0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Źródło: Wikimedia CC BY-SA 4.0,Źródło: Wikimedia CC...

Na zdjęciu: Kraska. Ten ptak niebawem wyginie na naszych oczach

Taki obraz świata ptaków Polski otrzymujemy po lekturze najnowszego opracowania dotyczącego monitoringu naszej awifauny w latach 2021-2024, które zostało właśnie opublikowane przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska.

Szymon Beuch z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk jest jednym z autorów tej publikacji. Jak wyjaśnia, prowadzony w Polsce monitoring zawdzięczamy m.in. wytycznym Unii Europejskiej, która wymaga od wszystkich krajów członkowskich badania stanu naszej przyrody.

Ptaki są jednym z lepszych wskaźników stanu środowiska przyrodniczego. Ich monitoringiem w naszym kraju od 2007 roku zajmuje się Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ).

Dzięki monitoringowi przyrodnicy są w stanie śledzić zmiany liczebności ponad 182 gatunków lęgowych przez ostatnich kilkanaście lat. Wcześniej też były zbierane dane terenowe, ale nie były prowadzone regularnie na ogólnolnokrajową skalę.

Były zwykle gromadzone przez ornitologów wyrywkowo i lokalnie, i to na podstawie szczątkowych lub regionalnych wyników wyciągano wnioski na przykład o trendach liczebności. Dziś, dzięki państwowemu monitoringowi informacje dotyczące ich liczebności są bardziej wiarygodne. Pozwala to na bieżąco rejestrować wzrosty lub spadki liczebności poszczególnych gatunków.

Jak przyznaje mój rozmówca, część osób może dziwić fakt, że w przypadku niektórych pospolitych gatunków podaje się dość duży przedział w szacowanej liczebności, sięgający często tysięcy par. Jak dodaje ekspert, wynika to z tego, że tam, gdzie mamy lepsze dane i mamy ich więcej, ten przedział jest mniejszy. „Im mniej mamy danych o danym gatunku, tym te przedziały są większe. I najczęściej prawda leży gdzieś pośrodku tego przedziału” – dodaje.

Przeczytaj także:

Przepiórka w opałach, skowronków wciąż ubywa

Mój rozmówca zapytany o gatunki ptaków, których liczebność się zmniejsza, wskazuje między innymi na przepiórkę. Przypomina, że rozwój rolnictwa, jego intensyfikacja i chemizacja, które skutkują likwidacją mozaiki pól i łąk oraz zmniejszeniem liczebności bezkręgowców w rezultacie stosowania środków ochrony roślin, odpowiadają za zmniejszanie się populacji tego kuraka.

Przepiórka. Źródło: Wikimedia. Na wolnej licencji CC-by-4.0

Do tego dochodzą polowania już poza Polską, bo o ile w naszym kraju jest to gatunek chroniony, to poza naszymi granicami tak już nie jest.

„Jednocześnie jest to nasz jedyny kurak, który podejmuje dalekie wędrówki do Afryki” – argumentuje Beuch. – „W czasie tych wędrówek może być zabijany przez myśliwych z południa Europy. Strzela się do niego na dużą skalę. W rezultacie odnotowaliśmy jego spadek o 10 procent, a liczebność par lęgowych przepiórki szacujemy w ostatnich latach w przedziale od około 50 000 do 100 000 par.

Niestety, nie jesteśmy w stanie wyeliminować polowań na przepiórki w południowej części kontynentu. Możemy za to zabiegać o poprawę stanu siedliska w krajobrazie rolniczym, co też nie jest zadaniem łatwym w dobie wielkoobszarowych upraw”.

Ciągłe spadki notują również inne gatunki, kojarzone z krajobrazem rolniczym. Są wśród nich kuropatwa i skowronek, które pierwotnie były gatunkami stepowymi.

Skowronek. Źródło: Wikimedia, na wolnej licencji CC A-SA 3.0

Zmiany w rolnictwie sprawiają, że populacja skowronków od około 15 lat konsekwentnie się zmniejsza. Trend niestety nie ulega odwróceniu. Dziś mamy o 25 procent mniej skowronków polnych niż jeszcze około 10 lat temu.

„Po kilkuletnim spadku liczebności ustabilizowała się nieco sytuacja kuropatwy, ale nie musi to być tylko efekt wzrostu liczebności ptaków z dziko żyjących populacji, tylko wsiedlania osobników ze sztucznych hodowli przez człowieka i prawdopodobnie trudno mówić w tym przypadku o jakimś przełomie” – uważa ornitolog. – „O ile skowronka wciąż jeszcze widzimy na wiosnę, to kuropatwy w wielu miejscach praktycznie nie zobaczymy. Nie jest to bowiem ptak, który odnajdzie się na otwartym polu litej kukurydzy czy też zboża. Potrzebuje zróżnicowanego siedliska, ze śródpolnymi zakrzaczeniami i zadrzewieniami, skrawkami nieużytków.

Kuropatwa zwyczajna. Zdjęcie na wolnej licencji

Od 12 lat ich populacja jest wciąż niska, w przedziale od około 100 do 200 tysięcy par, ale od jakiegoś czasu nie spada. Być może jest to efekt nie tylko tego, że nowe ptaki są wypuszczane z ośrodków hodowlanych, ale również z faktu, że część kół łowieckich ograniczyła strzelanie do kuropatw, które nadal są na liście gatunków łownych. Tu należy dodać, że kuropatwy wypuszczane na wolność przez ludzi nie są dzikiego pochodzenia. Problem z kuropatwą polega na tym, że jest gatunek osiadły. Jeśli lokalna dzika populacja wyginie, to prawdopodobieństwo szybkiego ponownego zasiedlania w sposób naturalny jest skrajnie niskie”.

To dotyczy również innych osiadłych ptaki. „Dobrym przykładem mogą być kuraki leśne, takie jak głuszec i cietrzew. Powodów spadku ich liczebności jest kilka, jednym z nich było polowanie na tokujące samce, zwłaszcza te najstarsze, będące najcenniejszym trofeum. W ten sposób została zachwiana struktura płci, czyli ubywało samców, pula genetyczna była też coraz gorsza, bo strzelano najlepsze tokowiki”.

„Gatunkiem, którego populacja wzrasta, jest za to dzierlatka, kuzynka skowronka. Była już spisywana na straty, uznana za wymarłą w wielu regionach Polski, ale trend się odwrócił i widzimy wzrost liczebności jej par lęgowych” – dodaje Beuch. – „Jest to gatunek, który trzyma się obrzeży wsi, chociaż wciąż jest gatunkiem krajobrazu rolniczego. Mimo to nadal jest to gatunek lokalnie rzadki i zasiedlający nietypowe siedliska. Bez monitoringu zleconego przez GIOŚ nie zarejestrowalibyśmy tego trendu”.

W lesie bywa różnie

W przypadku gatunków występujących w lasach sytuacja nie ulega jednoznacznej poprawie. O ile gatunki pospolite, związane z młodszymi drzewostanami, czy ze zrębami i uprawami leśnymi, jak na przykład lerka, mają się dobrze, to już ptaki dojrzałych i naturalnych drzewostanów są w gorszej sytuacji.

„Jeśli skupilibyśmy się tylko na tych gatunkach, które preferują prawdziwe, naturalne lasy, pełne martwego drewna, to wcale by ta leśna rzeczywistość nie wyglądała tak dobrze. Oczywiście, część gatunków, tych, które są bardziej plastyczne, przystosuje się do bytowania w różnych typach lasu. Las, który nie jest poddawany radykalnej gospodarce leśnej, wciąż pozostaje dość stabilnym środowiskiem, a przemiany w nim nie są tak drastyczne, jak w intensywnie uprawianym krajobrazie rolniczym.

W przypadku rzadkich dzięciołów, trójpalczastego i białogrzbietego, odnotowano utrzymanie się stabilnego wskaźnika rozpowszechnienia i liczebności, z zastrzeżeniem dotyczącym tego pierwszego gatunku. Populacja dzięcioła trójpalczastego jest mniejsza niż w latach 2018-2020, co wynika z zakończenia gradacji kornika drukarza w Puszczy Białowieskiej, gdzie ma swoją kluczową ostoję, i skurczenia się jego bazy pokarmowej w rezultacie tego procesu.

Z kolei w przypadku lęgowych sów leśnych najczęściej stwierdzanym gatunkiem w lasach był puszczyk zwyczajny, najrzadziej puchacz, który znajduje się w całkowitym regresie i na nizinach stał się już rzadkością. Z kolei nasza najmniejsza sowa, sóweczka, wciąż znajduje się w ekspansji”.

Puchacz. Źródło: Autorstwa Brocken Inaglory, CC BY-SA 3.0,

„Spośród innych gatunków leśnych odnotowaliśmy wzrost populacji niewielkiego ptaka – zniczka” – kontynuuje mój rozmówca. – „Wzrasta też populacja gołębia siniaka. W przeciwieństwie do gołębia grzywacza, który odniósł sukces, dzięki adaptacji do życia w mieście, siniak preferuje dziuple po dzięciole czarnym, w których wyprowadza swoje lęgi”.

Jednak, jak zauważa Szymon Beuch, powoli obserwujemy również w Polsce próby wchodzenia tego coraz częstszego gatunku do innych mniejszych zadrzewień, między innymi do miejskich parków.

„Na razie są to jeszcze jedynie nieśmiałe próby, ale być może siniaki zaczną gnieździć się, podobnie jak w Europie Zachodniej, bliżej ludzi, w różnego typu konstrukcjach – budynkach czy mostach. Możliwe, że to zjawisko dopiero do nas dotrze. Tym bardziej że liczba dostępnych dziupli w lesie jest ograniczona, a liczebność gatunku silnie wzrasta. Warto też dodać, że siniakom wciąż daleko do sukcesu grzywaczy. Jest ich obecnie między 50 tysięcy a 120 tysięcy par lęgowych, podczas gdy grzywaczy jest około 2 milionów par”.

Ptaki szukają schronienia w mieście

Po części wynika to z faktu, że znajdują tam dogodne ostoje. Przykładem tego gatunku jest wrona. Do miast przenikają coraz częściej takie gatunki, które kojarzyły się dotąd z lasem. Dobrym przykładem może być sójka, która zaczęła również kolonizować zieloną przestrzeń w miastach.

Sójka. Foto Nikola Veljković, na wolnej licencji CC-AS 4.0

Ustalaniu tych trendów ma służyć specjalny program w ramach prowadzonego monitoringu, który obejmuje pospolite ptaki polskich miast.

„Na razie za nami pierwsze cztery lata tego programu” – mówi Szymon Beuch. – „Wiemy już, że populacja wróbla spada i notuje największe spadki wśród miejskich gatunków. W całej Polsce liczebność wróbli szacujemy na około 5 milionów par, a spadek ich liczebności wyniósł tylko w ostatnim okresie objętym programem około 17 procent. Wiąże się to z ocieplaniem starych budynków, ograniczaniem dostępności miejsc gniazdowych, gorszą dostępnością pokarmu, w tym odpadków, brakiem bezpiecznych zakamarków i schronień”.

Okazuje się, że w ostatnich kilku latach poprawia się sytuacja jerzyków. Liczba par lęgowych w Polsce wzrasta, co zdaniem mojego rozmówcy może być efektem czynnej ochrony tych ptaków. „W wielu miastach są wywieszane specjalne budki, a jeśli są dostępne miejsca lęgowe, to jerzyk ma gdzie wracać w okresie lęgowym. Oczywiście lokalnie, w niektórych miejscowościach, notujemy przypadki, spadku liczebności, ale z wyników monitoringu wychodzi nam, że w skali całego kraju trend jest wzrostowy”.

Jerzyk w mieście. Na wolnej licencji GNU Free Documentation License,

Szymon Beuch dodaje: „W miastach bardzo dobrze ma się grzywacz, bogatka i kapturka, a zatem gatunki związane pierwotnie z lasem. Są obecnie stwierdzane na wszystkich powierzchniach objętych monitoringiem ptaków miejskich. Zasoby pokarmowe dla ptaków są inne niż w lesie, mniej jest na przykład owadów, ale poradziły sobie w nowym miejscu, gdzie odnajdują inne rodzaje pożywienia. W przetrwaniu pomaga im również mniejsze presja ze strony drapieżników.

Bogatki mogą gnieździć się w bardzo różnych miejscach. Zimą jest też im łatwiej przetrwać w mieście. Z innych ptaków w miastach, które wykazują największy wzrost liczebności, jest też piegża, gatunek typowy dla ogrodów czy obrzeży lasów.

Natomiast sroka zupełnie przeniosła się do miast i ludzkich osiedli. Kiedyś był to gatunek, który występował w środowisku rolniczym i w okolicach mniejszych miejscowości. W tej chwili zagęszczenia populacji w takich siedliskach są praktycznie zerowe lub bardzo niewielkie.

Sroka zwyczajna, CC BY-SA 3.0, https://animalia.bio/pl/black-billed-magpie

Sroka zorientowała się, że znacznie łatwiej znaleźć pokarm w mieście a drapieżnictwo jest mniejsze. Naturalnych wrogów ma tu mniej, i to ona przejmuję rolę drapieżnika w tym siedlisku. Głównym jej rywalem może być wrona, zdolna do plądrowania sroczych gniazd, ale też rywalizująca z nią o pokarm”.

Na bagnach jest źle

Poważne problemy mają ptaki związane z mokradłami. Wraz z melioracją, przekształcaniem rzecznych dolin, osuszaniem bagien, jest im bardzo trudno przetrwać.

W tej grupie ptaków w najgorszej sytuacji są te gatunki, które gniazdują na podmokłych łąkach, bo tutaj nie dość, że jest coraz bardziej sucho, to są coraz częściej porzucane i nieużytkowane w tradycyjny sposób. Zamieniane są na pola uprawne, sprzedawane na działki rekreacyjne lub naturalnie zarastają po zaniechaniu koszenia i wypasu.

Dlatego dziś najbardziej zagrożone są siewki łąkowe, do których należą takie gatunki jak rycyk, krwawodziób czy czajka. Ta ostatnia jest z nich wszystkich najliczniejsza, ale tylko dlatego, że ma szersze spektrum doboru siedliska.

„Niekoniecznie musi gniazdować na podmokłej łące” – wyjaśnia Beuch. – „Preferuje te tereny, bo są lepsze do wyprowadzania lęgów, bardziej zasobne w pokarm i zapewniają lepszą kryjówkę przed drapieżnikami, ale duża część populacji gnieździ się także na polach uprawnych. Jednak w takich miejscach jest jej trudniej zadbać o bezpieczeństwo jaj, a potem piskląt, i mimo tej większej elastyczności jej liczebność w Polsce wciąż spada. Najgorzej z tych ptaków ma się rycyk, którego, liczebność dziś jest szacowany na około 400 par. Dawniej był licznie występującym ptakiem na łąkach w całym kraju. Moim zdaniem jest dziś ptakiem na przegranej pozycji i zagraża mu wymarcie”.

Są też gatunki, których liczba na terenach mokradłowych nie spada. Wśród nich Szymon Beuch wymienia gatunki związane między innymi z trzcinowiskami.

„Jest to między innymi błotniak stawowy, bąk czy brzęczka. Różne mogą być jednak przyczyny wzrostu liczebności lub nawet pozytywnego odwrócenia trendów. W Polsce coraz częściej widujemy gatunek północny, łabędzia krzykliwego, który pojawia się w coraz to nowych obszarach kraju. Jego obecności sprzyja między innymi działalność bobrów, które tworzą rozległe rozlewiska na niedostępnych zalesionych terenach”.

„O niektórych gatunkach wiemy coraz więcej” – dodaje ekspert. – „W przypadku dubelta monitoring tego gatunku potwierdził, że spadek jego liczebności uległ zahamowaniu. Jest stwierdzany również dzięki większej aktywności obserwatorów w nowych miejscach, gdzie odkrywane są kolejne tokowiska. Jest to ptak dość trudny w monitoringu, bo bardzo skryty.

Dubelt. Rycina z książki wydanej w 190 roku "Naturgeschichte der Vögel Mitteleuropas". W domenie publicznej

Jeśli przyjrzymy się z kolei kaczkom, szczególnie trzem gatunkom łownym, to tutaj wciąż brakuje dokładniejszego monitoringu. Wiemy, że w skali globalnej najgorzej ma się głowienka. Trochę lepiej jest z czernicą. Z kolei w przypadku cyraneczki wciąż mało o niej wiemy, z racji tego, że preferuje trudno dostępne siedliska śródleśne, w tym torfowiska. Wśród innych ptaków związanych z wodą źle dzieje się z łyską. W jej przypadku odnotowujemy spadek, choć nadal należy do jednych z najbardziej pospolitych i szeroko rozpowszechnionych gatunków w kraju”.

Najliczniejsze i najrzadsze

Jeśli chcielibyśmy wymienić najliczniejsze gatunki ptaków w Polsce w 2024 roku, to należy zacząć od skowronka, chociaż odnotowuje on ciągłe spadki i liczba jego par lęgowych wciąż się zmniejsza.

Dziś szacuje się tę liczbę na 9 milionów par. Na drugim miejscu jest zięba, która była dotąd uznawana za jeden z najliczniejszych gatunków, ale również zaczyna w ostatnich latach wykazywać umiarkowany trend spadkowy. Kolejnymi gatunkami są kapturka, bogatka, wróbel i szpak. Wróbel wciąż utrzymuje wysoką pozycję, ale wiemy, że jego krajowa liczebność spada.

Najrzadszym gatunkiem spośród objętych monitoringiem jest z kolei kraska. Ten ptak niebawem wyginie na naszych oczach. Wcześniej był notowany w całej Polsce. Od początku XX wieku postępował spadek jego liczebności w zachodnich i północnych częściach Polski.

Populacja kraski szacowana na 1000 par w latach 80. ubiegłego stulecia skurczyła się do 112-133 par w 1998 roku. W 2010 roku, kiedy rozpoczął się państwowy monitoring tego gatunku, stwierdzono pewne gniazdowanie zaledwie 29 par. W 2024 roku odnotowaliśmy już tylko 4 pary!

Ostatnie ptaki tego gatunku gniazdują jeszcze na Równinie Kurpiowskiej. To oznacza, że koniec kraski jest bliski. Wśród przyczyn jej zaniku wymienia się zmiany w krajobrazie rolniczym. Szkodzi jej tak samo intensyfikacja rolnictwa, jak i całkowite zarzucenie użytkowania gruntów.

W złej sytuacji jest również gatunek typowo górski, pomurnik.

W dobie zmian klimatycznych coraz trudniej przewidzieć los ptaków. Szymon Beuch przypomina mi, że w związku z gwałtownym ociepleniem się klimatu, w Polsce mamy coraz więcej żołny. „Jest to gatunek ciepłolubny, polujący na duże latające owady, a więc odnosi najwyższy sukces lęgowy właśnie w gorących latach, kiedy dostępność optymalnego pokarmu jest największa. Jest to wskaźnikowy gatunek dla ocieplenia klimatu w Polsce. Zaczyna pojawiać się coraz dalej na północ.

Na przełomie XX-XXI wieku w naszym kraju gniazdowało około 100 par żołny. W tej chwili jest to ponad 2000 par. Pamiętajmy też, że wzrosty liczebności gatunków ptaków mogą wynikać również ze skrócenia ich sezonowych wędrówek. Populacja gęgawy wszędzie w Polsce notuje wzrost, ale też coraz więcej tych ptaków u nas zimuje. Z kolei populacja lęgowa kormoranów nie wykazuje wzrostów i jest stabilna”.

Z obrazu przedstawionego przez mojego rozmówcę, wynika mało optymistyczny obraz. Gwałtowność zmian, stałe zmniejszanie się liczebności zdawało się, że pospolitych ptaków, nie ułatwiają łatwego stawiania prognoz. To, czego musimy być świadomi, to fakt, że bardzo szybko możemy stracić kolejne gatunki. Jednocześnie, jak podkreśla Szymon Beuch i inni ornitolodzy, potrzebujemy monitoringu obejmującego większą pulę gatunków, co pozwoli w porę reagować na zagrożenia wszystkich naszych ptaków.

Coraz więcej wiemy

„Nasza wiedza o ptakach wciąż się rozszerza” – dodaje mój rozmówca. – „W krajowym monitoringu dodawane są kolejne programy, dzięki którym dowiadujemy się o zmianach liczebności coraz większej liczby gatunków. Mamy bardzo dobre narzędzie przynoszące informacje o ponad 70 procentach gatunków występujących w Polsce w okresie lęgowym. Pozostałe gatunki albo są bardzo rzadkie i nie jesteśmy w stanie dla nich zaplanować dobrego systemu monitoringu, albo wymagają specyficznej dla siebie metodyki, oddzielnych prac terenowych i z uwagi na ograniczone zasoby jeszcze nie objęto ich monitoringiem. Są to takie gatunki jak związane ze środowiskiem wodnym cyraneczka lub bączek oraz te występujące w lasach jak słonka lub lelek”.

W wielu przypadkach monitoring już pomógł w ochronie rzadkich gatunków, takich jak wodniczka i dubelt. „Siedliska tych gatunków wykrywane podczas monitoringu mogą być objęte dopłatami rolno-środowiskowym, które wymuszają na właścicielach gruntów odpowiednie zarządzanie ich ostojami sprzyjające ich utrzymaniu i ochronie.

Niepokojący jest fakt, że w przypadku kilku gatunków ptaków łownych nie mamy dobrej wiedzy o stanie populacji, i wciąż czekają na zaprojektowanie specyficznego dla nich monitoringu, a tymczasem nadal są na liście gatunków łownych.

Czekamy na rozporządzenie regulujące te kwestie. Wiceminister Mikołaj Dorożała zapowiedział zakaz polowań m.in. na słonkę, jarząbka czy cyraneczkę. W ich przypadku wciąż brakuje dobrych danych, które pozwoliłyby dobrze oszacować jej liczebność, jak i jej trendy.” Zdaniem mojego rozmówcy to powinno się zmienić.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze