Prawo stanowione w zamyśle jako instrument ochronny - w ręku zręcznego manipulatora zmienia się w miecz lub taran. To, co uważamy za tarczę - łatwo może być przekształcone w broń zaczepną. Albo - nieużywane - zardzewieje i nie dostarczy ochrony wtedy, gdy będzie potrzebne - prof. Ewa Łętowska przypomina diagnozy i przestrogi Wiktora Osiatyńskiego
„W Polsce nie udało się uczynić państwa prawa czytelnym projektem społecznym, nie tylko dla szerokich mas, ale i dla samych prawniczych elit, które powinny ten projekt upowszechniać i wspierać. Tym groźniejsza jest w tych warunkach „rdza na tarczy praw człowieka”, skoro tarczę konstytucji także dotyka korozja. Wiktor Osiatyński przed tym przestrzegał” - pisze prof. Ewa Łętowska z okazji drugiej rocznicy śmierci prof. Osiatyńskiego.
29 kwietnia 2019 roku mijają dwa lata od śmierci prof. Wiktora Osiatyńskiego. Zawdzięczamy Mu pomysł Archiwum Osiatyńskiego, obywatelską inicjatywę monitorowania praworządności w Polsce (sam myślał o nazwie Księga Bezprawia), a także przyjaźń i rady, jakimi obdarzał OKO.press.
(tekst dla Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press z okazji drugiej rocznicy śmierci prof. Wiktora Osiatyńskiego)
W Polsce nie udało się uczynić państwa prawa czytelnym projektem społecznym, nie tylko dla szerokich mas, ale i dla samych prawniczych elit, które powinny ten projekt upowszechniać i wspierać. Tym groźniejsza jest w tych warunkach „rdza na tarczy praw człowieka”, skoro tarczę konstytucji także dotyka korozja.
„Prawa człowieka uznać można za tarczę chroniącą jednostkę przed nieuzasadnionym przymusem i ingerencją państwa w obszar zastrzeżony dla jej osobistych decyzji. Prawo do roszczeń daje każdemu dostęp do instrumentarium państwa, w tym do aparatu sprawiedliwości, co ma zasadnicze znaczenie dla poczucia osobistego bezpieczeństwa” - tak Wiktor Osiatyński, podsumował wieloletnie wysiłki na rzecz promocji praw człowieka [1].
„Ciągły wzrost regulacyjnych funkcji państwa i jego ingerencja w co raz to nowsze obszary życia społecznego i prywatnego [bowiem] sprawiają, że potrzebny jest mechanizm je równoważący. Mechanizmem takim są prawa chroniące jednostki przed państwową ingerencją, a przynajmniej sprawiające, że staje się ona mniej arbitralna i bolesna” [2] - pisał.
Spór o przeznaczenie prawa (prawo mieczem? prawo tarczą?), trwa od wieków.
Już sofistów dzielił spór, czy prawo „wynaleziono” dla słabych, aby dzięki niemu pokonać - właściwą naturze - dominację silniejszego (Kalikles w „Gorgiaszu” Platona). Czy też (tak Trazymach, inny z sofistów) prawo - w „naturalny” sposób - ma służyć, i służy – silniejszemu.
Odpowiedź nie jest ani jednoznaczna, ani uniwersalna. Tarcza może być bowiem dobrze lub źle skonstruowana; może być realną osłoną lub tylko efektowną atrapą - w zależności od tego, przed jaką (i jak używaną) bronią ma chronić, a także w zależności od tego, jak (z czego, jak skutecznie) jest sama zbudowana.
Konstruktor tarczy, musi umieć ją zbudować w istniejących warunkach, dla znanych mu zagrożeń. Musi mieć wiedzę „materiałoznawczą” - czy tarcza da się skonstruować z tego, co stoi do jego dyspozycji.
Musi potrafić ją skonstruować: taką jaką ją zamierzył i jaką być ona powinna, aby zapewniać efektywną ochronę. A ten, którego ochronie ma ona służyć, musi wiedzieć o jej istnieniu - aby się w nią zaopatrzyć. Zaś zbrojmistrz (prawnik, sąd) musi ją na czas dostarczyć.
Wreszcie tarcza musi być prawidłowo użyta, jeżeli ma być skutecznym puklerzem, a nie tandetnym erzacem. Nic z najlepszej jednak tarczy, gdy jej potrzebujący po prostu nie wie, że ona istnieje, albo gdy przechowujący ją w arsenale zbrojmistrz zapomina o jej istnieniu. Jeszcze gorzej, gdy zdarza się użycie tarczy jako oręża agresji przeciw temu, kogo powinna chronić, a zbrojmistrz nie dostrzega perwersji użycia.
W kraju, gdzie agnostycyzm co do praw człowieka wyraża się nie tylko w opornej ratyfikacji podstawowych aktów praw człowieka (aby wspomnieć tylko losy ONZ-owskich Paktów Praw Człowieka), lecz także w powszechnym wśród prawników braku zrozumienia ich znaczenia jako korektury formalizmu ustawodawstwa zwykłego; gdzie sądy nie mają tradycji użycia konstytucji i praw człowieka do nadawania znaczenia tekstowi ustaw zwykłych -
rdza, pojawiająca się na tarczy praw człowieka, może niepokoić szczególnie.
W krajach Europy Środkowej historyczna rola praw człowieka była inna, niż w Europie Zachodniej, nie wspominając już o USA. Na Zachodzie prawa człowieka jako idea polityczna kształtowały się w państwach, gdzie od dawna istniała własna demokratyczna konstytucja i utrwalona tradycja rule of law. Wyrastały więc na mocnym podglebiu konstytucjonalizmu, ukształtowanego w rodzimym prawie wewnętrznym.
W Europie Środkowej – odwrotnie: to dopiero prawa człowieka, i to silnie w pewnym czasie politycznie (i finansowo) promowane przez Zachód, z zewnątrz, spowodowały wprowadzenie do nowych konstytucji - rządów prawa i demokratycznego porządku.
Promocja praw człowieka, której Wiktor Osiatyński poświęcił wiele wysiłku i czasu w latach 90., odcisnęła wyraziste piętno na treści polskiej Konstytucji z 1997 r. Nie zdołała jednak szeroko i trwale przeniknąć do praktyki (sądowej zwłaszcza) kształtującej standard ochrony.
Fundament rozdziału drugiego Konstytucji (Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela) powstał jako Karta Praw przygotowana w Fundacji Helsińskiej przez zespół, w skład którego wchodził Wiktor Osiatyński, późniejszy ekspert Komisji Kodyfikacyjnej (zespół tworzyli J. Ciemniewski, E. Łętowska, M. Nowicki (fizyk), M. Nowicki (prawnik), W. Osiatyński, A. Rzepliński [3].
Promocja praw człowieka w tym okresie zaczęła też promieniować na prawników, uświadamiając im konieczność interpretacji w praktyce stosowania prawa treści ustaw zwykłych przez pryzmat praw człowieka i standardów przez nie ukształtowanych. Mogę tu wskazać jedno z pierwszych w tej kwestii orzeczeń SN: „Od momentu wstąpienia Polski do Rady Europy orzecznictwo ETPCz może i powinno być uwzględniane przy interpretacji prawa polskiego” [4]. I mogę mówić o własnym doświadczeniu jako Rzecznika Praw Obywatelskich pierwszej kadencji (1988-1992) [5].
Rozczarowanie prawami człowieka, jakie na przełomie XX i XXI wieku pojawiło się na świecie, ich „wychodzenie z mody” ma inne znaczenie dla Zachodu i inne (znacznie donioślejsze) dla państw Europy Środkowej [6]. Państwa zachodnie chroni bowiem ciągle przed regresem władzy prawa własna tradycja i kultura konstytucyjna, osiągnięte w XIX i XX w.
Natomiast państwa Europy Środkowej kryzys zainteresowania zastał w momencie, gdy ich własny demokratyczny konstytucjonalizm nie zdążył okrzepnąć, a formalistyczna interpretacja tekstu ustawy zwykłej - dominuje w kształtowaniu standardu praktyki.
W Polsce nie udało się uczynić państwa prawa czytelnym projektem społecznym, nie tylko dla szerokich mas, ale i dla samych prawniczych elit, które powinny ten projekt upowszechniać i wspierać. [7]
Tym groźniejsza jest w tych warunkach „rdza na tarczy praw człowieka”, skoro tarczę konstytucji także dotyka korozja.
Tymczasem „bez tradycji rządów ograniczonych i silnych instytucji egzekwujących te ograniczenia same mechanizmy demokracji nie wystarczą do ochrony praw jednostki przed zakusami większości i urzędników". „Brak skutecznych mechanizmów kontrolnych jest jednym z najpoważniejszych mankamentów okresu demokratycznej transformacji; może to wynikać z długotrwałego złudzenia, że »prawdziwa demokracja« nie złamie niczyich praw, a »prawdziwy samorząd« nie może się zwrócić przeciw ludziom.
Prawom mogą też zagrażać władze pochodzące z powszechnych wyborów, czego dowodzi fenomen rządów populistycznych. Problemem wymagającym uwagi jest też nagminna instrumentalizacja demokracji. Rządy nieliberalne i populistyczne bardziej niż demokracją zainteresowane się legitymizacją. „Formalne wybory są instrumentem często wykorzystywanym do legitymizowania formalnego reżimu” [8]. Rozwój wydarzeń potwierdził dalekowzroczność Wiktora Osiatyńskiego - autora tych słów.
Prawoznawców cechuje złudzenie: ponieważ prawo jako twór legislacyjny jest projekcją tego „jak ma być”, skłonni są lekceważyć rzeczywistość nie zgadzającą się z ich wyobrażeniami czy deklaracjami. Słabo dostrzegają „szwindel etykietami” i dlatego są bezbronni wobec manipulacji tego typu.
W konsekwencji nie widzą, gdy prawo stanowione w zamyśle jako instrument ochronny - w ręku zręcznego manipulatora zmienia się w miecz lub taran. Powstaje zjawisko legal harassment - wykorzystania prawa w zamierzeniu mającego być tarcza ochronną - jako broni zaczepnej. Nie dostrzegają tego w pełni niestety prawnicy; ani zajmujący się prawem umów, ani prawem publicznym, ani prawami człowieka.
W prawie umów pogoń za zyskiem (charakterystyczna dla rozwiniętego etapu gospodarki rynkowej) patologizuje użycie prawnych instrumentów, o czym doskonale wiedzą ekonomiści [9], ale z czego nie bardzo zdają sobie sprawy sędziowie czy prawoznawcy. Jest czynnikiem sprzyjającym interesowi jednej ze stron, (sprytniejszej, bardziej doświadczonej, umiejętnej, skłonnej do ryzyka).
Prawo zostaje w ten sposób skorumpowane, i to w sposób niedostrzegalny dla prawników, a cel jego działania - doznaje wypaczenia. Stąd kłopoty z uświadomieniem sobie przez sądy potrzeby ochrony konsumenta czy najemcy (bo to wszak formalnie równe profesjonalistom strony umowy); albo przekonanie, że wszystkie umowy o kredyt bankowy są zawierane przez banki w dobrej wierze, co do podziału ryzyka (weźmy choćby przykład polskich kredytów formalnie walutowych).
Tymczasem „niewidzialna ręka rynku” wzmacnia mocniejszego. Jest tak w wypadku braku równowagi sił (intelektualnych, organizacyjnych), czy innego odczuwania presji czasu. (Słabszy w potrzebie - choćby zdrowotnej - nie może czekać; świadczący na jego rzecz „partner” - ma komfort braku presji).
Instrumentarium ochronne prawa prywatnego jest budowane zawsze na fundamencie równowagi formalnej (equal bargaining power), której w takiej sytuacji po prostu nie ma. I tak przez nieumiejętność wyciągnięcia ze zbrojowni ochronnej tarczy - prawo ochronne zamienia się w opresyjną broń, a ona sama staje się nieefektywnym instrumentem obrony.
Jest jeszcze gorzej, gdy wedle logiki rynkowej zaczyna działać także władza polityczna, ubierając się w kostium właściciela czy przedsiębiorcy.
Czyni to zresztą nie tyle - jak się to głosi oficjalnie - aby działać szybciej i oszczędniej. Tylko po to, aby uciec spod reżimu prawa publicznego i występujących w nim ograniczeń: konstytucyjnych, administracyjnych, wynikających z praw człowieka, które w nim zbudowano (tarcza), chcąc chronić jednostkę podległą władzy przed „mieczem tyranii”.
Władza publiczna, polityczna, porzuca zatem właściwe dla siebie środowisko prawne (prawo publiczne) i wybiera reżim prawa prywatnego, ponieważ nie znajduje w nim tych ograniczeń, jakie są jej udziałem w porzuconym reżimie. Urynkowienie usług publicznych, prywatyzacja więzień, armii - administracji świadczącej - zapewnia władzy więcej swobody i nieodpowiedzialności, niż miałaby ich w reżimie prawa publicznego.
W konsekwencji jednak jednostka-obywatel jest zredukowana do roli konsumenta, a tarcza prawa, przewidziana dla ochrony przed działaniami władzy publicznej leży i rdzewieje, porzucona nieużytecznie. Tymczasem władza polityczna korzysta ze swego przebrania i używa tarczy prawa prywatnego - już jako broni ofensywnej.
Prawa człowieka - i tu dostrzec można zjawisko przekształcania tarczy w taran.
Wolność słowa - powołują się na nią krzewiciele mowy nienawiści - i stanowi to trudny problem dla obrońców praw człowieka i praktyki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Bo wprawdzie jest dość oczywiste, że „nie ma wolności dla wrogów wolności”, ale sytuacyjne wyważenia racji i proporcji (sprawne posłużenie się tarczą) bynajmniej nie jest łatwe i bezkonfliktowe.
Jako inny przykład można podać charakterystyczną dwuznaczność strategii, wykorzystywanej przez Kościół, w odniesieniu do wolności religijnej i wolności słowa: „tam, gdzie katolicy są w większości, tam powinni głosić ideę państwa wyznaniowego z obowiązkiem praktykowania przez ludzi wyłącznie religii katolickiej. Tam, gdzie są w mniejszości, powinni żądać dla siebie prawa do tolerancji i wolności kultu.” [11]
Tym sposobem prawa człowieka, pomyślane jako instrument obrony jednostki przed arbitralnością władzy, zostają dostrzeżone i wykorzystane w dialektyce tezy i hipotezy, ujawniając zdolność przekształcenia tarczy w taran.
„Mimo popularności różnych deklaracji, paktów i umów międzynarodowych w większości krajów świata prawa człowieka są dziś bardziej ideałem niż praktyką. Wpisywanie ich do konstytucji nie przekłada się na wzrost faktycznego szacunku do praw. W rzeczywistości ich ochrona wymaga czegoś więcej niż ratyfikowane konwencje, konstytucje, a nawet niezawisłe sądy” - pisał Wiktor Osiatyński.
To „coś więcej” to przynajmniej świadomość prawoznawców, że samo prawo może ulegać patologizacji, a to, co uważamy za tarczę - łatwo może być przekształcone w broń zaczepną. Albo - nieużywane - zardzewieje i nie dostarczy ochrony wtedy, gdy będzie potrzebne. Wiktor Osiatyński przed tym przestrzegał.
Archiwum Osiatyńskiego to obywatelska inicjatywa monitorowania praworządności w Polsce. Od grudnia 2017 roku codziennie śledzimy, analizujemy i wyjaśniamy zmiany dotyczące praworządności w Polsce. Piszemy o zmianach w wymiarze sprawiedliwości, sporze polskiego rządu z Unią Europejską, naciskach i represjach wobec sędziów i prokuratorów. Dajemy też pole do merytorycznej dyskusji o naprawie systemu sprawiedliwości. Opublikowaliśmy do tej pory ponad 800 artykułów, autorstwa ponad 120 ekspertek i ekspertów, wysłaliśmy przeszło 60 newsletterów oraz zarchiwizowaliśmy ponad pół tysiąca dokumentów. Od września 2018 roku w „Alfabecie Buntu” prezentujemy gesty protestu oraz sylwetki osób i inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego. Do tej pory opublikowaliśmy ponad 250 wpisów. Od marca 2019 roku informujemy o tym, co dzieje się w Polsce również po angielsku – na stronie Rule of Law in Poland. Organizujemy też otwarte dla publiczności debaty i wykłady z wybitnymi prawnikami z Polski i zagranicy.
Pomóż dalej realizować pomysł Profesora! Dołącz do zbiórki na Archiwum Osiatyńskiego https://pomagam.pl/archiwum2019
Prawa człowieka
Sądownictwo
Władza
Wiktor Osiatyński
Ministerstwo Sprawiedliwości
demokracja
Europa Środkowa
Konstytucja
nadużycia władzy
populizm
rządy prawa
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Komentarze