Dla mnie na plastyce kluczowe jest to, że można coś zrobić własnymi rękami. Nic nie szkodzi, że to będzie niedoskonałe. Jestem wyznawczynią japońskiej filozofii wabi sabi, która szuka piękna ukrytego w niedoskonałości – mówi Marta Tymowska-Wicha, pani od plastyki
Najlepsza lekcja plastyki jest wtedy, kiedy dzieci mnie nie potrzebują. Ja tylko coś uruchamiam, zakreślam horyzont, podrzucam temat czy technikę i one już same próbują.
Plastyka uczy ciekawości świata, mierzenia się z tym, co inne, trudne, dziwne, niezrozumiałe i różne od tego, co oglądamy lub o czym rozmawiamy w domu.
Grafika komputerowa stworzona przez sztuczną inteligencję zawsze będzie doskonała, wymuskana. Ale na plastyce uczymy się doceniać także niedoskonałość.
– Maria Hawranek rozmawia z Martą Tymowską-Wichą*, nauczycielką plastyki i architektką wnętrz.
To kolejna rozmowa z cyklu OKO.press „Jak ratować szkołę”, który rozpoczęliśmy 1 września 2022 roku. Pytamy nauczycieli z różnych szkół w Polsce, jak dobrze uczyć, jak radzić sobie ze złym systemem, przeładowanym programem, nauczycielskim automatyzmem, skostniałą szkolną strukturą i ideologią, która ogranicza wolność szkoły.
Maria Hawranek, OKO.press: Małe dzieci chętnie malują i tworzą. Często w szkole już nie mają z tego frajdy. Dlaczego?
Marta Tymowska-Wicha: Zawsze mnie smuci, kiedy słyszę od dziewięciolatka: „ja nie umiem rysować” albo „moje rysunki są brzydkie”. Naturalna ekspresja daje dziecku poczucie spełnienia i sprawczości. A kiedy jest oceniane, zaczyna się blokować. Czasem wystarczy jeden krzywdzący komentarz albo poczucie, że innym wychodzi lepiej. Dla większości dzieci podobnie jak i dorosłych, umiejętność rysowania to umiejętność realistycznego oddania świata. A przecież nie o to chodzi.
I co pani robi z tym przekonaniem?
Mówię, że tak jak uczymy się języka polskiego, żeby się komunikować - napisać list, recenzję, podanie czy post - tak uczymy się rysować. Rysunek też służy do komunikacji, często o wiele sprawniejszej niż za pomocą słów.
Dzieci to rozumieją, bo intuicyjnie posługują się obrazem.
Kładę też nacisk na używanie różnych technik, w których nie ma kategorii odwzorowania rzeczywistości. To uwalnia dzieci od schematu. Na przykład robimy dużo prac przestrzennych. Pod koniec lekcji rozmawiamy o tym, co powstało. I nagle okazuje się, że określenia „ładne” i „brzydkie” nie wystarczają. Rozmawiamy o tym, na czym polegał pomysł, jak działa, co się udało, a co nie.
Moim uczennicom i uczniom mówię, że krzywe jest piękne, że niedoskonałość może być świadectwem tego, że ktoś pracuje, próbuje i się nie poddaje. Dlatego proponuję, żeby na plastyce nie ścierać gumką.
Poprawiajmy, ale nie przekreślajmy tego, co nie wyszło.
Jednak dzieci szukają aprobaty u dorosłych – przychodzą z rysunkiem i czekają. Jak umiejętnie wspierać dziecko, nie chwaląc byle jak, że „piękne”?
Rozmowa o pracy plastycznej jest trudna, w ogóle rozmowy o sztuce są niełatwe. Aprobatę można wyrazić na różne sposoby. Na przykład: zwracajmy uwagę na coś konkretnego w tej pracy, mówmy o swoich skojarzeniach, o emocjach, jakie wzbudza w nas zastosowany przez dziecko kolor. To wszystko otwiera na rozmowę. Gestem uznania może być to, że tę pracę pokazujemy innym, na przykład wieszamy na lodówce.
W szkole nie urządzam wystaw najlepszych prac, uważam, że to fatalna praktyka. Wieszam prace wszystkich uczniów, chyba że ktoś sobie nie życzy.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Najlepsza lekcja plastyki to?
Najlepsza lekcja plastyki jest wtedy, kiedy dzieci mnie nie potrzebują. Ja tylko coś uruchamiam, zakreślam horyzont, podrzucam temat czy technikę i one już same próbują. To ważne, by nie podejmować decyzji za dzieciaki, ale być obok i wspierać, by mogły doświadczyć własnej sprawczości.
Czy mówi pani: dziś rysujemy konia?
Na przykład. Ale może ten koń ma skrzydła albo zieloną głowę, dlaczego nie? Ważne, żeby akceptować różne pomysły. To buduje zaufanie dziecka do samego siebie.
Trzeba doceniać, kiedy ktoś odchodzi od szablonu. Zrobiłeś inaczej, ekstra. A dlaczego tak zrobiłeś? Takie pytania są otwierające.
Rodzicom, którzy pytają, jak w domu rozwijać talent dziecka, proponuję, żeby nie zaczynali od zapisywania na zajęcia dodatkowe. Można zacząć od kupienia węgla, miękkich ołówków, markerów, olejnych pasteli albo tuszu. Wspaniale jest wspólnie rysować, na przykład na dużych arkuszach papieru pakowego, robić ludziki z kasztanów, kryjówki z pudeł, czy bazy z krzeseł i koców.
I doceniać to, co powstaje. To straszne, kiedy czwartoklasista mówi, że nie zrobi laurki dla mamy, bo mama i tak od razu ją wyrzuci.
Na pani Instagramie „Teraz jest plastyka” spodobała mi się kieszonka na sekret albo medal dla samego siebie za coś, co napawa mnie dumą. Jakie kryteria oceny pani stosuje przy takich projektach?
Na początku trochę się z tym borykałam – dzieci strasznie się przejmowały oceną. Ciągle pytały, jaki dostaną stopień, „na ile to jest?”. Chciałam od tego jakoś uciec. Dlatego wystawiam tylko jedną ocenę za cały miesiąc, oceniam głównie wysiłek włożony w pracę na zajęciach, tak jak robi się to np. na WF.
To jest wspaniała furtka określona w zasadach oceniania. Zaznaczam, czy wszystkie zadania zostały wykonane, a robimy ich jakieś 30 w ciągu roku, czyli niedużo. Oceniam też przygotowanie do lekcji. Jeśli to wszystko się zgadza, to uczeń ma 5.
Szóstkę stawiam za wyjątkowe zaangażowanie i własną inicjatywę.
Jak trafiła pani do szkoły?
Z wykształcenia jestem projektantką wnętrz i pracowałam z zespołem architektów, w szkole pracuję od dziesięciu lat.
Kiedyś prowadziliśmy z mężem warsztaty literacko-plastyczne. Zrozumiałam, jak bardzo lubię pracę z dziećmi. Zdecydowałam się wrócić na ASP i zrobić podyplomowe studia pedagogiczne.
Marcin [Marcin Wicha, grafik, pisarz - red.] pisze teraz głównie dla dorosłych. A ja wolę pracować w szkole, gdzie zajęcia nie kończą się po jednej godzinie, więc mogę przez kilka lat budować z dziećmi relację, pomagać i obserwować ich rozwój.
Współpracuję z nauczycielami wszystkich przedmiotów, zajmuję się samorządem uczniowskim, działaniami teatralnymi, szkolnym konkursem filmowym.
Po co jest w szkole plastyka?
Kształcenie plastyczne ma trzy cele – opanowanie języka, którym posługuje się sztuka w różnych dziedzinach. Co to jest linia, kolor, kształt itp. Drugi cel: ekspresja twórcza. Trzeci: opanowanie podstawowych wiadomości z zakresu kultury plastycznej, czyli trochę historii sztuki.
A co jest najważniejsze?
Plastyka pozwala realizować wszystkie kompetencje kluczowe zalecone przez Radę Europy, by człowiek się rozwijał, a kiedyś znalazł zatrudnienie. Pracujemy w grupach, wymieniamy się opiniami, uczymy się dyskutować o pracach. Do tego uczę plastyki z elementami angielskiego.
Plastyka uczy też koncentracji, o którą nam wszystkim, także dorosłym, coraz trudniej.
Podstawową zaletą tego przedmiotu jest to, że uczy ciekawości świata, mierzenia się z tym, co inne, trudne, dziwne, niezrozumiałe i różne od tego, co oglądamy lub o czym rozmawiamy w domu.
Na przykład?
Rozmawiamy o rzeźbach, które nie są realistyczne. To dla dzieci pierwszy szok. Na przykład omawiamy mobile amerykańskiego artysty Alexandra Caldera, który wymyślił, że rzeźby mogą się poruszać. Zastanawiamy się, dlaczego tak wyglądają, z czego są zrobione, co przypominają.
Później robimy zadanie, które ćwiczy równowagę i formę. Dzięki temu dzieci nabierają odwagi do stworzenia własnych rzeźb.
Plastyka to jeden z niewielu przedmiotów, który z założenia może być wolny od poszukiwania jedynego dobrego rozwiązania.
Ostatnio uczeń powiedział, że w pracowni artystycznej każdy pomysł jest dobry.
Nauczyciel też musi sobie radzić z tym, że nie wszystko mu się udaje. Nigdy nie jestem pewna, czy zadanie, które proponuję klasie, wypali. A może wypali z jedną grupą, a z inną zupełnie nie? Przecież w każdej klasie są inni ludzie. Rozmowy o dziełach sztuki też mogą się potoczyć w nieoczekiwanych kierunkach. Ktoś przegląda podręcznik do plastyki, widzi posąg Dawida i krzyczy, że „w tej książce są zboczone rzeczy”, więc rozmawiamy o akcie w sztuce.
Przy obrazach Picassa pada pytanie „Jak namaluję coś takiego, też mi zapłacą mnóstwo kasy?”.
Na szczęście w obu szkołach, gdzie pracuję, są sale artystyczne. To cenne, bo uczennice i uczniowie, przychodząc na lekcje, mogą zobaczyć, co robiły inne klasy. Pytają: a kiedy my będziemy to robić?
Dzieciaki niecierpliwie czekają na konstrukcje przestrzenne z pianek marshmallow i patyczków do szaszłyków. Myślę, że im się to podoba, bo z takich niepozornych elementów można zrobić olbrzymie struktury. Czasem cała konstrukcja się zawala i trzeba kombinować od początku. Mamy więc i matematykę i fizykę w praktyce.
A jak pani urozmaica zajęcia?
Przenosimy się na podłogę, rysujemy na korytarzu, w szatni z lustrami, robimy mini plenery na boisku. Ćwiczymy z różnymi materiałami, na przykład z tkaniną czy drutem. Kiedy omawiamy prace Magdaleny Abakanowicz, robimy zadanie, w którym płaska kartka staje się przestrzenna. Taka magia, która daje mnóstwo satysfakcji.
Co roku przed wakacjami malujemy owocową martwą naturę, a potem ją zjadamy.
Przynoszę arbuza albo truskawki, malujemy, a na koniec jest wernisaż i uczta.
Dużo ciekawych zadań nauczyłam się na studiach podyplomowych na ASP. Mamy też grupę wokół Warszawskiego Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych, które dwa razy do roku organizuje fora dla nauczycieli plastyki. Inspirację czerpię też z grupy na Facebooku – Kanapa (Klub Aktywnych Nauczycieli Plastyki). Także wielu amerykańskich nauczycieli ma świetne profile, na które często zaglądam.
Dla starszych dzieci liczy się poczucie, że plastyka jest po coś, ma konkretny cel, więc rozmawiamy, w jakich zawodach jest potrzebna. To fajny moment, żeby opowiedzieć o dizajnie. Projektujemy buty, ubrania, modele architektoniczne, makiety pokoi, robimy zadania fotograficzne, zahaczamy o film.
Wykorzystujecie nowe technologie?
Ze starszymi klasami przenosimy się czasem do sali informatycznej. Świetne aplikacje i materiały udostępnia Tate Modern, MoMa, Victoria & Albert Museum. W związku z nowymi technologiami przeprowadzam lekcje o prawie autorskim i licencjach Creative Commons.
Mnóstwo dzieci ogląda filmy na Youtube i TikToku, czerpią z tego inspirację, uczą się nowych technik, przynoszą je do szkoły. Ostatnio wśród dziewczynek jest moda na robienie papierowych smoków. Nauczyły się tego z TikToka. A że w programie akurat mieliśmy średniowieczne bestiariusze, więc skorzystałam z okazji. Najpierw zrobiliśmy ilustracje, a potem smoka-pacynkę.
Jednak kluczowe jest to, że na plastyce można coś zrobić własnymi rękami.
Grafika komputerowa stworzona przez sztuczną inteligencję zawsze będzie doskonała, wymuskana. Ale na plastyce uczymy się doceniać także niedoskonałość. Jestem wyznawczynią japońskiej filozofii wabi sabi, która szuka piękna ukrytego w niedoskonałości. Nauka, że coś może być jednocześnie niedoskonałe i świetne jest bardzo ważna i uwalniająca.
Wiele dzieci trzyma u pani na lekcjach glinę po raz pierwszy?
Tak. Dzieci mają dziś mniej okazji, żeby się ubrudzić, czy użyć narzędzi.
Coraz więcej szóstoklasistów ma problem z używaniem nożyczek. Wiele dzieci nigdy nie miało w ręku śrubokrętu.
W domu raczej nie mają okazji szyć ani tym bardziej szlifować drewna. Dlatego wszystkie praktyczne zajęcia są w szkole takie ważne. Szkoła to doskonały poligon doświadczalny. Niestety, technika kończy się w 6., a plastyka – w 7. klasie.
Dobrze byłoby dłużej uczyć plastyki i techniki?
Najlepiej, żeby te zajęcia trwały do końca podstawówki i żeby w liceum dzieci miały możliwość wybrania zajęć artystycznych. Nie każdy musi od razu iść do liceum plastycznego, a przecież może mieć potrzebę tworzenia.
Jako nastolatka przez rok chodziłam do liceum w Stanach. Tam sami układaliśmy sobie plan lekcji – część przedmiotów była obowiązkowa, a część do wyboru. W szkole były dwie pracownie artystyczne, gdzie prowadzono kursy specjalistyczne. Ja wybrałam tworzenie biżuterii. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, żeby pójść na Akademię.
Byłoby wspaniale, gdyby w polskich szkołach były tak wyposażone pracownie. Obawiam się, że to na razie mało realne, także z powodu kosztów.
A może to nie tylko kwestia kosztów, tylko poczucia, że plastyka to taki szkolny michałek?
Pewnie bywa tak postrzegana. Ale nie, plastyka nie jest żadnym michałkiem.
W szkołach, w których pracuję, wdrażamy podejście STEAM. To znaczy, że staramy się na każdym przedmiocie łączyć różne kompetencje i obszary, rozwijać różne umiejętności. STEAM to skrót od Science-Technology-Engineering-Art-Mathematics. Art oznacza wszystkie zajęcia wymagające kreatywności.
Najbardziej lubię, kiedy plastyka jest powiązana z innymi przedmiotami. Na przykład, kiedy szykujemy scenografię i kostiumy do przedstawień teatralnych. Albo makietę miasteczka, w którym mieszka Mikołajek czy ilustracje do innej książki omawianej na polskim. Z nauczycielką historii robiłyśmy makiety średniowiecznych zamków.
Czy plastyka to miejsce wyrabiania gustów i estetycznego wyczucia? W Polsce jest ono raczej słabe: szyldoza, kościoły ze strony „Biskup płakał, gdy konsekrował”. Jak kształtować ten gust nie wpadając w schematy: ładne/brzydkie?
Myślę, że gusty można kształtować wyłącznie przez pokazywanie rzeczy, które uważa się za wartościowe i cenne. Gust wynosi się nie tylko z domu, dziecko nasiąka tym, co ogląda w telewizji, w internecie, co widzi na ulicy, w sklepach. A widzi billboardy, reklamy, pomniki… Szkoła jest miejscem, gdzie dzieci mogą się zetknąć z inną stylistyką i to już jest dużo. Pokazanie tej inności poszerza horyzonty.
Świetną okazją są wycieczki do muzeów. Staram się wyszukiwać interesujące warsztaty, które towarzyszą wystawom. Wzięliśmy udział w projekcie Formy Podstawowe Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Fundacji EFC. Pojechaliśmy na wystawę A. Kapoora do Centrum Rzeźby w Orońsku. W czasie nauki zdalnej odwiedzaliśmy online różne pracownie – architekta Macieja Siudy, ilustratora Pawła Pawlaka.
Ale skoro opowiadam dzieciom o rzeczach, które uważam za wartościowe, to jestem zobowiązana do wzajemności. Muszę być otwarta na ich zainteresowania, na to, czym żyją, co im się podoba.
Każdy, kto uczy plastyki, powinien choć raz zagrać w Minecrafta, obejrzeć odcinek „Wednesday”, narysować postać z Mangi, króliczka Kawaii i złapać Pokemona.
Co jeszcze Pani robi, żeby wyrabiać wyczucie estetyczne?
Pilnuję estetyki w trakcie pracy – dzieci wiedzą, że nie zaczynamy pracy w bałaganie, że porządek sprzyja skupieniu i koncentracji. Dbamy o sprzątanie na koniec lekcji.
Staram się też mówić o architekturze, zwracać uwagę na to, z czego zrobione są różne przedmioty. Czy dany materiał jest trwały? Czy jest ekologiczny? Jak się czujemy, gdy jest taki, a nie inny kolor na ścianie? Gdy chodzimy po drewnianej podłodze i podłodze z płytek ceramicznych? Te tematy muszą się pojawiać.
W pani rozmowie o wychowywaniu Jarosław Kordziński zwrócił uwagę, że wychowuje nie tylko wychowawca, ale wszyscy nauczyciele. Podobnie odpowiedzialność za przestrzeń szkolną jest nasza wspólna – czy panuje w niej ład? Czy użyte są dobre i przyjemne materiały? Jak wygląda wejście do szkoły? Jej otoczenie? To bardzo ważne, a sama nauczycielka plastyki tego nie zapewni.
Czy zdarza się, że na plastyce dzieci się odblokowują?
Zdarza się, że uczennica czy uczeń, sprawiający problemy wychowawcze, nieprzestrzegający zasad, na plastyce potrafi się wyciszyć i skoncentrować na zadaniu. Ma ciekawe pomysły, bo to jest taka sfera działań, która przynosi im satysfakcję.
Pewnie zdarzają się dzieci, które nie chcą brać udziału w plastyce, a potem się przełamują.
W jednej czwartej klasie plastykę mamy na 8. godzinie, więc wszyscy są dość zmęczeni. Pamiętam chłopca, który na początku roku za każdym razem powtarzał: o nie, znowu ta plastyka. Spytałam, o co chodzi. Okazało się, że nie lubi wycinania, klejenia i innych takich rzeczy. Kilka miesięcy później robiliśmy zadanie, które polegało na tworzeniu magicznego świata w pudełku po butach. Używa się do tego tkanin, papieru i bibuły. Potem się to podświetla latarką i zagląda przez dziurkę. Efekt jest absolutnie magiczny.
I nagle ten chłopiec wkręcił się w robotę! Wycinanie i przyklejanie przestało być problemem, bo on stwarzał coś niesamowitego. Nie chciał wyjść z sali. To są najlepsze momenty w tej pracy.
Dzieci często osiągają taki stan flow?
Tak. Mam nadzieję, że ten stan pomoże im potem osiągnąć podobne skupienie w innych zadaniach. Fantastycznie jest też obserwowanie rozwoju dzieciaków. Kiedy coś im proponuję, a one to rozwijają w sposób, którego ja w ogóle sobie nie wyobrażałam. Albo robią dowcipny kolaż z rzeczy przeznaczonych do wyrzucenia. Wiele dzieci prowadzi szkicowniki, więc mamy zwyczaj, że co tydzień pokazujemy sobie nasze rysunki.
Każda nauczycielka czy nauczyciel polskiego pewnie chcieliby, by dzieci poszły w życie, czerpiąc radość z czytania książek. A pani?
Chciałabym, żeby chodziły na wystawy. Rozumiały, że sztuka może być sposobem na wyrażenie swoich emocji. Językiem, dzięki któremu możemy poznać i zrozumieć uczucia innych.
I żeby były otwarte na nowe rzeczy, chciały je zrozumieć – nie bały się podejmować wyzwań i popełniać błędów.
Obawa przed porażką, przed postawieniem niewłaściwej kreski, strasznie paraliżuje.
Jeśli się nie zadba w szkole, by ten lęk pokonać, to on się odkłada w ludziach i utrudnia im życie. No a przy okazji utrudnia też innym ludziom życie z nimi.
*Marta Tymowska-Wicha – architektka wnętrz, nauczycielka plastyki w Społecznej Szkole Podstawowej nr 13 z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Lotników Amerykańskich w Warszawie i Dwujęzycznej Szkole Podstawowej nr 1 w Wesołej. Absolwentka ASP w Warszawie i podyplomowych studiów pedagogicznych na tej samej uczelni. Prowadzi profil na Instagramie i Facebooku Teraz jest plastyka.
Reporterka i podróżniczka. Pisze dla „Dużego Formatu”, „Wysokich Obcasów”, „Tygodnika Powszechnego” i „Przekroju”. Współtwórczyni reporterskiego projektu IntoAmericas.com. Autorka książki „Szkoły, do których chce się chodzić, są bliżej niż myślisz”. Razem z Szymonem Opryszkiem wydała książki „Wyhoduj sobie wolność”, „Tańczymy już tylko w Zaduszki”. Mama Gucia, ich trzyletniego syna.
Reporterka i podróżniczka. Pisze dla „Dużego Formatu”, „Wysokich Obcasów”, „Tygodnika Powszechnego” i „Przekroju”. Współtwórczyni reporterskiego projektu IntoAmericas.com. Autorka książki „Szkoły, do których chce się chodzić, są bliżej niż myślisz”. Razem z Szymonem Opryszkiem wydała książki „Wyhoduj sobie wolność”, „Tańczymy już tylko w Zaduszki”. Mama Gucia, ich trzyletniego syna.
Komentarze