0:00
0:00

0:00

„Czy to jest sprawiedliwość?!” - pytał Petru 21 maja 2017 na konwencji swojej partii. Dowodził, że program 500 plus jest podwójnie niesprawiedliwy: "od dołu", bo pomija "samotne matki wychowujące jedno dziecko i "od góry", bo wspomaga "zamożne wielodzietne rodziny".

Osoby niesłusznie pominięte

Próg dochodowy, poniżej którego uzyskuje się świadczenie na pierwsze dziecko wynosi 800 zł na głowę w rodzinie (1200 zł, gdy dziecko jest niepełnosprawne). Aby samotny rodzic dostał 500 plus jego zarobki muszą być niższe niż 1600 zł netto, czyli – jeżeli rodzic pracuje na umowę – ok. 2200 brutto, niewiele więcej niż płaca minimalna (2000 zł), czyli bardzo mało, zwłaszcza w dużym drogim mieście.

Trudno oszacować, ile trzeba by dołożyć do systemu 500 plus, żeby zasiłek objął także rodziny ubogie, ale nie dość biedne. Zasiłek dostaje 3,78 mln, ok. 55 proc. wszystkich.

500 plus nie dostaje zatem 3 mln pierwszych dzieci. Ile z nich jest "biednych, ale nie dość"? Gdyby uznać, że jedna trzecia rozszerzenie programu oznaczałoby dodatkowy - ogromny - koszt rzędu 6 mld rocznie.

Wielodzietność fałszywa czyli dwoje dzieci

A zamożne rodziny wielodzietne? Rzecz w tym, że nie wiadomo, co Petru rozumiał pod tym pojęciem. Może wielodzietna byłaby już rodzina z dwójką dzieci (choć nie jest to prawidłowe znaczenie terminu), bo bierze z automatu zasiłek do drugie dziecko? Ile jest zatem drugich (i kolejnych) dzieci w rodzinach na tyle zamożnych, że nie powinny dostawać 500 plus, ale dostają?

Przeczytaj także:

Najpierw ustalmy, kto jest "zamożny"? W zapowiedziach tejże Nowoczesnej ulgę podatkową (zamiast 500 plus) miałyby otrzymywać dzieci Polaków, którzy "nie łapią się" na II próg podatkowy, czyli zarabiają mniej niż 85 tys. brutto rocznie. Kto zarabia więcej - jest zamożny. Sprawdźmy, ile osób jest - w tym sensie - na tyle zamożnych, że ich dzieci mogłoby/powinno być pozbawione świadczenia.

  • II próg podatkowy osiąga ok. 710 tys. osób, niespełna 3 proc. podatników. Niestety, nie znamy średniej liczby dzieci w tej grupie dochodowej. Średnia dla wszystkich rodzin według GUS wynosi 1,62 dziecka, ale... dzieci w wieku do 24 lat. Danych do 18 lat GUS nie podaje, a tylko na takie dzieci przysługuje 500 plus;
  • Licząc (proporcjonalnie) na rodzinę przypada zapewne ok. 1,2 dziecka w wieku do 18 lat. W zamożnych rodzinach żyłoby zatem ok. 852 tys. dzieci do 18 roku życia, przy czym zapewne ta wartość jest zawyżona;

Po pierwsze dlatego, że zamożniejsi ludzie mają zapewne średnio mniej dzieci do 18 lat, choćby dlatego, że są starsi. Po drugie, w niektórych rodzinach oboje rodzice "załapują" się na II próg podatkowy, a dzieci mają wspólne. Po trzecie w końcu, wysoki status majątkowy koreluje z niską dzietnością

  • Ale tylko drugie (i kolejne) dziecko dostaje wsparcie od państwa; a takich dzieci jest już tylko 142 tys dzieci (852 tys. wszystkich minus 710 tys. pierwszych).
Gdyby odebrać ulgi na drugie i kolejne dzieci w zamożnych rodzinach, budżet zaoszczędziłoby rocznie ok. 850 mln zł.

Rodziny prawdziwie wielodzietne

Ryszard Petru mówił jednak wyraźnie o "rodzinach wielodzietnych", a to inna kategoria niż 2+2. Znaczenie pojęcia ewoluowało: do II wojny światowej wielodzietne były rodziny z pięciorgiem dzieci lub więcej, po wojnie - z czwórką lub więcej, od lat 60. - z minimum trójką. Tak też ujęte jest to w Ustawie o systemie oświaty, taką definicją posługuje się GUS.

W 2011 roku w Polsce było ok. 1 mln 8 tys. rodzin wielodzietnych, w tym 627 tys. z dziećmi (do 24 roku życia). Ich liczba spada, w 2011 roku stanowiły 12,4 proc. ogółu rodzin, w 2002 roku było ich więcej - 17,2 proc.

Rodziny wielodzietne mają swój specyficzny profil: - aż 60 proc. z nich mieszka na wsiach, a 73 proc. w miejscowościach poniżej 50 tys. mieszkańców. A w mniejszych miejscowościach zarabia się mniej; - matka w rodzinach wielodzietnych ma niższe wykształcenie, niż w pozostałych. A niższe wykształcenie koreluje z niższymi zarobkami.

Wpływa to negatywnie na kondycję materialną rodzin wielodzietnych. Według GUS tzw. ubóstwo relatywne dotyka 17,2 proc. gospodarstw domowych w modelu 2 + 2, ale już 37,3 proc. - w modelu 2+3 plus.

Miarą ubóstwa relatywnego według GUS jest poziom 50 proc. średnich miesięcznych wydatków ogółu gospodarstw domowych, kto wydaje mniej jest relatywnie ubogi.

Bardziej ostrym kryterium jest ubóstwo skrajne - co roku jego granicę szacuje Instytut Pracy i Spraw Socjalnych wyznaczając tzw. granicę minimum egzystencji.

Poziom minimum egzystencji pozwala na zaspokojenie potrzeb konsumpcyjnych, poniżej którego występuje biologiczne zagrożenie życia i rozwoju psychofizycznego człowieka, a mówiąc mniej formalnym językiem - to kwota poniżej której po prostu trudno jest przeżyć.

Zasięg ubóstwa skrajnego w rodzinach z dwójką dzieci wynosi 4,5 proc. gospodarstw domowych, z trójką - już 11,2 proc., a z czwórką lub większą liczbą - aż 27 proc. Oznacza to, że ponad jedna czwarta rodzin 4 plus ma problemy z przeżyciem od pierwszego do pierwszego (a przynajmniej miała, do wprowadzenia programu 500 plus, bo dane pochodzą z 2014 roku)

Dzieci grożą ubóstwem

Związek wielodzietności z ubóstwem jest logiczny. Im więcej dzieci w domu, na tym większą liczbę głów trzeba podzielić dochód. Aby utrzymać standard życia - przy każdym kolejnym dziecku należałoby dostawać podwyżkę, co jest mało prawdopodobne. Raczej odwrotnie, bo rośnie prawdopodobieństwo, że jedno z partnerów - w patriarchalnej Polsce zazwyczaj matka - rezygnuje z pracy zawodowej.

Według raportu Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, aż 58 proc. rodzin wielodzietnych przed wprowadzeniem 500 plus osiągało dochód nieprzekraczający 3 tys. netto miesięcznie. Jedynie 3 proc. rodzin wielodzietnych miało dochód równy lub wyższy 8 tys. zł. Przy dwojgu rodzicach i średniej liczbie 4 dzieci w rodzinie wielodzietnej 8 tys. zł na rodzinę oznacza 1,33 tys. na głowę. To o 130 zł mniej niż w dwuosobowym gospodarstwie domowym, gdzie oboje pracują na minimalnej krajowej. Naprawdę trudno nazwać to „zamożnością”, choć na tle wszystkich rodzin wielodzietnych to i tak dobry wynik.

Ile zatem mogłoby być naprawdę wielodzietnych, czyli minimum pięcioosobowych zamożnych rodzin, które zdaniem Ryszarda Petru niesprawiedliwie skorzystały na programie 500 plus?

Wracamy do założenia, że zamożny Polak, to ktoś, kto łapie się na II próg podatkowy, czyli zarabia nieco ponad 85 tys. rocznie. Miesięcznie - ponad 7 tys. brutto, czyli netto niecałe 5 tys. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tzw. skale ekwiwalentności, czyli parametry uwzględniające potrzeby poszczególnych członków rodzin,

to "uzyskamy" dochód netto 15 tys. zł miesięcznie, brutto: 21 tys. brutto – pięć średnich krajowych. Tyle musieliby zarabiać rodzice trójki dzieci, żeby rodzina była "zamożna".

A tymczasem spośród wszystkich 627 tys. rodzin wielodzietnych jedynie 3 proc. ma dochód wyższy niż 8 tys., czyli ok. 18 tys. rodzin. Ale ich dochód na poziomie zamożności rodziny, powinien być niemal dwa razy wyższy! A wraz ze wzrostem relatywnie wysokich dochodów z poziomu na poziom drastycznie maleje liczba osób, które tyle zarabiają (to jest jeden z przejawów rozwarstwienia – im jesteś bogatszy, tym do mniejszego grona należysz).

Trudno tu o twardą liczbę, ale rodzin naprawdę wielodzietnych, o których mówi Ryszard Petru może być w całym kraju najwyżej kilka tysięcy, a może nawet kilkaset. Koszt dla budżetu transferów 500+, może sięgać kilkudziesięciu milionów.

500+ wypłacane zamożnym a nie wypłacane "nie dość biednym" nie jest rozwiązaniem społecznie uczciwym. Szkoda tylko, że aby tego dowieść Petru sięga po demagogiczne przeciwstawienie realnego problemu niskiego progu odcięcia 500 plus dla samotnej matki z nieco wydumanym problemem dzieci wielodzietnych zamożnych rodzin, które miały obłowić się na 500 plus.

Manipulacja polega na fałszywej symetrii. Bo takich zamożnych wielodzietnych rodzin w Polsce prawie nie ma.

;

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze