W październiku 2019 klub PiS zgodnie głosował za ustawą mylnie nazywaną "Stop Pedofilii". Projektu bronili także europosłowie PiS oraz "Wiadomości" TVP. Jak będzie tym razem? Uchwalenie zakazu edukacji seksualnej mogłoby być nagrodą pocieszenia dla środowisk fundamentalistów katolickich po tym, jak zakaz aborcji "niechcący" utknie podczas prac w komisji
W środę 15 kwietnia 2020 ponownie odbędą się pierwsze czytania projektów obywatelskich. Sejm zdecyduje, czy skierować do dalszych prac w komisji ustawy dotyczące:
Nad ustawą "Stop Pedofilii" Sejm głosował stosunkowo niedawno, bo w październiku 2019 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi. Projektem tym z oczywistych względów nie zdążono zająć się w poprzedniej kadencji. Ponieważ zasada dyskontynuacji prac Sejmu nie obowiązuje projektów obywatelskich, "Stop Pedofilii" powróciło wraz z innymi.
Nic nie wskazuje na to, by tym razem miał on się nie cieszyć sympatią większości sejmowej.
Wbrew nazwie nie dotyczy on wcale pedofilii - to marketingowa manipulacja. Obecny kodeks karny w art. 200b przewiduje, że "Kto publicznie propaguje lub pochwala zachowania o charakterze pedofilskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Twórcy projektu (o nich za chwilę) chcą dopisania do tego artykułu kolejnych paragrafów. Mają one karać za „propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego", za co grozi kara pozbawienia wolności do 2 lat, a także za „propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej (…) w związku z wychowywaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką na terenie szkoły”, co zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 3 lat.
O tym, że celem jest penalizowanie edukacji seksualnej zdradzają w uzasadnieniu ustawy jej twórcy, pisząc m.in., że
„odpowiedzialne za »edukację« seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne”.
Jako przykłady zajęć „propagujących lub pochwalających podejmowanie czynności seksualnych” wymieniane są zajęcia dotyczące:
Warto zwrócić uwagę, że projekt posługuje się kategorią osoby małoletniej, czyli osoby poniżej 18. roku życia. W myśl tych przepisów karnie odpowiadałaby zatem nie tylko szkolna psycholożka mówiąca dwunastolatkowi, że masturbacja jest normalnym zjawiskiem, ale także seksedukatorka, która wyjaśnia siedemnastolatkom, jak bezpiecznie uprawiać seks.
Przeciwko projektowi wypowiedziało się Polskie Towarzystwo Seksuologiczne. W oświadczeniu PTS zaznaczono, że „ustawa, zmierzając do uniemożliwienia prowadzenia działań z zakresu edukacji seksualnej w Polsce, patologizuje te bardzo potrzebne oddziaływania. Autorzy projektu Ustawy dążą do postawienia na równi edukacji seksualnej z propagowaniem pedofilii".
Suchej nitki na projekcie nie pozostawił także Sąd Najwyższy, który we wrześniu 2019 opublikował analizę prawną projektu na zlecenie Kancelarii Sejmu. Zaznaczono wyraźnie, że projektodawcy "mają zamiar kryminalizacji nie tylko podatnej na moralną ocenę kwestii pozytywnego odnoszenia się do podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej, ale także kryminalizacji ogólnego, neutralnego podejścia do tego zagadnienia".
Sąd Najwyższy w swojej analizie podkreślił, że szerzenie wiedzy na temat życia seksualnego ludzi, czego projekt w ewidentny sposób chce zakazać, stanowi konstytucyjne prawo jednostki do nauki (art. 70 ust. 1 Konstytucji RP) oraz prawa do ochrony zdrowia (art. 68 ust. 1 Konstytucji RP).
W listopadzie 2019 projektem ustawy zainteresował się również Parlament Europejski. W rezolucji uchwalonej 14 listopada wyrażono zaniepokojenie „niezwykle niejasnymi, szerokimi i nieproporcjonalnymi przepisami projektu ustawy, które de facto zmierzają do penalizacji upowszechniania edukacji seksualnej wśród nieletnich i których zakres potencjalnie grozi wszystkim osobom – a w szczególności edukatorom seksualnym, w tym nauczycielom, pracownikom służby zdrowia, pisarzom, wydawcom, organizacjom społeczeństwa obywatelskiego, dziennikarzom, rodzicom i opiekunom prawnym – karą pozbawienia wolności do trzech lat za nauczanie o ludzkiej seksualności, zdrowiu i stosunkach intymnych”.
Inicjatorami projektu jest Fundacja PRO - Prawo do życia. Prezesem zarządu jest Mariusz Dzierżawski, były polityk Unii Polityki Realnej, działacz antyaborcyjny i przedsiębiorca. W radzie fundacji zasiada m.in. Bogdan Chazan. W PRO - Prawo do życia pracowała także sama Kaja Godek. Według jej relacji Dzierżawski wyrzucił ją z zarządu, gdy była w zaawansowanej ciąży.
To oni organizują antyaborcyjne pikiety pod szpitalami, szkołami i w innych miejscach publicznych. Do nich należą również niesławne wozy, które jeżdżą po miastach i puszczają z megafonów hasła mówiące o tym, że homoseksualiści to pedofile. Robią to również w czasie trwającej właśnie ogólnopolskiej kwarantanny.
Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Przedstawicielem inicjatywy ustawodawczej "Stop Pedofilii" jest prawnik Olgierd Pankiewicz, który do niedawna był ekspertem prawnym Ordo Iuris. Samo Ordo Iuris całym sercem popiera projekt. Na swoim portalu opublikowali jego entuzjastyczną opinię prawną, którą wysłano nawet posłom oraz europosłom, regularnie informują też o tym, na jakim etapie znajdują się prace nad projektem.
Jesienią, podczas niesławnego "zawieszonego posiedzenia" Sejmu przed wyborami parlamentarnymi, Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie poparło projekt Fundacji PRO - Prawo do życia. Jeszcze podczas pierwszej debaty nad projektem, 15 października, w imieniu całego klubu PiS stanowisko wygłosił poseł Andrzej Matusiewicz.
„Jak widzimy – obecna ochrona jest niepełna i niewystarczająca (...) Projekt zapewnia pełniejszą realizację praw człowieka, realizuje ochronę dóbr dziecka, poszanowania godności, wolności od przemocy psychicznej, ochrony jego prywatności i wrażliwości. To wszystko wartości konstytucyjne. Projektowana zmiana w pełni realizuje prawo rodziców do wychowania dziecka zgodnie z przekonaniami”.
PiS jednak uważa, że projekt powinien mocniej penalizować. Matusiewicz zwrócił uwagę, że przestępstwo zagrożone karą do trzech lat więzienia może zostać warunkowo umorzone. Dlatego propozycją PiS jest kara pięcioletniego więzienia.
Zachwycony ustawą był także Jacek Wilk, poseł z list Kukiz’15, polityk Konfederacji: „Tak intymne sfery nie mogą być roztrząsane w szkołach” - twierdził.
W głosowaniu za dalszymi pracami nad projektem głosowało 221 posłów PiS, dwóch posłów PSL (Jacek Tomczak, Marek Biernacki), sześciu posłów Kukiz'15 (m.in. Stanisław Tyszka), posłowie reprezentujący w tamtej kadencji Sejmu Konfederację (m.in. Jacek Wilk, Robert Winnicki) oraz posłowie niezrzeszeni.
Ale to nie wszystko. Po rezolucji Parlamentu Europejskiego, potępiającej próby efektywnego rugowania edukacji seksualnej, obóz władzy nie chował głowy w piasek, ale otwarcie projektu "Stop Pedofilii" bronił. W listopadzie w głównym wydaniu "Wiadomości" TVP oburzano się na rezolucję Parlamentu Europejskiego potępiającą projekt ustawy. Parlament nazwano "parlamentem pedofilskim".
Teoretycznie PiS powinien traktować projekt "Stop Pedofilii" podobnie jak projekt "Stop Aborcji", czyli gorącego ziemniaka. Ani całkowity zakaz aborcji, ani zakaz edukacji seksualnej nie cieszą się wcale społecznym poparciem.
Jak wynika z sondażu pracowni Ipsos przeprowadzonego dla OKO.press aż 65 proc. badanych uważa, że w szkołach publicznych powinny być prowadzone lekcje edukacji seksualnej, podczas których otwarcie mówi się o sprawach seksu, płci, orientacji seksualnej czy antykoncepcji. Przeciwnych jest 29 proc. Ten trend potwierdza wiele innych badań.
W przypadku "Stop Pedofilii" sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż w przypadku zakazu aborcji.
Po pierwsze walka z mityczną seksualizacją dzieci, ze standardami WHO i oskarżanie osób LGBT+ o deprawację były w 2019 roku kluczowymi elementami kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro deklarował, że będzie "gorącym żelazem wypalać pedofilię" i z tej okazji w bezsensowny sposób zaostrzał kodeks karny. Spreparowano nawet komisję do spraw badania pedofilii, której składu do dziś nie powołano. To właśnie na fali tej propagandy Prawa i Sprawiedliwości Fundacja PRO - Prawo do życia zaczęła latem 2019 zbierać podpisy pod projektem, którego korzenie sięgają roku 2014. Jest on po prostu konsekwencją obranej przez PiS narracji.
Z zakazem aborcji sytuacja jest inna - to nie był postulat wyborczy Zjednoczonej Prawicy, choć politycy PiS, za Andrzej Dudą na czele, chętnie deklarują poparcie dla "obrony życia":
Ustawa jest jednak dla PiS niewygodna, o czym dobrze wie skrajna prawica.
Po drugie, zakaz edukacji seksualnej jest zamaskowany pod pojęciami walki z pedofilią. Oficjalnie politycy PiS mówią, że nikt żadnej edukacji nie chce przecież zakazywać. Chodzi jedynie o "seksualizację". By utwierdzić opinię publiczną w tym przekonaniu jako projekt "Stop Pedofilii" przedstawiają dotychczasowe brzmienie art. 200b kodeksu karnego, który rzeczywiście mówi o penalizacji "propagowania zachowań pedofilskich". Do takiego publicznego, celowego kłamstwa posunął się m.in. Patryk Jaki i pracownicy "Wiadomości" TVP.
PiS wprowadzi pewne poprawki (na przykład zamieni pojęcie osoby małoletniej na osobę poniżej 15. roku życia) i projekt ostatecznie uchwali. Byłaby to nagroda pocieszenia dla środowisk fundamentalistów katolickich po tym, jak "Stop Aborcji" Kai Godek przepadnie w kolejnych głosowaniach albo ugrzęźnie w komisji sejmowej. Oficjalnie zaś wszystko będzie w porządku, bo w szkołach nadal będą się odbywać lekcje WDŻ, których program sprowadza się do konserwatywnej katolickiej edukacji abstynencyjnej.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze