0:000:00

0:00

"Normalne państwo to państwo, które szanuje wartości Polaków. Nie przyjmuje skrajności, utopijnych ideologii ani rewolucji światopoglądowych. Ani szowinizmu. Idziemy z duchem czasu, ale idziemy przede wszystkim z duchem Polski! Nasz program jest oparty na kulturze budującej tożsamość narodową, na rodzinie i małżeństwie podlegających szczególnej ochronie"

- zaczął Mateusz Morawiecki jeden z wątków swego nauczania o rodzinie, która jak się okazało po chwili, ma wielu nieprzejednanych wrogów.

"Rodzina jest i musi pozostać fundamentem społeczeństwa. Wiem, że dziś rodzina jest traktowana przez niektórych jak przeżytek.

Im głośniej się mówi o nowych modelach rodziny, tym bardziej pewne, że chodzi o mniejszościowe eksperymenty i mniejszościowe eksperymentalne rozwiązania. Nie zgadzamy się, by wyjątki określały, co jest normą.

Wierzymy, że przyszłość naszych dzieci powinna być budowana na stabilnym fundamencie rodziny. Kiedy człowiek przychodzi na świat, rodzina staje się jego pierwszym bastionem. Ale rodzina to nie tylko bastion każdego Polaka. Rodzina – jak mówił prymas Wyszyński – to bastion całej Polski”.

Politycy prawicy specjalizują się w tworzeniu sztucznej alternatywy, w której do wyboru mamy albo zachowanie stanu obecnego, w którym depczemy prawa mniejszości, albo jakiś rodzaj dystopii, w której większości nagle nie pozwala się żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Mówiąc prościej: wprowadzenie małżeństw jednopłciowych miałoby w jakiś sposób odbierać prawa małżeństwom osób o odmiennej płci.

Warto zwrócić uwagę, że akurat w tej części wypowiedzi głównym zarzutem Morawieckiego wobec rodzin, które nie odpowiadają tradycyjnemu modelowi jest to, że "są mniejszościowe", nie są normą. Z tego samego powodu można zakazywać dzieciom pisania lewą ręką, bo normą jest praworęczność.

Ale kogo właściwie ma na myśli Morawiecki, gdy mówi o "normalnej rodzinie" przeciwstawionej "mniejszościowym eksperymentalnym rozwiązaniom"? We wrześniu definicję taką podał Jarosław Kaczyński:

„Rodzinę widzimy tak jak tutaj, jedna kobieta, jeden mężczyzna w stałym związku i ich dzieci. To jest rodzina!”.

Kilka dni później prezes PiS tłumaczył, że ma szacunek do rodziców, którzy z różnych powodów zmuszeni są do wychowywania dzieci samotnie. Ale definicji rodziny nie zmienił. Jak wyliczaliśmy w OKO.press - rodzin w Polsce, które spełniają wymogi Kaczyńskiego, czyli są trwałymi małżeństwami z co najmniej dwójką dzieci na utrzymaniu, jest najprawdopodobniej mniej niż 2 mln.

Przeczytaj także:

Jak słusznie zauważył Morawiecki, czasy się zmieniają. Zmienia się również to, co uważamy za standard. Według roczników statystycznych GUS-u jeszcze w 1980 roku zaledwie 4,8 proc. urodzeń było urodzeniami pozamałżeńskimi, w roku 2018 odsetek ten skoczył do 26 proc. Tak działa "duch czasu", na dobre i na złe, jakby Morawiecki nie wzywał "ducha Polski", wzywa nadaremno.

Pozytywnym trendem jest spadek liczby nastoletnich matek z 8 proc. w 1990 roku do niespełna 3 proc. w 2018, jak również mniejsza presja na to, by takie ciąże kończyły się małżeństwem: w 1990 roku 80 proc. w 2018 tylko 13 proc.

Prawica może też bronić art. 18 Konstytucji jak niepodległości, interpretując go - fałszywie - jako wyłączność dla małżeństw heteroseksualnych, ale nie sprawi, że z zniknie nagle kilkadziesiąt tysięcy tak zwanych tęczowych rodzin (zobacz wyrok sądu a także wypowiedź prof. Ewy Łętowskiej)

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.

Rodzina jest pojęciem, które ewoluuje. Dlatego państwo, które chce zrobić z niej bastion powinno się skupić na tym, kto i z kim ją chce tworzyć, ale na tym, by spełniała swoje funkcje. To jest: dawała poczucie stabilności, bezpieczeństwa, zapewniała opiekę.

Spisek przeciwko rodzinie

Morawiecki brnął jednak w opowieść o zepsutej Europie, która niszczy rodziny:

"Na Zachodzie sporo się mówi o niewidocznej pracy kobiet. Praca w gospodarstwie domowym, to często więcej niż jeden etat. Na Zachodzie pojawiają się więc takie pomysły, że skoro kobiety tak ciężko pracują dla rodzin, to pewnie rodzina jest temu winna i trzeba ją rozmontować".

OKO.press nie zna żadnego zachodniego kraju, który prowadziłby taką politykę. Kraje, które skuteczniej radzą sobie z problemem niewidzialnej pracy kobiet, robią to przy pomocy rozwiązań promujących partnerski model w związkach. Wprowadza się na przykład dzielone urlopy dla matek i ojców, które nie przechodzą na drugiego rodzica, gdy jedno z nich rezygnuje.

Normalna, chrześcijańska, tradycyjna polska rodzina ma jednak inne recepty na to, jak się "nie rozmontować":

"My zamiast tego wzmacniamy rodzinę i doceniamy pracę kobiet. Jako pierwsi podjęliśmy program konkretnych transferów społecznych, jako pierwsi odpowiedzieliśmy na problem nieopłacanej pracy kobiet, które wychowały co najmniej czwórkę dzieci. W Polsce różnica płac za tę samą pracę kobiet i mężczyzn jest niższa niż w krajach europejskich".

Tu z kolei Morawiecki dość jednoznacznie sugeruje, że Polska jest europejską pionierką polityki rodzinnej jako takiej. Jest to oczywiście wierutna bzdura, bo nawet "nasze" 500 plus wzorowane jest na niemieckim świadczeniu Kindergeld wynoszącym 180 euro miesięcznie.

Wreszcie kosmicznym pomysłem jest przedstawienie transferów socjalnych jako rekompensaty za tzw. niewidzialną pracę kobiet. W narracji PiS 500 plus było już programem mającym likwidować ubóstwo wśród dzieci, podnosić dzietność, stanowić ogólnie pojętą inwestycję w rodzinę. Wątpliwe jest, czy emerytura dla matki, która wychowała czwórkę dzieci również mogłaby się kwalifikować jako tego rodzaju rekompensata. Czy w takim razie kobieta, która ma jedno, dwoje, troje dzieci niewidzialnej pracy nie wykonuje?

Warto tu podkreślić jeszcze raz, że

sens całej wypowiedzi Morawieckiego sprowadza się do tego, że w Europie systemowo i z ideologicznych powodów niszczy się rodziny, a w Polsce je wspiera finansowo.

Tymczasem, jeśli gdzieś hula idea demontażu rodziny, to najprędzej w Polsce, która pomimo jednego z niższych odsetków rozwodów i związków nieformalnych, konserwatywnego prawa aborcyjnego i małżeńskiego, ma na tle innych krajów UE dramatycznie niski przyrost naturalny.

Ale te rażące sprzeczności nie wzbudzają w Mateuszu Morawieckim poznawczego dysonansu. Przeciwnie, premier wojowniczo kończy tę część kazania o rodzinie słowami:

"Nie ma naszej zgody na eksperymenty społeczne i rewolucje ideologiczne. Stawką jest przyszłość naszych dzieci. I przyszłość ta powinna spoczywać w rękach rodziców, bo to jest normalność!"

Co naprawdę zagraża dzieciom? Cyrankiewicz zmieszany z Kaczyńskim

"Dzieci są nietykalne. Kto podniesie na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę"

-po tym zdaniu rozległy się najdłuższe i najbardziej donośne oklaski podczas całego przemówienia. To oczywiście z jednej strony trawestacja słynnych słów Józefa Cyrankiewicza, który zapowiadał obcięcie ręki każdemu, kto podniesie ją na władzę ludową, z drugiej zaś - nawiązanie słów Kaczyńskiego: "Wara od naszych dzieci".

I znowu - więcej mówi o prawicowych i narodowo-katolickich obsesjach, niż o rzeczywistych potrzebach realnych ludzi. Słusznie uściśla Morawiecki, że chodzi mu o rękę ideologiczną, a nie tę cielesną, która jest narzędziem sprawców przemocy domowej. W tej kwestii rząd Prawa i Sprawiedliwości nie może się pochwalić zasługami. Przeciwnie, gdy psychiatria dziecięca jest w zapaści, Ministerstwo nie przyznaje dotacji Telefonowi Zaufania prowadzonemu od 11 lat przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. By telefon przetrwał potrzebna była zbiórka publiczna.

Pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, za które finansowane powinny być m.in. organizacje pomagające ofiarom przemocy domowej, rząd lekką ręką wydaje na konferencje o polonofobii, kampanie wyborcze PiS, promocję małżeństwa (jako najskuteczniejszej ochronie przed przemocą) i portale Tadeusza Rydzyka o szatanie i sektach. OKO.press od miesięcy opisuje przypadki tych nadużyć.

PiS obiecuje "wypalać pedofilię gorącym żelazem", ale działania te sprowadzają się do rozmywania odpowiedzialności Kościoła i sugestii, że prawdziwy problem dotyczy środowiska murarzy i artystów. Efektem tego jest z założenia nieefektywny i niepraworządny projekt powołania "Komisji do badania wszystkich przypadków pedofilii", która ma działać jak para-sąd.

Ale Mateusz Morawiecki zagrożenie widzi gdzie indziej. Dokładnie tam, gdzie widzi je Marek Jędraszewski, Stanisław Gądecki, Robert Bąkiewicz i Grzegorz Braun:

"Kto chce dzieci zatruć ideologią, odgrodzić od rodziców, rozbić więzi rodzinne, kto chce bez zaproszenia wejść do szkół i pisać ideologiczne podręczniki, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy, ten chce wywołać w Polsce wojnę kulturową. Nie będzie tej wojny, nie dopuszczę do niej. A jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy. Wygra ją rodzina, bo rodzina to wartość arcypolska" - kończy swoje nauczanie o Mateusz Morawiecki, przedstawiciel rządu i partii, która od miesięcy prowadzi kampanię zaszczuwania mniejszości seksualnych, nazywając to obroną rodziny.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze