0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja jest dziełem Igi Kucharskiej / OKO.pressIlustracja jest dzie...

Czy sportowcy startujący w Igrzyskach Olimpijskich – na przykład tych obecnych w Paryżu – stosują doping? W zasadzie tak, ale nie wszyscy. I nie ten, który przychodzi nam na myśl.

O to, żeby sportowcy nie startowali po przyjęciu zakazanych środków, dba Światowa Agencja Antydopingowa (World Anti-Doping Agency, w skrócie WADA). Powołana została bardzo późno, dopiero w 1999 roku. Jest fundacją utworzoną przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski (ale od 2001 roku siedzibę ma w Kanadzie). Jej zadaniem jest koordynacja i monitorowanie walki z zażywaniem niedozwolonych substancji farmakologicznych i procedur medycznych w sporcie.

Agencja pracuje na rzecz ponad 650 federacji sportowych (głównie w zakresie badań nad procedurami testów antydopingowych) oraz MKOL-u. Publikuje również listę zakazanych substancji i metod, których stosowanie jest zabronione we współzawodnictwie sportowym. To „Lista substancji i metod zabronionych”, czyli Kodeks Antydopingowy.

Przeczytaj także:

Sport, ONZ i Rada Europy

Dlaczego WADA powstała tak późno, to osobna historia. Powołanie agencji wzbudzało liczne kontrowersje i opór niektórych środowisk. Głównym argumentem było to, że agencja jest fundacją prywatną i podmiotem prawa szwajcarskiego. Obawiano się, że w sumie prywatna organizacja zacznie wymuszać na rządach rozwiązania legislacyjne.

Dość ważne okazało się uznanie kompetencji WADA przez Komitet Ministrów Rady Europy w 2002 roku. W marcu następnego roku w Kopenhadze na Światowej Konferencji Antydopingowej przyjęto Światowy Kodeks Antydopingowy.

Przyjęcie kodeksu przez komitety olimpijskie państw było warunkiem dopuszczenia ich do igrzysk olimpijskich w Atenach w 2004. Dopiero wtedy po raz pierwszy w historii ujednolicono politykę antydopingową wszystkich krajów we wszystkich dziedzinach sportowych. Przedtem każdy kraj i każda federacja stosowały różne przepisy.

Międzynarodowa Konwencja przeciwko Dopingowi w Sporcie została uchwalona w 2005 roku przez UNESCO (które jest agendą ONZ) i ratyfikowana w 2007 przez pierwszych trzydzieści krajów. Dziś jej sygnatariuszami jest już 187 krajów ONZ (oraz Palestyna i Wyspy Cooka).

Sterydy i diuretyki

W praktyce wygląda to tak, że sportowcy muszą czasem oddać do badań próbkę moczu. Wysyłany jest do analizy pod kątem substancji zakazanych przez Kodeks Antydopingowy. I jeśli ślady takiego związku zostaną znalezione – sportowiec zostaje zdyskwalifikowany.

W organizmach sportowców najczęściej znajduje się ślady sterydów anabolicznych (związków, które zwiększają masę mięśniową i wydolność). Stanowią 42 procent pozytywnych wyników testów (według raportu WADA za rok 2022, PDF).

Kolejną często wykrywaną klasą środków są diuretyki, czyli po prostu środki moczopędne (16 procent). Po pierwsze zmniejszają ilość wody w organizmie, więc i masę ciała. Po drugie, cóż, stosuje się je też, by „wypłukać” inne zakazane związki chemiczne.

Poza tym u sportowców znajdowane są ślady stymulantów (15 proc. prób dodatnich), hormony i inne substancje wpływające na metabolizm (15 proc.), oraz kanabinoidy (5 procent).

Czy są znajdowane często? Rzadziej niż w jednym procencie testów, twierdzi WADA.

Paszport, czyli koniec z transfuzjami

Sportowcy mają też „paszport biologiczny”, czyli elektroniczny rejestr wyników badań krwi i moczu. Jeśli coś się nagle zmienia w parametrach biochemicznych, może to zwrócić czujną uwagę inspektorów. Parametry bowiem u każdego mieszczą się w pewnych granicach. Jeśli je przekraczają, oprogramowanie pozwala ocenić, czy zmiana jest wynikiem błędu w teście, choroby, czy dopingu.

Paszport okazał się wyjątkowo skuteczny w ukróceniu dopingu przez przetaczanie krwi – lub wstrzykiwanie samych erytrocytów, czyli czerwonych krwinek (ponieważ przenoszą tlen, im ich więcej, tym bardziej ułatwia to wysiłek). Jeśli przybywa ich przed zawodami – robi się to mocno podejrzane.

Poza tym pobrane próbki przechowywane są przez dziesięć lat, więc w spornych przypadkach można po nie sięgnąć. Spać spokojnie może tylko ten, kto nic nie bierze.

Wyścig zbrojeń (niekonwencjonalnych)

Trwa jednak bezustanny wyścig zbrojeń między grającymi nieczysto sportowcami i ich trenerami a Agencją. W laboratoriach bezustannie powstają przecież nowe związki chemiczne, odkrywane są też nowe i nieznane dotychczas efekty znanych od dawna substancji.

Tu WADA trzyma rękę na pulsie. Ma wydziały śledzące nowe „trendy”, zbiera też informacje od firm farmaceutycznych. Nie zawsze chodzi jednak o nowe związki. Czasem o niekonwencjonalne wykorzystanie dobrze znanych.

Dobrym przykładem jest tlenek węgla. To co prawda silnie toksyczny gaz, ale w bardzo niewielkich dawkach był stosowany przez kolarzy na tegorocznym wyścigu Tour de France. Pozwala zaadaptować organizm do wysiłku na wysokościach, zwiększając liczbę czerwonych krwinek, które przenoszą tlen.

Jest to metoda stara, bo stosowana w kolarstwie od mniej więcej dwóch dekad. Czy zostanie uznana za niedozwoloną – zobaczymy. Na razie WADA machnęła ręką, bo nie ma jednoznacznych dowodów na to, że tlenek węgla naprawdę pomaga…

Technologia w służbie dopingu, czyli 93 nowe rekordy świata

Można zakładać, że olimpijczycy w Paryżu nie stosują dopingu farmakologicznego (choć statystycznie co setna próbka przyniesie wynik dodatni). Niemniej jest inny rodzaj dopingu, o którym rzadko się dyskutuje.

Proszę przypomnieć sobie olimpijskie baseny sprzed dekady. Pływacy, którzy długo występowali po prostu w kąpielówkach, zaczęli startować w coraz dłuższych spodenkach. Potem takich, które zakrywały także tors. A na koniec w strojach, które miały także rękawy, czyli zakrywały całe ciało.

Zarówno materiał, jak i krój tego stroju, miały zmniejszać opór wody. Czy rzeczywiście? Cóż, 94 procent złotych medalistów w pływaniu na olimpiadzie w Pekinie w 2008 roku zdobyło złoto, startując właśnie w takim stroju. W tym wszyscy spośród 23, którzy ustanowili nowy rekord świata. W 2009 roku ta ostatnia liczba – zawodników, którzy ustanowili nowy rekord świata pływając w takim stroju – wzrosła do 93.

Badania wskazywały, że za ten efekt nie odpowiada wcale specjalna tkanina (którą wzorowano podobno na skórze rekina). Taki sam lub niewiele słabszy efekt miałby każdy materiał, który pokrywałby ciało od kostek po nadgarstki.

Pojawiły się głosy, że strój – ze „skóry rekina”, czy jakikolwiek inny – jest formą dopingu technologicznego. World Aquatics (dawniej Światowa Federacja Pływacka), w 2012 roku zakazała pływakom występowania w strojach zakrywających całe ciało. Dziś mogą sięgać od bioder do kolana.

Maraton poniżej dwóch godzin, czyli buty

12 października 2019 Eliud Kipchoge ustanowił nieoficjalny rekord świata, przebiegając w Wiedniu dystans maratonu w godzinę 59 minut i 40 sekund. Jako pierwszy człowiek pokonał maraton w czasie krótszym niż dwie godziny.

Biegł w butach stworzonych specjalnie dla niego przez firmę Nike. Nie minęło wiele czasu, a ten sam model butów zaczęli zakładać inni biegacze. I również bili rekordy świata.

Buty dla biegaczy muszą spełnić kilka warunków: mieć lekką i sprężystą warstwę podeszwy (która oddaje energię ciału), sztywną wkładkę (od której energia będzie się „odbijała”), lekko zakrzywiony kształt podeszwy, by dodać biegaczowi pędu.

Wszystko to zastosowano w modelach butów Alphafly i Vaporfly. Jak zbadano, pozwalają zaoszczędzić biegaczom około 4 procent energii. (Nieco trudniej jest ustalić, ile energii „dodają” szybkobiegaczom kolce, ale ocenia się, że jest to około 1,5 procent).

40 milimetrów za 375 dolarów

World Athletics (dawniej Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych) przed poprzednimi igrzyskami w 2020 roku zmieniła przepisy.

W zależności od dyscypliny buty mogą mieć od 20 do 40 mm grubości podeszwy pod piętą, nie mogą zawierać więcej niż jednej sztywnej wkładki i – co najważniejsze – muszą być dostępne na rynku co najmniej przez trzy miesiące przed startem sportowca w danej imprezie.

Zbiegiem okoliczności model Vaporfly miał akurat 40 mm grubości podeszwy. Alphafly szybko „odchudzono” (pierwotnie miały nieco wyższy „obcas”). To sprawiło, że biegacze zaczęli używać właśnie tych modeli obuwia. Inni przegrywali.

Dodajmy, że nie są to modele tanie. Pierwsze kosztują powyżej 250 dolarów za parę, drugie około 375 dolarów. By trzymały parametry, eksperci doradzają ich wymianę po około 450 kilometrach. Dla biegacza to raptem kilka treningów.

Oznacza to, że nie każdy sportowiec może sobie pozwolić na zakup pary jednego z tych modeli butów, a zwłaszcza na ich rekomendowane częste zmiany. No, chyba że jego sponsorem jest akurat producent tych właśnie modeli.

Dodajmy może istotny szczegół: Nike od 1978 roku jest sponsorem przewodniczącego World Athletics, Sebastiana Coe.

Różne dyscypliny bronią się różnie

Jest wiele dyscyplin, w których są regulacje zapobiegające takiemu technologicznemu dopingowi. W kolarstwie prócz mnóstwa wymogów odnośnie roweru (z długością siodełka włącznie), regulowana jest nawet długość skarpetek, bo zmniejszają opór powietrza.

Czy buty to doping? Jeśli doping rozumieć jako zwiększenie możliwości organizmu, to jak najbardziej. Odpowiednia podeszwa w bucie daje maratończykowi mniej więcej to samo, co sterydy dałyby wioślarzowi – lepszą wydolność organizmu.

Dlaczego zatem sprężysta pianka w butach nie budzi naszego oburzenia (a przynajmniej nie takie, jak budzą sterydy)? Może dlatego, że modyfikacja ciał za pomocą technologii liczy setki lat i zdążyliśmy się z nią oswoić. Buty, protezy kończyn, okulary, to przecież technologiczny doping na co dzień.

Sport to pieniądze

Trudno oprzeć się wrażeniu, że technologiczny doping odkrywa mało atrakcyjną stronę sportu. Chodzi przecież o to, żeby wygrał najlepszy: najsilniejszy, najszybszy albo najbardziej zwinny.

Chodzi jednak także o to, kto ma kilka tysięcy dolarów. 375 dolarów na buty to dużo? Średnia cena roweru, na którym startował zawodnik tegorocznego Tour de France (jak obliczył Dan Chabanov w Biking.com) wyniosła niemal 12,5 tysiąca dolarów, prawie 50 tysięcy złotych. (oczywiście startowano i na droższych).

Uprawianie sportu kosztuje, co od dawna ogranicza szanse zawodników. Większe szanse ma ten, którego stać na lepszy sprzęt, dostęp do lepszej infrastruktury i lepszych trenerów.

A technologia? Jak to technologia, po prostu nierówności pogłębia.

Czy to prawda?

Doping w sporcie to stosowanie substancji zwiększających wydolność organizmu. I tego pilnuje Światowa Agencja Antydopingowa

Sprawdziliśmy

Istnieje jeszcze nowy rodzaj dopingu - doping technologiczny. To mogą być na przykład specjalnie zaprojektowane buty do biegania, czy specjalny materiał, z którego są szyte kostiumy do pływania.

Doping przypadkiem

Tuż przed ogłoszeniem składu reprezentacji na Igrzyska w Paryżu przyszła wiadomość o dodatnim teście dopingowym Doroty Borowskiej, kanadyjkarki. Jej nazwisko tuż przed uroczystym ślubowaniem olimpijskim wykreślono z listy reprezentantów.

Próbkę pobrała od zawodniczki ITA (International Testing Agency) odpowiedzialna za pobieranie próbek dla Międzynarodowej Federacji Kajakowej (ICF) podczas zgrupowania we Włoszech pod koniec czerwca. Wykryto w niej zakazany steryd, kostebol. Teraz Borowskiej grozi dyskwalifikacja na cztery lata.

Polka twierdzi, że jest niewinna, a wszystko przez psa o wdzięcznym imieniu Tadeusz. Wzięła go na zgrupowanie we Włoszech, a podczas spaceru w lesie, pokaleczył łapy. Tamtejszy weterynarz opatrzył rany i przepisał maść. W maści zaś znajdował się klostebol. Musiał przeniknąć do organizmu Borowskiej przez skórę, gdy smarowała psu łapy.

Jeśli pomyśleli Państwo „co za kuriozalne tłumaczenie”, to spieszę wyjaśnić, że to jak najbardziej możliwe. Sterydy dobrze wchłaniają się przez skórę. W literaturze naukowej znany jest fakt przypadkowej ekspozycji sportowców na sterydy przez dotykanie bliskich osób – lub zwierząt.

Klostebol, czyli włoska historia

W latach 2019-2023 ślady zakazanego klostebolu wykryto w organizmach aż 38 włoskich sportowców, opisuje Edmund Willison. Dlaczego włoskich? Otóż we Włoszech klostebol jest łatwo dostępny w maści pod nazwą handlową Trofodermin.

W 2020 roku w „Drug Testing and Analytics” opisano eksperyment, w którym wykryto ślady klostebolu u badanych, którzy smarowali maścią z tym środkiem inną osobę. Jest tylko jeden szkopuł z tłumaczeniem „smarowałem bolące stawy dziadkowi”.

Zgodnie z włoskim prawem leki zawierające substancje zakazane przez WADA muszą na opakowaniu mieć ostrzeżenie, że zawierają środek dopingujący. Jest to po prostu słowo „DOPING” umieszczone w czerwonym, przekreślonym okręgu.

Czy łatwo je przeoczyć? Trudno powiedzieć. Choć na tekturowym pudełku widnieje z boku opakowania, na tubce już trudno go nie zauważyć. Orzeczenia trybunałów arbitrażowych są różne.

Norweska łyżwiarka figurowa Theresa Yohaug twierdziła, że zastosowała trofodermin na poparzoną słońcem skórę podczas treningu we Włoszech i nie widziała ostrzeżenia. Trybunał Arbitrażowy jej uwierzył i pozwolił startować w zimowych igrzyskach w Pekinie w 2022, gdzie zdobyła trzy złote medale. Na tych samych Igrzyskach klostebol wykryto u hiszpańskiej łyżwiarki Laury Barquero, którą zdyskwalifikowano na rok.

Niestety testy antydopingowe nie są w stanie wykryć, jak dana substancja dostała się do organizmu. Choć kto wie, może i na to z czasem znajdzie się jakiś sposób?

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze