W przyjętej 17 kwietnia 2020 rezolucji PE podkreśla, że plany rządu PiS, by mimo pandemii przeprowadzić w maju wybory prezydenckie "mogą zagrozić życiu obywateli polskich i podważyć koncepcję wolnych, równych, bezpośrednich i tajnych wyborów, o których mowa w Konstytucji RP". Saryusz-Wolski (PiS): "Zadbała o to totalna, dowodzona przez Donalda Tuska"
Rezolucja "w sprawie skoordynowanych działań UE na rzecz walki z pandemią COVID-19 i jej skutkami" to przede wszystkim apel Parlamentu Europejskiego do unijnych decydentów o sprawniejszą i bardziej solidarną reakcję na koronakryzys.
PE uznaje też działania rządu PiS, zmierzające do zmiany ordynacji wyborczej przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, za "całkowicie niezgodne z europejskimi wartościami".
W tym samym punkcie krytykowane są też Węgry. Rząd Viktora Orbána postanowił o "przedłużeniu stanu wyjątkowego na czas nieokreślony, o upoważnieniu rządu do bezterminowego sprawowania władzy w drodze dekretów, a także o osłabieniu nadzoru Parlamentu w sytuacjach nadzwyczajnych".
Europosłowie i europosłanki przypominają, że mimo wyjątkowej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa
"należy nadal stosować Kartę praw podstawowych UE i zapewniać poszanowanie praworządności. Oraz że w kontekście środków nadzwyczajnych władze muszą dopilnować, by wszyscy korzystali z tych samych praw i z takiej samej ochrony".
"Krytykują za jednym zamachem i Polskę i Węgry. Im to w ogóle nie przeszkadza. A niektórzy krytycy w ogóle nie wiedzą, co się w Polsce dzieje" - oburzał się projektem eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski.
Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), do której należy Prawo i Sprawiedliwość, próbowała powstrzymać przyjęcie przez Parlament dokumentu o takiej treści.
We własnym projekcie, złożonym 14 kwietnia 2020, zaproponowała, by w rezolucji PE wyraził ubolewanie "z powodu ostatnich bezzasadnych ataków politycznych na niektóre rządy krajowe, które zgodnie z prawem wprowadzają środki nadzwyczajne w celu powstrzymania epidemii".
Członkowie EKR chcieli także, by Parlament odnotował, że "rządy państw członkowskich nie mogą wykorzystywać ogłoszenia stanu wyjątkowego jako narzędzia uniemożliwiającego kontrolę parlamentarną".
Projekt EKR nie zdobył poparcia pozostałych frakcji. Największe grupy w PE - Europejska Partia Ludowa (EPL), liberałowie z "Odnówmy Europę", Socjaliści i Demokraci (S&D) oraz Zieloni - postanowiły, że ich odrębne projekty zostaną połączone w jeden. To właśnie ten tekst, z odniesieniem do wydarzeń w Polsce i na Węgrzech, ostatecznie trafił pod głosowanie.
Największe frakcje PE wezwały w nim także Komisję Europejską, by
"pilnie oceniła, czy środki nadzwyczajne są zgodne z traktatami, oraz w pełni wykorzystała wszystkie dostępne unijne narzędzia i sankcje, w tym budżetowe, w celu usunięcia tego poważnego i utrzymującego się naruszenia prawa".
Podkreślają "natychmiastową potrzebę unijnego mechanizmu na rzecz demokracji, praworządności i praw podstawowych". Oraz wzywają Radę, by "powróciła do dyskusji i procedur związanych z toczącymi się postępowaniami na podstawie art. 7".
Rezolucja została przyjęta większością 395 do 171 głosów. Wstrzymało się 128 europosłów. Rezolucja budziła wątpliwości nie tylko z powodu Polski. Część eurosceptycznych deputowanych sprzeciwiała się np. nawoływaniom do zacieśniania unijnej współpracy. Inni nie zgadzali się na pomysł wyemitowania euroobligacji.
Tekst o takiej treści był rzecz jasna nie do zaakceptowania dla polityków PiS. Ich największy niepokój wzbudził zapis nawołujący KE do wykorzystania sankcji, w tym budżetowych.
Z podobnym apelem Parlament zwrócił się bowiem do Komisji i Rady jeszcze w styczniu. Eurodeputowani przyjęli wówczas rezolucję, w której wezwali unijnych decydentów, by sprawniej przeprowadzali procedurę art. 7 Traktatu o UE. Przeszła także poprawka popierająca mechanizm uzależniający wypłatę unijnych funduszy od poszanowania wartości UE.
EKR nie udało się wówczas zablokować przyjęcia rezolucji, a parlament odrzucił wszystkie składane przez eurodeputowanych PiS poprawki.
Tym razem jednak sprawa była bardziej skomplikowana, bo rezolucja o unijnej walce z COVID-19 zawiera szereg zapisów, których Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy nie mogli nie poprzeć. To np. wezwania do mobilizacji większych środków na rzecz rolnictwa czy do podjęcia zwiększenia działań na rzecz małych i średnich przedsiębiorstw.
W kilku miejscach europosłowie EKR poprosili więc o głosowanie podzielone, żeby pokazać, z którymi dokładnie fragmentami się nie zgadzają. Parlament głosował osobno poszczególne części paragrafów o Polsce, paragraf dotyczący sankcji Komisji Europejskiej, słowa o neutralności klimatycznej oraz wzmocnieniu UE jako takiej.
To wszystko tematy, w których PiS płynie w Unii pod prąd.
Ostatecznie niemal cała frakcja EKR zagłosowała przeciwko rezolucji, pięcioro eurodeputowanych wstrzymało się od głosu. Na "nie" byli wszyscy europosłowie PiS.
Eurodeputowani partii Kaczyńskiego opowiadają w mediach, że krytykowanie w jednej rezolucji przypadku Polski i Węgier to absurd. Bo rządy Morawieckiego i Orbána krańcowo różnie zareagowały na koronakryzys.
"Ze względu na reakcje na koronakryzys krytykują za jednym zamachem i Polskę i Węgry. Im to w ogóle nie przeszkadza. A niektórzy krytycy w ogóle nie wiedzą, co się w Polsce dzieje. To jest właśnie ta logika, mówią, że jedni i drudzy działają przeciwko demokracji. A już nie wchodzą w szczegóły, że jedni stosują bardzo ograniczone środki, właśnie po to, by mogły odbyć się demokratyczne wybory" - tłumaczył w "Jedziemy" TVP.info Jacek Saryusz-Wolski.
Następnego dnia wtórował mu partyjny kolega Dominik Tarczyński.
To schizofrenia polityczna. Węgrów w tej samej rezolucji chcą atakować za wprowadzenie stanu wyjątkowego, a Polskę za to, że nie chce wprowadzić stanu klęski żywiołowej.
To sprytna manipulacja. Polska i Węgry rzeczywiście stosują inne prawne narzędzia, bo też sytuacja polityczna w tych państwach nie jest tożsama.
Viktor Orbán zaszedł znacznie dalej w podporządkowaniu sobie swojego kraju. Przede wszystkim zmienił konstytucję tak, by móc sprawować niepodzielną władzę. Dziś chętnie korzysta z narzędzi, które sam sobie zapewnił. Wprowadził na Węgrzech stan wyjątkowy, a nowe prawo ma pozwolić mu przedłużać go bez końca, jak pisała w OKO.press Anna Wójcik.
Polski rząd działa odwrotnie. Politycy PiS zdają sobie sprawę z faktu, że Konstytucja nie jest po ich stronie, bo wykorzystanie stanu nadzwyczajnego zmusiłoby ich do przesunięcia wyborów prezydenckich. Dlatego uparcie ją omijają. Walkę z pandemią prowadzą poprzez ustawy i rozporządzenia, naruszając przy tym konstytucyjne wolności obywateli.
Efekty są podobne: naruszanie zasady rządów prawa i fundamentów demokracji.
Dlatego PE w rezolucji podkreśla, że "wszystkie środki przyjmowane na szczeblu krajowym lub europejskim muszą być zgodne z zasadą praworządności, ściśle proporcjonalne do wymogów sytuacji, wyraźnie powiązane z trwającym kryzysem zdrowotnym, ograniczone w czasie i poddawane regularnej kontroli".
Jednocześnie Polskę wprost krytykuje przede wszystkim za pomysł organizowania wyborów korespondencyjnych.
Eurodeputowani PiS oskarżają o opozycję, że to ona zaproponowała, by Unia ponownie zajęła się sytuacją w Polsce.
To projekt rezolucji, który będziemy głosowali w ten czwartek i piątek w Parlamencie Europejskim, na temat walki z koronakryzysem. Totalna, dowodzona w Brukseli przez Donalda Tuska, zadbała o to, że znalazła się w niej krytyka Polski.
Nawet jeżeli przyznalibyśmy, że rezolucja PE rzeczywiście "szkaluje" Polskę, to trudno doszukać się tu interwencji polskiej opozycji i Donalda Tuska.
Jak pisaliśmy wyżej, ostateczny projekt rezolucji był połączeniem propozycji EPP, S&D, Zielonych i liberałów. Każdy dokument z osobna dostępny jest wciąż na stronie Parlamentu Europejskiego. W projekcie EPP, do której należy polska PO i której szefem jest Donald Tusk, nie znajdziemy wzmianki na temat Polski.
Czytamy w niej jedynie wezwanie do poszanowania zasady praworządności i stosowania proporcjonalnych rozwiązań. Brak bezpośrednich odniesień do sytuacji na Węgrzech. Bo Fidesz, partia Orbána, także jest członkiem EPP.
Zapisy o Polsce znalazły się w projektach rezolucji pozostałych grup w PE.
Pomysł organizowania przez PiS wyborów korespondencyjnych ostro krytykowali Zieloni i "Odnówmy Europę". Socjaliści i Demokraci (do których należy kilku eurodeputowanych Lewicy i Sylwia Spurek) chcieli, by Parlament "potępił" decyzję polskiego rządu. To oni nawoływali, by w tekście pojawił się zapis o sankcjach budżetowych.
Część eurodeputowanych PO sprzeciwiła się takim wezwaniom. Magdalena Adamowicz wydała w tej sprawie oświadczenie. "Jako poseł RP nie mogę namawiać do nakładania na Polskę sankcji. Kary muszą dotknąć reżim łamiący prawo, a nie zwykłych obywateli" - napisała.
Wybory
Zdrowie
Jacek Saryusz-Wolski
Dominik Tarczyński
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
Wybory prezydenckie 2020
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze