Czy Putin jest jak Katarzyna II, czy jak ostatni car Mikołaj II? Czy pucz Prigożyna był nieistotnym wydarzeniem w tysiącletniej historii Rosji, czy czymś na kształt pamiętnego powstania Pugaczowa? Tydzień po puczu propaganda nie wie jeszcze, jaka wersja obowiązuje
Przez pierwszą połowę zeszłego tygodnia propaganda skłaniała się do wersji, że puczu Prigożyna nie było. Były “wydarzeniami 24 czerwca”, a Prigożyn jako taki nigdy nie istniał. Istniał jedynie złodziej, przekręciarz i niewykonujący rozkazów niewart wzmianki “gospodin Prigożyn” (jak propaganda chce kogoś upokorzyć, to używa rosyjskiego słowa “pan”). Nie wiadomo, gdzie jest, i nikogo to nie interesuje.
“Kłopotami” nazwał 30 czerwca bunt Prigożyna szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow (“Rosja zawsze wychodziła silniejsza z każdych kłopotów, a te były bardziej głośne niż poważne"). Polegli w czasie tych kłopotów rosyjscy wojskowi i cywile przestali istnieć. Moskwa nie szykowała się 24 czerwca do rozpaczliwej obrony przed maszerującą na nią armią świetnie wyszkolonych najemników. Nie było plotek o ucieczce Putina z Kremla. Nie było interwencji Łukaszenki, który wynegocjował z podwładnymi Putina glejt bezpieczeństwa dla Prigożyna – co pozwoliło mu wydać rozkaz zawrócenia spod Moskwy.
Były tylko “wydarzenia 24 czerwca”, które nie trwały nawet doby – a w takiej Francji to zamieszki trwają kilka dni.
Im bardziej jednak propaganda zapewniała, że żadnego buntu nie było, tym bardziej jego skutki okazywały się coraz bardziej widoczne.
Była to opowieść o tym, że wojna jest dobra jako taka i każdy, kto w niej uczestniczy po stronie Rosji, nadaje w ten sposób sens swojemu nędznemu życiu. Bo stało się jasne, że nie każdy, kto walczy po stronie Rosji, jest dobry. Bo co z wagnerowcami? Są dobrzy czy źli?
Zaś bez narracji o wyższości wojny nad pokojem, codzienne telewizyjne relacje z frontu nie starczają (roboczo nazywam je materiałami o tym, jak strzela armata, bo to rozmowy z zamaskowanymi żołnierzami, którzy opowiadają, jak celują i „niszczą siłę żywą przeciwnika”).
Ich sens streszcza się teraz w przekazie, że Rosja się broni – ta opowieść nie zawiera więc w sobie obietnicy happy endu. Do tego bunt Prigożyna zużył propagandzie argument w sprawie, kto odpowiada za ewentualne niepowodzenia na froncie: Putin ogłosił przecież, że “wydarzenia 24 czerwca” nie miały wpływu na sytuację wojenną. Bo dzięki bohaterstwu sił wewnętrznych nie trzeba było wycofywać wojska z frontu do stłumienia buntu. Czyli za wszystko, co dzieje się na froncie, odpowiada Putin. Tymczasem – powtarza propaganda – Ukraina szykuje drugi etap kontrofensywy.
Dlatego – i to jest kolejny skutek buntu Prigożyna/”wydarzeń 24 czerwca” – trudniejsze stało się dla propagandy tłumaczenie sensu wojny/”operacji specjalnej” w siedemnastym miesiącu jej trwania.
W ciągu tygodnia układ telewizyjnych “Wiadomości” zmienił się: informacje o wojnie i o Putinie przestały zajmować pierwszą połowę programów “informacyjnych”. Są znowu – tak jak na początku ukraińskiej kontrofensywy przed miesiącem – króciutkie. A że nie ma dużo materiałów z życia Putina i władzy, pojawiły się tam tak nieistotne informacje, jak reportaż o powodzi (ot, spadł deszcz, zalało całą osadę, odcięło ją od świata, ludzie potracili dorobek życia, ale nie chcą się ewakuować w obawie, że resztę im rozkradną) albo o nowym środku komunikacji w Moskwie: nowoczesnym elektrycznym tramwaju wodnym (ach, jak pięknie wygląda Moskwa z wody).
Propaganda ustawiła się w pozycji wyczekującej. We wtorek o “wydarzeniach 24 czerwca” opowiadał sam Putin i Łukaszenka (opisywaliśmy to w OKO.press). W środę 28 czerwca Putin pojechał do Dagestanu porozmawiać „o rozwoju turystyki”. I tu propaganda dostała materiał do przemyśleń.
Otóż w Derbencie lokalne władze zorganizowały Putinowi pokaz fontann i miłości poddanych.
Putin po raz pierwszy od wielu dni pojawił się w terenie niecałkowicie kontrolowanym przez siły bezpieczeństwa. Jego grubszą niż zwykle sylwetkę opinała gładko cienka letnia marynarka (miał kamizelkę kuloodporną?). Chodził po ruinach twierdzy, gdzie wejść może każdy, i zwiedzał muzeum oraz meczet, gdzie bywają ludzie niepoddawani kwarantannie. Słuchał zapewnień miejscowych urzędników, że mieszkańcy Dagestanu popierają wszystkie jego działania “w związku z wydarzeniami 24 czerwca”.
Ale najlepsze było dopiero przed nami.
Wieczorem w Derbencie władze otwierały park fontann. Na widok Putina zgromadzona tam publiczność czekająca na pokaz nowej atrakcji turystycznej dosłownie oszalała.
Ludzie krzyczeli “Sto lat, wodzu naczelny!”
Putin nie poprzestał na machaniu z daleka i “wbrew zaleceniom sanitarnym” wmieszał się w tłum i wykonał królewski “walkabout” ściskając ludziom dłonie. “Młodzi ludzie dosłownie otoczyli Putina, zadając pytania i filmując, co się dzieje na swoich telefonach" – sprawozdawała propaganda.
“Była to absolutnie niesamowita demonstracja poparcia i radości ze strony miejscowej ludności. Dlatego oczywiście z jednej strony są rekomendacje specjalistów [żeby zachowywać dystans – red.], ale z drugiej strony jest zdecydowana decyzja prezydenta, kiedy nie mógł odmówić tym ludziom, żeby ich nie pozdrowić” – powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
„Nie miałem wątpliwości, jakie będą reakcje w Dagestanie i w całym kraju i poparcia dla decyzji podjętych przez kierownictwo kraju w związku z wydarzeniami z 24 czerwca” – ucieszył się Putin.
Jakiś urzędnik w Dagestanie zapunktował.
Niestety, ostatecznie bohaterem wydarzenia okazał się nie Putin, a nastolatka z Derbentu, która zwróciła uwagę na siebie, krzycząc: “Pocałuj” i “Mama, foto!”. I Putin ją pocałował (zdjęcie pokazywane w rosyjskiej TV – na górze).
Historia Fatimy pokazuje, że propaganda po puczu jeszcze nie panuje nad przekazem i może ją rozegrać nastolatka.
Pracownicy propagandy zidentyfikowali domagająca się pocałunku dziewczynę jako Fatimę Tagirową, uczennicę szkoły nr 1 w Derbencie. Zrobili z nią wywiad i – jak to bywa, gdy propaganda się bardzo stara – przedobrzyli.
Dziewczyna wyjaśniła, że tłum na placu fontann został zgromadzony na siedem godzin przed pojawieniem się Putina. Ludzie tam stali od wczesnego popołudnia, byli ustawieni w rzędy (Fatima mówi, że pierwsze rzędy były puste, a jej udało się tam przecisnąć w pobliże).
Więc wielki spontaniczny wybuch miłość do Putina był ustawką. A Fatima, dziecko, które nie zna innej władzy niż władza Putina, doskonale rozumiało, że nie liczą się fakty, tylko interpretacje.
"Przecież taka okazja zdarza się raz w życiu” – wyjaśniła pracownikowi propagandy. Więc krzyczała wniebogłosy, by matka stojąca w tłumie wiedziała, gdzie wycelować komórkę.
Teraz jej zdjęcia z Putinem pokazywane są w kółko. Zwłaszcza że reportaże o Putinie w Derbencie dostaliśmy w “Wiestiach” – w ramach konkurencji w samym aparacie propagandy – w dwóch wersjach: moskiewskiej, wykonanej przez pracownika propagand towarzyszącego Putinowi, i dagestańskiej, sfilmowanej przez pracownika lokalnego ośrodka rządowej telewizji.
Propagandyści sami nie mogą się czuć pewnie – w końcu przez miesiące produkowali materiały o bohaterstwie najemników Prigożyna. Robili o wagnerowacach reportaże, jeździli do nich na front, czule nazywali ich “muzykantami”.
Niepewność, czy ktoś teraz tego nie wykorzysta, zmusza do zupełnie niesłychanych aktów poddaństwa. A jeśli widać to w telewizji, to co dopiero musi dziać się na Kremlu?
Wszystko, co zmajstrowali urzędnicy dagestańscy w Derbencie, musiał więc przebić w niedzielę Dmitrij Kisielow, autor telewizyjnych “Wiadomości Tygodnia” (“Wiesti Niedieli”). Trzygodzinny program w całości praktycznie poświęcony był wielkości Putina.
W czasie buntu – tak, buntu, a nie "wydarzeń 24 czerwca” – Putin w wersji Kisielowa z 2 lipca wykazał się niesłychanym bohaterstwem i siłą woli godną męża stanu. To on skoordynował (!) działania sił specjalnych i on (a nie jakiś Łukaszenka) doprowadził do zatrzymania marszu Prigożyna na Moskwę (!).
Prigożyn okazał się zdrajcą, więc Putin z odrazą odrzucił pomysł bezpośrednich negocjacji z nim. Dobrze, że napatoczył się Łukaszenka i zadzwonił do Prigożyna. Ale tak naprawdę nad wszystkim czuwał Putin (!). Do zawrócenia skłoniła wagnerowców akcja rosyjskiego lotnictwa. Które zaczęło ostrzeliwać kolumnę wagnerowców na szosie (ale ostrożnie, żeby nie trafić w cywili). Jak oznajmił Kisielow, nalot na drogę był sygnałem od Putina do Prigożyna, żeby odebrał telefon Łukaszenki.
Kisielow tworząc tę legendę, zdezawuował to, co sam opowiadał przed tygodniem (że bunt stopniał jak śnieg od samego przemówienia Putina, które wygłosił on w sobotę 24 czerwca ramo – niczego więcej Putin robić nie musiał). Najwyraźniej Kisielow uznał, że Putin potrzebuje teraz nowych szat – nie tylko przywódcy narodu, ale i wybitnego, nieustraszonego dowódcy i prawdziwie światowego lidera.
Cały program nawet jak na standardy moskiewskie zrobiony był na klęczkach. A może nawet w pozycji leżącej, plackiem na podłodze.
Starająca się zasłużyć propaganda wykreowała więc Putina na prawdziwego wodza naczelnego rosyjskiej armii. Do podobnego ruchu został zmuszony w czasie I wojny światowej car Mikołaj II. I od tego momentu ostatni car Rosji (stracony z rodziną przez bolszewików w 1918 r.) stał się winny wszystkich rosyjskich klęsk Rosji na froncie.
Mikołaj II to nie moje skojarzenie, tylko wyraźna wrzutka propagandy.
Rozwijając myśl Putina z wystąpienia 24 czerwca o tym, że bunt Prigozyna może się skończyć tak samo jak w 1917 roku – odebraniem Rosji “zasłużonego zwycięstwa”, propaganda wyprodukowała lub wyjęła z archiwum film o tym, jak obalenie caratu w lutym 1917 roku, a następnie przewrót bolszewicki w październiku doprowadził do wycofania się Rosji z I wojny światowej. Film został pokazany na kanale Rossija 24, ale i obficie streszczony w “Wiestiach” 30 czerwca:
Przy okazji opowieści “o bohaterskim Putinie” Kisielow rozprawił się w niedzielę z legendą o bohaterskim Prigożynie. Legendę tę tworzył sam Kisielow – to on np. pokazywał, jak wagnerowcy zabijają ukraińskich żołnierzy w Soledarze. Opowiadał, że “Samo zdobycie budynków w mieście możliwe było dzięki bohaterskiej postawie ochotników z grupy Wagner”.
Obecnie opowieść o wagnerowacach brzmi tak:
I tu Kisielow pokazał widzom zdjęcie z egzekucji z 1946 roku.
Nie wiem, jak Państwo, ale ja niepokojem myślę, jak ta historia będzie wyglądała za tydzień.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Propaganda
Świat
Władimir Putin
bunt Prigożyna
Goworit Moskwa
Jewgienij Prigożyn
Prigożin
Ukraina
wojna w Ukrainie
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze