Prezes PiS Jarosław Kaczyński to już inny polityk niż jeszcze rok temu. Nawet najbliższe otoczenie dostrzega w prezesie zachowania, jakich wcześniej nie widziano, a które mogą tłumaczyć jego decyzje – coraz mniej oparte na racjonalnej i chłodnej kalkulacji. Twardy pragmatyzm Kaczyńskiego uznawano na prawicy za jego najsilniejszą cechę, dziś coraz więcej osób w obozie władzy postrzega prezesa jako polityka ulegającego fobiom i lękom. Polityka, który czuje, że zbliża się jego koniec.
Jednak w pierwszej połowie grudnia Kaczyńskiemu udało się skłonić Solidarną Polskę do pozostania w koalicji. Rekonstruujemy te wydarzenia.
Kaczyński chce przeprosin od Rydzyka
5 grudnia. Na urodziny Radia Maryja do Torunia przez lata zjeżdżała cała wierchuszka Prawa i Sprawiedliwości. Bywał prezes PiS, bywali premierzy. W tym roku ze znaczących postaci obozu władzy byli tylko minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (co dziwić nie może, bo od ponad 15 lat wiąże go z o. Tadeuszem Rydzykiem szczególna więź) oraz szef MON Mariusz Błaszczak. Jarosław Kaczyński nie wysłał nawet listu z gratulacjami.
Nieoficjalnie jego współpracownicy tę nieobecność tłumaczą sytuacją epidemiczną. Faktycznie jednak Kaczyński oczekuje od dyrektora Radia Maryja przeprosin za to, że po zgłoszeniu słynnej „Piątki dla zwierząt” zaatakował PiS. I to używając argumentów, że Prawo i Sprawiedliwość chce chronić zwierzęta, a pozwala na „zabijanie dzieci nienarodzonych”.
„Kaczyński był wściekły, bo mówił wcześniej redemptoryście, że niedługo Trybunał orzeknie zakaz aborcji eugenicznej” – mówi nasz rozmówca z PiS.
„Aborcja eugeniczna” to propagandowy eufemizm prawicy, który zastępuje neutralny zapis ustawy mówiący o „ciężkich i nieodwracalnych uszkodzeniach płodu”.
Prezes na ojca dyrektora się obraził, bo temat aborcji nie miał być w tym wypadku argumentem przetargowym, Kaczyński po prostu uznał, że zakaże przerywania ciąży, bo tak trzeba: „Prezes w ostatnich latach się zmienił, szczególnie po śmierci mamy. Stał się bardziej religijny i stąd ewolucja jego poglądów w kwestii ochrony życia poczętego” – zapewnia nas jeden ze współpracowników szefa PiS.
PSL straszakiem na Ziobrę
8 grudnia. Do Warszawy przyjeżdża po raz kolejny premier Węgier Viktor Orbán. Przedstawia Kaczyńskiemu uzgodniony z kanclerz Niemiec Angelą Merkel kompromis na szczyt Rady Europejskiej. W ostatniej części spotkania bierze udział Ziobro. Mimo uzgodnień z Merkel jest przekonany, że to sukces patykiem na wodzie pisany. Demonstruje swoje niezadowolenie.
To dla Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego sygnał, że po 11 grudnia i ogłoszeniu sukcesu, z Solidarną Polską i większością w Sejmie mogą być kłopoty. Jak ustaliło OKO.press, po cichu przygotowywana była rekonstrukcja rządu.
„O tym planie mówiło się, rekonstrukcja 13 grudnia” – twierdzi nasze źródło w Zjednoczonej Prawicy. Czy do rządu mieli wejść politycy PSL? Z naszych informacji wynika, że miał powstać rząd mniejszościowy, a prezes liczył na szybkie przystąpienie ludowców do koalicji.
Zaloty PiS wobec PSL to żadna nowość. „Obrotowość” ludowcy mają wpisaną w polityczne DNA od kilkunastu lat. Były prezes Stronnictwa i premier Waldemar Pawlak zwykł mawiać, że wybory wygra na pewno jego przyszły koalicjant. A bieżąca sytuacja polityczna i rozrastający się ruch Szymona Hołowni Polska 2050 skłania ludowców do poszukiwania nowego miejsca na politycznej scenie.
Słychać sygnały, że Hołownia w pierwszej kolejności przejmuje właśnie działaczy PSL. Jak ustaliło OKO.press w kilku niezależnych źródłach, PSL zaczęło rozmowy z PiS na temat ewentualnej współpracy już latem tego roku, po pierwszym ostrym ataku Ziobry na Morawieckiego. Wtedy stało się jasne, że Solidarna Polska z ostrego kursu nie zejdzie. Spotykać się mieli w tej sprawie szef klubu PiS Ryszard Terlecki z Markiem Sawickim, jednym z liderów PSL.
„Mamy jednoznacznie krytyczny stosunek do Ziobry jako ministra sprawiedliwości i uważamy go za szkodnika. Byliśmy skłonni pomóc Kaczyńskiemu w planach pozbycia się Ziobry, umawiając się na wsparcie rządu mniejszościowego” – potwierdza nasze informacje jeden z liderów PSL.
Podkreśla jednak, że umowa byłaby krótkoterminowa i zakładała wsparcie tylko wtedy, gdyby PiS zdecydowało się na wybory w ciągu pół roku.
„Nie wiadomo, na ile było to pewne z Kosiniakiem-Kamyszem, a na ile prezes blefował, żeby wybić Ziobrze z głowy zerwanie koalicji, ale takie sygnały płynęły do naszych posłów” – mówi nam źródło w Solidarnej Polsce. Blef był na tyle skuteczny, by Ziobro przekonał większość zarządu partii do pozostania w koalicji.
„Czerwieniący się” Ziobro gra na premiera Błaszczaka
„Ziobro się bał, że nie będzie szybkich wyborów, a pieniędzy, które zgromadził, nie wystarczy na trzy lata w opozycji” – śmieje się ważny polityk PiS. „Ziobryści” przyznają, że jeden cel jest niezmienny: grają na wymianę premiera. Przekonują, że wizerunek Morawieckiego jest już tak zniszczony przez pandemię, że to tylko kwestia czasu, by Kaczyński podjął taką decyzję. Solidarna Polska jest skłonna postawić na Błaszczaka.
„Z jednej strony Kaczyński byłby skłonny przystać na jego awans, bo akurat jego wierności był pewny od zawsze. Z drugiej – nie ma on na tyle silnego zaplecza ani osobowości, by ktokolwiek traktował go jako lidera. Błaszczak ma opinię polityka, którego można dość łatwo rozegrać. W partii, gdzie wciąż nie rozstrzygnięto sporu o schedę po Kaczyńskim, to kandydat, którego każdy teoretycznie może pokonać” – tłumaczy nam jeden z polityków PiS.
Pytanie, czy Morawiecki jest dla Kaczyńskiego kolejnym „zderzakiem”. Prezes PiS już w 2014 roku zobaczył w nim kandydata na przyszłego lidera nowoczesnej prawicy: obytego na europejskiej arenie jak Orbán, bardzo konserwatywnego w poglądach intelektualistę i człowieka, który świetnie zna historię Polski, co dla Kaczyńskiego jest jednym z ważnych kryteriów.
Wielu naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy przyznaje, że po prezesie w pandemii widać poczucie, że to może być ostatnia prosta jego politycznej kariery.
„I co? Zostawiłby partię w rękach słabego Błaszczaka czy na pastwę czerwieniącego się szeryfa Ziobry? Zbudował partię o silnych podstawach finansowych i jest gotów na wszystko, by ją uratować nie na dzisiaj czy jutro, a na lata” – przekonuje nasz rozmówca.
Jego zdaniem to zmiana, którą w PiS mało kto dostrzega, a jeśli nawet dostrzega, to nie akceptuje.
Jarosław Kaczyński wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony wypytywał współpracowników, czy nie sądzą, że Morawiecki zanadto zużywa się w pandemii, a z drugiej wciąż ma satysfakcję, że premier jest na każde jego skinienie. „A to przecież były prezes banku, a nie jakiś Błaszczak” – mówi jeden z polityków prawicy. Morawiecki wciąż nie ma swojego zaplecza politycznego. Jest na łasce i niełasce prezesa. I zrobi wszystko, co ten wymyśli.
„Prezes uważa, że to lepiej, że Morawiecki ma tylko wąskie grono zaufanych” – opowiada nasz rozmówca z PiS. Kwestii schedy po Kaczyńskim takie postawienie sprawy jednak nie rozwiąże.
Wygłaszane oceny i rzucane niczym Zeus pioruny przez pana Prezesa zawsze są konsekwencją oceny sytuacji czy opłaca się to partii w kontekście wyborczym – utrzymania władzy. Wystarczy sięgnąć do wywiadu z prezesem jaki przeprowadziła z nim Teresa Torańska. To w tym prawie trzy dekady temu wywiadzie prezes ujawnił swoje marzenia polityczne, być szefem partii trzymającej władzę. I temu celowi było podporządkowane jego działanie przez lata. Celem tym nigdy nie było i nie jest czynienie czegokolwiek dobrego dla wspólnoty, tylko zdobycie i utrzymanie władzy, a narzędziem niezbędnym do tego silna twarda jak beton partia polityczna. Władzę natomiast dzierżąc twardą ręką partię, można według pana prezesa utrzymać tylko i wyłącznie poprzez totalną kontrolę wszystkich obszarów życia Polek i Polaków. Polacy muszą wiedzieć, że to, iż żyją zawdzięczają partii i jej wodzowi a nie pracy, własnym talentom i faktowi, że żyją w państwie prawa, które chroni ich prawa i wolności. Jest tylko od lat jeden poważny problem, który nurtuje pana prezesa, brak możliwości zdobycia samodzielnych rządów, który wymusza ciągłe poszukiwanie przez prezesa sojuszników. To poszukiwanie trwa od czasu rządów Jana Olszewskiego, do którego upadku się walnie pan prezes przyczynił. Poprzez klapę rządów AWS, gdzie nie był zbyt koncyliacyjny i odszedł z kierownictwa już na początku kadencji. I tak, po koalicyjnych doświadczeniach, w tym ostatnich z LPR i SO Andrzeja Leppera w 2005 – 07 roku zdecydował się na bliski sojusz z Episkopatem i Tadeuszem z Torunia. Bo nie jest chyba tajemnicą, że w naszym kraju mamy dwa kościoły pod jedna nazwą połączone tym co się nazywa biznesem, polegającym na dojeniu kasy publicznej oraz strzyżeniem jak się da owieczek. cdn
cd. Prąc do zdobycia władzy, pan prezes postanowił politycznie wykorzystać stan mentalny naszego społeczeństwa, który tak moim zdaniem trafnie zdefiniował pan prof. Markowski cyt. „Jeżeli w czymś możemy upatrywać niskich kwalifikacji polskiego obywatela, jego słabego kapitału społecznego, to w specyficznym typie katolicyzmu; w tradycji, w której się wyrasta: zdrowaśkach, odpuszczaniu win, spowiedzi i korupcjogennym dawaniu na tacę za wszystkie grzechy, połączonym z przekonaniem, że to załatwia sprawę. Mówiłem wielokrotnie i pisałem, głównie na podstawie badań, że najbardziej odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest właśnie brak tradycji oświeceniowej i purytańskiej, protestanckiej, gdzie grzech jest grzechem, a odpowiada się za niego bezpośrednio przed Bogiem. To ten kulturowy sos, w którym wrastamy w życie, sprawia, że mamy ułomne kwalifikacje demokratyczne” Stąd się wzięły takie, a nie inne, w sumie dalekie od prawdy historycznej zapisy w partyjnym programie wyborczym. W celu utrzymania władzy zamiast wzmacniać systemy usług publicznych takich jak system ochrony zdrowia czy też edukacji, skierował strumień pieniędzy publicznych na finansowanie dwóch projektów mających decydujące znaczenie w procederze kupowania głosów: 500+ i trzynasta oraz czternasta emerytura i drugi strumień pieniędzy publicznych napełniający kieszenie instytucji i podmiotów Kościelnych. Zmartwieniem niewątpliwym jest dla prezesa topniejące jak lód na wiosnę zaufanie do instytucji KK. Jak stopnieje zbyt bardzo, prezes będzie szukał innego rozwiązania na utrzymanie władzy, które patrząc na demontaż instytucji państwa demokratycznego jest już przygotowywane od paru lat.
Ale to nie dotyczy młodego pokolenia tylko dziadersów i zwykłych dziadów. Czas goni jak szalony i taki Kaczyński po prostu za tym nie nadąża. Gowin i jego syn fizyk to prawie dwa światy na oko. Hołownia ich pięknie rozegra bo jest młody.
Pozwolę się nie zgodzić. Jeśli Pani myśli, że młode tzw. pokolenie jest bardzo jednolite w swych poglądach, to niestety nie ma wiele wspólnego z realnym życiem. Dwa to młode pokolenie to ok. 5-6 mln przy ok 8 mln emerytów. Przy całym szacunku pan Hołownia nie odkrył swoich kart do końca i w sprawach tzw. zasadniczych zachowuje bardzo konserwatywne stanowisko. To między innymi w sprawie rozdziału kościoła od państwa, wpływu polityków na sprawy światopoglądowe i regulowanie ich poprzez zapisy prawa, finansowania partii politycznych itp. W mojej ocenie to jak wynika z deklaracji łagodny konserwatysta, ale daleko mu do konserwatyzmu w wydaniu zachodnim. I sprawa ostatnia, deklaracje słowne i nawet te zapisane w programach, jak dotychczas w naszej praktyce politycznej nijak się maja do rzeczywistych działań partii politycznych. To wynika z tego, że społeczeństwo – obywatele są pozbawieni realnych narzędzi kontroli i rozliczania polityków.
Myślę że to zagrywki na pokaz prezesa i jego świty, na pokaz żeby gawiedz miała o czym pisać i czym się podniecać…. To nie na serio, to po prostu ruchy polityczne które mają sprawiać wrażenie problemów wewnątrz ZP i podtrzymywać konflikt i podział na scenie. Jak widac taktyka dalej działa i dziennikarze się łapią…..
To, że dla prezesa zarządzanie konfliktem jest najmilszym obok oglądania rodeo zajęciem, jest powszechnie wiadomym. Jednak obecna sytuacja ma inny wymiar. Ponieważ w grę wchodzą dotacje z UE. Pan prezes może nie kochać UE, jednak wie doskonale, że kasa z UE szczególnie obecnie w czasie kryzysu gospodarki ogarniętej epidemią jest mu potrzebna. Brak lub utrudnienie dostępu do niej to groźba utraty władzy. Jednocześnie ma świadomość, że ping-pong uprawiany od paru lat w kooperacji z panem Orbanem z instytucjami UE w ramach art. 7 się skończył. Dlatego moim zdaniem jest to gorący politycznie dla prezesa czas, z racji braku pewności co do reakcji KE i PE w ramach Rozporządzenia o powiązaniu…. Mit dwuletniego opóźnienia wprowadzenia upadł po deklaracjach KE i PE. A bez naprawy polskiego systemy sprawiedliwości i powrotu do standardów UE, miliardy z budżetu mogą zostać w znacznej części na papierze. Szczególnie to dotyczy funduszu odbudowy. Reasumując nie odczytuję działań pana prezesa jako misternie utkanej gry politycznej, a bardziej przypomina mi to co się dzieje na scenie politycznej gwałtowne nieskoordynowane zbytnio ruchy człowieka, któremu władza wymyka się z rąk.
Narodowy intelektualista Morawiecki…Ha ha ha…
Od pisu, ziobry, rydzyka chroń nas Panie
Jak ta ochrona ma wyglądać, tak jak dotąd, to zdrowia, szczęścia i krzyż na drogę.
Ile czasu im zostało?
Jak można znanego łgarza nazwać intelektualistą?
Historykiem nie jest, za,iczył tylko studia z historii i zistał urzędnikiem bankowym. Od tego zaś nie stał się również ekonomistą. Mirawiecki to współczesny Dyzma, który łapał się wszystkiego, co się dał, nawet u Tuska.
Dyzma miał swój honor. A Pinokio spokojnie znosi publiczne listy od podwładnego pouczającego go jak ma postępować. To karierowicz dla którego pojęcie obciachu jest zupełną abstrakcją.