historiami, tylko jako wraża masa, a urywki z ich zatrzymań po polskiej stronie kojarzą się z filmami policji dokumentującymi aresztowania członków grup przestępczych.

Imigranci to "fala", która chce "dokonać wtargnięcia na terytorium Polski". Ponieważ jednak nie mogą się przedostać na polską stronę, podjudzani przez białoruskie służby stają się coraz bardziej agresywni i w bezsilności atakują polskich pograniczników. A jeśli już uda się im się przedrzeć, są natychmiast chwytani przez służby.

Rodzi się z tego typowa dla przekazu rządowego sprzeczność: chociaż jest coraz lepiej (pilnie strzeżemy granicy, zatrzymujemy imigrantów, jesteśmy silni, zwarci i gotowi), to jest coraz gorzej (presja imigracyjna się zwiększa, liczby zatrzymanych wzrastają, Białorusini stosują kolejne prowokacje, imigranci atakują "naszych chłopców").

A z tej sprzeczności łatwo tkać atmosferę nieustannego zagrożenia.

W "Raporcie" pojawiają się również doniesienia Marcina Tulickiego, przedstawiciela TVP w Irbilu w irackim Kurdystanie. W nieco mętnych i bliźniaczych w treści korespondencjach Tulicki przekonuje widzów, że są dwie grupy imigrantów:

  • prawdziwi uchodźcy, którzy mieszkają w obozie w Irbilu
  • oraz łże-uchodźcy, a tak naprawdę bogacze, których stać na zapłacenie przemytnikom kilkunastu tysięcy dolarów, by przedrzeć się do zachodniej Europy.

Tulicki niestety nie wyjaśnia, w jaki sposób status majątkowy wpływa na bycie lub nie ofiarą działań wojennych, albo dlaczego ludzie, którym wiedzie się tak dobrze, ryzykują za duże pieniądze podróż szlakiem przemytniczym. Przekaz ma być prosty: prawdziwi potrzebujący są w obozach w Iraku, a przez polskie lasy przedzierają się zaś podejrzane indywidua.

Czego nie zobaczycie w "Raporcie z granicy"

W "Raporcie z granicy" nie dowiemy się niczego o rodzinach z dziećmi wypychanych przez polskich pograniczników do lasu. Nic o tym, jak wygląda naprawdę szlak przemytniczy z Turcji przez Białoruś do Polski. Ani słowa nie usłyszymy o ofiarach śmiertelnych. Nic o przerażonych ludziach pragnących lepszego życia. Niczego o ich historiach i motywacjach. Pracownicy TVP milczą również o pracy setek wolontariuszy pomagającym imigrantom oraz uchodźcom i niejednokrotnie chroniących ich przed utratą życia. Nic o "Medykach na granicy".

O tym wszystkim na szczęście piszą niezależne media, również OKO.press:

Przeczytaj także:

Wszystkie nasze teksty na ten temat możecie Państwo przeczytać, klikając tutaj.

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze