Edukacja i kopalnie, stanowienie prawa i walka ze smogiem, Puszcza Białowieska i wiatraki – w wielu obszarach plan rozwoju Polski, który firmuje Ministerstwo Rozwoju i wicepremier Mateusz Morawiecki, jest sprzeczny z działaniami rządu
Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR), czyli rozwinięta wersja tzw. planu Morawieckiego liczy niemal 130 stron. Dokument wielokrotnie i recenzowano omawiano – nie jesteśmy jednak pewni, czy uważnie przeczytali go liderzy, politycy, a przede wszystkim wyborcy Prawa i Sprawiedliwości.
Niektóre z diagnoz, założeń, celów i proponowanych instrumentów rozwoju Polski są bowiem wewnętrznie sprzeczne. A co ważniejsze: niektóre są wyraźnie niezgodne z tym, co PiS i prezydent Duda praktykują i deklarują w okresie swych rządów.
Rażąca jest sprzeczność założeń Strategii, postulatów i zapowiadanych działań z praktyką i treścią rządów obecnej większości parlamentarnej.
Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju ma przynieść „ograniczenie wykluczenia społecznego i ubóstwa oraz powstawania wszelkiego rodzaju nierówności społecznych”. Jak to osiągniemy? M. in. poprzez „wyrównywanie skutków nierówności w dostępie do edukacji”. Zamiarom tym można tylko przyklasnąć.
Kłopot w tym, że zrealizowane już przez rząd PiS (cofnięcie sześciolatków do przedszkoli) i planowane (likwidacja gimnazjów) zmiany właśnie w sferze edukacji zmierzają w przeciwnym kierunku: utrudniają redukcję różnic w odziedziczonym kapitale kulturowym i będą sprzyjać wczesnej selekcji szkolnej
Realizacji SOR ma służyć poprawa jakości stanowionego prawa, do którego wad należy dziś m. in. „niedostateczna jakość procedur oceny skutków regulacji”. Można jednak odnieść wrażenie, że większość parlamentarna i rząd postanowiły problem „niedostatecznej jakości” procedur OSR rozwiązać twórczo, rezygnując z ich stosowania – w ciągu pierwszych 100 dni rządu Beaty Szydło aż ¾ projektów ustaw rozpatrywano jako projekty poselskie, choć były to de facto projekty rządowe. Takie rozwiązanie pozwala właśnie ominąć OSR.
Znaczącą rolę, a szczególnie w budowaniu partnerstwa z instytucjami pozarządowymi i generalnie „kapitału wzajemnego zaufania i współdziałania”, zaplanowano dla służby cywilnej. Ma „inicjować” i „koordynować” projekty rozwojowe.
Niestety, na drodze nowelizacji ustawy, która w styczniu 2016 r. weszła w życie, wysokie stanowiska w służbie cywilnej (około 1600 urzędników) będą odtąd obsadzane w drodze powołania, a nie konkursu, a wymogi merytoryczne wobec nich będą obniżone. W efekcie służba stanie się mniej apolityczna, a jej poziom profesjonalny obniży się – w oczywisty sposób jest to sprzeczne z deklarowanymi celami Strategii.
Autorzy SOR przypominają, że „zachodzące zmiany w gospodarce światowej, w szczególności dekoniunktura na rynku surowców naturalnych, czy też odchodzenie od gospodarki opartej na paliwach kopalnych przy jednoczesnej niskiej rentowności kopalń wymagają działań adaptacyjnych”.
To eufemizm dla „restrukturyzacji kopalń”, będącej z kolei eufemizmem dla redukcji zatrudnienia i zamykania nierentownych zakładów.
Rząd prawdopodobnie będzie zmuszony do realizacji tych kontrowersyjnych posunięć – wbrew swym obietnicom wyborczym – ale jego wysocy przedstawiciele długo zaprzeczali takiej konieczności. Nie ma pewności, do jakiego stopnia rząd będzie gotów „działania adaptacyjne” forsować.
Pisząc o potrzebie modernizacji polskiej energetyki, autorzy strategii Morawieckiego deklarują, że „w perspektywie 10 lat efektem tych działań będzie zapewnienie stabilności dostaw dla użytkowników, zmniejszenie zużycia energii pierwotnej, poprzez m.in. stopniowe zwiększanie udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym, oraz spadek udziału wydatków na energię w budżetach domowych”.
Zdawałoby się, że to niekontrowersyjne cele, ale minister energetyki Krzysztof Tchórzewski widzi rzecz inaczej: "Przy szybkim wzroście gospodarczym Polski, do 2030 r. zużycie energii będzie rosło" – mówił w styczniu 2016 roku, a celem jest jedynie powstrzymanie wzrostu, a nie zmniejszenie wydatków Polaków na energię: "Musimy spowodować, by udział energii w koszyku wydatków gospodarstw domowych nie zwiększał się".
W kontekście bezpieczeństwa energetycznego kraju autorzy SOR wskazują również, że „Rozwijając i modernizując sieć należy mieć na uwadze trendy, jakie zachodzą w wytwarzaniu energii: rozwój OZE, zwłaszcza w formule rozproszonej oraz dążenie do poprawy efektywności wykorzystania energii”. Padają przykłady działań: „wprowadzenie sieci inteligentnych połączeń międzysystemowych, szczególnie połączeń między sieciami elektroenergetycznymi a odnawialnymi źródłami energii”.
Minister energetyki ideę prosumpcji (produkowania energii przez rozproszonych użytkowników i włączania jej do ogólnej sieci) werbalnie popiera, ale działania rządu PiS zdają się temu przeczyć: rozporządzeniem zmniejszono ilość obowiązkowych zakupów energii z OZE, co pośrednio doprowadziło do katastrofalnego (zwłaszcza dla drobnych inwestorów) spadku wsparcia dla OZE poprzez ceny tzw. zielonych certyfikatów.
Szczególnie sceptyczny rząd jest wobec energii wiatrowej, demagogicznie i fałszywie krytykowanej jako droga, nieefektywna i prowadząca do… wzrostu zużycia CO2; tzw. ustawa wiatrakowa w formie podpisanej przez prezydenta Dudę może faktycznie zablokować powstawanie nowych farm na lądzie.
SOR wśród poważnych problemów środowiskowych wymienia „w sezonie letnim - zbyt wysokie stężenia ozonu troposferycznego, a w sezonie zimowym – ponadnormatywne stężenia pyłu zawieszonego PM10 oraz benzo(a)piranu”. Autorzy przypominają, że „w rankingu 10 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie aż 6 znajduje się w Polsce: Katowice, Sosnowic, Zabrze, Gliwice, Nowy Sącz i Kraków”.
Co prawda, służącą przeciwdziałaniu zanieczyszczeniom powietrza tzw. ustawę antysmogową (wbrew stanowisku opozycyjnego wówczas PiS) prezydent Duda podpisał, ale już w lutym 2016 roku najbardziej zagrożonej smogiem Małopolsce zarządzany przez PiS Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej odebrał dofinansowanie konieczne do realizacji unijnego programu antysmogowego (wartego 42 mln złotych), a miesiąc później Fundusz rozpoczął likwidację projektów związanych z ochroną powietrza i zwolnienia ekspertów w tej dziedzinie.
„Konieczność zwiększenia ochrony obszarów szczególnie cennych przyrodniczo” – to z kolei ten fragment Strategii, którego zapewne nie wziął pod uwagę minister środowiska Jan Szyszko, podejmując decyzję o zwiększeniu wyrębu drzew na terenie Puszczy Białowieskiej pod pozorem jej ochrony przez inwazją kornika.
OKO.press proponuje też, aby minister Witold Waszczykowski przed udzieleniem kolejnego wywiadu dla prasy niemieckiej przeczytał uważnie fragment SOR, w którym mowa jest o wspieraniu rozwoju niskoemisyjnego, ekologicznego transportu w miastach.
Dowie się z niego m. in., że „działania te nie powinny ograniczać się wyłącznie do poprawy funkcjonowania transportu publicznego, ale powinny doprowadzić do stworzenia całych łańcuchów eko-mobilności, poprawiając warunki przemieszczania się rowerem i pieszo. Ograniczaniu emisji będzie służyła wymiana taboru transportu publicznego na niskoemisyjny, a także promowanie niskoemisyjnych osobowych samochodów”.
W kilku miejscach autorzy tzw. planu Morawieckiego popadają w sprzeczności z samymi sobą. A raczej to rzeczywistość sprawia, że cele wykluczają się nawzajem, a proponowane środki nie przystają do zakładanych celów.
Autorzy plany zapowiadają, w ramach „zwiększenia efektywności finansów publicznych” (s. 97) „uszczelnienie systemu poboru podatków”. Miałoby to wzmocnić budżet państwa dzięki redukcji luki w ściągalności podatków: dla VAT sięgającej 55 mld złotych, dla CIT – nawet 40 mld złotych.
Jednocześnie obiecują „zmniejszenie obciążeń biurokratycznych”, „zapewnienie stabilności i pewności dokonanych interpretacji przepisów prawa przez organy administracji publicznej”, a także „zmniejszenie uciążliwości kontroli”.
Wygląda to na kwadraturę koła, zwłaszcza w świetle słów wiceministra finansów Raczkowskiego: „Te [kontrole] które będą prowadzone, gdyż wcześniejsze przesłanki i dowody wskażą na nieprawidłowości i łamanie prawa, nie mogą kończyć się pustymi ustaleniami kontroli, z których nie ma wpływów podatkowych”.
Dużo ważniejszym niż dodatkowe wpływy z podatków źródłem finansowania planu Morawieckiego mają być jednak „fundusze unijne wraz z wkładem własnym” (480 miliardów złotych), „programy i inicjatywy europejskie” oraz „instytucje międzynarodowe” (tzn. „różnego rodzaju zagraniczne programy kredytowe, poręczeniowe i gwarancyjne”, w tym pochodzące z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju oraz Banku Światowego).
Problem w tym, że jak wskazują sami autorzy SOR, „rosnące zadłużenie samorządów w związku z realizacją przez nie inwestycji współfinansowanych ze środków unijnych może blokować ich zdolność do dalszych inwestycji”, a do tego „w perspektywie najbliższych lat możliwe jest również wyjście z Polski niektórych międzynarodowych banków rozwojowych (EBOR, BŚ) z uwagi na awans do grupy państw rozwiniętych”.
Do wymienianych w SOR ogromnych sum z funduszy zewnętrznych należy zatem podchodzić z wielką ostrożnością (abstrahując od okoliczności politycznych, które mogą strumień – zwłaszcza unijnych – środków jeszcze bardziej ograniczyć).
Ambitnie w SOR zakreślone zostają plany polityki społecznej. Obok już wprowadzonego Programu Rodzina 500+ (koszt minimum 22 mld złotych rocznie) autorzy obiecują bowiem „nowe miejsca opieki nad dziećmi do lat 3 w żłobkach, klubach dziecięcych oraz w formie dziennego opiekuna”, „pokrycie części kosztów opieki dla osób znajdujących się w trudnej sytuacji, dla których obowiązek opieki nad dziećmi stanowi barierę w dostępie do rynku pracy”, a także „inwestycje w rozwój edukacji przedszkolnej i zmniejszenie dysproporcji w upowszechnieniu edukacji przedszkolnej (zwłaszcza pomiędzy miastem a wsią)”.
Ekonomiści wątpią jednak w szanse zrównoważonego finansowania już samego pierwszego planu, co pod wielkim znakiem zapytania stawia szanse realizacji pozostałych, także kosztownych instrumentów polityki społecznej i rodzinnej.
Do pojęć-kluczy SOR należą „oszczędności krajowe”, które należy stymulować poprzez „budowanie w Polsce kultury oszczędzania”, a które mają sprzyjać zwiększeniu niedostatecznej dziś stopy inwestycji. Liczne dane wskazują jednak, że to nie żaden „brak kultury”, tylko niewystarczające dochody większości Polaków nie pozwalają im oszczędzać.
To niekoniecznie brak oszczędności, ale inne czynniki (w tym niedostateczny popyt, a także bariery instytucjonalne) mają kluczowy wpływ na poziom inwestycji przedsiębiorstw. Skądinąd potwierdzają to sami autorzy Strategii, wskazując, że zasoby kapitału krajowego są również „w znaczącej części nieaktywne (dotyczy to głównie środków własnych przedsiębiorstw niefinansowych)”.
Autorzy wskazują na wyczerpanie modelu konkurencyjności opartego na niskich kosztach. Dostrzegają, że „bariera popytowa wynikająca z niskich płac, rosnących wolniej niż produktywność pracowników” działa antyrozwojowo, hamując innowacje.
W całej Strategii niemal w ogóle nie ma jednak mowy o pracownikach, a tym bardziej o związkach zawodowych jako organizacji ich interesów (choć dużo pisze się o przedsiębiorcach i pracodawcach) – płynie stąd wniosek, że wraz z zakładanym postępem technologicznym i wzrostem wartości dodanej wytwarzanej w Polsce, wzrost płac miałby nastąpić niejako automatycznie, wedle tzw. doktryny skapywania (trickle down), wielokrotnie obalonej empirycznie.
Komentarze