0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Rossija 1, 9.08.2024Rossija 1, 9.08.2024

W piątek 9 sierpnia po południu w rosyjskiej telewizji pokazały się obrazki z przejazdu kolumn wojskowych. Ma to być odsiecz dla obwodu kurskiego. Zanim dotrze na miejsce, bronić się musi jednak sama propaganda.

Przeczytaj także:

Część jej chwytów znamy:

  1. Putin o wszystkim wie, rząd się już wszystkim zajmuje, a cały kraj modli się za ostrzelanych i gromadzi pomoc. W tym wątku są relacje o układaniu świeczek w napis “Kursk” oraz zbieraniu darów do ciężarówek. Oraz akcjach masowego ochotniczego oddawania krwi (po co, skoro oficjalnie ofiar jest tylko kilka?).
  2. Ostrzelanie kawałka Rosji niczym się nie różni od zwyklej katastrofy naturalnej. Tych zaś w kremlowskiej narracji jest pełno (powodzie, ulewy, zerwane tamy, mosty, miejscowości odcięte od świata, pożary, brak prądu itd.). Dzięki tym katastrofom wiadomości z wojny aż tak nie rażą – zakładam, że dlatego teraz propaganda nie ukrywa tych „naturalnych”, choć wynikających z niedoinwestowania i zaniedbań, wypadków.
  3. Atak Ukrainy jest dowodem tego, że naprawdę goni już resztkami sił. Ukraińcy zaatakowali obwód kurski, żeby ukryć fakt, że przegrywają z kretesem na całej linii frontu. A poza tym dowodzący ukraińską armią generał Syrski stracił całkiem autorytet, więc potrzebował jakiegoś sukcesu. Choć oczywiście to nie jest żaden sukces.
  4. Atak Ukrainy jest możliwy tylko dlatego, że prowadzą go „polscy i francuscy najemnicy” (istnienie najemników od początku pełnoskalowego najazdu tłumaczy wszystkie nieprzewidziane wydarzenia na froncie; nikomu nie przeszkadza, że tych najemników nikt nie widział).
  5. Rosja się zemści i pokaże Ukraińcom, kto naprawdę jest mocniejszy. Nastąpi to już „wkrótce” (czyli jest to ta sama, od dwóch lat, zapowiedź). Teraz zupełnie spokojnie Rosja może domagać się odzyskania Odessy i Mikołajowa (domaga się tego co jakiś czas).
  6. Wszystko to jest winą Zachodu, bo gdyby nie jego pomoc, atak na Kursk by się nie zdarzył.

Ta ostatnia narracja pęka nam jednak na pół jako pierwsza. Propaganda podaje bowiem też, że o ataku na Kursk nic nie wiedzieli Amerykanie i byli nim całkowicie zaskoczeni. Ta zaś, wykluczająca odpowiedzialność Zachodu, wersja ma prawdopodobnie zdjąć tęże odpowiedzialność z Kremla: skoro Waszyngton nic nie wiedział, to i Moskwa nie musiała.

Przed propagandą stoi jednak nie lada wyzwanie, by utrzymać spójność kłamstwa. Dlatego właściwie wszystkie te standardowo używane przez propagandę narracje rozpadają się w przypadku ataku na Kursk.

25 lat panowania Putina

Mamy oto dwa i pół roku „trzydniowej specjalnej operacji” Putina, która przecież idzie „zgodnie z planem”. Przed tygodniem propaganda wbijała odbiorcom do głowy, że Putin panuje nad sytuacją, czego dowodem jest to, jak po mistrzowsku rozegrał z Zachodem wymianę zakładników na szpiegów. Rosja – opowiada od miesiąca propaganda z zastanawiającą regularnością – ma najlepszą broń na świecie. Także ochotnicy w Rosji garną się do wojska, by „spełnić obywatelski obowiązek”, za co państwo ich szczodrze wynagradza. Ochotnicy ci są świetnie wyekwipowani i zdobywają wiedzę wojskową na wspaniałych owoczesnych poligonach (to opowieść mająca prawdopodobnie zachęcać do zgłaszania się do armii, bo straty na froncie są większe niż pobór). Tym wszystkim zarządza Putin, który codziennie rozmawia z wojskowymi, a to dzięki temu, że jest człowiekiem nadludzkiej siły, intelektu i pracowitości.

„Prezydent Rosji Władimir Putin znacznie przewyższa większość swoich kolegów zdolnością do pracy”

– powiedział np. ledwie 1 sierpnia rzecznik Putina Dmitrij Pieskow. „Działa z tak dużą ilością danych i informacji, i działa zarówno wcześnie rano, jak i po północy. Jest w świetnej formie i ma wyjątkowy mózg” – powiedział Pieskow.

Tenże wspaniały władca właśnie obchodzi 25-lecie przejęcia władzy.

Kursk, czyli okłamali cara

Jeszcze chwilę temu propaganda zapewniała, że „od początku operacji specjalnej prezydent Rosji Władimir Putin na co dzień prowadzi wyczerpujące kontakty z wojskowymi; ta wielogodzinna praca nie odbywa się przed kamerą”.

Teraz jednak się okazało, że wojskowi okłamali Putina. Wszyscy widzieli to w telewizji. Szef sztabu Walerij Gierasimow powiedział Putinowi, że atak na Kursk został odparty. Potem – że go odpierają, a na końcu obiecał, że armia rosyjska odepchnie Ukraińców do granicy. I ten proces teraz trwa – nie wiadomo, ile potrwa.

Propaganda nie miała innego wyjścia niż wycofać Putina z pierwszej linii, psując mu przy okazji uroczystości z okazji 25-lecia zaślubin z władzą. Operacja w Kursku zajmuje się teraz wedle propagandy wojsko, rząd i gubernator. Putin zajmuje się innymi ważnymi sprawami państwa. Na przykład dziś zajmował się „terroryzmem” (była to kilkunastosekundowa czołówka „Wiesti”).

Na miejsce walk telewizje wysłały kolejnego „korespondenta wojennego”, Aleksandra Koca (na zdjęciu u góry opowiada o posiłkach jadących do Kurska w programie „60 minut”). Poprzedni, Jewgienij Poddubny został dwa dni temu ciężko ranny na rzekomo bezpiecznej drodze z Sudży do Kurska. Koc opowiada, że drogą w zasadzie da się przejechać, ale czasem trzeba „jechać szybko”, by uciec przed dronem (samochód Poddubnego zaatakował właśnie taki dron).

„Sytuacja jest złożona” – mówi do kamery Koc,

bo taka jest teraz obowiązująca wersja (Poddubny opowiadał, że rosyjska armia „niszczy wroga”, bo wtedy taka była wersja).

Koc twierdzi też, że Ukraińcy prą do przodu drogami, omijając osiedla. „Najwyraźniej zostawiają je drugiemu rzutowi”. Przy czym armia twierdzi, że Ukraińców zatrzymała.

Armia się tłumaczy

„Siły Zbrojne Rosji wstrzymują próby przebicia się przez Siły Zbrojne Ukrainy w kierunku Kurska” – brzmi oficjalny komunikat. Przeczy temu panika cywili, a przede wszystkim stale powtarzane wezwania władz, by nie ulegać panice. Bowiem, niezależnie od tego, czy armia rosyjska wygrywa teraz, czy nie, strzelają po rosyjskiej stronie granicy.

Operacja zniszczenia jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie kurskim trwa.

Oto oficjalny komunikat MON z piątku 9 sierpnia, który jest idealnym przykładem, jak wojskowi biurokraci tłumaczą się, że robili, co mogli, i nie ich wina, że nie wyszło:

“Ministerstwo Obrony poinformowało, że rosyjska armia w dalszym ciągu odpierała próbę inwazji Sił Zbrojnych Ukrainy na terytorium obwodu kurskiego. W ciągu dnia jednostki grupy sił Północ i zbliżające się rezerwy, lotnictwo wojskowe i artyleria wykonały kilka misji bojowych:

  • ‼️ Powstrzymaliśmy próby najazdów wroga w głąb terytorium Rosji [wykrzykniki w oryginale].
  • Uderzyliśmy w personel i sprzęt Ukraińskich Sił Zbrojnych w rejonie osiedli Darino, Gogolewka, Melovoy, Nikolsky i na zachodnich obrzeżach Sudży.
  • W rejonie Jużnego w wyniku nalotu lotnictwa wojskowego zniszczono pięć transporterów opancerzonych Stryker, a na terenie osady Martynowka – kolumnę Sił Zbrojnych Ukrainy składającą się z czołgu, czterech transporterów opancerzonych i bojowego wozu opancerzonego kozackiego.
  • Siły lotnicze i rakietowe uderzyły w rezerwy wroga w regionie Sumy.
  • W ciągu dnia Siły Zbrojne Ukrainy straciły ponad 280 żołnierzy i 27 pojazdów opancerzonych, tym cztery czołgi, pięć transporterów opancerzonych, 18 bojowych wozów opancerzonych, a także sześć samochodów, haubicę 155 mm M777, armatę 155-mm samobieżna jednostka artylerii mm „Krab” i działo D-20 kal. 152 mm. Ogółem podczas walk w kierunku Kurska nieprzyjaciel stracił aż 945 żołnierzy i 102 pojazdy opancerzone, w tym 12 czołgów, 17 transporterów opancerzonych, 6 bojowych wozów piechoty, 67 bojowych wozów opancerzonych, a także 12 pojazdów, 2 samobieżne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych „Buk M1” i trzy działa artylerii polowej.

Akcja zniszczenia jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy trwa".

W piątek po południu z rosyjskiego MON wysypały się też komunikaty, jak rosyjska armia zwycięża – bo tu zdobyła wieś, a tam zniszczyła zachodni sprzęt. Wszystkie te komunikaty pochodzą ze sztabów, które szczęśliwie nie stacjonują pod Kurskiem, ale dużo bardziej na południu.

Propaganda natychmiast podjęła temat i zaczęła opowiadać, jak świetnie idzie Putinowi na południe od Kurska.

Pułkownik Lebiediew nadaje

Wart odnotowania jest też wątek „ukraińskiego podziemia”. Publikuje ono od kilku miesięcy – w postaci depesz niejakiego pułkownika Lebiediewa z Mikołajowa – w agencji RIA Nowosti informacje o tym, co Rosjanom udało się zniszczyć w Ukrainie. Nie jest to oczywiście żadne podziemie, a jeżeli już coś, to rosyjski wywiad. Ale teraz propaganda użyła pułkownika Lebiediewa, by z Mikołajowa (na samym południu Ukrainy) powiadomił (krótkofalówką?) poddanych Putina, że „Ukraina ponosi ciężkie straty w ataku na obwód kurski, w Sumach jest wiele karetek pogotowia i próśb o oddanie krwi”.

Jest to dowód pewnej desperacji.

Telewizja zaczęła w piątek pokazywać kolumny wojskowe jadące po drogach

Nie wiemy, skąd te zdjęcia. Jednocześnie w czwartym dniu ukraińskiej ofensywy (zwanej przez Rosjan „sytuacją” lub „prowokacją”) do władz rosyjskich dotarło, że Ukraińcy wykorzystują informacje, jakie rosyjscy cywile wrzucają do sieci. Więc p.o. gubernatora kurskiego Smirnow opublikował w sieci apel: „Drodzy mieszkańcy Kurska! Nie nagrywajcie i nie zamieszczajcie w internecie działań obrony powietrznej i ruchu naszych wojsk! Nie wchodźcie w dialog na portalach społecznościowych z nieznajomymi, którzy próbują dowiedzieć się o sytuacji i obecności wojsk na waszym terenie. Życie naszych ludzi, którzy walczą z wrogiem na ziemi kurskiej”.

Panika w Kursku

Z oficjalnego przekazu Kremla widać wyraźnie, że rosyjska armia nie wie, co jest planem Ukraińców, a sytuacja w regionie jest, rzeczywiście “trudna”. Głównie dlatego, że nikt nie poczynił wcześniej żadnych przygotowań do cywilnej obrony.

Nie mógł – bo to by znaczyło, że wątpi, że trzydniowa operacja specjalna Putina skończy się sukcesem „zgodnie z planem”.

Nie ma więc śladów cywilnej obrony czy jakiejkolwiek organizacji. Ludzie po prostu uciekają. Władza – z rozkazu Putina – udziela im zapomogi w wysokości 10 tys. rubli (ochotnicy idący na front dostają od władz federalnych na dzień dobry 400 tys. plus liczne bonusy od władz lokalnych). Te 10 tys., czyli kilkaset złotych to taka standardowa pomoc dla ofiar katastrof naturalnych w Rosji. Dostają tyle, a potem znikają z pola widzenia współobywateli. Wiele miesięcy później okazuje się, że nie udało się im odbudować życia. Ale to dlatego, że lokalni urzędnicy nie słuchali Putina. Taki los.

10 tys. rubli ma więc dawać sytuacji pod Kurskiem pozór normy, zwykłej katastrofy. Jednocześnie jednak w regionie ogłoszono federalny stan nadzwyczajny, co oznacza, że pomoc można ściągać z całej Rosji oraz korzystać z budżetu federalnego.

Czyli to nie jest zwykła katastrofa.

Ewakuacja jest chaotyczna – o czym świadczy polecenie prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej Igora Krasnowa, by „zwrócić szczególną uwagę na ewakuację ludności cywilnej z niebezpiecznych obszarów obwodu kurskiego w związku z inwazją Sił Zbrojnych Ukrainy na region”. Na prośbę Krasnowa uruchomiono (w piątek!) infolinię, dzięki której „można szybko reagować na prośby mieszkańców obszarów przygranicznych. Zorganizowano monitorowanie sytuacji w zakresie przekazywania świadczeń socjalnych, emerytur, przywracania utraconych dokumentów i ustalania cen artykułów pierwszej potrzeby”.

Telewizja pokazuje zrozpaczonych ludzi, którzy uciekając, zostawili „gęsi i kury”. I przerażający materiał z opuszczonego schroniska dla zwierząt, gdzie zrozpaczone zwierzaki, próbują przegryźć kraty.

Co z elektrownią?

Władze rosyjskie ewidentnie boją się o elektrownię atomową „Kursk”. „Sytuacja w Kurczatowie w obwodzie kurskim, gdzie zlokalizowana jest elektrownia jądrowa Kursk, jest napięta, ale wszystkie służby działają normalnie” – powiedział rano burmistrz miasta Kurczatow Igor Korpunkow, a RIA Nowosti się tą wiadomością podzieliła. Burmistrz zaapelował do mieszkańców, „aby nie panikowali i ufali wyłącznie oficjalnym źródłom informacji”. Telewizja zapewniła, że choć elektrownia nie jest zagrożona, to władze wzmocniły jej ochronę.

A wieczorem okazało się, że „zestrzelony” ukraiński dron uszkodził stację zasilająca Kurczatow i okoliczne wsie w energię. Nie ma tam prądu.

Jednocześnie propaganda pociesza, że nie wszędzie jest źle:

„Sołtys wsi Koreniewo, rejon koreniewski, obwód kurski, Roman Pugaczow, powiedział przez telefon RIA Nowosti, że w Koreniewie nie ma żadnych działań wojskowych. »Dziś rano było głośno. Słychać było strzały, prawdopodobnie z armat. Nie było słychać strzałów z karabinu maszynowego. W naszej wsi przynajmniej nie ma nikogo – ani sprzętu wojskowego, ani wojskowych« – dodał sołtys”. (Korenewo jest przy bocznej drodze, na północ od zajętej przez Ukraińców Sudży. Dalej jest Rylski; I Sudża i Rylsk, jak pisze Witold Głowacki, są już poważnie przez Ukraińców zagrożone).

Cała Rosja ratuje Kursk

Z całej Rosji płynie do Kurska pomoc humanitarna, ale nieuzbrojone oko widzi, że jest to pomoc bezsensowna. Składa się z tego, co było w magazynach i było zapakowane w kartony, więc łatwo się wrzuca do ciężarówek (i ładnie to się filmuje do materiału „Wiesti”). Nikt nie zapytał, co jest potrzebne – bo to by oznaczało uruchamianie oddolnych obywatelskich sieci, a tego nikt w Rosji nie zrobi.

Czymś, co ma pomóc ludziom w objętym wojną regionie, są darmowe rozmowy telefonii komórkowej uruchomione w piątek. Oczywiście, nie może dziwić, że kilka godzin później okazało się, że sieć komórkowa jest przeciążona. Ale władze natychmiast zwaliły winę na ataki DDoS ze strony tajemniczych sił (w sumie nie da się takich ataków wykluczyć, z przekazów propagandowych wynika, że operacja ukraińska nie jest czysto wojskowa – towarzyszyć jej ma dobrze zaplanowana akcja dezinformacyjna i ataki na infrastrukturę informacyjną).

Co zrobi Putin

Najlepsze zostawiam na koniec. Otóż propaganda jest zdania, że ukraińska ofensywa nie jest żadną formą eskalacji, tylko lokalną „próbą przedarcia się”. Lub „atakiem terrorystycznym”. Nazywanie ofensywy „sytuacją” nie służy tylko ukryciu skali kłopotów. Chodzi o to, by Rosja nie musiała ujawnić, że nie jest w stanie odpowiedzieć inaczej niż zwykłym bombardowaniem Ukrainy. Do czego już niestety doszło:

Nie ma słowa o tym, że Ukraina wkroczyła na terytorium Rosji. I być nie może – bo wtedy okazałoby się, że obwody: ługański, doniecki, zaporoski i chersoński, które Putin sobie „zaanektował” w 2022 roku i teraz zamierza je „wyzwolić”, jednak Rosją nie są.

Rosja może więc tylko pocieszać fantazjami o zdobyciu Odessy: "Po wydarzeniach w obwodzie kurskim Rosja zatrzyma się na Ukrainie tylko wtedy, gdy uzna to za dopuszczalne i korzystne dla siebie” – napisał na swoim kanale w Telegramie nieoceniony wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew.

Tylko na to Putin może sobie teraz pozwolić.

***

Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?

UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze