0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

Czarnecki, Kaczyński, Radziwiłł, Żalek, Karczewski, Szczerski, Mazurek i kilkoro polityków drugiego szeregu. Zasłużyli na miejsce na liście OKO.press, ale czytelników prosimy o uzupełnienia, bo na pewno o kimś zapomnieliśmy.

Kolejne grupy - kobiety, lekarze, nauczyciele, osoby z niepełnosprawnościami, ludzie LGBT - mają poważny problem, czują się pokrzywdzone materialnie (zarabiają za mało) lub moralnie (naruszono ich godność lub wolność). Władza - ta i/lub poprzednia - jest winna, że problem powstał, a obecna mogłaby coś z nim zrobić. Ludzie protestują, skarżą się na los.

I wtedy przedstawiciel władz udziela im "dobrej rady", która elektryzuje opinię publiczną swoją bezczelnością, nieczułością, a nawet okrucieństwem. Oznacza też zwykle wybielenie władzy i zdjęcie z niej odpowiedzialności.

1. Senator Bonkowski: "Uczyć się można i w gorszej szkole, a nawet w domu, jak się chce"

Najnowszy przykład to senator Waldemar Bonkowski (zawieszony w PiS po serii antysemickich wpisów, wcześniej w PC), który w TVN24 komentował 10 lipca 2019 brak miejsc w szkołach średnich, jaki powstał w wyniku tzw. podwójnego rocznika. Polityk, który sam odebrał wykształcenie zasadnicze zawodowe w zawodzie stolarz-tapicer, udzielił zdesperowanym uczniom kilku rad:

"Ja też chciałem iść do takiej szkoły czy do takiej, ale trzeba było tam, gdzie były możliwości. Ja bym chciał, żeby wszystkie szkoły były najlepsze w Polsce. Niestety tak nie jest i tak nigdy nie będzie, więc nigdy się wszyscy uczniowie nie dostaną do najlepszej szkoły. Ale uczyć się można i w gorszej szkole. W każdej można się uczyć. Nawet jeśli skończą nierenomowaną szkołę, a będą mieli dobre wyniki, to mogą pójść na lepsze studia. To nie zamyka drogi, że jak już raz poszedł do gorszej szkoły, to do końca życia jest skazany, że będzie na gorszych studiach.

Będzie ambitny, będzie się kształcił. Można się nawet w domu uczyć, jak się chce".

Młodych ludzi, którzy przeżywają rozczarowanie, lęk i złość, a także ich Bogu ducha winnych rodziców taki komentarz musi boleć. Podobnie jak postawa władz wobec całej reformy - uparte zaprzeczanie, że coś jest nie tak. Zalewskiej już nie ma, narracja się nie zmienia.

2. Senator i wiceminister Stanisławek: "Poszukać szkoły zagranicą"

Wiceminister nauki senator Andrzej Stanisławek jest jedynym wśród omawianych dziś polityków, który za "dobrą radę" stracił posadę. 9 lipca 2019 złożył dymisję z powodu tego, co dzień wcześniej powiedział Kurierowi Lubelskiemu. Nie jest jasne przy tym jasne, czy musiał odejść z powodu pierwszej czy drugiej części wypowiedzi.

W pierwszej mówił o kryzysie w oświacie:

"Minister Anna Zalewska zapewniała, że dla wszystkich uczniów znajdą się miejsca. Trudno było w to nie wierzyć. Mogę tylko ubolewać nad obecną sytuacją. Może miejsca są dla wszystkich, ale nieproporcjonalnie rozłożone.

Może nie w każdym mieście sytuacja została wcześniej w pełni przeanalizowana" – przyznał odrywając się całkowicie od obowiązującego hurraoptymizmu.

W drugiej wypowiedzi podzielił się "myślą, która przychodzi mi do głowy, że może trzeba skorzystać z rozwiązań studenckich. Nie wiem, czy jest jeszcze na to szansa,

ale może uczniowie, którzy nie dostali się do żadnej szkoły, mogą poszukać odpowiedniej za granicą".

Potem twierdził, że mówił o wymianie młodzieży, ale "dobra rada" już poszła w świat. I wkurzyła młodych ludzi i ich rodziców.

3. Posłanka Hrynkiewicz: "Niech [lekarze] jadą"

W czwartek 12 października 2017 roku Sejm dyskutował o proteście głodowym lekarzy rezydentów i ich postulatach podwyżek oraz zwiększenia nakładów na służbę zdrowia. Posłanka Platformy Obywatelskiej Lidia Gądek mówiła z trybuny, że jeżeli młodzi lekarze nie będą lepiej zarabiać, to wyjadą za granicę.

I wtedy posłanka PiS Józefina Hrynkiewicz krzyknęła z ław sejmowych: "Niech jadą!".

„Słuchajcie! To do was powiedziała posłanka PiS. Zamiast wam podziękować, pochylić czoła za to, co robicie dla ochrony zdrowia w Polsce" – mówiła dalej Gądek do rezydentów, którzy przysłuchiwali się debacie z loży dla widzów.

Każdy, kto udziela dobrych rad ludziom poszkodowanym finansowo, naraża się, że ktoś sprawdzi, ile sam/a zarabia, zwłaszcza jeśli z racji funkcji publicznej musi składać zeznanie majątkowe. OKO.press sprawdziło, że w 2016 roku Hrynkiewicz zarobiła 280 tys. zł, czyli 23 tys. miesięcznie.

Posłanka Józefina Hrynkiewicz w 2016 roku zarobiła łącznie prawie 280 tys. złotych. Według jej własnego oświadczenia majątkowego otrzymała:

  • ponad 88 tys. złotych wynagrodzenia na Uniwersytecie Warszawskim (jako profesor zwyczajny),
  • ponad 70 tysięcy złotych emerytury,
  • prawie 30 tys. złotych diety poselskiej,
  • ponad 89 tys. złotych uposażenia poselskiego, przysługującego zawodowym posłom (czyli tym, którzy nie łączą zasiadania w parlamencie z inną pracą),
  • oraz niespełna 2 tys. złotych za recenzję pracy doktorskiej na KUL.

Wynagrodzenie młodych lekarzy to ok. 3,1- 3,9 tys. miesięcznie. Czyli maksymalnie 46,8 tys. zł rocznie.

Na służbę zdrowia Hryniewicz wyrzekała już w styczniu 2016 roku, gdy dostała "uczulenia na warunki w sali sejmowej".

O Józefie Hrynkiewicz było już raz głośno, również w kontekście medycznym. W styczniu 2016 „Super Express” napisał, że „posłanka PiS kipiała ze złości, bo musiała czekać dwie godziny w kolejce do lekarza”. Hrynkiewicz opowiadała „SE” o swoich przeżyciach związanych z wizytą u lekarza. Ze szczegółami:

„Pilnie szukałam pomocy z powodu ataku alergii oraz powikłań wywołanych silnymi uczuleniami na warunki w sali plenarnej Sejmu. Objawy alergii postępowały szybko (opuchnięcia, wysypka, krwawe wylewy). Około godz. 21.30 poczułam trudności w oddychaniu”.

Jak mówiła, pojechała najpierw do jednej ze stołecznych przychodni. Tam dostała skierowanie do Kliniki Dermatologii przy ul. Koszykowej. Ale gdy dotarła tam po północy, klinika była zamknięta. Pojechała więc na oddział ratunkowy w szpitalu przy Lindleya i z powrotem do Kliniki Dermatologii.

„Kolejne pół godziny czekałam na lekarza. Około godz. 2. w nocy dostałam receptę i skierowanie do specjalisty” – opisywała swą niedolę.

Gdy krótko potem sejmowa komisja zdrowia debatowała o podniesieniu stawek za leczenie dla szpitali akademickich, posłanka Hrynkiewicz uznała za stosowne podzielić się swoimi doświadczeniami.

„Natomiast, panie profesorze (zwracam się do pana posła Zembali) nie dalej jak 18 grudnia usiłowałam skorzystać z pomocy medycznej placówek Uniwersytetu Medycznego w Warszawie i powiem tylko tyle, panie profesorze:

nie daj Boże nikomu więcej trafić tam, gdzie ja trafiłam, i być potraktowanym tak, jak ja byłam” – mówiła.

„Proponuję pani poseł, jeżeli tak drastyczne przeżycia towarzyszyły temu, zwrócenie się do Rzecznika Praw Pacjenta. On służy temu, żeby w takich sytuacjach pomagać” – podsumował wówczas jej wystąpienie przewodniczący komisji Bartosz Arłukowicz.

4. Marszałek Karczewski: "Warto pracować dla idei, a nie myśleć o pieniądzach"

11 kwietnia 2018 marszałek Senatu Stanisław Karczewski poruszył temat trwającego od 8 kwietnia strajku nauczycieli. Apelował, by „pomyśleli o dzieciach” i niezwłocznie wrócili do swoich obowiązków. A konkretnie, by nauczyciele „zajęli się tym, co dla nich jest istotne i dla nas”.

Zdaniem marszałka Senatu pensje nie mieszczą się w kategorii „istotnych rzeczy”:

„Znowu zostanę zhejtowany i skrytykowany, bo kiedyś już mówiłem, przy sporze z rezydentami, że powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei, a dla dzieci jeszcze tym bardziej powinniśmy pracować”.

Z oświadczenia majątkowego Karczewskiego za rok 2017 OKO.press dowiedziało się,

ile jest warta praca dla idei. Rocznie 236 548 złotych. Miesięcznie - 19,7 tysięcy złotych, bo tyle zarabia marszałek.

Kwotę tę ustaliliśmy jako jednostkę „Pracy Dla Idei” (w skrócie PDI). I w tej walucie wyliczaliśmy płace nauczycieli, np. nauczyciel stażysta zarabia miesięcznie ok. 2500 zł, czyli 0,13 PDI

Marszałek uzyskał:

  • dochód za pełnienia funkcji marszałka Senatu – 201 371 zł;
  • dietę parlamentarną – 30 062 zł;
  • dietę wyjazdową – 5 115 zł.

5. Minister Szczerski: "Nikt nie każe nauczycielom żyć w celibacie"

Krzysztof Maria Szczerski, szef gabinetu Andrzeja Dudy, 2 marca 2019 komentował nauczycielskie żądania podwyżek. Zaczął (standardowo): pouczył nauczycieli o ich misji i ostrzegał, że ich protest zostanie wykorzystany politycznie

"Pan prezydent wzywa i nadal będzie wzywał do dialogu społecznego, dlatego że akurat zawód nauczyciela ma tę szczególną misję, że on też ma charakter wychowawczy. Jeśli nauczyciele będą podejmowali akcje protestacyjne muszą robić to w ten sposób, żeby uczniowie i rodzice zrozumieli (...), dlaczego tak drastyczną formę ten protest przyjmuje i żeby to było wychowawcze(...) "Jakakolwiek forma protestu w trakcie kampanii wyborczej będzie natychmiast upolityczniona. Nawet jeśli związki zawodowe by chciały zrobić z tego protest wyłącznie społeczny, on będzie protestem politycznym. Uważam, że każdy świadomy uczestnik życia publicznego - a przecież pan Broniarz i ZNP nim jest – musi wiedzieć o tym, że to będzie protest natychmiast wykorzystany w kampanii wyborczej, protest polityczny i cała próba tego, żeby domagać się praw nauczycieli, po prostu pójdzie z dymem".

Udzielił też - w domyśle - "dobrej rady" nauczycielkom i nauczycielom:

"Nauczyciele nie mają obowiązku życia w celibacie. W związku z powyższym także te transfery, które są dzisiaj dokonywane na przykład dla rodzin polskich, 500 plus, to też dotyczy nauczycieli".

Sławomir Broniarz uznał to za "chamską, obraźliwą wypowiedź", bo - faktycznie - Szczerski zasugerował, by nauczycielki - zamiast walczyć o godne płace - powinny rodzić więcej dzieci. Kto by wtedy uczył w szkole, tego minister nie powiedział.

6. Prezes Kaczyński: żeby ciąża kończyła się jednak porodem ("dobra rada" + 4000 zł)

W rozmowie z PAP 12 października 2016, w dziewięć dni po "czarnym poniedziałku" 3 października, gdy setki tysięcy kobiet protestowały przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji w wersji Ordo Iuris, Jarosław Kaczyński zapowiedział, że

"Będziemy dążyli do tego, by aborcji w Polsce było dużo mniej (…), by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię”.

Na pozór nie była to "dobra rada", ale światopoglądowa wypowiedź. Ale wymowa była jasna: Kaczyński zapowiadał, że zamiast aborcji upośledzonego płodu, kobieta ma rodzić. Gdyby taka nowelizacja ustawy weszła w życie, liczba legalnych aborcji zmalałaby o ponad 90 proc., bo ogromna większość odbywa się właśnie z powodu „dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu”.

Po kolejnych protestach PiS zrezygnowało z tego. Żeby jednak wzmocnić "dobrą radę" Kaczyńskiego wprowadzono - pomysł z piekła rodem - 4000 zł jednorazowego świadczenia za donoszenie ciąży z uszkodzonym płodem, pod warunkiem, że dziecko urodzi się żywe choćby na chwilę. Za urodzenie martwego dziecka kobieta, która zdecydowała się na ciążę z makabryczna perspektywą, nie dostanie ani grosza.

7. Poseł Żalek: Można urodzić martwe dziecko. "Tak jest, każdy z nas umiera"

Wiceszef klubu PiS Jacek Żalek (Porozumienie, wcześniej Polska Razem Jarosława Gowina) rozwinął twórczo "dobrą radę" Jarosława Kaczyńskiego (patrz nr 6). Kilkakrotnie powtarzał w październiku 2016 w TOK FM, że zgodnie z Konstytucją i wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego (z 28 maja 1997 – przyp. red.) polskie prawo nie zezwala na aborcję w przypadku uszkodzenia płodu. Zapowiedział wykreślenie z ustawy takiej możliwości i zapewnienie „pomocy dla rodzin wychowujących niepełnosprawne dzieci”.

Piotr Kraśko dopytywał, czy mamy prawo wymagać od kobiety donoszenia ciąży, która zakończy się śmiercią dziecka. Żalek użył zaskakującego argumentu:

„Przecież każda matka wie, w momencie poczęcia, czy urodzenia, że jej dziecko umrze. Tak jest, każdy z nas umiera”.

„Panie pośle, bez przesady – zdziwił się Kraśko – Stajemy przed taką kobietą. I ona mówi: Pozwólcie mi zakończyć tę ciążę, nie każcie mi czekać pół roku i rodzić martwe dziecko. Dziennikarz próbował wywołać w pośle odruch empatii i zasugerować mu, że jego "dobra rada" nie jest taka dobra.

Żalek: „Od tego jest porządek prawny, jesteśmy związani prawem. Nie ma zapisu w Konstytucji, że chory, czy niepełnosprawny, to ma inne prawa, przeciwnie, jest zapis, że nie można nikogo dyskryminować”.

8. Europoseł Czarnecki: "Wielu nauczycieli dostanie konkretne 500 plus"

500 plus to ostateczny argument PiS w wielu dyskusjach. Ta "dobra rada" dla strajkujących nauczycieli wracała w łagodniejszej formie - bez sugestii, by płodzić dzieci - w wielu wypowiedziach polityków PiS, m.in. Ryszarda Czarneckiego 4 marca 2019:

„Akurat bardzo wielu nauczycieli mających dzieci, otrzyma 500 plus od pierwszego dziecka. I to bardzo niedługo”.

„Ale oni chcą mieć pieniądze za swoją pracę, a nie za to, że mają dzieci” – zwróciła uwagę dziennikarka Superstacji.

„Tak, ale będą to konkretne pieniądze”.

Uwaga Czarneckiego pozostaje "dobrą radą" o tyle, że europoseł używa demagogicznego argumentu: świadczenie równe dla wszystkich ma uśmierzyć poczucie nauczycielskiej krzywdy, że zarabiają za mało w porównaniu z zarobkami w Polsce. Rada nie stosuje się zupełnie do nauczycielek, które dzieci nie mają.

9. Marszałek Karczewski: "przy piątce dzieci przez 10 lat dostaniesz 300 tys. zł"

Dokładnie ten sam sposób myślenia zaprezentował na Twitterze Stanisław Karczewski odpowiadając na zarzuty dziennikarza Marcina Dobskiego, że „piątka Kaczyńskiego” nie obejmuje wszystkich. Marszałek Senatu, który - wbrew kulturalnej aparycji - potrafi być nieprzyjemnym i bezczelnym demagogiem, sięgnął po kalkulator.

Karczewski mógłby wyliczyć gigantyczny zysk Dobskiego w 18 lat - 540 tys. wtedy "dobra rada" w brutalnej wersji brzmiałaby jeszcze lepiej:

"Brakuje ci kasy? Chcesz zarobić ponad pół miliona? Strzel sobie piątkę dzieci".

10. Posłanka Mazurek do samotnych matek: "ustabilizować sytuację życiową i załapać się na 500+"

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek, a także - co istotne - szefowa sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny*, 2 lutego 2016 w PR 24 zachwalała programu Rodzina 500 plus. Padło pytanie, co z samotnymi matkami z jednym dzieckiem, które dostaną świadczenie dopiero, gdy dochód na osobę będzie mniejszy niż 800 zł; wystarczy, że zarobią 1605 zł i pomocy nie będzie. Dziennikarka zapytała, co posłanka PiS powiedziałaby takiej samotnej matce.

Mazurek na to:

"Zachęcałabym ją do tego, by spróbowała ustabilizować swoją sytuację rodzinną i mieć więcej dzieci, tak aby móc na to świadczenie się załapać".

Mazurek przepraszała potem za wypowiedź, która sprowadzała się do "dobrej rady" - znajdź sobie, kobieto, męża. Tak jakby to była właściwa odpowiedź dla kobiet samotnych, które mają pretensje, że są dyskryminowane.

*Mazurek opuściła komisję w kwietniu 2018.

11. Posłanka Dziuk: "zakasać rękawy i znaleźć inną pracę"

"Dobrą radę" gliwickiej posłanki Barbary Dziuk znamy z relacji na FB Malwiny Turek. Działo się to w październiku 2017, gdy Sejm debatował nad wprowadzeniem zakazu handlu w niedziele (ostatecznie wszedł w życie od marca 2018). Turek, właścicielka agencji IKiB z Tarnowskich Gór organizującej m.in. akcje promocyjne w galeriach handlowych, broniła miejsc pracy dla młodych ludzi, którzy dorabiali sobie na jej imprezach. Rozżalona napisała na FB do posłanki z regionu Barbary Dziuk, że po wprowadzeniu zakazu handlu części pracowników grozi bezrobocie. Posłanka udzieliła "dobrej rady" tracącym pracę:

„Ja też kiedyś byłam bezrobotna i ludzie nie mają się użalać nad sobą. Niech zakasają rękawy i sobie znajdą inną pracę” – odpisała Dziuk (według relacji Malwiny Turek).

Posłanka Dziuk wyraża tu arogancję w stylu "liberalnych elit" III RP, którym zdarzały się też "dobre rady" z perspektywy tych, którym się udało. Jak odpowiedź Bronisława Komorowskiego, na skargę młodego człowieka jak żyć za dwa tysiące, która pogrążyła prezydenta przed wyborami 2015: "Znaleźć inną pracę. Wziąć kredyt. Mieć pracę. Wiesz, że w Polsce spada bezrobocie? A w Anglii idzie w górę".

12. Minister Radziwiłł: pokochajcie dziecko z gwałtu

OKO.press analizowało cała serię wypowiedzi ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła o tabletkach "dzień po", które są legalnym środkiem antykoncepcyjnym (a nie wczesnoporonnym!), choć od 23 lipca 2017 dostępnym już tylko na recepty.

6 kwietnia 2017 Radziwiłł w Sejmie oświadczył: "Mam cztery córki i więcej wnuczek. I w każdym przypadku - oświadczam uroczyście -

gdyby doszło do strasznego nieszczęścia (gwałtu), to z całą pewnością otoczyłbym miłością to dziecko i swojego wnuka".

I żeby nie było wątpliwości, że wypowiada się także jako lekarz: „Mam prawo do tego, żeby trzymać się swojego sumienia i nie zostawiać go przed gabinetem”.

Minister zdrowia nie rozumie pojęcie lekarskiego sumienia. Zgodnie ze stanowiskiem Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN, Radziwiłł (zwłaszcza gdyby był ginekologiem) miałby prawo do „odmowy wykonania bądź uczestniczenia w wykonaniu zabiegu przerwania ciąży (…) oraz osobistego udziału w procedurze zapłodnienia pozaustrojowego”. Ale klauzula sumienia nie dotyczy recept, bo ich wypisywanie "nie wiąże się z osobistym podejmowaniem czynności, które bezpośrednio godzą bądź stanowią bezpośrednie i realne zagrożenie dla określonego dobra”.

Bezwzględna, a nawet okrutna wypowiedź Radziwiłła ma działać jak perswazja, a nawet forma nacisku na lekarzy i farmaceutów. A także wywierać moralną presję na kobiety: "Skoro minister poświęca szczęście swojej córki czy wnuczki, to ta tabletka musi być moralnie zła".

Ostentacyjna moralność Radziwiłła zamienia się więc w "dobrą radę" dla kobiet, które padły ofiarą gwałtu (np. randkowego): "zajdźcie w ciążę i pokochajcie to dziecko"

13. Posłanka Krynicka : postrzelać sobie na strzelnicy

Posłanka Bernadetta Krynicka, pielęgniarka z Łomży, brutalnie skomentowała 8 maja 2018 protest rodziców i dzieci z niepełnosprawnościami w Sejmie: "jako matka dziecka niepełnosprawnego, osoby dorosłej, może to będzie brutalne, znalazłabym paragraf na tych rodziców, którzy przetrzymują swoje dzieci w Sejmie w takich warunkach niegodnych".

Na obradach sejmowej komisji ds. osób niepełnosprawnych posłanka z Łomży 18 maja (30. dnia protestu) odpowiadała na zarzut opozycji, że państwo nie przeznacza środków na pomoc rodzinom osób z niepełnosprawnościami, a jednocześnie finansuje budowę strzelnic (program MON "Strzelnica w powiecie" ma kosztować rocznie 2,9 mld). Argumentowała:

"te strzelnice, obrona terytorialna, te ławeczki, to wszystko też jest dla osób niepełnosprawnych. Nie widzę problemu, żeby osoby niepełnosprawne nie mogły korzystać ze strzelnic".

I zarzuciła opozycji, że chce dyskryminować takie osoby: "Wykluczacie je ze społeczeństwa. Skazujecie na siedzenie w domu". Tymczasem trzeba "pomóc osobom niepełnosprawnym, aktywizować społecznie i zawodowo i żeby oni właśnie mogli korzystać z tych strzelnic. Moja córka (...) z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym naprawdę świetnie strzela".

Wypowiedź sama w sobie byłaby nawet społecznie pożyteczna, bo rozbija stereotyp osoby z niepełnosprawnością, która nie może podejmować wielu aktywności, zwłaszcza "ryzykownych", gdyby nie kontekst.

W debacie o pomocy dla rodzin zabrzmiała jak "dobra rada", by nie upominać się o wsparcie finansowe, ale skorzystać ze wspaniałomyślnej inicjatywy MON i pójść sobie z dzieckiem postrzelać.

14. Poseł Żalek - zwyrodniałym rodzicom nie można dać gotówki

Poseł Jacek Żalek 9 maja 2018 mówił w TOK FM, że nie można spełnić postulatu protestujących w Sejmie i dać im po 500 złotych miesięcznie w gotówce, bo traktują oni swoje dzieci jak "żywe tarcze" i "zakładników".

"Po tym, jak oni się zachowują, ci opiekunowie w Sejmie, jestem przekonany, że nie można dać im tej gotówki. Bo jeżeli jako żywe tarcze traktują swoje dzieci, to cóż dopiero... A mogą zdarzyć się niestety zwyrodniali rodzice.

Te dzieci, które czasami nie mają głosu, które są zamknięte, nie chodzą do szkoły - nie ma możliwości sprawdzenia, czy te pieniądze zostały wydane na potrzeby tych dzieci, czy został w inny sposób wydatkowane na potrzeby opiekunów. Jeżeli na oczach całej Polski można traktować dzieci jako zakładnika do realizacji swoich partykularnych interesów, to boję się, że w zaciszu domów niestety tak samo może być".

Propozycja Żalka, oczywiście w obronie dzieci, brzmi: nie dawać świadczeń zwyrodniałym rodzicom. Jeśli świadczenia, to w usługach. Trudno to uznać za "dobrą radę" dla protestujących w Sejmie rodziców (zobacz film OKO.press), chyba żeby zrozumieli, jak strasznie krzywdzą swoje dzieci, traktując je jak żywe tarcze swoich partykularnych interesów.

15. Europoseł Czarnecki: Macie zaspokojone prawa, nie dyskryminujcie nas, hetero

Ryszard Czarnecki w "Faktach po faktach" 3 czerwca 2017 komentował potężną Paradę Równości, która przeszła przez Warszawę z żądaniem równych praw dla osób LGBT, m.in. związków partnerskich. Wprost nie udzielał dobrych rad, ale sugestia była jasna. "Ci ludzie" - jak mówił - mają "wszelkie prawa zagwarantowane", "Polska jest krajem równości i tolerancji zarówno w sensie formalno-prawnym, jak praktycznym". "Sytuacja obecna w żaden sposób nie zagraża ludziom, którzy uważają siebie za mniejszości seksualne, podnoszenie tego tematu jako wiodącego jest nieporozumieniem" - przekonywał.

I wyciągnął logiczny wniosek: "Jeżeli ci ludzie domagają się czegoś więcej niż osoby heteroseksualne, to dlaczego? W tym momencie osoby heteroseksualne mogą się poczuć dyskryminowane".

Dwie pierwsze odpowiedzi Czarneckiego wpisują się w tzw. homofobię nowoczesną, w której wrogość wobec gejów i lesbijek „wynika z postrzegania ich żądań jako nieuzasadnionych wobec rzekomego braku dyskryminacji w społeczeństwie”. Zamiast wysyłać osoby LGBTQ na leczenie czy zamykać w więzieniu, homofob nowoczesny tylko wzdycha: „przecież dyskryminacji już nie ma, po co ci ludzie robią problemy”. Teza, że nie ma „dyskryminacji prawnej i praktycznej” oznacza wyjątkowy rodzaj ślepoty. Polska jest jednym z ostatnich sześciu krajów UE (poza nami Bułgaria, Łotwa, Litwa, Rumunia i Słowacja), które nie zezwoliły parom homo na zawieranie związków partnerskich lub małżeństw.

To oczywisty rodzaj dyskryminacji: państwo odmawia prawnego uznania związku miłosnego i decyzji o wspólnym życiu znacznej grupie swoich obywateli. To oznacza nie tylko naruszenie konstytucyjnych wartości ludzkiej godności i równości praw, ale także cały szereg praktycznych dyskryminacji finansowych, podatkowych, mieszkaniowych, dziedziczenia, odwiedzin w szpitalach itp.

"Dobra rada" Czarneckiego - nie wypowiedziana do końca - ale jasna, brzmi:

przestańcie się wygłupiać, demonstrować, żądać związków czy małżeństw. To są rzeczy dla nas - ludzi hetero. A jak nie przestaniecie, to uznamy, że chcecie nas dyskryminować.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze