Spróbujmy utworzyć wspólnotę wolnych i odpowiedzialnych obywateli, którzy, będąc szanowanymi bez względu na to, kim są i jakie są ich wartości, wiedzą, że to, jak będzie wyglądać ich państwo, zależy od nich samych – mówią badaczki polskich podziałów
„82 proc. Polek i Polaków mówi o tym, że są znużeni polaryzacją i podziałami, że tęsknią za kompromisem. Te odczucia mogły wpłynąć na to, że ludzie poszli do wyborów, aby zaprotestować przeciwko brutalności kampanii, a w opozycji upatrywali nadziei właśnie na wygaszenie czy zmniejszenie podziałów i na utęskniony kompromis” – mówi dr Zofia Włodarczyk, jedna z autorek opublikowanego właśnie raportu „Zmęczona wspólnota” przygotowanego przez badaczki i badaczy związanych z organizacją More in Common.
Autorzy raportu zamiast prostego, binarnego podziału polskiego społeczeństwa proponują bardziej zniuansowany, w którym wyróżniają siedem segmentów społecznych. Ich opis przytaczamy za raportem „Zmęczona wspólnota”:
Katarzyna Sroczyńska: Zaskoczyła Was frekwencja w niedzielę?
Zofia Włodarczyk*: Mnie zaskoczyła bardzo pozytywnie, chyba nikt się aż takiego wyniku nie spodziewał. Jednocześnie myślę, że jest spójna z wnioskami, jakie płyną z naszego raportu „Zmęczona wspólnota”. Te segmenty, części społeczeństwa, które opisywaliśmy jako mniej zaangażowane politycznie i tradycyjnie rzadziej biorące udział w wyborach, tym razem zdecydowały się do nich pójść. Opisywaliśmy je jako bardziej centrowe, o bardziej umiarkowanych poglądach, i to zobaczyliśmy w wynikach wyborów.
Z Waszego raportu wynika jednak, że tym, co nas łączy jako społeczeństwo, jest brak poczucia wpływu. Trzy piąte obywateli nie czuje, że ma jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje w kraju. Dotyczy to wszystkich, w żadnym z wyróżnionych przez Was siedmiu segmentów społeczeństwa odsetek osób uważających, że mają wpływ, nie sięga 50 proc. A tutaj nagle ponad 74 proc. idzie do wyborów.
Paulina Górska**: Ten raport opiera się na danych, które zostały zebrane w marcu i kwietniu. Dziś wiemy, że sporo się od tego czasu zmieniło, szczególnie marsze z 4 czerwca i 1 października mogły dać części wyborców poczucie wpływu.
Z moich poprzednich badań nad uczestnictwem w protestach wynika jednak, że
Polacy nie muszą być przekonani, że protest będzie skuteczny, żeby wyjść na ulice.
Taka sytuacja jest zresztą typowa dla państw, których ustrój nie jest wystarczająco inkluzywny, a pewne grupy, na przykład kobiety, są w polityce niedoreprezentowane. Osoby uczestniczące w 2019 roku w rekordowej pod względem frekwencji Paradzie Równości nie uważały, że ich wyjście na ulice zmieni politykę Prawa i Sprawiedliwości. Chciały raczej pokazać swoją niezgodę na mowę nienawiści ze strony najwyższych urzędników państwowych i chociaż przez chwilę poczuć się akceptowane w przestrzeni publicznej. Mobilizacja po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji czy w odpowiedzi na zmiany w sądownictwie miała podobny charakter – chodziło raczej o ekspresję złości i niezgody niż skuteczność.
Podobnie mogło być z uczestnictwem w wyborach – do urn poszliśmy nie dlatego, że mieliśmy głęboko zakorzenione przekonanie, że nasz głos się liczy, ale dlatego, że chcieliśmy wyrazić swój sprzeciw wobec polityki partii rządzącej i brutalności kampanii wyborczej.
Zofia Włodarczyk: Zgadzam się z Pauliną, że wysoka frekwencja niekoniecznie świadczy o tym, że wszyscy nagle zyskali poczucie wpływu. Mobilizacja na niespotykaną dotychczas skalę wynikała też z dużego zmęczenia podziałami:
82 proc. Polek i Polaków mówi o tym, że są znużeni polaryzacją i podziałami, że tęsknią za kompromisem.
Te odczucia mogły wpłynąć na to, że ludzie poszli do wyborów, aby zaprotestować przeciwko brutalności kampanii, a w opozycji upatrywali nadziei właśnie na wygaszenie czy zmniejszenie polaryzacji i na utęskniony kompromis.
No, ale czy wynik wyborów nie potwierdza tego, że jesteśmy podzieleni? Zmobilizowali się różni wyborcy, także wyborcy PiS. Czy taki wynik wyborów, jaki mamy, może dawać nadzieję na złagodzenie polaryzacji?
Zofia Włodarczyk: Na pewno te podziały są widoczne i odczuwalne przez Polki i Polaków – 78 proc. naszych respondentów przyznało, że dzisiejsza Polska jest w ich odczuciu podzielona. Co ciekawe, podziały najsilniej odczuwane są przez najbardziej upolitycznione segmenty, takie jak postępowi zapaleńcy, wśród których aż 96 proc. widzi nasz kraj jako podzielony. Wśród grup, które w mniejszym stopniu interesują się polityką i nie śledzą na bieżąco wiadomości, jak niezaangażowani normalsi, odsetek ten jest dużo niższy i wynosi „jedynie” 65 proc.
Wysoka frekwencja pokazuje, że to właśnie te mniej zaangażowane politycznie segmenty, o bardziej centrowych poglądach, czyli niezaangażowani normalsi, zawiedzeni samotnicy czy spełnieni lokaliści, w dużej mierze zadecydowały o wynikach wyborów. To oni poszli zagłosować, choć wcześniej się wahali. Oczywiście głosowały również te segmenty najbardziej upolitycznione, bo głosują zawsze, ale to mobilizacja mniej upolitycznionych Polaków spowodowała, że układ sił się zmienił.
Jeśli chodzi o złagodzenie polaryzacji po wyborach, to myślę, że to się będzie okazywało w najbliższych tygodniach, miesiącach. Dużo zależy od polityków i mediów, bo w naszych badaniach widać wyraźnie, że Polki i Polacy mają poczucie, że podziały idą z góry. Badani mówili, że czują, że to w mediach jesteśmy prezentowani jako dwie Polski, my i oni, Polska Kaczyńskiego i Polska Tuska. I w dużej mierze to od polityków i mediów będzie zależało, czy ta narracja się zmieni.
Wasz raport zatytułowany jest ostatecznie „Zmęczona wspólnota”, wcześniej jednak prezentowaliście go pod hasłem „Siedem jest lepsze niż dwa”. Rozumiem, że chodzi o siedem wyróżnionych przez Was segmentów społecznych zamiast dwóch obozów, o których często myślimy. Ale dlaczego siedem ma być lepsze niż dwa?
Paulina Górska: Jeżeli nie mamy tylko dwóch bloków, lecz więcej, to znaczy, że bloki mogą wchodzić ze sobą w jakieś koalicje, a ich interesy będą się krzyżować. Stanowi to odwrotność zjawiska, które w politologii określa się jako issue alignment. Jest to sytuacja, w której różne linie podziału zaczynają się na siebie nakładać, a znając czyjś pogląd na daną sprawę, jesteśmy w stanie trafnie przewidzieć opinię tej osoby na inną kwestię. Przykładowo, wiedząc, że jakaś osoba popiera przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej, możemy zgadnąć, że popiera też redystrybucję.
Ze względu na issue alignment pewne grupy – w skrajnym przypadku dwie – pozostają ze sobą w ciągłym konflikcie ideologicznym, co wzmacnia wzajemną niechęć. Kiedy grup jest więcej, łatwiej jest znaleźć to, co je łączy. Pozornie odległe od siebie grupy mogą zgadzać się w pewnych kwestiach i współpracować w dążeniu do realizacji wybranych celów. Postępowi zapaleńcy, dla których ważne jest zahamowanie zmiany klimatu, mogą wspierać lokalną produkcję, współpracując z dumnymi patriotami, którzy chcą wzmacniać krajową gospodarkę. Tego typu współpraca osłabia uprzedzenia.
Jak na wspólnotę wpływa to, że elity podkreślają, że jesteśmy spolaryzowani?
Zofia Włodarczyk: Mobilizuje to ultrasów dominujących obozów, ale u wielu osób wywołuje zniechęcenie do polityki. Jeśli cały czas w mediach dostajemy przekaz, że istnieją dwie skrajne grupy, a my się z żadną z nich nie identyfikujemy, to jest logiczne, że nie czujemy, że mamy jakikolwiek wpływ czy reprezentację, nie czujemy, że jest dla nas miejsce na tej scenie politycznej, skoro nikt do nas się nie zwraca i o nas nie mówi. I to powoduje, że ludzie się wycofują.
W kampanii wyborczej było widać, że przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość do końca stawiało na polaryzację. Początkowo robiła to także Koalicja Obywatelska, ale w kluczowej fazie kampanii rozszczelniła swoją narrację.
Właśnie, bo na pierwszy rzut oka polaryzacja wydaje się mobilizująca.
Paulina Górska: Jest mobilizująca dla najtwardszych elektoratów, ale demobilizująca dla osób o poglądach centrowych. Moim zdaniem frekwencja teraz była tak wysoka właśnie dlatego, że jakieś dwa, trzy tygodnie przed wyborami grupa bardzo aktywnych w Internecie zwolenników Koalicji Obywatelskiej przestała podgryzać dwie pozostałe partie opozycyjne, by KO, jako jedyny liczący się przeciwnik PiS, przechwyciła część ich elektoratów.
Jasne stało się, że KO sama wyborów nie wygra i jedyną szansą na przejęcie władzy jest współpraca na opozycji i wspieranie depolaryzacji.
Zofia Włodarczyk: Zaskakująco wysoki wynik Trzeciej Drogi pokazuje, że ich przekaz do społeczeństwa trafił.
Paulina Górska: Rzeczywiście, przekaz Trzeciej Drogi korespondował z pragnieniem naszych badanych, by skończyć z kłótniami w polityce. Ale prawdą jest też, że część wyborców Trzeciej Drogi to słabiej zidentyfikowani wyborcy KO i Lewicy, którzy głosowali strategicznie, w obawie przed nieprzekroczeniem przez Trzecią Drogę progu 8 proc., co skutkowałoby wzrostem przewagi PiS. W pewnym sensie poparcie, jakie otrzymała Trzecia Droga w wyborach, wydaje się przeszacowane. Jeśli tak rzeczywiście jest, powinny to uchwycić najbliższe sondaże, wskazując, że koalicję Kosiniaka-Kamysza i Hołowni popiera około 10 proc., a nie 14 proc. wyborców.
Zofia Włodarczyk: Myślę, że tutaj obie te rzeczy zagrały. Bo Trzecia Droga pozwoliła znaleźć swoją reprezentację osobom, które mają bardziej konserwatywne poglądy, jak chociażby nasi spełnieni lokaliści, ale nie identyfikują się z polaryzującą narracją dominującej partii konserwatywnej. Oni mogli z przekonaniem na to ugrupowanie zagłosować. To zresztą kolejny wniosek z naszych badań, że społeczeństwo jest w wielu kwestiach bardziej liberalne, ale i ugodowe, bardziej empatyczne niż politycy. To też mnie napawa nadzieją.
Spełnieni lokaliści to grupa, o którą chciałam zapytać, bo wśród siedmiu wyodrębnionych przez Was segmentów ta wydaje mi się najbardziej zaskakująca. Jest dosyć liczna, stanowi aż 18 proc. społeczeństwa. Kto ją tworzy?
Zofia Włodarczyk: To są osoby mocno przywiązane do swojego miejsca zamieszkania, do lokalnej wspólnoty, z której pochodzą. W tej grupie 90 proc. respondentów przyznaje, że są dumni ze swojego miejsca zamieszkania, którym najczęściej jest wieś lub średniej wielkości miasto. Często odgrywają tam liderskie role, czyli są to na przykład właściciel sklepu, dyrektorka szkoły. Bardzo im zależy, żeby ta społeczność była zgrana, żeby się wszystkim dobrze żyło.
Jednocześnie aż 96 proc. spełnionych lokalistów przyznaje, że są zadowoleni z życia. Są trochę konserwatywni światopoglądowo, ale ich konserwatyzm jest umiarkowany, zmiany ich nie przerażają. Połowa z nich akceptuje związki partnerskie, są też za równą pozycją kobiet i mężczyzn w rodzinie. Poza tym to jeden z bardziej proeuropejskich segmentów.
To właśnie lokaliści są jedną z grup najbardziej zmęczonych polaryzacją polityczną.
Przy czym to zmęczenie nie przekłada się na negatywne ocenianie osób, które myślą inaczej. Są gotowi np., by mieszkać obok osoby o całkowicie odmiennych poglądach, i w mniejszym stopniu niż inni uważają, że osoby, które myślą inaczej niż oni działają na szkodę Polski. Spełnieni lokaliści widzą podziały, ale sami są mniej oceniający.
Nazwaliśmy ich aktywnymi stabilizatorami, to znaczy, że oni, działając w swojej społeczności lokalnej, starają się przeciwdziałać podziałom. Osoby z tej grupy mówiły, że mają dosyć podziałów politycznych w Polsce, bo chciałyby się skupić na życiu u siebie. Jeden z naszych rozmówców tłumaczył: „Mi się marzy nowoczesny kraj – taki, żebym ja mógł się skupić na moim życiu we Włocławku, żyć tylko i wyłącznie problemami Włocławka”.
Paulina Górska: No i jest ryzyko, że teraz, kiedy – miejmy nadzieję – zapanuje spokój, to oni odpłyną.
Odpłyną w stronę większej pasywności, w stronę niezaangażowanych normalsów?
Paulina Górska: Nie będą zwracali tak dużej uwagi na politykę na poziomie państwowym, bo nie będzie im już ona przeszkadzała. Wypowiedź pana z Włocławka właśnie to pokazuje – on wolałby myśleć o tym, co się dzieje obok niego, a nie martwić się o to, że bałagan na poziomie krajowym uniemożliwi mu życie po swojemu w jego małej ojczyźnie.
A gdybyście miały, opierając się na wynikach Waszych badań, udzielić rad nowemu rządowi, to co by to było? O pierwszej rzeczy wspominałyście: narracja, która nie odwołuje się do polaryzacji.
Zofia Włodarczyk: Podkreśliłabym też wagę gotowości do kompromisu. Chodzi o to, żeby politycy pokazali, że są w stanie do tych kompromisów dochodzić. Przez ostatnie lata słowo „kompromis” w polityce właściwie nie istniało.
Niemal 80 proc. Polaków deklaruje, czytam w Waszym raporcie, że umiejętność pójścia na kompromis jest cechą dobrego polityka.
Zofia Włodarczyk: Właśnie, dlatego myślę, że to jest ten moment, by polscy politycy pokazali, że są w stanie do kompromisów dochodzić. Tworzenie rządu będzie w tej kwestii sprawdzianem. Ważne jest też to, żeby nowi rządzący skończyli z dzieleniem społeczeństwa na dwa obozy, na wygranych i przegranych, tych, którzy są za nami, i tych przeciwko nam, i zadbali o to, by każdy czuł się, w miarę możliwości, zaopiekowany.
Czytając powyborcze komentarze zwolenników PiS-u, widzę też takie, w których wyrażają oni obawę przed pogardą i myślę o czymś, co w raporcie nazywacie afektywną polaryzacją. Przypominają mi się też wyniki Pani badań, pani Paulino, które pokazują, że to zwolennicy liberalnej strony są bardziej negatywnie nastawieni do swoich przeciwników politycznych niż vice versa.
Paulina Górska: Badania, o których pani mówi, zostały przeprowadzone jesienią 2018 roku. Co ważne, ich wyniki powtórzyły się w kilku późniejszych sondażach – wyborcy opozycji konsekwentnie okazywali większą niechęć wobec wyborców PiS niż wyborcy PiS wobec nich.
Taki stan rzeczy wyjaśniają teorie i badania z zakresu psychologii społecznej. Po pierwsze, grupy niskiego statusu, takie jak wyborcy partii opozycyjnych, zawsze są nieufne względem grup wysokiego statusu, czyli w tamtym czasie wobec wyborców PiS.
Po drugie,
uprzedzenia wobec zwolenników PiS stanowiły reakcję na poczucie utraty znaczenia.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości podejmował swoje decyzje, nie oglądając się na obywateli, którzy nie byli jego wyborcami. Wręcz przeciwnie, z uderzania w tę grupę uczynił narzędzie dowartościowywania swoich wyborców. W elektoracie opozycyjnym wykształciło się więc przekonanie, że z ich zdaniem i wartościami nikt się nie liczy. Niechęć wobec tych, którzy doprowadzili do tego, popierając PiS, stanowi konsekwencję poczucia bezradności.
Jeszcze inne wyjaśnienie – dzięki któremu zyskałam przekonanie, że wreszcie rozumiem te wyniki – sugerują badania Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego. Jak piszą oni w swoich raportach i książce „Społeczeństwo populistów”, wyborcy PiS nie są grupą jednorodną – są wśród nich osoby popierające PiS dlatego, że odpowiada im ideologia tej partii, ale dużo jest osób głosujących w sposób pragmatyczny. Wyborcy pragmatyczni popierali lub wciąż popierają PiS, gdyż widzą w tym zyski dla samych siebie. I te osoby nie są motywowane do tego, żeby kogokolwiek nie lubić tylko dlatego, że ma inne przekonania. Względy ideologiczne są poza nimi. Im zależy na maksymalizacji własnego zysku, na realizacji własnych interesów. Obojętne, a może nawet pozytywne nastawienie tej części wyborców do zwolenników opozycji rozwadniało uprzedzenia obserwowane w elektoracie PiS jako całości.
Co do pogardy wobec zwolenników PiS, która miałaby się ujawnić po wyborach, uważam ją za mało prawdopodobną.
Wyborcy dawnej opozycji mogli odzyskać poczucie znaczenia, bo to ich reprezentanci będą formować rząd. Jednocześnie politycy trzech partii tworzących większość wydają się oddzielać wyborców PiS od polityków tej partii. Jeśli polityka nowego rządu będzie wystarczająco inkluzywna, resentyment po stronie wyborców PiS może się nie rozwinąć.
Piszecie też o takim efekcie, że osoby, które popierają rząd, mają mniejszą skłonność do widzenia podziałów niż te, które popierają opozycję.
Zofia Włodarczyk: Tak, osoby, które popierają partię rządzącą, czują, że świat zmierza w lepszym kierunku, są przekonane, że jest dobrze i będzie dobrze. W mniejszym stopniu odczuwają podziały na co dzień.
Paulina Górska: Grupy dominujące w danym systemie mają tendencję do tego, by uważać ten system za sprawiedliwy, gdyż uzasadnia to ich uprzywilejowanie. Zamazywanie podziałów czy zaprzeczanie temu, że inne grupy są systematycznie dyskryminowane, podtrzymuje iluzję dobrze funkcjonującego porządku i pozwala na utrzymanie własnej dominacji. Widać to w naszym raporcie, ale podobna sytuacja występowała też za rządów innych partii.
Jednym z zarzutów wobec polityków PO i PSL było to, że nie dostrzegali kosztów, jakie klasa ludowa poniosła w trakcie transformacji i kryzysów ekonomicznych. Istniejąca struktura społeczna była legitymizowana fałszywym mitem merytokracji – każdy ma tyle, na ile zasłużył. Wracam do czasów sprzed roku 2015, bo mam lekką obawę, że teraz na fali zadowolenia z wyników wyborów przynajmniej część osób będzie chciała wrócić do tego czasu i restaurować tamten porządek.
Mówi Pani o chęci elit czy o wyborcach?
Paulina Górska: O elitach, zwłaszcza o pewnej grupie komentatorów. Wtedy przecież mówiono: jest wolny rynek, każdy może zmienić pracę i wziąć kredyt, nie ma żadnych grup, które byłyby systemowo dyskryminowane, które nie mają możliwości, żeby się rozwijać. Wówczas merytokracja była mitem legitymizującym system. Za czasów PiS takim uzasadnieniem było chyba przekonanie, że „uczciwi nie mają się czego bać”.
Grupa, która jest przez system faworyzowana, będzie mówiła, że ten system jest sprawiedliwy.
Członkowie grup dominujących bardzo rzadko są skłonni przyznać, że ich uprzywilejowana pozycja nie wynika z ich własnych starań czy przymiotów moralnych, tylko z kombinacji warunków i okoliczności, które pozostają poza ich wpływem.
Z jednej strony z Waszych badań wynika, że w wypadku naszego społeczeństwa można mówić o antywspólnocie, bo trzy piąte z nas uważa, że jesteśmy głęboko podzieleni, ale z drugiej pokazujecie, co nas łączy. Ponad 90 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że współczucie dla cierpiących jest najważniejszą cnotą człowieka. Oznacza to, że jako społeczeństwo wyjątkowo cenimy troskę, jeden z pięciu fundamentów moralnych w teorii Jonathana Haidta, amerykańskiego psychologa społecznego.
Zofia Włodarczyk: To jest coś, co nas wyróżnia na tle innych społeczeństw. Kiedy prezentowaliśmy nasze wyniki zespołom More in Common z innych krajów, bo mamy zespoły w Niemczech, Francji, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, zwrócili na to uwagę.
Paulina Górska: Uważam, że przynajmniej częściowo wyróżnia nas dlatego, że jesteśmy jedynym krajem katolickim spośród tych, w których działa More in Common.
Wpisane w katolicyzm miłość bliźniego i odpuszczenie win mogą zwiększać znaczenie troski i nieco osłabiać wagę sprawiedliwości.
Zofia Włodarczyk: Tak, ale z drugiej strony wyniki w wypadku świętości, która odpowiada za wartości religijne [inny fundament moralny w teorii Haidta, mierzony np. odpowiedzią na pytanie: czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że nie należy robić rzeczy obrzydliwych, nawet jeśli nikomu nie dzieje się krzywda z tego powodu – przyp. KS] były dużo bardziej zróżnicowane. Częściowo bym się z Tobą zgodziła, myślę, że częściowo troska może wynikać z fundamentów katolickich, ale w całości bym nie przepisywała tego religii.
Paulina Górska: Warto też pamiętać, że w każdym społeczeństwie troska i sprawiedliwość są wysoko w hierarchii. Tym, co różni ludzi w zależności od ich poglądów politycznych, są pozostałe trzy fundamenty: świętości, lojalności i autorytetu. Co ciekawe, u nas we wszystkich grupach świętość jest wysoko w porównaniu z innymi państwami. Najniżej jest autorytet.
Rozumiem, że to może świadczyć o naszym poparciu lub jego braku dla autorytarnych metod sprawowania rządów.
Paulina Górska: Myślę, że tak. Nie znam wyników z Węgier, sądzę jednak, że miejsce autorytetu w hierarchii ważności fundamentów moralnych mogłoby tam być wyższe niż w Polsce. Stosunkowo niewielkie uznanie dla kodu autorytetu może też częściowo wyjaśniać, dlaczego „Solidarność” narodziła się w Polsce, a rozpad bloku komunistycznego w Europie zaczął się od naszego kraju.
Jeśli jesteśmy przy postawach moralnych Polaków, to dziwi mnie w Waszych badaniach niski odsetek osób z postępowych grup, które zgadzają się ze stwierdzeniem, że jest moralnie złe to, że dzieci bogatych ludzi mają znacząco lepszy start w życiu niż dzieci biednych ludzi. Mało tu dbania o nierówności.
Zofia Włodarczyk: Liberalne segmenty są rzeczywiście bardziej indywidualistyczne. Z partii demokratycznej opozycji najniższym poparciem cieszy się w końcu jedyna lewicowa partia. Wśród ogółu społeczeństwa obserwujemy natomiast ciekawy paradoks – większość Polaków deklaruje poparcie dla modelu wspólnotowego, w którym płacimy podatki i państwo dba o dostarczenie podstawowych świadczeń i usług. Ale na poziomie konkretnych polityk publicznych częściej preferujemy rozwiązania indywidualistyczne.
Paulina Górska: Powiedziałabym, że u nas zgoda na to, żeby dzieci bogatych miały lepszą pozycję, to jest konsekwencja PRL-u. Zazwyczaj jest tak, że jeśli jakieś społeczeństwo pozostawało w reżimie reprezentującym określone wartości, ale później udało się ten reżim pokonać, to w tym społeczeństwie będą dominowały zasady odwrotne do reżimowych. To ze względu na niechęć do skutkującej niedoborami gospodarki centralnie planowanej tak bardzo zachłysnęliśmy się gospodarką wolnorynkową w latach 90. Być może dlatego też udało się przeprowadzić plan Balcerowicza.
Jak popatrzymy na Hiszpanię po obaleniu popieranego przez Kościół katolicki reżimu Franco, widzimy, że dominujące w niej wartości są bardziej lewicowe niż w innych katolickich państwach kontynentu.
Ale ja jeszcze jedną rzecz dodam à propos modelu wspólnotowego. Zaskoczyło mnie, że wyodrębnieni przez nas postępowi zapaleńcy nie byli bardzo liberalni gospodarczo, ale lokowali się blisko środka skali. Lewica, której wyborcy w dużej części stanowią ten segment, jest w sprawach gospodarczych raczej podzielona. Obok opowiadających się jednoznacznie za państwem opiekuńczym przedstawicieli Partii Razem, znajdziemy tam osoby o poglądach wolnorynkowych, zgodnych z polityką, jaką w trakcie rządzenia prowadziło SLD. Dodatkowo w gronie postępowych zapaleńców znajdują się też wyborcy liberalnej ekonomicznie KO.
A co dla nas, jako wspólnoty, znaczy to, że wyżej niż wartości wspólnotowe cenimy indywidualizm? Jak patrzę na wyniki Waszych badań, to po stronie ceniących wspólnotowość widzę oddanych tradycjonalistów i dumnych patriotów. Wszyscy inni są nastawieni indywidualistycznie.
Paulina Górska: Myślę, że to nie jest niechęć do tego, żeby tworzyć wspólnoty jako takie, tylko do konkretnego rodzaju wspólnoty. Wartości wspólnotowe są u nas rozumiane jako coś ograniczającego, co się kojarzy ze starym, patriarchalnym porządkiem.
Ale czy to nie jest jeden z powodów, dla którego dosyć łatwo tracimy z oczu tych, którzy mają mniej, są w gorszej sytuacji?
Zofia Włodarczyk: Tak, to trochę paradoks, że z jednej strony troska u nas jest tak wysoko, też na tle innych krajów, a z drugiej strony bezpośredni przykład pokazuje, że w praktyce może to wyglądać różnie.
A może nie mamy doświadczenia wspólnoty, w której bylibyśmy uznawani i szanowani jako jednostki i dlatego z wartościami wspólnotowymi mamy taki problem? Znamy tylko takie, których się nie wybiera i wobec których trzeba być przede wszystkim lojalnym, bez względu na koszty. Nie mamy nadziei ani przekonania, że można zbudować inną wspólnotę niż autorytarna.
Paulina Górska: To, o czym Pani mówi, kojarzy mi się z głównym przesłaniem „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera. Jako naród nie wywalczyliśmy sobie naszej wolności sami, ale została nam ona podarowana. Nie było w nas pragnienia wyzwolenia się od ograniczeń nakładanych przez Kościół, rodzinę, wspólnoty lokalne czy klasę społeczną. Z tak „na wyrost” danej wolności część z nas zrezygnowała, pozostając we wspólnotach autorytarnych. Część postanowiła tę wolność realizować w życiu prywatnym i gospodarczym. Stosunkowo niewiele osób swoją wolność i związane z nią poczucie odpowiedzialności przyłożyło do życia politycznego.
Być może wskazaniem dla rządzących w tej i następnej kadencji powinna być próba utworzenia wspólnoty wolnych i odpowiedzialnych obywateli, którzy, będąc szanowanymi bez względu na to, kim są i jakie są ich wartości, wiedzą, że to, jak będzie wyglądać ich państwo, zależy od nich samych. W tym kontekście wzmacniające mogły być ostatnie wybory.
Wzmacniające dla wspólnoty?
Paulina Górska: Przede wszystkim dla jednostek. Dwie kadencje rządów PiS i wynik ostatnich wyborów mogły przekonać tych, którzy do tej pory skupiali się na swoim życiu prywatnym, że ich zaangażowanie polityczne jest niezbędne, aby w cenioną przez nich prywatność nie wkraczała polityka.
Pytaliście też badanych, jakiej Polski chcą, o jakiej marzą.
Zofia Włodarczyk: Najmocniejszym wskazaniem we wszystkich segmentach była bezpieczna Polska. To stwierdzenie dosyć ogólne i można je interpretować w różnych kontekstach. Na pewno dużą rolę odegrała tu wojna za naszą wschodnią granicą i wynikające stąd poczucie zagrożenia. Ale Polacy łakną też bezpieczeństwa na co dzień – stabilności i przewidywalności życiowej i materialnej.
Wizja wymarzonej Polski była bardziej konkretna w wypadku osób z segmentów upolitycznionych, czyli wśród postępowych zapaleńców czy oddanych tradycjonalistów. W tych mniej zaangażowanych segmentach, bardziej centrowych, bezpieczeństwo się mocno się wyróżniało, a inne cechy już miały mniejsze znaczenie.
W rozmowach, jakie prowadziliśmy z Polkami i Polakami, mocno wracał też temat, że chcielibyśmy Polski bardziej zjednoczonej. Reprezentanci wszystkich segmentów mówili, że chcieliby, żeby politycy usiedli do jednego stołu, żeby się dogadali, żeby można było w końcu zjeść posiłek rodzinny bez unikania rozmów o polityce, albo wręcz bez unikania poszczególnych członków rodziny.
Ponad połowa badanych przyznawała, że unika rozmów o polityce, żeby uniknąć kłótni.
Paulina Górska: Upolitycznione segmenty są bardziej proaktywne – mają dobrze zarysowaną wizję idealnej Polski i chcą ją wcielać w życie. Segmenty środka, których zainteresowanie polityką jest mniejsze, są bardziej reaktywne. Ich wizja Polski jest bardziej rozmyta, w związku z czym w większym stopniu odbijają się w niej bieżące warunki i okoliczności. W czasach wojny i polaryzacji politycznej pożądanymi cechami idealnego kraju są bezpieczeństwo i brak podziałów. Aczkolwiek w Polsce polaryzacja wcale nie jest największa.
Czyli inni są bardziej podzieleni niż my?
Paulina Górska: W Europie na przykład Włochy i Grecja.
Zofia Włodarczyk: À propos jeszcze tego, że bardziej upolitycznione segmenty mają bardziej skonkretyzowaną wizję przyszłej Polski. To było widać w naszych badaniach także w pytaniu o największe wyzwania, przed jakimi dziś stoimy. Najbardziej upolitycznione segmenty wskazywały kwestie związane z ich światopoglądem, bardziej ideologiczne, takie jak większa integracja z Unią Europejską, prawa osób LGBT, klimat. W najbardziej konserwatywnym segmencie pojawiło się wyzwanie zmniejszenia wpływu Berlina i Brukseli.
Z kolei w tych centrowych, mniej zaangażowanych segmentach, wskazywano raczej na kwestie bytowe, związane z życiem codziennym. Zdecydowanie najważniejsze dla prawie wszystkich segmentów były rosnące koszty życia, poprawa ochrony zdrowia i bezpieczeństwo energetyczne.
Jaka stąd płynie rekomendacja dla przyszłego rządu?
Paulina Górska: Wojna, kryzys energetyczny, inflacja i pandemia sprawiły, że nasze poczucie bezpieczeństwa jest teraz bardzo niskie. Jednym z podstawowych zadań dla elit rządzących powinno być uczynienie naszego życia bezpieczniejszym i bardziej przewidywalnym. I nie chodzi tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i materialne. Warto pamiętać o bezpieczeństwie symbolicznym – nikt nie powinien się bać, że nagle z jakichś względów stanie się obywatelem drugiego sortu.
Patrzycie z nadzieją w przyszłość?
Zofia Włodarczyk: Tak i myślę, że większość polskiego społeczeństwa też, na szczęście. Pytaliśmy w naszym badaniu, czy różnice między Polkami i Polakami są na tyle duże, żeby uniemożliwiały współpracę. Większość cały czas uważa, że nie.
Paulina Górska: Ja patrzę bez poczucia beznadziei.
Dużo zależy od polityki nowego rządu, ale też od nas samych, obywateli.
Zofia Włodarczyk: Nadzieja płynie też z mobilizacji tych osób, które do tej pory były niezmobilizowane, które się nie interesowały polityką. Mieliśmy też dużo rozmów, w trakcie których ludzie mówili, że nie mają zdania, bo się nie interesują, że nie pójdą do wyborów, bo to nic nie zmieni. Fakt, że te grupy koniec końców się zmobilizowały i poszły do tych wyborów, powoduje, że te skrajne będą miały coraz mniej donośny głos. I to też jest pozytywna zmiana: normalsi pokazali, że są i że trzeba się z nimi liczyć.
Paulina Górska: Podtrzymanie zainteresowania polityką w tej grupie będzie wyzwaniem. Być może dobrym sposobem byłoby zwiększenie decyzyjności obywateli, na przykład poprzez dowartościowanie samorządów.
Wiosną wybory samorządowe.
Paulina Górska: Nie chodzi o same wybory, ale o to, jakimi uprawnieniami i środkami finansowymi dysponują samorządy. Decentralizacja decyzji i wydatków publicznych, czyli odwrócenie procesów z ostatnich ośmiu lat, może pomóc w pielęgnowaniu nowo zdobytej podmiotowości obywateli. To ta podmiotowość, obok silnych instytucji, zwiększa szanse demokracji na przetrwanie.
**Dr Paulina Górska – badaczka stowarzyszona More in Common Polska, psycholożka społeczna, adiunktka w Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zainteresowania badawcze obejmują przyczyny i konsekwencje uczestnictwa w protestach, uprzedzenia (zwłaszcza metody ich redukcji), stres mniejszościowy i polaryzację polityczną. Współpracuje z instytucjami państwowymi i organizacjami pozarządowymi, m.in. z Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, Kampanią Przeciw Homofobii i Fundacją Ocalenie.
*Dr Zofia Włodarczyk – badaczka More in Common, socjolożka z doświadczeniem w prowadzeniu badań dla instytucji politycznych, ruchów oddolnych i organizacji międzynarodowych. Jest absolwentką Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, gdzie obroniła doktorat z socjologii ze specjalizacją w obszarze praw człowieka. W pracy doktorskiej badała doświadczenia uchodźczyń uciekających przed przemocą domową i prześladowaniami politycznymi. Jej wcześniejsze projekty badawcze obejmowały takie tematy jak sprawczość kobiet wiejskich w Polsce czy polskie ruchy feministyczne.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Komentarze