0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Co mówili? Jak głosowali? Gdzie manipulowali? O co się kłócili? Co sobotę rekapitulujemy dla państwa, czym próbowali mamić nas politycy w mijającym tygodniu.

Po agresji Rosji na Ukrainę politycy Prawa i Sprawiedliwości snuli opowieść pod znanym internetowych memów hasłem "Poland Strong": prężyliśmy muskuły, odgrywaliśmy rolę sumienia Europy, przedstawialiśmy się jako ten kraj Unii Europejskiej, który przyjmuje najtwardszą postawę wobec imperialnych zakusów Putina i zarazem dyscyplinuje partnerów jako nieformalny lider wspólnoty europejskiej w tej sprawie.

Najwyraźniej jednak spindoktorzy PiS uznali, że trzeba przestawić wajchę: miniony tydzień to powrót do koncepcji jeremiad z oblężonej twierdzy. Polska PiS znów musi się bronić przed bezprzykładnymi atakami na froncie zachodnim: ze strony stalinowskiej w gruncie rzeczy Unii Europejskiej, przede wszystkim stalinowskich Niemiec. Jak widzimy, ta retoryka Prawa i Sprawiedliwości wymaga jeszcze delikatnych szlifów gwoli zachowania elementarnej spójności, ale kierunek został już jasno wytyczony.

To po pierwsze zwiastun, że kampania wyborcza własnie się rozpoczęła, a po drugie, że PiS będzie ją prowadził w swoim znanym stylu - jako obrońca Polski i Polaków przed zagrożeniami płynącymi z wrogiego nam świata zewnętrznego. W poprzednich kampaniach mieliśmy muzułmańską nawałę, inwazję ideologii LGBT, zakulisowe knowania światowego (w domyśle - żydowskiego) lobby pod wodzą Georga Sorosa, które - jak pamiętamy - miało stać za Rafałem Trzaskowskim.

Przeczytaj także:

Teraz coraz wyraźniej rysuje się koncepcja obrony przed nowym paktem Ribbentrop-Mołotow. Co robi Rosja w Ukrainie, wszyscy widzimy, PiS będzie próbował przekonać wyborców, że to samo w stosunku do Polski planują Niemcy.

Nowa propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. W cyklu „Sobota prawdę ci powie” znajdziecie fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Jak Kaczyński chce rąbnąć w niemiecki stół

Sygnał dał w środę 8 czerwca w Sochaczewie prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński:

"My pokażemy Rosjanom, że nie mają tu czego szukać. Zwiększymy armię tak, że będzie nas trudno zaatakować. (...) Jak my to ogłosiliśmy, Niemcy od razu też. Oznacza to, że reagują. Nie wiem, czy Niemcy zbroją się przeciwko Rosji, czy przeciwko nam, ale się zbroją. (...) Mamy wiedzę własną na ten temat".

Tak oto narracja PiS wobec Niemiec w ciągu kilku miesięcy zmieniła się o 180 stopni.

W pierwszych tygodniach po ataku Rosji na Ukrainę Niemcy byli głównie obiektem kpin: jako pacyfistyczni naiwniacy, którzy świadomie stali się bezbronni wobec rosyjskiego zagrożenie i niezdolni do jakiejkolwiek militarnej reakcji w obliczu agresji Putina. Kiedy jednak rząd kanclerza Olafa Scholza ogłosił program modernizacji armii i zwiększenie nakładów na wojsko, Niemcom w opowieści obozu władzy wyrosły rogi i dziwny wąsik pod nosem: teraz to znów militarna, agresywna potęga. Już nie wzbudza politowania, ale obawę i strach, że może myśleć o podboju Polski.

Na szczęście myśleć sobie może, ale dopóki Polską rządzi Jarosław Kaczyński, nic z tych planów nie wyjdzie. Ba, więcej, to my, Polacy, pokażemy Niemcom, gdzie ich miejsce, a stanie się to przez rąbiącą pięść Jarosława Kaczyńskiego:

"Jest w polityce coś takiego jak timing, ten moment, kiedy trzeba z pewnymi postulatami wystąpić i ten moment się zbliża, kiedy trzeba rąbnąć pięścią w stół" - stwierdził w Sochaczewie Kaczyński, zapowiadając żądanie reparacji od Niemiec. "Zapłacili Francji i Żydom. Francuzom dopiero niedawno przestali płacić za I wojnę światową. A co, my jesteśmy gorsi?" - pytał retorycznie Kaczyński, lider Polski równej innym, a kto wie, może nawet od innych lepszej?

Wszystko to wg schematu zawartego w popularnej piosence z 1936 roku:

"Marszałek Śmigły-Rydz Nasz drogi, dzielny wódz Gdy każe, pójdziem z nim Najeźdźców tłuc

Nikt nam nie ruszy nic Nikt nam nie zrobi nic Bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz"

"Kaczyński" co prawda rymuje się nieco gorzej, niż "Śmigły-Rydz", ale Marcin Wolski z "Gazety Polskiej" na pewno jest w stanie wymyślić coś chwytliwego.

Nadmieńmy również, że wkrótce będziemy świętować czwartą rocznicę, kiedy rąbanie pięścią w niemiecki stół, miało przynieść efekty.

"Jak długo może trwać to wszystko, zanim staniemy do rozmów z Niemcami?" - takie pytanie w sprawie reparacji zadała 11 sierpnia 2017 roku ówczesnemu posłowi PiS Arkadiuszowi Mularczykowi Polska Agencja Prasowa. "Moim zdaniem jest to praca na około 6-12 miesięcy" - odpowiedział poseł Mularczyk. Od tamtej pory minęło 58 miesięcy i wciąż nic. Nie jest jednak wykluczone, że do rozpoczęcia konkretnych rozmów brakowało rąbnięcia prezesa Kaczyńskiego i teraz już wszystko pójdzie jak z płatka.

Niemiecka lokomotywa, czyli mroczne fantazje Jakiego

Sygnał, znak prezesa Kaczyńskiego bezbłędnie wychwycił europoseł Zjednoczonej Prawicy Patryk Jaki, który w rozmowie z Interią z piątku 10 czerwca bezkompromisowo rozprawia się z Niemcami:

"(...) komisarz pruski po anektowaniu terenów Polski powiedział, że jest w Polsce po to, >>by z niewolników i Polaków uczynić Niemców i ludzi<<. Ta mentalność wciąż w nich jest, a wielu z nas tego nie rozumie. Skaczemy, jak nam zagrają, a oni się po prostu z nas śmieją. A my, z całym szacunkiem, nie jesteśmy Czechami czy Słowakami.

Jesteśmy za dużym narodem z pięknymi tradycjami, aby był tylko małym zgwałconym wagonikiem w niemieckiej lokomotywie".

OKO.press jest tu w kłopotliwej sytuacji, ponieważ nie chcemy zbyt głęboko wnikać w intymną sferę fantazji europosła Patryka Jakiego, a i szukać tego w wyszukiwarce internetowej trochę się boimy i wstydzimy, dlatego nie wyjaśnimy Państwu, co to jest "zgwałcony wagonik w niemieckiej lokomotywie". Domyślamy się jednak, że wywód polityka obozu władzy dotyczy tego, że Polska w stosunkach z Niemcami nie może być w pozycji zdominowanej, ponieważ jest za duża, co rzeczywiście czasem może być jakimś tam kłopotem.

W wywodzie Jakiego pojawia się też wspomniana już wcześniej koncepcja uderzającego w Polskę nowego paktu Ribbentrop-Mołotow:

"Niemcy i Francuzi chcą zrealizować projekt Europy od Władywostoku do Lizbony. Polega on na tym, by stali się właścicielami Europy, do której rąk mają nie pchać inne imperia (...) Problem polega na tym, że aby zrealizować ten plan potrzebują porozumienia z Rosją. A wtedy Rosji trzeba płacić Europą Środkową i Wschodnią".

Chce pan powiedzieć, że Polska jest zagrożona nie tylko ze strony Wschodu, ale też z Zachodu? - pytają dziennikarze.

"Tak" - odpowiada Patryk Jaki.

Jeśli przyjrzeć się poważnie nowej-starej koncepcji PiS o równym zagrożeniu dla Polski ze strony Rosji i Niemiec, poza rolą użytecznego politycznego wihajstra, ma ona jeszcze kilka funkcji:

  • Pomniejsza stopień zagrożenia ze strony Putina i bagatelizuje rosyjskie zbrodnie w Ukrainie. Jeśli Niemcy, oficjalnie nasi partnerzy z Unii Europejskiej, są tak samo groźni jak Rosjanie, oznaczać to musi, że zagrożenie ze strony Rosji wcale nie jest tak wielkie, jak mogłoby się wydawać. Jeśli istnieje pole porozumienia z Niemcami, z którymi - wedle opowieści Jakiego - staramy się taktycznie dogadywać, ponieważ potrzebujemy pieniędzy z UE, to na zasadzie symetrii zagrożenia w podobny układ moglibyśmy wejść również z Putinem, nieprawdaż?
  • Drugą z funkcji jest maskarada: mówimy "Niemcy", ale myślimy "Unia Europejska". Ponieważ 7 lat ciągłych wojen rządu PiS z Unią i czarnej propagandy oskarżającej Brukselę o wszystko, co złe, Polacy wciąż pozostają entuzjastami zjednoczonej Europy, trzeba ubrać UE w niemiecką flagę, bo retoryka antyniemiecka w przeciwieństwie do antyunijnej przynosi efekty. Jak wynika z badania "Barometr Polska-Niemcy 2020", od 2018 roku deklarowana sympatia wobec Niemców spadła z 56 do 42 proc., co jest drugim najgorszym wynikiem od 20 lat i najgorszym od 2008 roku. Zamiast więc mówić o polexicie, można opowiadać o mocarstwowych zakusach Niemiec. Znaczy prawie to samo, a wśród wyborców rezonuje o wiele lepiej.

W obozie władzy znajdują się jednak także politycy niefrasobliwi (lub po prostu prostolinijni), którzy zamiast nauczyć się nowych grepsów, powtarzają stare. Oto w czwartek 9 czerwca poseł Marek Suski wybrał się do radia Plus, gdzie wygłosił następujące oświadczenie:

"Swego czasu Stalin pisał nam konstytucję, teraz Bruksela próbuje nam pisać regulamin Sejmu, Senatu, Rady Ministrów. Zachowują się jak Stalin".

Panu posłowi przypominamy, że porównywanie UE do ZSRR było zadekretowaną przez Jarosława Kaczyńskiego oficjalną linią partii dwa lata temu. Teraz przejściowo wyszło z mody. Jeśli poseł Suski chce pozostać w trendzie, powinien zmienić porównanie, co jest zresztą banalnie proste, należy zwyczajnie Stalina zmienić na Hitlera.

Zwiastun wyjątkowo brudnej kampanii

Że tabloidowy topos niewinnej ofiary, atakowanej przez wraże ośrodki zagraniczne i krwiożerczą opozycję w kraju, będzie motywem przewodnim wstępnego okresu kampanii wyborczej PiS, przekonaliśmy się po wydarzeniach w Płocku.

Jak relacjonowała "Gazeta Wyborcza", we wtorek 7 czerwca ok. godz. 5 rano, ubrany w zielony strój moro mężczyzna w kamizelce taktycznej podjechał pod jedną z bram Orlenu, gdzie zadał pracownikowi ochrony rany kłute w okolice klatki piersiowej, pleców oraz kończyn. Miał wznosić okrzyki, że otrzymał taki rozkaz i że musi go wykonać. Po zatrzymaniu utrzymywał niezgodnie z prawdą, że jest byłym żołnierzem sił specjalnych.

Po południu płocka prokuratura wydała komunikat, że motywem ataku nożownika było zwolnienie z pracy w Orlenie. Nie przeszkodziło to jednak propagandowej orkiestrze obozu władzy oskarżać o atak opozycję. Wedle tej spiskowej teorii, napastnik miał być inspirowany rzekomym hejtem uderzającym w Orlen.

"Do tego może prowadzić mowa nienawiści Tuska i Platformy" - napisał poseł PiS Kazimierz Smoliński. "Prokuratura: Sprawca ataku twierdził, że wykonuje rozkaz"" - informowało na pasku TVP Info. Wicepremier Jacek Sasin: "Takie sytuacje mogą wynikać z nieustannego hejtu ze strony totalnej opozycji". "Kampania nienawiści może doprowadzić do tragedii" - ubolewał szef Orlenu Daniel Obajtek.

Na czym miały polegać hejt i nienawiść? Inżynierowie fabryki propagandy słusznie uznali, że krytyka wysokich cen benzyny nie nadaje się zbyt dobrze na motyw, bo po pierwsze, ceny benzyny są rzeczywiście bezprecedensowo wysokie, a po drugie, po co o tym ludziom przypominać, skoro może chwilowo zapomnieli. Wybrano więc "hejt" związany z "fuzją Orlenu z Lotosem", co ma tę zaletę, że 9 na 10 odbiorców nie ma bladego pojęcia, co to jest "fuzja z Lotosem". Rzecz jasna, przy tej okazji nie wspomniano ani słowem, że 411 stacji Lotosu przejmie państwowy, węgierski koncern MOL, który skupuje rosyjską ropę i deklaruje, że nie będzie w stanie dostosować się do surowych unijnych sankcji na reżim Putina.

Z powyższego widać, że kampania przed wyborami 2023 roku będzie jeszcze bardziej oderwana od rzeczywistości niż poprzednie, a PiS będzie ją próbował nadać jej formę, w której czuje się najbardziej komfortowo: bezładnej walki na sztachety i bejsbolowe kije. Utrzymując cały czas rzecz jasna, że to jego biją. W tym kontekście fakt, że opozycję w minionym tygodniu najbardziej pochłonęła kwestia słowa "dupiarz", jakim retrospektywnie przedstawił się Rafał Trzaskowski w jednym z podcastów, należy uznać za wysoce osobliwy. Padły słowa potępienia, padły słowa przeprosin, nie padło natomiast wyjaśnienie, kogo to w ogóle obchodzi i dlaczego musimy się tym zajmować.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze