0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Laurie DIEFFEMBACQLaurie DIEFFEMBACQ

Rezolucja "w sprawie skoordynowanych działań UE na rzecz walki z pandemią COVID-19 i jej skutkami" to przede wszystkim apel Parlamentu Europejskiego do unijnych decydentów o sprawniejszą i bardziej solidarną reakcję na koronakryzys.

PE uznaje też działania rządu PiS, zmierzające do zmiany ordynacji wyborczej przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, za "całkowicie niezgodne z europejskimi wartościami".

W tym samym punkcie krytykowane są też Węgry. Rząd Viktora Orbána postanowił o "przedłużeniu stanu wyjątkowego na czas nieokreślony, o upoważnieniu rządu do bezterminowego sprawowania władzy w drodze dekretów, a także o osłabieniu nadzoru Parlamentu w sytuacjach nadzwyczajnych".

Europosłowie i europosłanki przypominają, że mimo wyjątkowej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa

"należy nadal stosować Kartę praw podstawowych UE i zapewniać poszanowanie praworządności. Oraz że w kontekście środków nadzwyczajnych władze muszą dopilnować, by wszyscy korzystali z tych samych praw i z takiej samej ochrony".

"Krytykują za jednym zamachem i Polskę i Węgry. Im to w ogóle nie przeszkadza. A niektórzy krytycy w ogóle nie wiedzą, co się w Polsce dzieje" - oburzał się projektem eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski.

PiS ma inną propozycję

Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), do której należy Prawo i Sprawiedliwość, próbowała powstrzymać przyjęcie przez Parlament dokumentu o takiej treści.

We własnym projekcie, złożonym 14 kwietnia 2020, zaproponowała, by w rezolucji PE wyraził ubolewanie "z powodu ostatnich bezzasadnych ataków politycznych na niektóre rządy krajowe, które zgodnie z prawem wprowadzają środki nadzwyczajne w celu powstrzymania epidemii".

Członkowie EKR chcieli także, by Parlament odnotował, że "rządy państw członkowskich nie mogą wykorzystywać ogłoszenia stanu wyjątkowego jako narzędzia uniemożliwiającego kontrolę parlamentarną".

Przeczytaj także:

Projekt EKR nie zdobył poparcia pozostałych frakcji. Największe grupy w PE - Europejska Partia Ludowa (EPL), liberałowie z "Odnówmy Europę", Socjaliści i Demokraci (S&D) oraz Zieloni - postanowiły, że ich odrębne projekty zostaną połączone w jeden. To właśnie ten tekst, z odniesieniem do wydarzeń w Polsce i na Węgrzech, ostatecznie trafił pod głosowanie.

Największe frakcje PE wezwały w nim także Komisję Europejską, by

"pilnie oceniła, czy środki nadzwyczajne są zgodne z traktatami, oraz w pełni wykorzystała wszystkie dostępne unijne narzędzia i sankcje, w tym budżetowe, w celu usunięcia tego poważnego i utrzymującego się naruszenia prawa".

Podkreślają "natychmiastową potrzebę unijnego mechanizmu na rzecz demokracji, praworządności i praw podstawowych". Oraz wzywają Radę, by "powróciła do dyskusji i procedur związanych z toczącymi się postępowaniami na podstawie art. 7".

Rezolucja została przyjęta większością 395 do 171 głosów. Wstrzymało się 128 europosłów. Rezolucja budziła wątpliwości nie tylko z powodu Polski. Część eurosceptycznych deputowanych sprzeciwiała się np. nawoływaniom do zacieśniania unijnej współpracy. Inni nie zgadzali się na pomysł wyemitowania euroobligacji.

PiS żąda głosowania podzielonego

Tekst o takiej treści był rzecz jasna nie do zaakceptowania dla polityków PiS. Ich największy niepokój wzbudził zapis nawołujący KE do wykorzystania sankcji, w tym budżetowych.

Z podobnym apelem Parlament zwrócił się bowiem do Komisji i Rady jeszcze w styczniu. Eurodeputowani przyjęli wówczas rezolucję, w której wezwali unijnych decydentów, by sprawniej przeprowadzali procedurę art. 7 Traktatu o UE. Przeszła także poprawka popierająca mechanizm uzależniający wypłatę unijnych funduszy od poszanowania wartości UE.

EKR nie udało się wówczas zablokować przyjęcia rezolucji, a parlament odrzucił wszystkie składane przez eurodeputowanych PiS poprawki.

Tym razem jednak sprawa była bardziej skomplikowana, bo rezolucja o unijnej walce z COVID-19 zawiera szereg zapisów, których Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy nie mogli nie poprzeć. To np. wezwania do mobilizacji większych środków na rzecz rolnictwa czy do podjęcia zwiększenia działań na rzecz małych i średnich przedsiębiorstw.

W kilku miejscach europosłowie EKR poprosili więc o głosowanie podzielone, żeby pokazać, z którymi dokładnie fragmentami się nie zgadzają. Parlament głosował osobno poszczególne części paragrafów o Polsce, paragraf dotyczący sankcji Komisji Europejskiej, słowa o neutralności klimatycznej oraz wzmocnieniu UE jako takiej.

To wszystko tematy, w których PiS płynie w Unii pod prąd.

Ostatecznie niemal cała frakcja EKR zagłosowała przeciwko rezolucji, pięcioro eurodeputowanych wstrzymało się od głosu. Na "nie" byli wszyscy europosłowie PiS.

Polska i Węgry w jednej rezolucji

Eurodeputowani partii Kaczyńskiego opowiadają w mediach, że krytykowanie w jednej rezolucji przypadku Polski i Węgier to absurd. Bo rządy Morawieckiego i Orbána krańcowo różnie zareagowały na koronakryzys.

"Ze względu na reakcje na koronakryzys krytykują za jednym zamachem i Polskę i Węgry. Im to w ogóle nie przeszkadza. A niektórzy krytycy w ogóle nie wiedzą, co się w Polsce dzieje. To jest właśnie ta logika, mówią, że jedni i drudzy działają przeciwko demokracji. A już nie wchodzą w szczegóły, że jedni stosują bardzo ograniczone środki, właśnie po to, by mogły odbyć się demokratyczne wybory" - tłumaczył w "Jedziemy" TVP.info Jacek Saryusz-Wolski.

Następnego dnia wtórował mu partyjny kolega Dominik Tarczyński.

To schizofrenia polityczna. Węgrów w tej samej rezolucji chcą atakować za wprowadzenie stanu wyjątkowego, a Polskę za to, że nie chce wprowadzić stanu klęski żywiołowej.
Chodzi o to, że oba kraje wykorzystują pandemię do celów politycznych. Nie o środki, które stosują.
"Jedziemy" TVP.info,16 kwietnia 2020

To sprytna manipulacja. Polska i Węgry rzeczywiście stosują inne prawne narzędzia, bo też sytuacja polityczna w tych państwach nie jest tożsama.

Viktor Orbán zaszedł znacznie dalej w podporządkowaniu sobie swojego kraju. Przede wszystkim zmienił konstytucję tak, by móc sprawować niepodzielną władzę. Dziś chętnie korzysta z narzędzi, które sam sobie zapewnił. Wprowadził na Węgrzech stan wyjątkowy, a nowe prawo ma pozwolić mu przedłużać go bez końca, jak pisała w OKO.press Anna Wójcik.

Polski rząd działa odwrotnie. Politycy PiS zdają sobie sprawę z faktu, że Konstytucja nie jest po ich stronie, bo wykorzystanie stanu nadzwyczajnego zmusiłoby ich do przesunięcia wyborów prezydenckich. Dlatego uparcie ją omijają. Walkę z pandemią prowadzą poprzez ustawy i rozporządzenia, naruszając przy tym konstytucyjne wolności obywateli.

Efekty są podobne: naruszanie zasady rządów prawa i fundamentów demokracji.

Dlatego PE w rezolucji podkreśla, że "wszystkie środki przyjmowane na szczeblu krajowym lub europejskim muszą być zgodne z zasadą praworządności, ściśle proporcjonalne do wymogów sytuacji, wyraźnie powiązane z trwającym kryzysem zdrowotnym, ograniczone w czasie i poddawane regularnej kontroli".

Jednocześnie Polskę wprost krytykuje przede wszystkim za pomysł organizowania wyborów korespondencyjnych.

Z inspiracji opozycji? Nieprawda

Eurodeputowani PiS oskarżają o opozycję, że to ona zaproponowała, by Unia ponownie zajęła się sytuacją w Polsce.

To projekt rezolucji, który będziemy głosowali w ten czwartek i piątek w Parlamencie Europejskim, na temat walki z koronakryzysem. Totalna, dowodzona w Brukseli przez Donalda Tuska, zadbała o to, że znalazła się w niej krytyka Polski.
Europejska Partia Ludowa, do której należy PO i Donald Tusk, nie proponowała zapisów dotyczących Polski.
"Jedziemy" TVP.info,15 kwietnia 2020

Nawet jeżeli przyznalibyśmy, że rezolucja PE rzeczywiście "szkaluje" Polskę, to trudno doszukać się tu interwencji polskiej opozycji i Donalda Tuska.

Jak pisaliśmy wyżej, ostateczny projekt rezolucji był połączeniem propozycji EPP, S&D, Zielonych i liberałów. Każdy dokument z osobna dostępny jest wciąż na stronie Parlamentu Europejskiego. W projekcie EPP, do której należy polska PO i której szefem jest Donald Tusk, nie znajdziemy wzmianki na temat Polski.

Czytamy w niej jedynie wezwanie do poszanowania zasady praworządności i stosowania proporcjonalnych rozwiązań. Brak bezpośrednich odniesień do sytuacji na Węgrzech. Bo Fidesz, partia Orbána, także jest członkiem EPP.

Zapisy o Polsce znalazły się w projektach rezolucji pozostałych grup w PE.

Pomysł organizowania przez PiS wyborów korespondencyjnych ostro krytykowali Zieloni i "Odnówmy Europę". Socjaliści i Demokraci (do których należy kilku eurodeputowanych Lewicy i Sylwia Spurek) chcieli, by Parlament "potępił" decyzję polskiego rządu. To oni nawoływali, by w tekście pojawił się zapis o sankcjach budżetowych.

Część eurodeputowanych PO sprzeciwiła się takim wezwaniom. Magdalena Adamowicz wydała w tej sprawie oświadczenie. "Jako poseł RP nie mogę namawiać do nakładania na Polskę sankcji. Kary muszą dotknąć reżim łamiący prawo, a nie zwykłych obywateli" - napisała.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze