0:000:00

0:00

Prezes PiS Jarosław Kaczyński to już inny polityk niż jeszcze rok temu. Nawet najbliższe otoczenie dostrzega w prezesie zachowania, jakich wcześniej nie widziano, a które mogą tłumaczyć jego decyzje – coraz mniej oparte na racjonalnej i chłodnej kalkulacji. Twardy pragmatyzm Kaczyńskiego uznawano na prawicy za jego najsilniejszą cechę, dziś coraz więcej osób w obozie władzy postrzega prezesa jako polityka ulegającego fobiom i lękom. Polityka, który czuje, że zbliża się jego koniec.

Jednak w pierwszej połowie grudnia Kaczyńskiemu udało się skłonić Solidarną Polskę do pozostania w koalicji. Rekonstruujemy te wydarzenia.

Kaczyński chce przeprosin od Rydzyka

5 grudnia. Na urodziny Radia Maryja do Torunia przez lata zjeżdżała cała wierchuszka Prawa i Sprawiedliwości. Bywał prezes PiS, bywali premierzy. W tym roku ze znaczących postaci obozu władzy byli tylko minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (co dziwić nie może, bo od ponad 15 lat wiąże go z o. Tadeuszem Rydzykiem szczególna więź) oraz szef MON Mariusz Błaszczak. Jarosław Kaczyński nie wysłał nawet listu z gratulacjami.

Nieoficjalnie jego współpracownicy tę nieobecność tłumaczą sytuacją epidemiczną. Faktycznie jednak Kaczyński oczekuje od dyrektora Radia Maryja przeprosin za to, że po zgłoszeniu słynnej „Piątki dla zwierząt" zaatakował PiS. I to używając argumentów, że Prawo i Sprawiedliwość chce chronić zwierzęta, a pozwala na „zabijanie dzieci nienarodzonych".

„Kaczyński był wściekły, bo mówił wcześniej redemptoryście, że niedługo Trybunał orzeknie zakaz aborcji eugenicznej" – mówi nasz rozmówca z PiS.

„Aborcja eugeniczna" to propagandowy eufemizm prawicy, który zastępuje neutralny zapis ustawy mówiący o „ciężkich i nieodwracalnych uszkodzeniach płodu".

Prezes na ojca dyrektora się obraził, bo temat aborcji nie miał być w tym wypadku argumentem przetargowym, Kaczyński po prostu uznał, że zakaże przerywania ciąży, bo tak trzeba: „Prezes w ostatnich latach się zmienił, szczególnie po śmierci mamy. Stał się bardziej religijny i stąd ewolucja jego poglądów w kwestii ochrony życia poczętego" – zapewnia nas jeden ze współpracowników szefa PiS.

Przeczytaj także:

PSL straszakiem na Ziobrę

8 grudnia. Do Warszawy przyjeżdża po raz kolejny premier Węgier Viktor Orbán. Przedstawia Kaczyńskiemu uzgodniony z kanclerz Niemiec Angelą Merkel kompromis na szczyt Rady Europejskiej. W ostatniej części spotkania bierze udział Ziobro. Mimo uzgodnień z Merkel jest przekonany, że to sukces patykiem na wodzie pisany. Demonstruje swoje niezadowolenie.

To dla Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego sygnał, że po 11 grudnia i ogłoszeniu sukcesu, z Solidarną Polską i większością w Sejmie mogą być kłopoty. Jak ustaliło OKO.press, po cichu przygotowywana była rekonstrukcja rządu.

„O tym planie mówiło się, rekonstrukcja 13 grudnia” – twierdzi nasze źródło w Zjednoczonej Prawicy. Czy do rządu mieli wejść politycy PSL? Z naszych informacji wynika, że miał powstać rząd mniejszościowy, a prezes liczył na szybkie przystąpienie ludowców do koalicji.

Zaloty PiS wobec PSL to żadna nowość. „Obrotowość” ludowcy mają wpisaną w polityczne DNA od kilkunastu lat. Były prezes Stronnictwa i premier Waldemar Pawlak zwykł mawiać, że wybory wygra na pewno jego przyszły koalicjant. A bieżąca sytuacja polityczna i rozrastający się ruch Szymona Hołowni Polska 2050 skłania ludowców do poszukiwania nowego miejsca na politycznej scenie.

Słychać sygnały, że Hołownia w pierwszej kolejności przejmuje właśnie działaczy PSL. Jak ustaliło OKO.press w kilku niezależnych źródłach, PSL zaczęło rozmowy z PiS na temat ewentualnej współpracy już latem tego roku, po pierwszym ostrym ataku Ziobry na Morawieckiego. Wtedy stało się jasne, że Solidarna Polska z ostrego kursu nie zejdzie. Spotykać się mieli w tej sprawie szef klubu PiS Ryszard Terlecki z Markiem Sawickim, jednym z liderów PSL.

„Mamy jednoznacznie krytyczny stosunek do Ziobry jako ministra sprawiedliwości i uważamy go za szkodnika. Byliśmy skłonni pomóc Kaczyńskiemu w planach pozbycia się Ziobry, umawiając się na wsparcie rządu mniejszościowego” – potwierdza nasze informacje jeden z liderów PSL.

Podkreśla jednak, że umowa byłaby krótkoterminowa i zakładała wsparcie tylko wtedy, gdyby PiS zdecydowało się na wybory w ciągu pół roku.

„Nie wiadomo, na ile było to pewne z Kosiniakiem-Kamyszem, a na ile prezes blefował, żeby wybić Ziobrze z głowy zerwanie koalicji, ale takie sygnały płynęły do naszych posłów” – mówi nam źródło w Solidarnej Polsce. Blef był na tyle skuteczny, by Ziobro przekonał większość zarządu partii do pozostania w koalicji.

„Czerwieniący się" Ziobro gra na premiera Błaszczaka

„Ziobro się bał, że nie będzie szybkich wyborów, a pieniędzy, które zgromadził, nie wystarczy na trzy lata w opozycji” – śmieje się ważny polityk PiS. „Ziobryści" przyznają, że jeden cel jest niezmienny: grają na wymianę premiera. Przekonują, że wizerunek Morawieckiego jest już tak zniszczony przez pandemię, że to tylko kwestia czasu, by Kaczyński podjął taką decyzję. Solidarna Polska jest skłonna postawić na Błaszczaka.

„Z jednej strony Kaczyński byłby skłonny przystać na jego awans, bo akurat jego wierności był pewny od zawsze. Z drugiej – nie ma on na tyle silnego zaplecza ani osobowości, by ktokolwiek traktował go jako lidera. Błaszczak ma opinię polityka, którego można dość łatwo rozegrać. W partii, gdzie wciąż nie rozstrzygnięto sporu o schedę po Kaczyńskim, to kandydat, którego każdy teoretycznie może pokonać” – tłumaczy nam jeden z polityków PiS.

Pytanie, czy Morawiecki jest dla Kaczyńskiego kolejnym „zderzakiem". Prezes PiS już w 2014 roku zobaczył w nim kandydata na przyszłego lidera nowoczesnej prawicy: obytego na europejskiej arenie jak Orbán, bardzo konserwatywnego w poglądach intelektualistę i człowieka, który świetnie zna historię Polski, co dla Kaczyńskiego jest jednym z ważnych kryteriów.

Wielu naszych rozmówców ze Zjednoczonej Prawicy przyznaje, że po prezesie w pandemii widać poczucie, że to może być ostatnia prosta jego politycznej kariery.

„I co? Zostawiłby partię w rękach słabego Błaszczaka czy na pastwę czerwieniącego się szeryfa Ziobry? Zbudował partię o silnych podstawach finansowych i jest gotów na wszystko, by ją uratować nie na dzisiaj czy jutro, a na lata" – przekonuje nasz rozmówca.

Jego zdaniem to zmiana, którą w PiS mało kto dostrzega, a jeśli nawet dostrzega, to nie akceptuje.

Jarosław Kaczyński wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony wypytywał współpracowników, czy nie sądzą, że Morawiecki zanadto zużywa się w pandemii, a z drugiej wciąż ma satysfakcję, że premier jest na każde jego skinienie. „A to przecież były prezes banku, a nie jakiś Błaszczak" – mówi jeden z polityków prawicy. Morawiecki wciąż nie ma swojego zaplecza politycznego. Jest na łasce i niełasce prezesa. I zrobi wszystko, co ten wymyśli.

„Prezes uważa, że to lepiej, że Morawiecki ma tylko wąskie grono zaufanych” – opowiada nasz rozmówca z PiS. Kwestii schedy po Kaczyńskim takie postawienie sprawy jednak nie rozwiąże.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze