Mateusz Morawiecki zlecił PAP przeprowadzenie wywiadu z prezydentem Andrzejem Dudą, Agencja zlecenie zrealizowała - wynika z ujawnionych maili premiera. Po co wywiad, skoro PAP ma obowiązek upowszechniać stanowiska głowy państwa? Celem jest zmyślna manipulacja
"Wojtek, czy mógłbyś dać jakiegoś sprytnego dziennikarza, aby przeprowadził bardzo pilnie wywiad z panem prezydentem ws. funduszu [medycznego] - narracja jest gotowa, tylko trzeba ładnie to wszystko ująć i poprzecinać pytaniami" - z taką inicjatywą do szefa Polskiej Agencji Prasowej Wojciecha Surmacza zgłosił się 7 marca 2020 roku o godz. 13:28 premier Mateusz Morawiecki.
Tak wynika z maili, które mają pochodzić z przejętej skrzynki pocztowej szefa KPRM Michała Dworczyka. Wiadomości Morawieckiego do Surmacza poznajemy, ponieważ Dworczyk jest dołączony jako jeden z adresatów.
Surmacz reaguje błyskawicznie. Już 32 minuty później odpisuje: "Działamy, pytania są już gotowe, pójdą do Błażeja Spychalskiego, a ja je właśnie wysyłam do Mariusza Chłopika".
"Dopilnuj tego, Wojtek!" - odpowiada premier, żeby nie było wątpliwości, że szef PAP otrzymał polecenie, a nie prośbę.
Surmacz: "Pilnuję 24/7".
Na koniec prezes Agencji dodał emotikonkę z biało-czerwoną flagą, żeby nie było wątpliwości, że robi to wszystko dla Polski.
Trzeba oddać Surmaczowi, że naprawdę "dopilnował tego" - tzw. wywiad z prezydentem Dudą na stronach PAP ukazał się jeszcze tego samego dnia o godz. 22:08. Nawiasem mówiąc, materiał rozpoczyna się niezwykle zabawnie, ponieważ w leadzie tekstu czytamy, że Andrzej Duda coś dziennikarzowi PAP ("wywiad" "przeprowadził" Rafał Białkowski)... powiedział.
Jednak cała powyższa wymiana maili jest na pierwszy rzut oka dziwaczna. Głównie dlatego, że art.1 ustawy o Polskiej Agencji Prasowej stanowi, że Agencja ma obowiązek upowszechniać "stanowiska Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej". Tak więc, Andrzej Duda mógł zwyczajnie napisać oświadczenie ws. Funduszu Medycznego, a PAP musiałby je opublikować.
Jednak jest dobry i ważny powód, dla którego premierowi specjalnie zależało na "wywiadzie". Zajmiemy się nim za chwilę, na razie jednak przedstawimy osoby tego dramatu w formie groteski oraz didaskalia.
Kim są Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki, to od sześciu lat dobrze wiemy. A reszta bohaterów?
Wojciech Surmacz jest szefem Polskiej Agencji Prasowej od stycznia 2018 roku. Od 2016 roku Agencja jest pod faktyczną kontrolą PiS jako medium narodowe z władzami wybieranymi przez Radę Mediów Narodowych, gdzie większość mają przedstawiciele obozu władzy. Wcześniej Surmacz pracował m.in. w "Newsweeku", był też redaktorem naczelnym "Gazety Bankowej". Cztery miesiące po opisanej wyżej wymianie maili wsławił się opublikowaniem artykułu w portalu medium.com, gdzie atakował bezpardonowo opozycję wobec PiS. Sprawę ujawniła "Wyborcza", obecnie tekst Surmacza jest skasowany.
Błażej Spychalski był wówczas rzecznikiem prezydenta Andrzeja Dudy, obecnie pracuje w kontrolowanym przez Skarb Państwa Orlenie.
Mariusz Chłopik często pojawia się jako jeden z bohaterów wycieków mailowych ze skrzynki Michała Dworczyka. Mimo że nie pełni żadnych formalnych funkcji w Kancelarii Premiera, jest nieformalnym doradcą Morawieckiego, konsultując wiele decyzji szefa rządu. W marcu 2020 roku Chłopik był dyrektorem ds. marketingu sportowego PKO BP (dziś pracuje jako pełnomocnik zarządu w Legii Warszawa), wcześniej był radnym PiS, członkiem sztabu wyborczego Andrzeja Dudy i sztabu PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 roku. W 2017 roku jego nazwisko pojawiło się na liście pt. „Wszyscy ludzie Morawieckiego”, którą ujawnił w mediach społecznościowych dziennikarz Radia ZET Mariusz Gierszewski. Według informacji z listy Chłopik – jako członek tzw. grupy „harcerzy” (wywodzących się z ZHR) – miał być jednym z najbardziej zaufanych ludzi premiera.
Ale najważniejsze są didaskalia, czyli kontekst całej sytuacji.
W marcu 2020 roku rozkręcała się kampania wyborcza przed zaplanowanymi na maj wyborami prezydenckimi. Mimo rozpoczynającej się właśnie pandemii koronawirusa, nikt jeszcze nie wiedział, jaki będzie miała rozmiar, nikt też nie myślał, że wybory zostaną przełożone.
Tymczasem PiS miał poważny kłopot: przeznaczył 2 miliardy złotych na propagandę w TVP, natomiast odrzucił poprawkę opozycji, by przeznaczyć te pieniądze na ochronę zdrowia: onkologię i psychiatrię dziecięcą. I być może sprawa rozeszłaby się po kościach, gdyby nie fakt, że po stosownym głosowaniu posłanka PiS Joanna Lichocka pokazała politykom opozycji w obraźliwym geście środkowy palec.
Sprawa nabrała wielkiego rozgłosu, a palec Lichockiej stał się symbolem stosunku PiS do obywateli. W efekcie Andrzej Duda znalazł się pod presją, by ustawę o miliardach dla TVP zawetować.
Ponieważ z oczywistych względów nie mógł tego zrobić przed zbliżającymi się wyborami, by nie ryzykować gniewu Jacka Kurskiego, potrzebna była propagandowa podkładka, czyli właśnie Fundusz Medyczny, którego powstanie Duda z wielką pompą ogłosił.
Przekaz był jasny: co prawda daję miliardy Kurskiemu, ale nie zapominam o ochronie zdrowia.
Po przejęciu Polskiej Agencji Prasowej przez obóz władzy, z pracy w Agencji zrezygnowało wielu niezależnych dziennikarzy, a PAP stała się w dużej mierze przekaźnikiem narracji pichconych w siedzibie PiS i - jak się okazuje - w Kancelarii Premiera. To zresztą nawet dla okazjonalnych obserwatorów sceny politycznej żadna tajemnica, można się było tego domyśleć po prostu śledząc ogólnie dostępne publikacje PAP.
Dziś dowiedzieliśmy się natomiast, że PiS traktuje Agencję jako sprytny sposób na ukrycie propagandowego cepa.
Jak już wyżej wspomnieliśmy, z technicznego punktu widzenia wywiad z Andrzejem Dudą był niepotrzebny: gdyby prezydent wydał w sprawie Funduszu Medycznego odpowiednie stanowisko, PAP musiałaby je opublikować. Szkopuł w tym, że siła rażenia komunikatu byłaby dużo niższa.
Z serwisu Polskiej Agencji Prasowej korzysta wiele mediów - gazet i portali. Wywiad z prezydentem Dudą to zaś rarytas, bo głowa państwa rzadko udziela wywiadów i odpowiada na pytania dziennikarzy, którzy nie pracują dla TVP. Istniało zatem bardzo duże prawdopodobieństwo, że samo oświadczenie prezydenta przepadnie w medialnym szumie, wywiad zaś przebije się dużo mocniej.
Do tego forma wywiadu z PAP pozwala do pewnego stopnia ukryć propagandowy wydźwięk przekazu: kiedy TVP używa bezwstydnie propagandowej łupaniny, wywiad z Agencją ukrywa ten komponent, udając merytoryczną rozmowę z prawdziwym dziennikarzem, nie klakierem władzy. W tym wypadku wyszło tak sobie, przedruki całości wywiadu z Dudą znaleźliśmy tylko na stronach Polskiego Radia, TVP Info oraz wPolityce.pl, a obszerne fragmenty w "Bussiness Insiderze".
Być może stało się tak dlatego, że "wywiad" jest suchy jak wiór i rzeczywiście brzmi jak literalne wypełnienie polecenia premiera Morawieckiego - jest to oficjalna narracja poprzetykana na chybił trafił pytaniami. Do tego składająca się w dużej części z peanów na cześć... rządu Morawieckiego. Duda "mówi" między innymi tak:
Metodę na "orędzie w PAP poprzetykane pytaniami" do mistrzostwa doprowadził Jarosław Kaczyński. Jak pisaliśmy w OKO.press, "szef PiS ma w zwyczaju, że w rozmowie z PAP daje wykładnię stanowiska obozu rządzącego w kwestiach aktualnych i palących. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy narracja polityczna jego partii wymyka się spod kontroli. Wtedy Kaczyński dzięki uprzejmości PAP wygłasza klarujące sprawy orędzie, które dla porządku od czasu do czasu poprzetykane jest pytaniami dziennikarza".
Premier Morawiecki i prezydent Duda muszą się jeszcze sporo nauczyć od swego pryncypała.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze