0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Marcinowi Mycielskiemu, aktywiście z Fundacji Otwarty Dialog, miesiąc temu belgijski bank PNB Paribas zamknął konto bankowe, anulował karty bankomatowe i wypowiedział umowę. Bez ujawnienia powodu. Zlikwidowano mu nawet ubezpieczenia – w Belgii te prowadzą zazwyczaj banki. „Trafiłem na czarną listę w banku” uważa.

Światło na sprawę rzuciło dopiero wezwanie na przesłuchanie na 14 września 2021 w lokalnym komisariacie w Brukseli. Tam dowiedział się, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie wydała za nim END - europejski nakaz dochodzeniowy.

To mechanizm, który został przygotowany z myślą o zwalczaniu groźnej, międzynarodowej przestępczości. „Dysponując europejskim nakazem dochodzeniowym organy wymiaru sprawiedliwości będą mogły skuteczniej walczyć z przestępczością zorganizowaną, terroryzmem, przemytem narkotyków i korupcją” - tak w połowie 2017 roku, gdy państwa wprowadzały END, tłumaczyła ten pomysł Vĕra Jourová, obecnie wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej.

Tymczasem Mycielski dowiedział się, że ścigają go za tweet Soku z Buraka - satyrycznej strony - z 5 stycznia 2021, w którym padło pytanie: „Halo @pisorgpl dlaczego Kaczyński zaszczepił się poza kolejką?”.

tweet Soku z Buraka z pytaniem, czy Kaczyński zaszczepił się poza kolejką

Tweet powstał w Wielkiej Brytanii – co widać na screenie powyżej – zaś Mycielski mieszka i działa w Belgii. Poza tym powstał prawie cztery miesiące przed przejęciem przez FOD Soku Z Buraka i objęciem przez Mycielskiego funkcji redaktora naczelnego. „W styczniu byłem moderatorem Soku z Buraka, ale jednym z 20, i tylko na Facebooku. Do Twittera nie miałem nawet uprawnień. To nie ja wykonałem tego tweeta” mówi Mycielski.

Na komendzie w Brukseli policjanci pierwszy raz mieli do czynienia z END, nie znali procedur, więc przełożyli przesłuchanie na 15 września. Aktywista złożył półtoragodzinne zeznanie, o czym opowiada w relacji live nadanej tuż po wyjściu z komisariatu, oraz w rozmowie z OKO.press.

Według niego akta sprawy, które zobaczył, liczą blisko 100 stron. Jak mówi OKO.press pragnący zachować anonimowość polski prokurat – to tylko część całych akt, bo w ramach END nie wysyła się wszystkich. Zostały przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego na francuski i flamandzki – języki oficjalne w Belgii - oraz angielski.

Analogiczny END został wysłany do Wielkiej Brytanii (tam również jest stosowany na mocy umów dwustronnych) skąd nadano tweeta. Do tej sprawy musiały więc zostać zaangażowane odpowiednie jednostki międzynarodowe realizujące END w Polsce, Belgii i Wielkiej Brytanii plus policjanci, którzy muszą dokonywać tych przesłuchań.

Przeczytaj także:

„Sprawa musi być więc wagi państwowej, przestępstwo ciężkiego kalibru”, ironizuje Mycielski.

Podobnie jednak, ale na poważnie, musi uważać Jarosław Kaczyński – po którego doniesieniu sprawę podjęła prokuratura - skoro złożył dwie strony zeznań i to na ich podstawie wszczęto postępowanie. W sprawie „pomówienia o postępowanie i właściwości, które mogą narazić p. Kaczyńskiego na utratę zaufania społecznego do działalności polegającej na sprawowaniu mandatu poselskiego, funkcji wiceprezesa Rady Ministrów oraz funkcji prezesa PiS, poprzez zamieszczenie na portalu społecznościowym Twitter wpisu zarzucającego pokrzywdzonemu wykorzystanie pełnionych funkcji publicznych do osiągnięcia korzyści publicznej polegającej na zaszczepieniu się przeciwko wirusowi covid-19 z naruszeniem przepisów regulujących kolejność wykonywania szczepień, tj. o przestępstwo z art. 212 KK”- Mycielski odczytuje formułkę spisaną z akt sprawy.

W aktach prokuratura wielokrotnie powtarza, że Kaczyński pełni ważne funkcje publiczne i każdorazowo wymienia je wszystkie po kolei.

Według akt, Kaczyński osobiście złożył zawiadomienie 11 stycznia 2021 roku wnosząc o ściganie sprawcy czynu ściganego z oskarżenia prywatnego.

Przesłuchano go 22 lutego i wtedy zaprzeczył, by szczepił się poza kolejnością. Przekonywał też, że w tamtym czasie w ogóle jeszcze nie był zaszczepiony, a miało to nastąpić za trzy dni. Prokuratura – na podstawie zeznań Kaczyńskiego - pisze, że zarzut, jaki Sok z Buraka postawił w pytaniu na Twitterze, może być „ciężkim naruszeniem reguł moralnych”, i skutkowałby „kompromitacją pana Kaczyńskiego jak i formacji politycznej, którą rządzi”. Dalej prokurator dowodzi, że przyjęcie tej informacji przez opinię publiczną jako prawdziwej „praktycznie uniemożliwiłoby mu reelekcję” w partii i w parlamencie, „a także obniżyłoby wynik wyborczy listy partii PiS”.

„To faktycznie takie zagrożenie dla państwa polskiego, że trzeba uruchomić tak potężne mechanizmy ścigania międzynarodowego” ironizuje ponownie Mycielski.

W swoim zawiadomieniu Kaczyński wskazuje dwie osoby, które podejrzewa o ten wpis – Mycielskiego i innego Polaka, ale z Wielkiej Brytanii. To o tyle ciekawe, że w innym miejscu swoich zeznań prezes PiS sam tłumaczy, że wiedzę o tweecie „powziął od współpracowników, gdyż samodzielnie nie śledzi publikacji na internetowych forach społecznościowych”. Skąd osoba, która nawet nie korzysta z internetu wie, kto mógł nadać wpis na Soku z Buraka?

Mycielski nie ma pewności, że zamknięcie jego konta bankowego to efekt END, ale przypadkowa zbieżność sytuacji byłaby nadzwyczaj zadziwiająca. Tym, bardziej, że, jak dowiedział się w Brukseli, procedura „de-risking” - czyli minimalizowania ryzyka stosowana przez banki – oznacza z automatu zamykanie kont osób objętych END.

Tę praktykę krytykuje jednak European Banking Authority - organ nadzorczy banków w Europie

Mycielski uważa, że polska prokuratura mogła już dostać informacje z jego konta bankowego. „Może szukają, czy pieniądze na Sok przesyła mi Putin, Soros, Merkel lub Tusk?” - żartuje. Choć wcale mu na razie nie jest do śmiechu - czeka go kilka tygodni walki o otwarcie konta. „To mi uprzykrzy życie i o to w tej sytuacji PiS-owi chodzi” - nie ma wątpliwości.

Kaczyński uprzywilejowany?

Ewa Wrzosek, członkini Lex Super Omnia, organizacji prokuratorów sprzeciwiającej się upolitycznianiu prokuratury, tłumaczy, że w przypadku przestępstwa pomówienia najwłaściwsze jest złożenie prywatnego aktu oskarżenia. Aby prokuratura taką sprawę objęła z urzędu, musiałby zaistnieć duży interes społeczny, by wyręczyć poszkodowanego.

Na przykład, kiedy pokrzywdzony jest niepełnosprawny, nie ma środków i sił, by występować we własnej sprawie. Wtedy prokuratura powinna stanąć po jego stronie. „Ale prezes rządzącej partii ma środki i armię prawników, więc może sam dochodzić na drodze prywatnoskargowej. Nie widzę żadnych przesłanek, by stawiać pana Kaczyńskiego w uprzywilejowanej sytuacji. Jestem bardzo ciekawa argumentacji prokuratora, który objął to dochodzenie” - mówi Wrzosek.

Od innego prokuratora dowiadujemy się, że jest taka furtka. „Objęcie czynu ściganiem z urzędu uzasadniają również obiektywne trudności w ustaleniu przez pokrzywdzonego niezbędnych danych osobowych sprawcy przestępstwa, zwłaszcza jeśli przestępstwo popełniono za pośrednictwem telefonu lub Internetu” – czytamy w wytycznych Prokuratora Generalnego z 29 X 2012 roku.

Tyle, że ta furtka według naszego rozmówcy z prokuratury jest już zamknięta –

sądy od kilku lat dowodzą, że mogą same ustalać dane osobowe sprawcy przestępstwa. I to robią. Prokuratorzy odmawiają więc obejmowania takich spraw.

Pytamy też prokuratorów o END. Oprócz poważnej przestępczości zorganizowanej ten mechanizm szybkiej ścieżki działania stosuje prokuratura także w drobniejszych sprawach, np. gdy zachodzi konieczność szybkiego zatrzymania i przeszukania zagranicą skradzionego pojazdu. „Ale nigdy nie spotkałam się, by kiedykolwiek END zastosowano w tak błahej sprawie – oskarżenia o pomówienie” - mówi nam doświadczona prokurator. Bo politycy mają siły i środki, by wnieść prywatne akty oskarżenia.

Po zapoznaniu się z wpisem Soku z Buraka dodaje, że ta sprawa w ogóle nie powinna się znaleźć w kręgu zainteresowania prokuratora – wpis na TT nie daje takich podstaw. Tym bardziej, że Sok z Buraka jest stroną satyryczną. Reakcja prokuratury jest więc „wprost nieproporcjonalna do treści wpisu”. Jeśli jest też jest tak, jak twierdzi Mycielski – że nie miał nawet uprawnień do korzystania z konta Soku na TT w czasie, gdy dokonano wpisu - to kierowanie END wobec niego świadczy o „wysokim nieprofesjonalizmie prokuratury”.

„Zaangażowanie państwa polskiego w tę sprawę budzi moje zdumienie. To ewidentnie warunkowane politycznie. Wstyd dla naszych organów ścigania, że angażują się ściganie tego typu przestępstw” – dodaje doświadczony prokurator, który chce zostać anonimowy.

Zadzwoniliśmy do Konrada Gołębiowskiego, prokuratora, który w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w wydziale ds. przestępczości gospodarczej zajmuje się tą sprawą. Doskonale ją kojarzy. „Niestety” - wzdycha. „END to najmniej dolegliwa forma procesowa, by przesłuchać świadka za granicą, zamiast ściągania go do Polski” – tłumaczy Gołębiowski. Pytamy go dwukrotnie, czy kiedykolwiek spotkał się z tym, by w tak błahej sprawie – podejrzenia o pomówienie – zastosowano tak poważny mechanizm jak END. Prokurator dwukrotnie odpowiada wymijająco, z czego można wyciągnąć wniosek: nie spotkał się.

Próbowaliśmy też zapytać Jarosława Kaczyńskiego:

  • Dlaczego podejrzewa, że to Marcin Mycielski opublikował tego tweeta, skoro sam nawet nie czyta mediów społecznościowych?
  • Czy w jakikolwiek sposób naciskał na prokuraturę, by ta wdrożyła END?
  • Czy był zdziwiony decyzją prokuratury, że objęła z urzędu tak błahą sprawę?
  • W jakich wyborach PiS miałby stracić poparcie w wyniku postu Soku z Buraka?

Mimo telefonów do siedziby PiS i jego biura poselskiego nie udało nam się uzyskać odpowiedzi. Uzyskaliśmy jedynie informację, iż dyrektor biura prezydialnego PiS – Michał Moskal – oddzwoni.

Polityczne szykany

Na polityczne podłoże tych działań prokuratury wskazuje więcej faktów.

Dzień po zamknięciu konta Mycielskiego to samo spotkało konto bankowe Fundacji Otwarty Dialog – organizacji, która od kwietnia prowadzi Sok z Buraka.

W 2017 roku po apelu Bartosza Kramka – przewodniczącego Rady Fundacji - „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd” władze chciały fundację zdelegalizować. Gdy to się nie udało, przez organizację przeszła lawina kontroli, ABW wzięła pod lupę jej działalność. Gdy te działania nie przyniosły skutku, w 2018 roku szefową FOD – Ludmiłę Kozłowską – prywatnie żonę Kramka, obywatelkę Ukrainy – Polska wydaliła ze strefy Schengen.

Po analizie oskarżeń (nieupublicznionych przez polskie władze, najprawdopodobniej chodzi o działania na rzecz państw trzecich) wobec Kozłowskiej przez państwa UE te uchyliły ten zakaz na swoich obszarach. W Polsce aktywistka wygrała w tej sprawie już trzy procesy, ostatni w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, w marcu 2021 roku - ten uchylił decyzję o jej wydaleniu z Polski.

Mimo tego nadal nie jest tutaj wpuszczana. W czerwcu 2021 roku prokuratura aresztowała jej męża na kilka tygodni, zarzucając mu poważne przestępstwa gospodarcze. Aktywista ma zakaz opuszczania kraju, co powoduje, że od trzech miesięcy nie spotkał się ze swoją żoną, która nie może z kolei tu przyjechać. Eurodeputowani PiS próbowali także wyrzucić FOD z Parlamentu Europejskiego. Wniosek o pozbawienie ich akredytacji został jednak odrzucony.

FOD naraził się też władzy, bo wytoczył najważniejszym politykom PiS i ich akolitom w mediach (m.in. TVP, Gazeta Polska) aż 20 spraw, z których niektóre już wygrał. Zaś współorganizowany przez Kramka happening na granicy – próba zniszczenia zasieków, które wojsko ustawiało, by utrudnić sprowadzanym na polsko-białoruską granicę uchodźcom i migrantom przedostanie się do strefy Schengen – był używany przez władze jako argument za koniecznością wprowadzenia stanu wyjątkowego w strefie przygranicznej.

Marcina Mycielskiego - trzecią w hierarchii osobę w FOD - dotychczas nie spotkały tak poważne nieprzyjemności ze strony rządzącego PiS i podległych mu instytucji. Jest jednak redaktorem naczelnym znienawidzonego przez prawicę i popularnego wśród przeciwników PiS Soku z Buraka (1 mln 21 tys. obserwatorów tylko na FB). TVP nazywa stronę „hejterską”, a politycy PiS zarzucają jej „mowę nienawiści”. On i Sok wielokrotnie byli atakowani w mediach prorządowych i przez polityków PiS.

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze