W kwestii systemu podatkowego PiS kluczy jak nigdy. Miał być szczelniejszy, bardziej progresywny jednolity podatek, ale rząd wycofał się z projektu. Teraz premier Beata Szydło ostrzega, żebyśmy nie spodziewali się niższego VAT-u wcześniej niż w 2018. Ale nawet wtedy szanse są marne. Podatki będą niesprawiedliwe, obciążając bardziej mniej zamożnych
Przed wyborami Prawo i Sprawiedliwość ostro krytykowało rząd PO-PSL za podniesienie i utrzymywanie wyższej stawki podatku VAT. Ówczesna koalicja podwyższyła ją z 22 proc. do 23 proc. w 2011 r. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, do końca 2014 r. Wyższa stawka obowiązywała jednak do końca ich rządów.
Szybko okazało się, że PiS zamierza kontynuować polityczny kurs, za który tak postponował swoich przeciwników. Już we wrześniu 2016 r., czyli niespełna rok po wyborczym zwycięstwie, Beata Szydło zapowiedziała, że VAT może spaść najwcześniej w 2019 r.
W niedzielnym wywiadzie dla Radia Zet i Polsat News stwierdziła jednak, że może dojść do tego wcześniej. „Jeżeli wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem, to myślę, że dobre wiadomości dla podatników możemy mieć już w 2018 r.” – mówiła.
Problem w tym, że jednocześnie obłożyła tę obniżkę warunkami, co do których możemy mieć pewność, że będą niemożliwe do spełnienia. Wygląda więc na to, że PiS obniżki VAT w tej kadencji nie wprowadzi.
„Wszystko będzie w tej chwili zależało od tego, jaki będzie wynik na koniec roku i jaki będzie planowany rozwój na rok 2018. Nie ukrywamy, że 2018 r. będzie niełatwym dla finansów publicznych, dlatego że wtedy będzie już też obowiązywać od początku roku obniżony wiek emerytalny, wtedy będą również inne projekty realizowane” – ostrzegała premier. Los VAT-u zależeć więc będzie od wyników ściągalności podatków.
Premier Szydło dodała też, że decyzja będzie również zależeć od tego, w jakim tempie będzie rosnąć nasza gospodarka. A tu nie możemy spodziewać się cudów. Inwestycje w Polsce zwalniały przez ostatni rok, a za tym szło spowolnienie wzrostu. Już teraz wiemy, że niemal niemożliwe jest osiągnięcie tempa, które zakłada Plan Morawieckiego (4 proc. wzrostu rocznie przez 5 lat) – na razie brak kompletnych danych za 2016 r., ale jest niemal niemożliwe, że osiągnęliśmy nawet poziom 3 proc.
VAT – podatek od biedy?
Jest wiele argumentów by VAT obniżyć. Po pierwsze, podatek ten jest w Polsce stosunkowo wysoki. W całej Unii Europejskiej wyższą ma tylko sześć krajów: Chorwacja, Dania, Finlandia, Grecja, Szwecja i Węgry (rekordziści – aż 27-procentowa stawka). Taką samą jak Polska stawkę ma jeszcze Irlandia i Portugalia. Średnia dla wszystkich krajów wspólnoty to poniżej 21,5 proc.
Najgorsze jest jednak to, że VAT najbardziej obciąża biedniejszych. Jego stawka jest liniowa – taka sama dla wszystkich niezależnie od dochodu. Jest to jednocześnie podatek od konsumpcji, a im mniej się zarabia, tym większą część budżetu przeznacza się na wydatki konsumpcyjne. Osoba, która zarabia 15 tys. miesięcznie odkłada większą część pensji niż taka, która zarabia 2,5 tys. VAT odciągany jest więc od większej części zarobków biedniejszych niż bogatszych.
Oznacza to, że VAT jest de facto podatkiem degresywnym – im więcej się zarabia, tym mniej jest się nim obciążonym.
Problem jednak w tym, że VAT stanowi główne źródło zasilania budżetu. To z niego pochodzi ok. 40 proc. wpływów podatkowych. Dodając do tego degresywnie działający podatek dochodowy (wypadamy pod tym względem fatalnie na tle Unii Europejskiej), łatwo zauważyć, że polski budżet zasilany jest głównie przez najbiedniejszych, stosunkowo mało obciążając najbogatszych. PiS, jak widać, na razie nie zamierza tego zmieniać. Szansą była wielka reforma podatkowa i wprowadzenie znacznie większej progresji. PiS zapowiadał to bardzo długo. Pomysł został już jednak ostatecznie pogrzebany.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze