W latach 2011-2023 nauczycielskie zarobki rosły 4 razy wolniej niż średnia w gospodarce i 5 razy wolniej niż płaca minimalna. Hojne podwyżki w 2024 roku tylko częściowo wyrównały tę dyskryminację. W 2025 roku wracamy do gorszego traktowania. Co na to ZNP?
Wysłany do konsultacji we wtorek 4 lutego 2025 projekt rozporządzenia o wynagrodzeniach nauczycieli, które wejdzie w życie wstecznie z mocą od 1 stycznia, przewiduje wzrost o 5 proc. (z jednym wyjątkiem), zarówno nauczycielskich wynagrodzeń zasadniczych („gołych”), jak i „średnich” (z dodatkami i nadgodzinami). Objaśnimy to i skomentujemy, patrząc na zarobki nauczycieli w perspektywie polityki ostatnich pięciu rządów.
Nssz tekst jest analizą dogłębną i szczegółówą, co z jednej strony ma wartość dla osób, które chcą lepiej zrozumieć problem, ale z drugiej może zniechęcać czytelniczki i czytelników mniej zainteresowanych tematem. Najważniejsza teza (i swego rodzaju odkrycie, także dla autorów...) jest taka, że nauczycielskie podwyżki 2024 roku, choć tak duże, nie zniwelowały efektów szkodliwej polityki kolejnych rządów, które w latach 2011 – 2023 „oszczędzały” na nauczycielskich płacach.
Proszę zobaczyć, jak dramatyczne skutki miała ta polityka. W latach 2011-2023 wynagrodzenia:
W tym samym czasie
Ogromna podwyżka 2024 roku nie wyrównała tych strat wobec innych grup zawodowych, bo dzisiejsze wynagrodzenia liczone względem 2011 roku wzrosły:
Oznacza to, że decyzja o ledwie 5 proc. podwyżce wynagrodzeń nauczycielskich może być dla ponad 500 tysięcy nauczycielek i nauczycieli frustrująca, bo w 2024 roku dostali dużo, ale wciąż za mało, by odzyskać to, co wcześniej stracili. Analiza pokazuje także, czym grozi arbitralna, od ściany do ściany, polityka kolejnych rządów.
Mogłaby to ustawa „Godne płace i wysoki prestiż nauczycieli”, która miałaby powiązać nauczycielskie płace ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce. Ale jak mówi OKO.press prezes ZNP Sławomir Broniarz, uktwiła w sejmowej zamrażarce.
wiążąca
Propozycje rządowych podwyżek dla nauczycielek* przedstawimy w takiej kolejności, w jakiej powstają. Ich podstawą jest tzw. kwota bazowa, określana w ustawie budżetowej na zasadzie arbitralnej decyzji rządu. Na 2025 rok minister finansów zdecydował, że wyniesie ona 5 434,82 zł, czyli będzie o 5 proc. wyższa niż w 2024 roku.
*Uwaga! W tekście używamy częściej określenia „nauczycielki” niż „nauczyciele”, bo kobiety stanowią ok. 82 proc. nauczycielskiej kadry. Podobnie z „dyrektorkami” (ponad 70 proc.).
Z automatu, a dokładniej na mocy słynnego art. 30 p. 3 Karty Nauczyciela, czyli świętej księgi nauczycielskich praw, kwota bazowa wyznacza tzw. średnie wynagrodzenia, czyli (w założeniu) całość zarobków nauczycielskich, w tym: wynagrodzenia zasadnicze, nadgodziny powyżej pensum 18-godzin tablicowych (po 45 minut), dodatki za wysługę lat i kilka dodatków funkcyjnych (np. za wychowawstwo).
To mniej więcej tyle, ile nauczycielki i nauczyciele powinni realnie zarabiać, w zależności od tego, na którym są tzw. szczeblu awansu. Najwięcej jest nauczycieli i nauczycielek z poziomi III, czyli dyplomowanych (w roku szkolnym 2022/2023 aż 56,8 proc. wszystkich). Początkujących (poziom I) i mianowanych (II) jest mniej więcej po 20 proc.
Karta stanowi, że średnie wynagrodzenia dla trzech szczebli awansu stanowi kolejno: 120, 144 i 184 proc. kwoty bazowej.
Żeby rzecz skomplikować, na mocy art. 3 ustawy o szczególnych rozwiązaniach ustawy budżetowej na rok 2025 wynagrodzenia nauczyciela początkującego zostały dodatkowo podwyższone o 2,308 proc. (czyli razem rosną o 7,308 proc.). Jak tłumaczy OKO.press Grzegorz Pochopień, specjalista od finansowania edukacji, to skutek podwyżki w 2024 roku, która musiała być procentowo wyższa dla początkujących (33 proc.) niż dla pozostałych dwóch grup (30 proc.). I teraz, gdyby nie skorygować kwoty bazowej, podwyżka średniej płacy dla początkujących w 2025 roku byłaby mniejsza niż 5 proc.
W sumie daje to takie zarobki:
Jak widać na wykresie poniżej, początkujący mają dostać 318 zł podwyżki, co wygląda skromnie w porównaniu z zeszłoroczną (1577 zł), mianowani – 372 zł (rok temu – 1721 zł), a dyplomowani – 476 zł (rok temu – 2197 zł).
Na wykresie widnieją też, zaznaczone blado-szarym kolorem, podwyżki, jakich nie było, a jakich oczekiwało ZNP po deklaracji Donalda Tuska z kampanii wyborczej 2023 roku, że o 30 proc. wzrosną wynagrodzenia zasadnicze i to nie mniej niż o 1500 zł. Premier nie przyznał się do lapsusu, a polityczki i politycy KO konsekwentnie twierdzili, że chodziło przecież o wynagrodzenia średnie.
Gdyby jednak podwyżki dać według deklaracji lidera KO, już w 2024 roku średnie zarobki nauczycieli wyniosłyby odpowiednio 6723 zł, 7946 zł i 9745 zł. Jak widać, tylko dla ostatniej grupy dyplomowanych planowana przez rząd na 2025 rok podwyżka przewyższa kwoty, jakie wynikały z deklaracji wyborczej premiera.
Jak tłumaczyła OKO.press Magdalena Kaszulanis rzeczniczka prasowa ZNP, nie ma automatycznego przełożenia kwoty bazowej (i tym samym średnich zarobków) na wynagrodzenia zasadnicze. Przyjmuje się jednak, że odsetki wzrostu kwoty bazowej oraz wynagrodzeń, zarówno zasadniczych jak średnich, powinny być identyczne. Kryje się za tym założenie, że wszystkie składniki wynagrodzeń nauczycielskich rosną w tym samym stopniu co wynagrodzenie zasadnicze.
Płace zasadnicze, czyli gołe wynagrodzenia bez nadgodzin i dodatków, dla kolejnych grup awansu rząd przedstawił w tabeli, która jest załącznikiem do rozporządzenia:
Płace zasadnicze rosną w porównaniu z 2024 rokiem o równo 5 proc. dla wszystkich grup awansu:
Jak widać, wynagrodzenia zasadnicze, które nauczycielki często traktują jako pewne pieniądze (podczas protestów płacowych pokazują je w telewizji na tzw. paskach) rosną więc rok do roku o:
Powstaje pytanie, w jaki sposób średnie zarobki nauczycieli początkujących mają wzrosnąć o więcej niż. 5 proc. (dokładniej o 7,308 proc.) skoro w tej grupie awansu niektóre dodatki są trudniejsze do uzyskania (np. za wysługę lat czy wychowawstwo).
Jak widać, nauczyciele i nauczycielki mogą być rozczarowani, bo podwyżki, jakie proponuje rząd na 2025 rok, są aż 4,5 – 5 razy mniejsze niż w 2024 roku. Oczywiście tamte były nadzwyczajnie duże i stanowiły korektę skandalicznej polityki płacowej rządów PiS, a także końcówki rządów PO-PSL. Jednak trudno człowiekowi pogodzić się z rozumowaniem, że skoro rok temu dostał dużo, to teraz może dostać tak mało.
Proponowane 5-procentowe podwyżki ledwie pokrywają wzrost cen, który od grudnia 2023 do grudnia 2024 wyniósł ogółem 3,6 proc.
Uderzające, że płaca minimalna w 2025 roku wzrośnie o 8,5 proc., a średnie wynagrodzenie w gospodarce według zapisu w budżecie o 6,1 proc.
Można być zresztą pewnym, że wzrost średniej będzie wyższy, bo rząd nie sprawuje przecież kontroli nad całą gospodarką narodową (od rybołówstwa, przez ubezpieczenia i reklamę, handel i gospodarkę mieszkaniową itd.), a założenie, jakie przyjmuje, jest zwykle bardzo ostrożne, bo
większym problemem dla rządu jest przeszacowanie wzrostu płac, niż jego niedoszacowanie.
Inne prognozy na 2025 rok wydają się więc bardziej realistyczne:
Jak widać na wykresie powyżej, wzrost zasadniczych płac nauczycielskich o 5 proc. będzie znacznie mniejszy niż wzrost (zaniżonej!) średniej w całej gospodarce, a
goła pensja początkujących nauczycielek zbliżyła się znowu do płacy minimalnej.
Trzeba jednak pamiętać, że porównania przedstawione na wykresie mają wartość poglądową – chwytają trendy zmiany. Nie należy ich traktować dosłownie, bo realne zarobki nauczycieli są o ok. 50 proc. wyższe niż zasadnicze.
Jak już pisaliśmy we wstępie, kluczowe dla zrozumienia nauczycielskich odczuć jest spojrzenie „historyczne”. Raz jeszcze odwołamy sie do wykres wynagrodzeń nauczycielskich „na tle” średniej i minimalnej placy w latach 2005-2025. Pokażemy, jak arbitralne i krańcowe były decyzje kolejnych rządów.
Przez pięć lat tłustych rządów PO-PSL (2007-2011) płace zasadnicze nauczycieli początkujących urosły o 86 proc., a dyplomowanych o 42 proc.
W 2013 roku rząd Donalda Tuska, a potem Ewy Kopacz najwyraźniej uznał, że wystarczy tych podwyżek. I przez trzy lata rządów PO-PSL (2013-2015), a potem pierwszy rok rządów PiS (2016) wzrost wynagrodzeń nauczycielskich (zarówno zasadniczych, jak i średnich) wyniósł równe 0 zł i 0 proc. Podwyżka 2017 roku jest niewidoczna na wykresie, bo wyniosła... 1,2 proc.
Przez cztery, a właściwie pięć lat (2013-2017), nauczycielskie zarobki stały w miejscu.
W tym czasie średnia w gospodarce wzrosła o 21 proc., a płaca minimalna o 33 proc.
Licząc rządy PiS jako całość przez siedem lat (2017-2023) wzrost płac nieco przyspieszył dopiero za ministra edukacji Przemysława Czarnka (2020-2023), pod presją nauczycielskich protestów, a także po to, żeby wynagrodzenia zasadnicze nauczycieli początkujących utrzymywać powyżej płacy minimalnej (w 2023 roku różnica wyniosła tylko 90 zł...).
W sumie wzrost wynagrodzeń za rządów PiS (2016-2023) wyniósł:
W tym samym czasie:
Jak widać, występuje dziś ryzyko recydywy myślenia z czasów pierwszego rządu Donalda Tuska, kiedy uznano, że po serii wysokich podwyżek (2007-2011), można uznać oczekiwania nauczycielskie za zaspokojone.
Z perspektywy nauczycielskiej rzecz wygląda zgoła inaczej.
Podwyżka 2024 roku, choć wysoka, jest wciąż niepełną rekompensatą fatalnego traktowania nauczycielek i nauczycieli przez kolejne rządy.
Użyjmy jeszcze jednego wyliczenia. W latach 2011-2023 rosły wynagrodzenia:
Ogromna podwyżka 2024 roku nie wyrównuje tych strat wobec innych grup zawodowych, bo wzrost wynagrodzeń liczony względem 2011 roku wynosi:
Podane odsetki dotyczą nauczycielskich płac zasadniczych, ale wzrosty średnich będą niemal identyczne.
Patrząc z perspektywy ministra finansów, pamiętać należy, że każda podwyżka nauczycielskich płac to wielkie pieniądze dla budżetu. W uzasadnieniu do rozporządzenia z 4 stycznia 2025 MEN podaje, że liczba nauczycielskich etatów wynosi 631 409 etatu (realnie zatrudnionych osób jest mniej, ok. 510-515 tys., ze względu na powszechną praktykę nadgodzin). Oznacza to, że
każde 100 zł miesięcznej podwyżki brutto (na etat) „kosztuje" budżet ponad 908 mln zł
Z drugiej strony, MEN zdaje sobie sprawę ze wciąż nie najlepszych nastrojów w szkołach, a zarazem planuje ambitne reformy, w tym podstawy programowej, które wymagają partycypacji nauczycielskiej.
Jak to opisał w sierpniu 2024 w OKO.press Anton Ambroziak, w połowie 2024 roku MEN wystąpił do ministra finansów Andrzeja Domańskiego z propozycją podwyżki 10 proc. od stycznia 2025. Był to kompromis między oczekiwaniami związków zawodowych (15 proc.) i wyjściową propozycją resortu finansów (o 4,1 proc.).
Symptomatyczne, że nawet pracodawcy w Radzie Dialogu Społecznego w lipcu 2024 – według komunikatu OPZZ – „zauważyli konieczność zwiększenia nakładów na wynagrodzenia w sferze publicznej w 2025 roku o 7,9 proc.".
Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bak mówiła OKO.press o podwyżkach dla pracowników sfery budżetowej i nauczycieli: „W budżecie na 2025 rok przewidziano dla nich 5-procentowe podwyżki. To mniej, niż proponowali nawet pracodawcy w Radzie Dialogu Społecznego, już nie mówiąc o związkach zawodowych, które chciały 15 proc. I mniej niż proponowałam jako lewicowa ministra. Moje stanowisko było takie, że ten
wzrost powinien wynosić tyle, ile wzrost płacy minimalnej, czyli ok. 7,6 proc.
Uważam, że jeżeli chcemy walczyć – a powinniśmy walczyć – ze spłaszczeniem wynagrodzeń, to te wzrosty powinny być podobne".
Jako lojalna członkini rządu Dziemianowicz-Bąk przedstawiła też argumentację ministerstwa finansów: w 2024 roku był skokowy wzrost wynagrodzeń w budżetówce i płac nauczycieli. „I teraz najważniejsze jest utrzymanie wzrostu gwarantującego nadążanie za inflacją, a w kolejnych latach będziemy rozmawiać o tym, co dalej".
Sławomir Broniarz, prezes ZNP mówi OKO.press: Do naszej centrali dzwonią nauczyciele z całego kraju i pytają, co my na tak małe podwyżki. Jako Związek zajmiemy stanowisko zapewne w poniedziałek [10 stycznia], ale nie ukrywam, że jesteśmy rozczarowani.
Zapowiedzi rządu Donalda Tuska przed rokiem były takie, że będzie więcej troski o zarobki nauczycieli.
Skoro znalazły się pieniądze na duże i nieopodatkowane dodatki mieszkaniowe dla policji, straży pożarnej i straży granicznej, to może i dla nauczycieli się znajdą? Oczekujemy korekty propozycji, a co najmniej zaplanowania dodatkowej podwyżki wynagrodzeń we wrześniu 2025 roku. Zwlaszcza że, jak słyszymy od premiera, gospodarka kwitnie.
Dodatkowo złość nauczycielek i nauczycieli mianowanych budzą jeszcze mniejsze niż do tej pory różnice ich zarobków w porównaniu z osobami początkującymi w zawodzie. Bo niby mają wyższy stopień awansu, ale niewiele z tego wynika.
Piotr Pacewicz, OKO.press: A co z obywatelskim projektem ustawy „Godne płace i wysoki prestiż nauczycieli”, który miał powiązać nauczycielskie płace ze średnim wynagrodzeniem?
To by rozwiązało takie spory, bo dzięki ustawie, pod którą podpisało się ćwierć miliona osób, o wynagrodzeniach decydowałaby sytuacja w gospodarce, a nie arbitralnie politycy. Tymczasem projekt trafił do komisji i leży w sejmowej zamrażarce. Słyszymy, że w 2025 roku wprowadzenie takiego mechanizmu nie byłoby możliwe. OK, ale zacznijmy choćby pracę nad ustawą, bo to duże przedsięwzięcie. Proponowaliśmy, żeby nauczycielskie wynagrodzenia doganiały średnie zarobki w gospodarce z III kwartału poprzedniego roku.
Chodzi o wynagrodzenia zasadnicze czy średnie?
Zasadnicze, bo to jest konkret.
To by oznaczało ogromny wzrost zarobków, bo całkowite wynagrodzenia są mniej więcej półtora raza większe niż zasadnicze.
To wszystko trzeba na spokojnie policzyć. Ale przecież edukacja obok bezpieczeństwa i zdrowia jest kluczowa dla dalszego rozwoju,
nie powinniśmy na niej oszczędzać.
Trzeba też podjąć pilnie rozmowę o perspektywie szkolnictwa wobec fatalnych perspektyw demograficznych. Szkoły będą tracić uczniów i np. utrzymanie monokultury nauczycielskiej, czyli wąskich specjalizacji w zakresie jednego przedmiotu, nie będzie pewnie możliwe. To wymaga zmiany kształcenia. Oczekujemy od MEN poważnej rozmowy o przyszłości, ale, tak czy inaczej, musimy mieć pewność, że ludzie będą chcieli pracować w tym pięknym, ale trudnym zawodzie. A to musi oznaczać godne zarobki.
Zarobki zasadnicze to nauczycielski konkret, minimum, jakie zarabiają w szkole, ale oczywiście na tym nie kończą się ich wynagrodzenia. Dochodzą dodatki:
I wreszcie rzecz zasadnicza. Nauczyciele dostają:
Ministerstwo Czarnka poluzowało bowiem to ograniczenie dla szkół ponadpodstawowych, nie obejmuje ono także zajęć z dziećmi z Ukrainy. Dodatkowo praca nauczycielki w różnych szkołach pozwala omijać limit.
Art. 30. 1. Karty nauczyciela wśród wynagrodzeń nauczycieli wymienia także
co o tyle ważne, że osoba pracująca (nie tylko w szkole) uważa nagrody za pieniądze ekstra, które nie liczą się do średniej.
To wszystko razem składa się na zarobki całkowite, które są regulowane przy pomocy mechanizmu „średniego wynagrodzenia”. Jak już wiemy, jest ono definiowane jako odsetek tzw. kwoty bazowej.
Średnie nauczycielskie nie są – wbrew nazwie – matematyczną średnią realnych zarobków (tak jak wyliczana przez GUS średnia krajowa).
Jak tłumaczyła OKO.press Magdalena Kaszulanis z ZNP, to raczej „konstrukt, w którym do wynagrodzenia zasadniczego dolicza się uśrednione dodatki do pensji". Związkowcy chętnie argumentują, że rzekome średnie zafałszowują obraz na korzyść rządu, bo typowa nauczycielka nie osiąga takich wynagrodzeń. Nie dostaje przecież wszystkich dodatków.
Nie mają jednak racji.
Średnie wynagrodzenia z grubsza odpowiadają realiom. Trudniej oczywiście wyrobić średnią nauczycielom początkującym (dostają mniej dodatków) i nauczycielkom nauczania początkowego (trudniej im o nadgodziny).
Występują też znaczące różnice regionalne, samorządy biedniejsze dają niższe dodatki niż zamożniejsze, np. w dużych miastach, gdzie konkurencja na rynku pracy jest duża. I wreszcie, więcej zarabiają nauczycielki przedmiotów, których jest więcej w siatce godzin, zwłaszcza gdy tych akurat przedmiotowców brakuje.
Wbrew tym różnicom, działa jednak ustawowy mechanizm ochronny.
Ma on kadrze nauczycielskiej „zapewnić osiągnięcie średnich wynagrodzeń”.
Jeśli nauczycielka nie uzyska średniej na swoim szczeblu awansu, powinna na mocy z art. 30 a Karty Nauczyciela dostać od samorządu prowadzącego szkołę „jednorazowy dodatek uzupełniający”, czyli – z pewnym uproszczeniem – wyrównanie do średniego wynagrodzenia (samorządy zaskarżyły ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego – bezskutecznie). Jak to już analizowaliśmy, organy prowadzące zwracają uwagę, by nauczycielskie zarobki nie schodziły poniżej średniej, z czym w znacznej większości przypadków nie mają żadnych kłopotów, bo do finansowania swoich nauczycieli i szkół dokładają sporo własnych środków.
Jak szacuje dla OKO.press Grzegorz Pochopień, wieloletni pracownik zarówno ministerstwa edukacji, jak i finansów, w 2024 roku wydatki na edukację sięgnęły ok. 140 mld. Dokładne dane poznamy w maju, ale według obliczeń eksperta, udział samorządów w finansowaniu wydatków edukacyjnych wyniósł mniej niż 50 mld, co oznacza, że tzw. tzw. luka edukacyjna pokrywana przez samorządy spadła do ok. 35 proc., a w poprzednich latach przekraczała 40 proc.
Tę lukę edukacyjną (różnica między „dochodami” samorządów, czyli pieniędzmi z budżetu państwa na subwencję na ucznia i dotacje m.in. na przedszkola a realnymi wydatkami na placówki edukacyjne) samorządy pokrywają z innych źródeł, przede wszystkim kosztem inwestycji.
System finansowania wygląda z grubsza tak, że minister finansów we współpracy z MEN szacuje wielkość tzw. potrzeb oświatowych w całym kraju, szacując przede wszystkim koszty średnich wynagrodzeń nauczycielskich. Ta kwota jest jednak rozdzielana według liczby uczniów, co sprawia, że w gminach, gdzie szkoły są małe, a klasy mniej liczne (czyli potrzeba więcej nauczycielek do prowadzenia zajęć) środków może brakować. Dofinansowanie oświaty samorządu zależy od tego, ile dostaje on ze swojego udziału w podatkach PIT i CIT, stosunkowo nieliczne zamożne samorządy (ok. 230) nie muszą dostawać wsparcia z centrali.
Edukacja
Sławomir Broniarz
Andrzej Domański
Barbara Nowacka
Donald Tusk
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Ministerstwo Finansów
podwyżki dla nauczycieli
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze