0:000:00

0:00

Z perspektywy przełomowych szczytów w Paryżu (2015) i Katowicach (2018) – by wymienić tylko te z ostatnich paru lat – rozpoczynające się dzisiaj, 2 grudnia 2019, spotkanie w Madrycie może wydawać się jednym z „łatwiejszych” COP-ów. Tematów do sporów jednak nie zabraknie.

COP to skrót od angielskiego „conference of the parties”, czyli „konferencja stron”. Chodzi o strony Ramowej Konwencji ONZ ds. Spraw Klimatu (ang. United Nations Framework Convention on Climate Change, UNFCCC), czyli porozumienia, w ramach którego (zbyt) powoli wykuwają się globalne zasady powstrzymania przyspieszającego kryzysu klimatycznego.

Przeczytaj także:

Czym jest ów kryzys? To wzrost średniej temperatury Ziemi spowodowany przez nadmierną emisję gazów cieplarnianych - głównie dwutlenku węgla – do atmosfery. Rosnąca koncentracja CO2 działa na naszą planetę jak termoizolacja na dom. Skutek? Jesteśmy na „dobrej” drodze do podniesienia globalnej temperatury o ok. 4°C pod koniec tego stulecia. Za stosunkowo bezpieczny poziom nauka o klimacie uważa 1,5°C.

Powolni politycy

Kolejne COP-y od 25 lat starają się więc wypracować wiążące wszystkich zasady ograniczenia zabójczych emisji CO2. W interesie nas wszystkich. Proces jest jednak bardzo powolny: uczestniczy blisko 200 państw, od historycznie odpowiedzialnych za większość emisji krajów bogatej północy po najbardziej cierpiące dziś na skutek tych samych emisji państwa wyspiarskie Pacyfiku.

Ponieważ ocieplający się klimat powoduje wzrost poziomu oceanów, te kraje wyspiarskie po prostu powoli toną. Reszcie świata grożą „tylko” brak wody, szalejące huragany, ekstremalne deszcze, upały i pożary.

„Cóż, bądźmy szczerzy: od 1996, kiedy koncentracja CO2 wynosiła około 370 ppm [części na milion], jesteśmy dziś w momencie, w którym przekracza 410 ppm, więc patrząc z tego punktu widzenia, nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, by zatrzymać wzrost emisji. Połowa skumulowanych emisji wydarzyła się zaledwie od 1998 roku” - mówi OKO Press Paul Watkinson, przewodniczący Pomocniczego Organu ds. Doradztwa Naukowego i Technicznego (SBSTA), jednego z ciał szczytu klimatycznego oferującego stronom UNFCCC merytoryczną pomoc w czasie negocjacji.

„Ale byłoby zbyt dużym uproszczeniem, gdybyśmy powiedzieli, że nasza praca i cały proces negocjacji nic nie dały – bez nich z pewnością świat byłby w dużo gorszym położeniu” – dodaje Watkinson.

Madrycki COP ma za zadanie doprowadzić do końca negocjacje w sprawie kilku spornych wątków nierozstrzygniętych w Katowicach. Są to głównie techniczne sprawy, z reguły mało interesujące dla szerokiej opinii publicznej. Tym bardziej warto choćby pokrótce je opisać, bo to m.in. na nich ma opierać się światowy porządek klimatyczny. Jego podstawą jest przyjęte w 2015 roku Porozumienie Paryskie, którego zasady funkcjonowania przyjęto w większości w na COP24 w Katowicach.

Trzeba zmienić handel emisjami

Tak więc po pierwsze, COP25 powinien doprowadzić do uzgodnienia nowych zasad światowego handlu emisjami.

Nowy system – którego zasad nie udało się uzgodnić w Katowicach – ma zastąpić tzw. Mechanizm Czystego Rozwoju (CDM) i inne systemy handlu emisjami działające w ramach Protokołu z Kioto.

Niestety, zaprojektowanie nowego systemu w taki sposób, by rzeczywiście sprzyjał redukcji emisji, a nie głównie manipulacji rynkiem tak, by redukcja istniała tylko na papierze, będzie bardzo trudne.

Z drugiej strony – bez systemu handlu umożliwiającego przejrzyste rozliczanie redukcji nigdy nie będzie pewności, które państwa rzeczywiście redukują emisje, a które tylko tak twierdzą.

Po drugie, państwa mają się dogadać co do pozornie prostej kwestii – by plany redukcji emisji zawarte w tzw. krajowych wkładach (nationally determined contributions, NDCs) były jednolicie długie – 5 lub 10 lat.

"Niestety, nawet taka z pozoru czysto umowna kwestia nie musi być łatwo rozstrzygnięta" - mówi Lidia Wojtal, weteranka COP-ów i ekspertka ds. polityki klimatycznej.

“Dłuższy okres to dużo planowania, niektóre rządy nie chcą planować tak mocno do przodu. Niektóre państwa z kolei uważają, że 10 lat planowania blokuje ambicje, bo przecież wszystko się może pozmieniać i lepiej mieć opcję, że po 5 latach idziemy po więcej” – mówi Wojtal.

“Z kolei zwolennicy 10 lat mówią, że trzeba mieć jasność co do kierunku polityki i jej długofalowych skutków. Tego pięciolatka nie zapewni. Wiele dużych projektów musi mieć dłuższy okres na potrzeby planowana, uruchomienia, wdrożenia i uzyskania konkretnych rezultatów” – dodaje ekspertka.

Jak przejść do konkretnych działań w prawdziwym świecie

Po trzecie, COP25 ma się zająć uzgodnieniem standardu przeliczania wpływu emisji gazów cieplarnianych na klimat, czyli – w uproszczeniu – przyjęciem jako miernika GWP (global warming potential, współczynnik globalnego ocieplenia) bądź GTP (global temperature potential, współczynnik globalnych zmian temperatury).

“Podczas gdy GWP jest miarą ciepła pochłoniętego w danym okresie z powodu emisji gazu, GTP jest miarą zmiany temperatury na koniec tego okresu. GTP jest bardziej skomplikowane niż w przypadku GWP, ponieważ wymaga modelowania, w jakim stopniu i jak szybko system klimatyczny reaguje na zwiększone stężenia gazów cieplarnianych” – czytamy na stronie amerykańskiej agencji ochrony środowiska EPA.

„Przesuwamy się od negocjacji skomplikowanych i ogromnych pakietów jak Porozumienie Paryskie i zadajemy sobie pytanie: co jeszcze możemy zrobić? W tym sensie może to być łatwiejszy COP. Ale pojawia się inne wyzwanie – jak przejść do konkretnych działań w prawdziwym świecie. Jak przejść od negocjowania tekstów porozumień do współpracy, implementacji i przede wszystkim zwiększenia ambicji” – podsumowuje Watkinson.

Na COP25 na pewno nie zabraknie polityki. Choćby dlatego, że polityka dwukrotnie wymusiła zmianę miejsca organizacji szczytu. Najpierw odmówiła Brazylia po wyborze na prezydenta denialisty klimatycznego i wroga Amazonii Jaira Bolsonaro.

Po Brazylii szczyt został przeniesiony do Chile, ale rząd w Santiago odwołał organizację niespełna na miesiąc przed planowanym rozpoczęciem. Powodem były trwające w kraju rozruchy. Choć COP25 odbywa się ostatecznie w Madrycie, Chile pozostaje jego formalnym organizatorem i będzie przewodniczyć negocjacjom przed kolejny rok, aż do COP26 w Glasgow.

Poza tym cieniem na madryckim szczycie położy się decyzja USA o wyjściu z Porozumienia Paryskiego, a także spory w UE na temat ambicji klimatycznych do roku 2030 i osiągnięcia neutralności klimatycznej w roku 2050.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze