Po godzinie 21:00 w czwartek 12 listopada Prawo i Sprawiedliwość wydało oświadczenie w sprawie tegorocznego Marszu Niepodległości. Wcześniej na ten temat obradował Komitet Polityczny PiS, a w mediach pojawiły się spekulacje o możliwych dymisjach (padało nazwisko Mariusza Kamińskiego, szefa MSWiA).
Przez cały czwartek politycy obozu rządzącego winę za rozróbę w centrum Warszawy zwalali na prowokatorów i chuliganów. Antoni Macierewicz zobaczył w bramie przy Empiku Antifę, choć stali tam tylko policjanci.
Kiedyś kiboli na Marszu Niepodległości prowokowały drzewka i telewizyjne wozy transmisyjne. Teraz prowokują ich kobiety, które kilka dni wcześniej maszerowały z transparentami „Myślę czuję decyduję” i „Kaczyński podzielił nas bardziej niż pizza z ananasem”.
Narodowa rozróba
Zamiast Marszu Niepodległości 11 listopada 2020 uczestnicy urządzili sobie bitwę z policją. Rannych zostało 35 policjantów, demonstranci atakowali ich nie tylko petardami, butelkami, kamieniami, ale również hulajnogami. W ogniu stanęły dwa mieszkania, do których wrzucono race. W okolicach szpitala na Stadionie Narodowym blokowano przejazd karetek.
Z kolei policjanci spałowali kilkoro dziennikarzy i ranili gumową kulą fotoreportera „Tygodnika Solidarność”.
Przemarszu miało w tym roku w ogóle nie być. Zakazał go sąd. Organizatorzy, próbowali zakaz obejść, zmieniając formułę na „rajd niepodległości” z udziałem aut i motorów. Jednak na forach kibolskich padały jasne deklaracje, że przejdą przez miasto tak jak zawsze.
Narodowcy uwiedzeni przez kobiety, nie słuchają Bąkiewicza
Najbardziej zdumiewający fragment wieczornego oświadczenia PiS brzmi:
„W atmosferze społecznego przyzwolenia, stworzonej przez niedawne protesty Strajku Kobiet, wielu obywateli, którzy chcieli zademonstrować swój patriotyzm i świętować rocznicę odzyskania niepodległości, dołączyło w formie pieszego pochodu”.
A zatem: narodowcy zobaczyli demonstracje kobiet i stwierdzili, że też sobie pomaszerują. Rzekomo to przez demonstrujące kobiety, a nie dlatego, że robią to każdego 11 listopada od kilkunastu lat, przeszli ulicami Warszawy. I „zademonstrowali swój patriotyzm”, demolując miasto i atakując policjantów.
PiS chwali organizatorów, którzy mieli zgoła inny plan: marsz zmotoryzowany. Ale niecne kobiety, organizując swoje strajki, skusiły „obywateli”, by nie słuchali Roberta Bąkiewicza.
Obrywa się nie tylko Strajkowi Kobiet, ale też Konfederacji, która zdaniem PiS, przyjmuje taktykę „im gorzej, tym lepiej”. To zakamuflowany zarzut destabilizacji państwa: prowokowania chaosu, który miałby zmieść partię rządzącą.
Co więcej, Konfederacja przejmuje „wulgarny język opozycji”. Wulgarni prowokatorzy – znany motyw propagandy z najróżniejszych szerokości geograficznych – kontra odpowiedzialni narodowcy o dobrych intencjach. Warto odnotować, że oskarżenia o prowokacje i przemoc nie padają tym razem pod adresem Platformy Obywatelskiej.
PiS próbuje tu upiec nie dwie, a trzy pieczenie na jednym ogniu: zatrzymać przy sobie narodowców i odciąć ich od Konfederacji, a także skompromitować strajki kobiet, porównując je do chuligańskich wybryków z 11 listopada.
Przeczytaj całe oświadczenie PiS po Marszu Niepodległości
Organizatorzy Marszu Niepodległości, będącego wielką demonstracją patriotyzmu, podjęli odpowiedzialne działania, proponując przyjęcie przez tegoroczny marsz formuły zmotoryzowanej, bezpiecznej w dobie epidemii. W atmosferze społecznego przyzwolenia, stworzonej przez niedawne protesty Strajku Kobiet, wielu obywateli, którzy chcieli zademonstrować swój patriotyzm i świętować rocznicę odzyskania niepodległości, dołączyło w formie pieszego pochodu. Rozumiejąc intencje, nie możemy zapominać o warunkach, w jakich dziś funkcjonujemy – pandemii koronawirusa i wynikającym z niej zakazie zgromadzeń. Organizowanie ich w czasie pandemii należy oceniać jako działania nieodpowiedzialne. Niestety w trakcie marszu miały miejsce godne potępienia incydenty, będące wynikiem dołączenia do niego grup chuliganów, a być może także świadomych prowokacji. Uczynimy wszystko, aby powody każdego z tych zdarzeń, w tym zranienia red. Tomasza Gutrego, a także wielu policjantów, jednego z nich ciężko, zostały w pełni wyjaśnione. Jeśli okaże się, że wynikały one także z błędów popełnionych przez organy porządku publicznego, odpowiedzialni zostaną potraktowani zgodnie z prawem.
Jeszcze raz podkreślamy, że Prawo i Sprawiedliwość zawsze pozytywnie odnosiło się do idei Marszu Niepodległości, która wielu Polakom daje możliwość wspólnego świętowania i gdy była taka potrzeba – za czasów poprzednich rządów – występowało w obronie przestrzegających prawa, często niesłusznie oskarżanych uczestników.
Z bólem musimy jednak odnotować, że pewne formacje polityczne, a w szczególności niektórzy przedstawiciele Konfederacji, przyjmują taktykę, którą można krótko określić „im gorzej, tym lepiej”. Jednym z elementów tej taktyki jest przejmowanie wulgarnego języka totalnej opozycji w różnych jej odmianach, co jest szczególnie kompromitujące. Prawo i Sprawiedliwość odrzuca tego rodzaju postawę. Zawsze dążyliśmy i będziemy dążyć do tego, by sytuacja Polski i jej obywateli, sytuacja Polaków, poprawiała się, a perspektywy naszej Ojczyzny były coraz lepsze.
Przeczytaj, co politycy PiS mówili o Marszu Niepodległości
Już 11 listopada wicepremier Piotr Gliński powiedział w Polsat News: „Powinniśmy zbadać tę sytuację, co to za grupy prowokowały te starcia (…) Nie wiemy, kto rzucał kamieniami, co to byli za prowokatorzy”.
Antoni Macierewicz nie miał takich wątpliwości: „to Antifa zaatakowała polskich patriotów”.
Radosław Fogiel odbił piłeczkę i odnosząc się do Rafała Trzaskowskiego powiedział: „Zachęcał do udziału w nielegalnych zgromadzeniach, które, chociażby pod względem epidemicznym, były równie niebezpieczne”.
Łukasz Schreiber stanął w obronie prezesa PiS: „Przede wszystkim wielki smutek. Grupki chuliganów próbowały znieważyć Dzień Niepodległości. W odpowiedzi czytam żałosne komentarze przedstawicieli opozycji. Nawet w narodowe święto nie możecie sobie odpuścić z tym szczuciem i obwinianiem Jarosława Kaczyńskiego o zachowanie każdego debila?”.
A Kamil Bortniczuk z Porozumienia znalazł symetrię: „Ludzie, którzy obrzucają racami balkony innych ludzi, to taka sama DZICZ, jak ludzie atakujący świątynie innych ludzi”.
Czym się różniły strajki kobiet od wydarzeń 11 listopada? Krótki przewodnik
Politycy obozu rządzącego usilnie próbują zrównać trwające przez kilkanaście dni protesty przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z tym, co działo się na ulicach Warszawy 11 listopada.
Wymieńmy kilka różnic między niepodległościową rozróbą a strajkami kobiet:
Moment
Przyczyną protestów kobiet była decyzja TK, który w praktyce zakazuje w Polsce aborcji. Wywołało to społeczny gniew o skali bodaj niespotykanej w Polsce po 1989 roku, ludzie wyszli na ulice w obronie swoich podstawowych praw zarówno w małych miejscowościach, jak i w metropoliach. Trudno oczekiwać, żeby wybrali inny moment, skoro to rządzący właśnie skazali kobiety na tortury. Używanie wulgaryzmów tłumaczyli drastycznością ingerencji państwa w ich intymne życie.
11 listopada przypada co roku, a chęć świętowania można realizować na wiele sposobów.
Najwspanialsza szarża od czasów Bitwy pod Rokitną. Fragment filmu Roberta Kowalskiego / https://t.co/q7A5ZiqKqh#MarszNiepodległościpic.twitter.com/9uR7KGqUDZ
— OKO.press (@oko_press) November 12, 2020
Podpalenia
„Niszczono biura poselskie PiS-u, niektóre prawie podpalono” – stwierdził w Polsat News poseł Janusz Kowalski. „Prawie” robi wielką różnicę. Różnicę robi też liczba – pojedyncza lub mnoga.
Poseł Solidarnej Polski ma zapewne na myśli sytuację z Białegostoku: ludzie ustawili tam pod biurem PiS znicze. Zajęła się od nich elewacja. Kiedy pożar został ugaszony, policja wyznaczyła bezpieczną strefę i w kolejnych dniach uczestnicy protestów to tam ustawiali znicze. Trudno tu mówić o działaniu mającym na celu podpalenie.
11 listopada maszerujący rzucali zapalonymi racami w stronę mieszkania na Powiślu, na którego balkonie wisiała tęczowa flaga i logo Strajku Kobiet. Race wpadły do mieszkania poniżej i spowodowały pożar. Trudno tu mówić o przypadkowym działaniu.
Narodowcy mają jednak swoją interpretację: „Prowokacja”. Flaga prowokowała?
Sprowokowały ich też drzwi do jednego z miejskich urzędów – też je podpalili.
Kościoły
„Kiedy lewicowe bojówki wchodziły do kościołów nie widziała pani tego?” – to znów Janusz Kowalski do Barbary Nowackiej w Polsat News. Zaś Kamil Bortniczuk z Porozumienia pisał o „dziczy”: jedna obrzuca racami balkony, druga atakuje świątynie.
Określenia „bojówki” i „atak” w odniesieniu do wydarzeń w kościołach sugerują, że dochodziło do aktów przemocy. W niektórych przypadkach – faktycznie. Tyle że jej sprawcami nie byli obrońcy praw kobiet, tylko narodowcy.
W kościele św. Krzyża wlekli młodą dziewczynę po ziemi, starszą kobietę wbrew jej woli znieśli po schodach. Inną protestującą zrzucili ze schodów, zabrała ją karetka.
Za przemoc w kościele św. Krzyża odpowiada bojówka narodowców i policja, która nie tylko biernie się przyglądała, ale wręcz zachęcała tzw. straż narodową: „To jest wasz teren”. Nie było tam żadnych innych bojówek.
Protesty pod kościołami odbywały się głównie w pierwszych dniach, demonstranci w wielu miastach maszerowali pod biura PiS-u oraz pod kurie i katedry. Najczęściej wykrzykiwali tam swoje hasła, zostawiali znicze i szli dalej. Czasem pisali na murach gniewne hasła.
Niczego nie podpalali. Nikogo fizycznie nie atakowali.
W kolejnych dniach zdarzały się demonstracje wewnątrz kościołów. Najczęściej protestujący w milczeniu trzymali transparenty lub skandowali hasła, czasem próbowali rozmawiać z uczestnikami mszy. Zapewne nie było to dla uczestników nabożeństw przyjemne. Jednak wbrew temu, co sugerują politycy PiS, nie groziło im fizyczne niebezpieczeństwo.
29 października, czyli tydzień od rozpoczęcia protestów, rzecznik Komendy Głównej Policji poinformował, że odnotowano 22 wtargnięcia na msze i 79 uszkodzeń elewacji Kościołów. Dziennikarz Radia Tok FM Adam Ozga skomentował: „Na 10 356 parafii. Przy założeniu, że w niedzielę odbyła się tylko jedna msza, to prawdopodobieństwo jej zakłócenia wyniosło 0,2 proc., a uszkodzenia elewacji 0,7 proc.”.
Po tym, jak Jarosław Kaczyński wezwał do obrony kościołów „za wszelką cenę”, liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zaapelowały, by zostawić kościoły w spokoju. Opinię publiczną obiegły obrazki podwójnych szpalerów – narodowców i policji – broniących kościołów. Tylko atakujących nie było.
Tego, co działo się na ulicach 11 listopada, nie da się porównać do protestów w kościołach. Święto Niepodległości zapełniło policyjne kartoteki. „Agresywni chuligani wyrwali kilkadziesiąt słupków blokujących i kostkę brukową, przy użyciu materiałów pirotechnicznych podpalili stację rowerów Veturilo i drzwi do jednego z miejskich urzędów” – podsumowała rzeczniczka ratusza, Karolina Gałecka. Liczenie strat jeszcze trwa, wstępnie to co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Odpowiedzialność
Niemal 100 procent uczestników strajków kobiet nosiła maseczki. Protestujący tworzyli korytarze, żeby umożliwić przejazd karetek.
Na nagraniach OKO.press z 11 listopada widać, jak wielu uczestników nie zasłaniało ust i nosa. Narodowcy blokowali też przejazd karetek do szpitala na Stadionie Narodowym.
W strajkach kobiet wzięły udział setki tysięcy osób z najróżniejszych grup społecznych i z całej Polski. One i oni wiedzą, w czym uczestniczyli, są najlepszymi świadkami tego, co się działo. Wiedzą, że nie były to chuligańskie rozróby porównywalne z wydarzeniami z 11 listopada.
Alianci po zwycięstwie nad nazistowskimi Niemcami przeprowadzili w tym kraju gruntowną denazyfikację, usuwając ze stanowisk ludzi zaangażowanych w funkcjonowanie brunatnego reżimu, ponadto osądzili i skazali czołowych przedstawicieli III Rzeszy w Norymberdze.
Uwzględniając wszystkie różnice i zachowując wszelką miarę uważam, że podobny proces należy przeprowadzić w Polsce po objęciu władzy przez demokratyczny rząd, dla którego słowa „prawo” i „sprawiedliwość” nie będą – tak jak dla obecnego – tylko pustym frazesem.
Nawet w głównym procesie Norymberdze trzech oskarżonych uniewinniono – byłego ministra gospodarki i prezesa Banku Rzeszy Hjalmara Schachta (to on zapewnił finansowanie NSDAP na początku lat 30., kiedy brakowało im pieniędzy nawet na druk swojej gazety), Hansa Fritsche (szefa propagandy radiowej u Goebbelsa) oraz Franza von Papena (wyłgał się tym, że był tylko dyplomatą). Czterej skazani na kary więzienia do 20 lat (w tym m.in. Albert Speer, minister uzbrojenia i główny architekt Rzeszy) wyszli na wolność i zmarli we własnych łóżkach jako szacowni obywatele Bundesrepubliki. Oprócz tego było jeszcze 11 dodatkowych procesów norymberskich, w których już nie szafowano tak hojnie wyrokami śmierci, a wielu skazanych wychodziło z więzienia za dobre sprawowanie albo na mocy amnestii i nigdy nawet nie wyrazili skruchy za swoją działalność.
Dodajmy jeszcze naukowców zaangażowanych w program broni rakietowej z Wernherem von Braunem na czele, których Amerykanie dyskretnie wywieźli do siebie (i dzięki ich pracy wylądowali na Księżycu, to żaden sekret).
A tak w ogóle, to w ramach denazyfikacji byłych członków NSDAP podzielono na 5 kategorii: "główni winni" (to najwyżsi dygnitarze), "obciążeni", "obciążeni w mniejszym stopniu", "współpodążający" i "oczyszczeni z zarzutów". Kwalifikacji dokonywały afiliowane przy niemieckich sądach komisje złożone z sędziów i przedstawicieli społeczeństwa (Niemców pod nadzorem aliantów) na podstawie rozmowy i formularza liczącego 131 pytań, przy czym w zachodnich strefach proces ten zakończono już w 1948 r. Z drugiej strony Stalin w sowieckiej strefie okupacyjnej "zagospodarował" byłych członków NSDAP – tych "oczyszczonych z zarzutów" i "współpodążających" tworząc dla nich NDPD – Narodowo-Demokratyczną Partię Niemiec.
Partia NDPD miała nawet zapewnioną reprezentację w parlamencie NRD (na takiej zasadzie jak u nas ZSL, SD i PAX, w NRD takich satelickich partii było 4) i – jak sądzę – była też kuźnią tajnych współpracowników Stasi, bo zapewne KGB miało w odwodzie spory stos teczek na członków NDPD.
Jak widać, sito denazyfikacji w Niemczech zbyt gęste nie było i nawet trudno kogokolwiek za to winić. Do NSDAP, tak jak u nas do PZPR, wielu ludzi zapisywało się niekoniecznie z przekonania, lecz albo pod presją szefa, dla kariery, lepszych zarobków czy zapewnienia dobrych studiów dla dzieci – to właśnie byli ci współpodążający i oczyszczeni z zarzutów. Gdyby ich wszystkich skazano, zapewne nie byłoby komu pracować w Niemczech.
Jestem niestety przekonany, że Polacy Polaków nie zdenazyfikują. Obawiam się, tak jak alianci obawiali się, że Niemcy (i Japończycy) nie dadzą sami radę. Potrzebne są zewnętrzne siły okupacyjne oraz szok kapitulacji bezwarunkowej. W naszym wypadku nie istnieją takie siły. UE nie kwapi się do okupacji RP. A szkoda.
"Gruntowna" ta denazyfikacja, niestety, nie była, o czym najlepiej świadczy obecny przebieg wydarzeń. To raczej nie przypadek, że właśnie kontynent amerykański, dokąd ucieklo wielu "nazis", jest teraz glownym rozsadnikiem i sponsorem tej "dzumy", która hula i u nas.
Tytułem wyjaśnienia: słowo „gruntowna” oznacza tyle, co: obejmująca całość, wszystkie sfery zawodowe niemieckiego społeczeństwa, a nie WSZYSTKICH nazistów. Jest rzeczą oczywistą, że sporo z nich uchowało się na swoich stanowiskach, zwłaszcza w policji i siłach zbrojnych, co po części wynikało z pojawienia się nowego zagrożenia dla krajów demokratycznych, tym razem ze strony sowieckiej dyktatury.
Nie bez znaczenia jest scheda kolonializmu i niewolnictwa. Autorytaryzm pojawia sie tam, gdzie ludzie maja poczucie krzywdy i sa na tyle glupi, ze pozwola sobie wskazac 'wroga' jako zrodlo ich problemow. Tego nie trzeba przeszczepiac z kontynentu na kontynent. W moim odczuciu obecna fala faszyzmu jest spowodowana globalizmem i narastajacymi nierownosciami. Ludzie po prostu sobie z nim nie radza, sa bezradni wobec globalnych mechanizmow i rosnie w nich frustracja. Nawet nie musza sobie zdawac z tego sprawy. Wtedy przychodzi taki "przywodca", faszyzuje, a ludzie czuja ulge, ze to jednak nie z nimi jest cos nie tak, tylko ze swiatem i wskazuje im 'wroga', ktorego sa w stanie objac umyslem i z nim 'walczyc'.
Dzialanie PiSu w ten sposob znaczy ze potrzebuja patryjotow do brudnej roboty. Trzeba occzekiwac dalsze ataki tej choloty na kobiety.
Na tych kiboli, którzy szli na "Strajku Niepodległości" (właściwie za czym oni strajkowali?) To można nazwać tylko 1 słowem DAMSCY BOKSERZY.
Prawdziwy mężczyzna:
– nie uderzy i nie strzeli racą lub petardą do kobiety,
– nie uderzy kobiety (w tym trans), ani nikogo słabszego od siebie.
Prawdziwy Polak nie będzie tworzył marszy i strajków antypolskich, uszanuje zdrowie drugiego Polaka (przepuści karetkę, maskę założy jeżeli nie dla siebie to dla innych (abstrahując od nieskuteczności szmat).
Prawdziwy Polak nie podpali mieszkania innym Polakom. Dzicz, patologia i kibole, a nie narodowcy.
Nie narodowcy! (Prosimy też o wyjaśnienie co potrzeba do zdobycia tytułu "Prawdziwy Polak".)
A podobno policja ma nagrania jak panie Lempart i Suchanow uzbrojone w parasolki okładają bez śladu litości bezbronnego obywatela Bąkiewicza.
Przecież to oczywiste,że za to co stało się 11 listopada odpowiada: Strajk Kobiet,opozycja,Tusk,Antifa,sztuczna mgła,pancerna brzoza i mnóstwo trotylu.
A oto prawicowy przepis na bycie patriotą:
1.Załóż biało-czerwoną opaskę na rękę
2.Załóż koszulkę z kotwicą Polski Walczącej (nie wstydź się jeśli nie wiesz czym była Armia Krajowa).
3.Kup race i petardy.
4.Wciągnij kreskę amfetaminy.
5.Popij to wódką.
6.Załóż w internecie kilka fałszywych kont i obwiń za wszystko Tuska i Antifę.
I już jesteś gotowym prawicowym patriotą i pamiętaj,że matura to "żydowski egzamin" prawdziwy patriota nigdy nie powinien jej mieć.
Dobre, naprawdę dobre ale jakże prawdziwe. Zawsze wszyscy są winni ale nigdy członkowie sekty PiS…
Postrzelonemu przypominam, że istnieje art 156 Kodeksu Karnego. Powinien dla zasady pójść z tym do sądu karnego i na prokuraturę w celu ustalenia sprawcy (był monitoring, byli inni dziennikarze jako świadkowie). Gdy każdy policjant (WSPÓŁUDZIAŁ!) dostanie za to od 1 do 10 lat skończy się strzelanie do reporterów i ich pałowanie.
Chyba że w trakcie procesu mogą pojawić się wątpliwości co do roli tego dziennikarza. Jak wiadomo NSZZ Solidarność, kontynuując tradycje przedwojennej endecji, zaangażowało się w "obronę kościołów". "Obrońcy kościołów", czyli młodzież wzmożona patriotycznie, postanowili dać nauczkę policji, która nie robi co powinna, zamiast tego ochrania pokojowe protesty kobiet. Dziennikarz tygodnika Solidarność być może zaangażował się zbyt osobiście w wymierzanie kary polskiej policji. I jeszcze wyjdzie na jaw, że był tam w roli prowokatora.
Irytujące są Państwa popisy znajomości historii Niemiec hitlerowskich. To bardzo chwalebne ale w naszej Ojczyźnie dnia dzisiejszego potrzebne są konkretne działania mające na celu ukaranie przywódców tego spędu chuliganów, delegalizację wszystkich organizacji o zabarwieniu faszystowskim. Sytuacja jest na tyle poważna, że oświadczenie kaczafiego i jego kamaryli powinno być odczytane jako zapowiedź ostrej rozprawy ze Strajkiem Kobiet i wyraz lekceważenia poważnej sytuacji do powstania której przyczynili się w sposób znaczący.
Zamiast tych repolonizacji i unarodowień – zaległa od ponad 30-tu lat defaszyzacja! Teraz!
Można mu wiele zarzucić, oprócz tego że jest kobieciarzem.
Może nie jest bożyszczem płci pięknej, jednak Kaczyński wcale nie stroni od kobiet.
Oczywiście od tych dobrych, tak jak jego "zmiana".
Krystyna P. miała takie wyrzuty sumienia z racji jej grzechów przeszłości, że naturalnie, jak każdy funkcjonariusz PiS z korzeniami w komunie, musiała w dwójnasób lojalnie i radykalnie się starać, by w prawackim świecie Zjednoczonej Prawicy zmyć swe komusze grzechy.
Tak intensywnie, że ciepłej posadki w Trybunale Konstytucyjnym wreszcie się dopluła.
Zanim zadecydował o obsadzie przewodnictwa obrony Konstytucji w Trybunale Konstytucyjnym, wpierw sprawdził kulinarne zdolności Julii P. Kobieta się w kuchni sprawdziła, więc nic nie stało na drodze, by powierzyć jej państwowo odpowiedzialną funkcję przewodniczącej tego niby TK.
Jednak w życiu prywatnym, prezes-wicepremier nigdy nie będąc żonaty, powierzał to co ważne, jak np. swoje finanse swojej matce, u której był jeszcze jako pełnoletni na kieszonkowym.
Może to ona wpoiła mu, że kobiety mogą być zaborcze, a nawet okrutne.
Jak wiedźmy, rzucić zły czar na mężczyzn, ich opanować i ostatecznie zrujnować.
Prezes otwiera nam oczy na to, że to kobiety uczyły od dziesięcioleci naszych wspaniałych, młodych patriotów, pić dla odwagi, pluć pod nogi, wulgarnie bluzgać, siejąc w amoku nienawiść.
Mało tego. Organizować bandy demolujące miasta, obcinające tasakami ręce na krakowskich osiedlach, masakrujące cudzoziemców, podpalające włosy, stającym im na drodze kobietom.
Kopiące je, jak i innych słabszych i młodszych w głowę lub brzuch.
To te kobiety uderzyły przed ponad tygodniem czołami i brzuchami w buciory patriotów tak, że cudem uniknęli oni kontuzji.
Pewno policja też jest tego samego zdania. Im też często dostaje się w ten sam sposób od złych czarownic.
Nic jak zapłoną stosy, by znów uczynić Polskę wielką.
Redaktorze. Kolejny raz za dużo biadolenia i powtórek złożyło się nakiepski artykuł który większość skończyła czytać po jednym akapicie.
Tu ma pan krótko i zwięźle https://www.facebook.com/photo?fbid=1278191559204013&set=a.129674760722371
Według przepisów Bąk i spółka powinni mieć już postawione zarzuty zorganizowania nielegalnego zgromadzenia.