Żadna dyscyplina nauki nie ma dla PiS tak strategicznego znaczenia jak historia. Partia zrobiła na tym polu dużo: atakowała niezależnych naukowców, przejmowała istniejące instytucje i tworzyła nowe. Kult bohaterstwa i męczeństwa przysłonił wszystko
Samo wyrażenie „polityka historyczna” weszło do języka polskiej polityki w 2004 roku. Wówczas stała się ona - uchwałą Rady Politycznej Prawa i Sprawiedliwości podpisaną przez Jarosława Kaczyńskiego - częścią oficjalnego programu partii, która w kolejnym roku wygrała wybory.
(Warto dodać, że entuzjastycznie popierali ją wówczas politycy będący dziś w Koalicji Obywatelskiej - np. Paweł Kowal, dziś kandydat nr 1 Koalicji w Krakowie, a w rządzie PiS wiceminister spraw zagranicznych, oraz Kazimierz Michał Ujazdowski, w I rządzie PiS minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obaj byli wtedy w PiS).
Idea prowadzenia polskiej polityki historycznej w duchu realizowanym dziś przez PiS narodziła się jednak wcześniej - w kręgu prawicowych intelektualistów z krakowskiego „Ośrodka Myśli Politycznej” na przełomie lat 90. i 2000. Jeden z nich, Tomasz Merta, został wówczas wiceministrem kultury w rządzie PiS (2005-2007; zginął w 2010 roku w katastrofie smoleńskiej).
[okonawybory]
O co w tym pomyśle chodziło? W skrócie:
Polem ćwiczebnym dla polityki historycznej w tym wydaniu stało się Muzeum Powstania Warszawskiego, jedna z niewielu inwestycji miejskich przeprowadzonych od początku do końca w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego w stolicy (2002-2004).
Muzeum stało się wielkim sukcesem frekwencyjnym. Było też pierwszą tak dużą placówką muzealniczą opowiadającą o historii w interesujący sposób, bez przeładowania faktami, dynamicznie i interaktywnie, w dodatku z jasnym politycznym przekazem: powstanie może i było militarną klęską, ale stanowiło wielkie moralne zwycięstwo i powód do narodowej dumy.
Przez osiem lat rządów PO-PSL (2007-2015) państwo historią interesowało się umiarkowanie i nie prowadziło wobec niej konsekwentnej polityki. Z jednej strony, PO ulegała często prawicy. Np. PiS i PO wspólnie ustanowiły w 2011 roku święto państwowe „Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych”. Projekt zainicjowany przez Lecha Kaczyńskiego podtrzymał i zaakceptował Bronisław Komorowski.
Z drugiej strony, PO miała jeden wielki projekt historyczny - Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, budowane od 2008 roku. Muzeum miało pokazywać historię polskich losów w czasie wojny na tle uniwersalnym. To wywołało późniejsze oskarżenia - wysuwane przez polityków PiS wobec muzeum - że reprezentuje ono „niepolski punkt widzenia”.
Podczas obecnej kadencji PiS od 2015 roku tak bardzo zmieniał obecność historii w polskim życiu publicznym, a OKO.press pisało o tym tak często, że bez trudu z naszych artykułów na ten temat można złożyć solidną książkę.
Ograniczymy się zatem do syntetycznego podsumowania - linkując tylko nasze artykuły. Zainteresowani Czytelnicy będą mogli z łatwością po nie sięgnąć.
PiS zużył dużo kapitału politycznego na wzięcie pod kontrolę najważniejszych publicznych placówek zajmujących się historią najnowszą. Partię interesuje bowiem historia XX wieku - w tym w szczególności historia relacji polsko-żydowskich, historia II wojny światowej oraz dzieje oporu wobec PRL i początków III RP.
O każdym z tych okresów w dziejach naszej ojczyzny partia rządząca miała coś istotnego do powiedzenia - i często, to, co ma do powiedzenia, nie zgadza się z poglądami dużej części specjalistów.
PiS rozpoczął rządy od trwającego wiele miesięcy ataku na Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz, osobiście, na głównego twórcę tej placówki, prof. Pawła Machcewicza. Zarzucano Muzeum „niepolski punkt widzenia” oraz umniejszanie roli bohaterstwa Polaków, a samemu prof. Machcewiczowi - niegospodarność (te zarzuty okazały się wyssane z palca).
Ostatecznie, po kilkunastu miesiącach medialno-sądowej batalii władze zlikwidowały muzeum łącząc je z istniejącym wówczas głównie na papierze Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku, a szefem nowej placówki mianowały politycznego działacza i historyka z minimalnym dorobkiem, dr. Karola Nawrockiego.
PiS budował także swoje muzea. W 2016 roku z wielką pompą otwarto „Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej”, poświęcone pamięci polskiej rodziny, zamordowanej przez Niemców za ukrywanie Żydów.
Samo muzeum rozpoczęto budować uchwałą zdominowanego przez PiS Sejmiku Wojewódzkiego Podkarpacia podjętą w 2008 roku, a więc jeszcze za rządów PO-PSL. Muzeum dotyczy prawdziwego wydarzenia, ale eksperci - m.in. prof. Jan Grabowski z Ottawy, specjalista od relacji polsko-żydowskich w czasie okupacji - twierdzili, że pomija ono liczniejsze przypadki współpracy z Niemcami lub nawet mordowania Żydów przez polskich sąsiadów, do których doszło w okolicach Markowej w tym samym czasie. Warto też pamiętać, że rodzinę Ulmów zadenuncjował Polak.
Rozpoczęto także budowę Muzeum Historii Polski oraz nowego gmachu Muzeum Wojska Polskiego - oba powstaną na terenie Cytadeli w Warszawie. PiS zapowiedział także budowę Muzeum Getta Warszawskiego, kiedy zorientował się, że nie będzie w stanie przejąć kontroli nad Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński zablokował jednak skutecznie powołanie dotychczasowego dyrektora POLIN ,prof. Dariusza Stoli, na kolejną kadencję. Chociaż prof. Stola wygrał konkurs, minister - używając nieprawdziwych argumentów - odmawia powołania go na stanowisko.
W Gdańsku PiS powołał do życia - wspólnie ze sprzyjającą władzy NSZZ „Solidarność” - także muzeum-dublera Europejskiego Centrum Solidarności.
Władze systematycznie fałszowały zresztą historię "S", m.in. umniejszając rolę Lecha Wałęsy, a wyolbrzymiając rolę działaczy bez politycznego znaczenia w latach 80. — takich, jak Kornel Morawiecki.
Od Jarosława Kaczyńskiego można się było np. dowiedzieć, że to jego brat Lech faktycznie zarządzał związkiem (OKO.press uznało to za fałsz). Polityczne były także uroczystości pogrzebowe. Kiedy w październiku 2019 r. zmarł Kornel Morawiecki, ojciec premiera i przywódca marginalnej w latach 80. "Solidarności Walczącej", zasłużył na najwyższe państwowe honory. Pogrzeb prof. Karola Modzelewskiego, jednego z najważniejszych dysydentów w PRL, rzecznika "S" oraz pomysłodawcy nazwy związku odbył się bez udziału najwyższych władz i stanowił uroczystość na pół prywatną.
Władze powoływały nowe placówki poświęcone czy to losom Żydów pod okupacją, czy to historii „Solidarności” wówczas, kiedy okazywało się, że kontrolę nad istniejącymi mają opozycyjne samorządy w Gdańsku i w Warszawie oraz niezależne stowarzyszenia.
Próbom przejęcia towarzyszyła zawsze kampania medialna wymierzona w kierownictwo placówki, zazwyczaj oparta na nieprawdziwych zarzutach. Prof. Stoli zarzucano np. upolitycznienie POLIN, podczas gdy naprawdę chodziło o wystawę dotyczącą marca 1968 roku, na której pojawiły się pełne nienawiści wobec Żydów cytaty nie z komunistycznej propagandy, ale autorstwa publicystów wspierających PiS.
Poza działalnością na polu muzealnym PiS bardzo intensywnie zajął się edukacją młodego pokolenia. W nowej podstawie programowej dla szkół - obowiązującej od 2017 roku - skoncentrowano się na wizji historii Polski ograniczonej do wojen i martyrologii oraz podkreślania roli Kościoła katolickiego w dziejach naszego kraju.
Bohaterami podręczników szkolnych (niżej podpisany omawiał je w „Polityce” i w „Gazecie Wyborczej”) są niemal bez wyjątku mężczyźni z elit prowadzący działania wojenne lub partyzanckie oraz duchowni. Kobiety, działacze gospodarczy czy twórcy pojawiają się w tej narracji rzadko.
Władze dofinansowały także IPN. W styczniu 2018 zmieniły również ustawę o IPN, grożąc m.in. sankcjami karnymi za „publiczne i wbrew faktom” przypisywanie Polakom odpowiedzialności za zbrodnie niemieckie.
Wywołało to trwający wiele tygodni dyplomatyczny kryzys w relacjach z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi, zakończony wycofaniem się PiS w ekspresowym tempie z budzących opory zapisów (podejrzewano, i nie bez powodu, że ustawa zostanie wykorzystana do ataków np. na badaczy relacji polsko-żydowskich, piszących o przeszłości niewygodnej dla rządzących).
W zamian prezentem dla rządzących była wspólna deklaracja premierów Izraela i Polski o kwestiach historycznych, podkreślająca głównie bohaterstwo Polaków ratujących Żydów. Premier Morawiecki i prezes Kaczyński ogłosili ją wielkim zwycięstwem.
Równocześnie rządzący bezpardonowo atakowali uznanych na świecie historyków z Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy PAN. Krytykowali zresztą niezależnych historyków wielokrotnie, odmawiając wartości ich pracom.
IPN pozbył się kilku niewygodnych historyków, których wyniki badań nie zgadzały się z linią partii. Zarówno Instytut, jak i rządzący, poświęcali zaś coraz więcej uwagi podziemnym ugrupowaniom skrajnej prawicy działającym w czasie okupacji i po niej (zamiast reprezentującej rząd w Londynie Armii Krajowej).
Premier Morawiecki złożył kwiaty na grobie żołnierzy kolaborującej z Niemcami Brygady Świętokrzyskiej NSZ, którą potem chwalono wielokrotnie także przy innych okazjach. Przypieczętowaniem ewolucji IPN był publiczny występ wiceprezesa instytutu, prof. Krzysztofa Szwagrzyka, z byłym księdzem i działaczem skrajnej prawicy Jackiem Międlarem w październiku 2019 roku.
Tym zabiegom towarzyszył narastający kult "żołnierzy wyklętych" - antykomunistycznej partyzantki powojennej. Władze zapewniły im eksponowane miejsce w programach szkolnych oraz budowały ich publiczny kult — w tym także tych "wyklętych", którzy mieli na sumieniu zbrodnie przeciw ludności cywilnej.
Na margines polityki historycznej zeszły: Armia Krajowa, główna siła oporu przeciwko Niemcom, oraz PSL Stanisława Mikołajczyka, główna siła opozycji antykomunistycznej po wojnie. Obchody święta "wyklętych" w 2019 roku były festiwalem historycznego fałszu i zakłamania.
Fatalny wizerunek Polski na świecie - jako kraju, w którym rządzący sterują badaniami historycznymi na wzór Turcji czy Rosji - próbowano poprawiać za publiczne pieniądze. Na rocznicę II wojny światowej w 2019 roku Polska Fundacja Narodowa wykupiła wkładki reklamowe w kilkunastu zachodnich gazetach, w których wydrukowała propagandowe artykuły zgodne z linią partii. “Media narodowe” uznały to za wielki sukces.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze