0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Po fatalnym starcie kampanii parlamentarnej Prawo i Sprawiedliwość zalicza właśnie poważne przedwyborcze wewnętrzne przesilenie. W partii rządzącej dzieje się sporo – zarówno jeśli chodzi o personalia, jak i o próby nadania nowego tempa fatalnie rozpoczętej kampanii wyborczej.

16 czerwca ustąpił z funkcji szef sztabu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości europoseł Tomasz Poręba, cieszący się przychylnością prezesa PiS, ale związany też politycznym sojuszem z byłą premier Beatą Szydło. W poniedziałek jego miejsce zajął Joachim Brudziński. Jeden z najbliższych zaufanych Jarosława Kaczyńskiego i były szef Komitetu Wykonawczego PiS, przez długie lata trzęsący partyjnymi strukturami w imieniu prezesa. Do sztabu nadal nie wpuszczono ludzi Mateusza Morawieckiego.

W dniu rezygnacji Poręby wielką konwencję przedwyborczą, zwołaną na sobotę 24 czerwca do Łodzi a przeniesioną w trybie nagłym do Turowa, zapowiedział z fanfarami szef Komitetu Wykonawczego PiS, czyli Krzysztof Sobolewski – również wierny żołnierz Kaczyńskiego (wraz z Brudzińskim i prezesem – na zdjęciu u góry, w czasie rocznicy katastrofy smoleńskiej w 2020 r.).

PiS – ustami kolejnego polityka ze ścisłego otoczenia Kaczyńskiego, czyli Ryszarda Terleckiego – podzielił się informacją o możliwym powrocie do rządu szefa partii.

W roli wicepremiera i zarazem superwizora działań rządu. Decyzja w tej sprawie może zostać ogłoszona w najbliższych dniach.

Według źródeł OKO.press, gdyby Kaczyński miał się zdecydować, podano by to do wiadomości publicznej najpóźniej podczas sobotnie konwencji. Według Super Expressu jednak ma to nastąpić już w środę 21 czerwca.

Sam Kaczyński też o sobie w ostatnich dniach przypomniał.

Wprowadzając temat, który może stać się zmorą tej kampanii – czyli pomysł przeprowadzenia równolegle z wyborami referendum w sprawie unijnego mechanizmu relokacji uchodźców. PiS wciąż usiłuje zbijać na tym polityczny kapitał, mimo że stało się już całkowicie jasne, że

  • polski rząd zastrzegł sobie pełne prawo zarówno do nieprzyjmowania relokowanych uchodźców,
  • jak i do nie wpłacania obowiązkowego w takim wypadku ekwiwalentu finansowego.

Kraje Unii uznały bowiem, że Polska ma szczególnie trudną sytuację ze względu na napływ uchodźców z Ukrainy.

Przeczytaj także:

Turów. Nieoczekiwane zmiany miejsc

Ludzie Kaczyńskiego przejmują stery kampanii PiS, a sam Kaczyński ma zamiar osobiście zabrać się za kierowanie rządem. To wszystko razem ma stanowić czytelny komunikat dla działaczy targanej wewnętrznymi konfliktami partii rządzącej:

Prezes nadal kontroluje sytuację, żadne ze stronnictw nie zyska przewagi, a przed wyborami wszystko jest możliwe.

O tak, wszystko jest możliwe – szybko powiedziała PiS-owi polityczna rzeczywistość. Pierwszą decyzją Brudzińskiego jako nowego szefa sztabu było przeniesienie w trybie awaryjnym konwencji do Turowa.

PiS zaszachowała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska z Platformy Obywatelskiej. Zapowiedziała, że niemały zysk z wynajęcia wielkiej hali Atlas Arena na konwencję PiS przekaże na miejski program refundacji in vitro. Dla PiS-u okazało się to nie do zniesienia – więc nastąpiła zmiana lokalizacji. Ale wpłacona przez PiS bezzwrotna zaliczka na wynajem hali wraz z karą umowną za zerwanie umowy to około 150 tysięcy złotych. Zdanowska zapowiedziała już, że całą tę kwotę przekaże na in vitro w Łodzi.

To, że PiS wyniósł się z Łodzi do Turowa, może świadczyć o tym, ze wzmocni w kampanii antyunijną retoryję i obieca bronić Polaków przed „złą Unią”.

Choć konwencja miała trwać – podobnie jak poprzednia, nazwana „Programowym Ulem” – aż dwa dni, wydarzenie zostało skrócone do jednego dnia jeszcze przed nieoczekiwaną zmianą lokalizacji. Towarzyszy temu narracja, że będzie to konwencja „całej Zjednoczonej Prawicy” – obejmująca więc także ziobrystów i Partię Republikańską Adama Bielana. Jest to element presji na ziobrystów, którzy ciągle próbują wynegocjować z PiS-em korzystne dla siebie porozumienie wyborcze. Przyciśnięta do muru Solidarna… przepraszamy… Suwerenna Polska odpowiedziała więc pięknym za nadobne. I uzależnia udział w konwencji od podpisania umowy (obejmującej też tak drażliwe kwestie jak miejsca na listach).

Według Onetu PiS zamierzał zwieźć na to wydarzenie aż 10 tysięcy działaczy z całej Polski

Miała to być odpowiedź na gigantyczny sukces frekwencyjny opozycyjnego Marszu 4 Czerwca. Problem w tym, że część lokalnych struktur partii zarezerwowała już autokary i noclegi z myślą o Łodzi – od której Turów oddalony jest o 400 kilometrów. Stworzenie odpowiedniego tłoku na konwencji w Turowie może więc być dla PiS-u pewnym logistycznym wyzwaniem.

Wice(nad)premier

Pytanie o to, czy Jarosław Kaczyński wystąpi na konwencji już jako nowy-stary wicepremier rządu Mateusza Morawieckiego, pozostaje wciąż otwarte. Prawdopodobieństwo jednak, że tak się stanie, rośnie. O tym, że Kaczyński rozważa powrót do rządu, napisał w ubiegłym tygodniu Jacek Gądek z gazeta.pl

Tym razem Kaczyński miałby zostać „wicepremierem od wszystkiego” ulokowanym bezpośrednio w kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego

Jako jedyny formalny zastępca szefa rządu (pozostali wicepremierzy straciliby funkcje) patrzyłby mu uważnie na ręce w trakcie kampanii wyborczej.

Ustalenia gazety.pl (i później Radia Zet) potwierdził Ryszard Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS. Przyznał, że Kaczyński rzeczywiście zastanawia się nad powrotem do rządu. I rzeczywiście w roli kogoś więcej niż tylko wicepremiera. "Chodzi o wzmocnienie, zdyscyplinowanie prac rządu w tych ostatnich miesiącach przed kampanią. Chcemy uniknąć takiej sytuacji, że poszczególne resorty działają trochę w oderwaniu od całości. To zawsze jest taki pośpiech przed końcem kadencji”. ­– Terlecki niemal wprost zasugerował, że Kaczyński zamierza wrócić do rządu głównie po to, by pilnować poczynań premiera Mateusza Morawieckiego.

Wojna o sztab trwa w najlepsze

Co znamienne – pogłoskom o Kaczyńskim jako wicepremierze, towarzyszyły i te, jakoby kierownictwo PiS miało zadecydować o odwołaniu obecnego szefa Centrum Informacyjnego Rządu. Tomasz Matynia to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Mateusza Morawieckiego. Jego odwołanie podkopywałoby więc pozycję premiera. No chyba żeby Matynia trafił na odpowiednią pozycję do sztabu wyborczego PiS. To również nie jest wykluczone.

Opisywaliśmy już w OKO.press, jakie rozgrywki toczyły się dotąd wokół sztabu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Przewagę uzyskali w nim stronnicy byłej premier Beaty Szydło, nie dopuszczono do niego natomiast właściwie nikogo z bezpośredniego otoczenia premiera Mateusza Morawieckiego.

Dymisja Poręby z funkcji szefa sztabu PiS mogła więc zostać odebrana jako taktyczne zwycięstwo obozu Morawieckiego. Problem tylko w tym, że nadal nie dopuszczono do sztabu jego przedstawicieli. Za to już powołanie Brudzińskiego na szefa kampanii PiS to jednoznaczny sygnał, że kontrolę nad sztabem wyborczym zamierza w pełni odzyskać Nowogrodzka.

Bocznica blisko dworca

Choć po wyjeździe do Brukseli w 2019 roku Brudziński zszedł w PiS na boczny tor, była to bocznica blisko dworca głównego. Brudziński pozostał zaufanym człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego i zarazem członkiem ścisłego grona decyzyjnego w PiS. Jego relacje z Kaczyńskim miały przy tym szczególny, osobisty charakter.

To właśnie u boku Brudzińskiego Kaczyński wyruszał na swe doroczne, trwające po 7 do 10 dni urlopy.

A to pływają łodziami motorowymi po akwenach Zachodniego Pomorza łowiąc szczupaczki i leszcze, a to wspinają się na Koziarza w Beskidzie Sądeckim. Każda z tych wypraw jest przez Brudzińskiego dokumentowana. Zdjęcia i krótkie nagrania wideo obrazujące wyjątkową relacjęz prezesem PiS dosłownie wylewają się z profili Brudzińskiego w mediach społecznościowych. To czytelne sygnały zarówno dla mediów, jak i do partii. Niezbity dowód na to, że nie ma w PiS polityka, który byłby bliżej prezesa.

Brudziński jest przy tym wszystkim jednak nie tylko wiernym przybocznym i zausznikiem Kaczyńskiego, ale i realnym rozgrywającym w partii. Ma w PiS autorytet i posłuch – w odróżnieniu od Poręby, którego obawiano się nie ze względu na bliski dostęp do ucha prezesa, lecz raczej na to, że sam tym uchem bywał.

Z Brudzińskim jest inaczej. Z Kaczyńskim związał się politycznie jeszcze na początku lat 90. – przechodząc z nim całą drogę od Porozumienia Centrum do PiS. W 2016 roku został wiceprezesem partii. Do 2018 roku, kiedy został ministrem spraw wewnętrznych, był zaś w PiS przewodniczącym Komitetu Wykonawczego, czyli de facto sekretarzem generalnym. Oznaczało to bezpośrednią kontrolę nad partyjnymi strukturami sprawowaną w imieniu Nowogrodzkiej.

Brudziński zna Prawo i Sprawiedliwość od podszewki –

wie o animozjach w poszczególnych regionach, zna słabe i mocne strony posłów i lokalnych kacyków, wie, kto w partii ma dobry dostęp do fruktów, a kto trupy w szafie.

„Cześć wujku” – tak się załatwia sprawy

Maile ze „skrzynki Dworczyka” wydają się przy tym dowodzić, że Brudziński aktywnie zajmował się kadrami nie tylko w partii rządzącej, ale i w opanowanych przez jej nominatów państwowych spółkach.

„Cześć Joachim”, tak zaczynał się mail, w którym padały nazwiska czterech kandydatów na ważne stanowiska w Zakładach Chemicznych „Police”. Wystarczyć miało przesłanie bez słowa komentarza tej wiadomości do członka zarządu zakładów, by wszyscy czterej znaleźli doskonale płatne posady.

„Cześć Wujku” to z kolei pierwsze słowa maila, w którym o pracę w spółce państwowej prosiła młoda kobieta z rodziny polityka. Ta wiadomość miała zostać przesłana przez Brudzińskiego do posła PiS z regionu Brudzińskiego, a kilka miesięcy później jej autorka została zatrudniona w oddziale PGE w Rzeszowie.

Nie należy przy tym zapominać, że znany głównie z rządów twardej ręki Brudziński ma też całkiem spore doświadczenie kampanijne.

Odgrywał istotną rolę w sztabach wyborczych PiS już w 2015 roku (był szefem tzw sztabu organizacyjnego kampanii Andrzeja Dudy i wiceszefem sztabu przed wyborami parlamentarnymi). W 2019 roku kierował całą kampanią – zwycięską dla PiS-u.

W wykonaniu Brudzińskiego kampania PiS zapowiada się jako toporna i brutalna – co nie powinno rozczarować twardego elektoratu partii rządzącej. Brudziński bez mrugnięcia okiem zrealizuje polityczne narracje narzucane przez Nowogrodzką. Tak jest i w wypadku referendum, które usiłuje forsować Jarosław Kaczyński, i w kwestii komisji rosyjskiej powołanej przez PiS jako wyborczego młota na opozycję.

Dla opozycji to nie musi być zła wiadomość. Prawdziwie niebezpieczna mogłaby być odrobina finezji w kampanii PiS po dwóch kadencjach. Pozwoliłaby partii rządzącej odwołać się do wyborców różniących się nieco od jej twardego elektoratu. Joachim Brudziński jako szef sztabu wydaje się być gwarantem jej całkowitego braku.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze