0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Mat. prasoweMat. prasowe

To trzecia część reportażu o przemocy położniczej w warszawskim Szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego na Mokotowie. W pierwszej opisałam krzywdy, jakich zaznały dwie kobiety ze strony położnej Hanny*; w drugim kolejne osiem opowiedziało o traumatycznych porodach z Hanną, a także z drugą położną — Klarą*.

Tym razem przedstawiam stanowiska położnych — antybohaterek poprzednich publikacji, władz szpitala przy Madalińskiego oraz przychodni Grupy Zdrowie, gdzie pracuje Hanna. Rozmawiam z prawniczką, przedstawicielem Narodowego Funduszu Zdrowia, a także prezeską Fundacji Rodzić po Ludzku. Wracam do Ewy i Eweliny — pacjentek, które jako pierwsze postanowiły stanąć do walki z systemem.

Poprzednie części znajdziesz tu:

Przeczytaj także:

Słuchając opowieści kobiet, które doświadczyły przemocy położniczej, zaczynam dostrzegać schemat: każda z nich była usilnie przekonywana, że to, co ją dotknęło, to tak naprawdę nic wielkiego. Że dramatyzuje, że przesadza, że szuka dziury w całym. To nie jest historia jednej czy dwóch osób. To nie są odosobnione przypadki.

To system, który raz za razem zawodzi i którego błędy stają się prawdziwymi dramatami konkretnych osób.

Szpital: Położne cieszą się dobrą opinią

Pod koniec czerwca na stronie internetowej Szpitala im. Świętej Rodziny pojawia się informacja prasowa. Władze placówki informują w niej, że Hanna nie przyjmuje obecnie porodów, nie świadczy usług indywidualnej opieki okołoporodowej ani nie pracuje na żadnym z oddziałów Szpitala.

Dwa akapity dalej dodają: „Ze względu na zadowolenie Pacjentek Przychodni Przyszpitalnej oraz pozytywne opinie Pacjentek uczestniczących w zajęciach Szkoły Rodzenia, Szpital nie znajduje podstaw do zakończenia umowy z podwykonawcą przed upływem terminu jej obowiązywania” – potwierdzając, że Hanna nadal przyjmuje ciężarne w przychodni oraz przygotowuje je do porodów.

Próbuję zrozumieć, czym kieruje się dyrekcja Szpitala. Dopytuję, czy zamierza kontynuować współpracę z Hanną.

W odpowiedzi z 8 lipca Szpital pisze: „Rozwiązywanie umów z pracownikami następuje zawsze zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami prawa, po wnikliwym przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego oraz dowodowego. W sprawie zastrzeżeń wobec wskazanej położnej toczą się postępowania i Szpital nie udziela bardziej szczegółowych informacji na ich temat”.

Władze placówki dodają, że Hanna cieszy się dobrą opinią wśród pacjentek Przychodni Przyszpitalnej, załączając do korespondencji trzy zanonimizowane pochwały. Podobnie zresztą robi w odpowiedzi na pytania o Klarę, twierdząc, że pacjentki ją cenią, a do Szpitala docierają jedynie pochwały i podziękowania za jej pracę.

Odpowiedź kończy się zdaniem: „W przedmiotowej sprawie Szpital nie ma nic więcej do dodania”.

Słowo „przepraszam” nie pada ze strony Szpitala ani razu — ani w oficjalnych komunikatach, ani w odpowiedziach kierowanych do skrzywdzonych kobiet.

Szpital kończy współpracę z Hanną

Na początku sierpnia rozmawiam z Joanną Pietrusiewicz, prezeską Fundacji Rodzić po Ludzku. Z relacji Fundacji wynikało, że władze szpitala miały podjąć decyzję o rozwiązaniu umowy z Hanną. Do czasu publikacji tego tekstu nie opublikowano jednak komunikatu w tej sprawie. A także żadnych przeprosin wobec poszkodowanych pacjentek.

Nieco zaskoczona takim obrotem sprawy, postanawiam potwierdzić, czy Hanna rzeczywiście nie pracuje już przy Madalińskiego. 18 sierpnia wysyłam kolejne zapytanie do władz Szpitala im. Świętej Rodziny.

Odpowiedź nadchodzi 22 sierpnia: współpraca z Hanną została przez kierownictwo placówki zakończona. Informacji na temat powodów tak drastycznej zmiany stanowiska Szpitala jednak — mimo pytań — nie otrzymuję. Nie wiem, jaką rolę odegrały skargi Ewy i Eweliny; bohaterek pierwszego reportażu (patrz niżej), interwencje fundacji Rodzić po ludzku, i wreszcie — publikacje OKO.press.

Nie udaje mi się także dowiedzieć, czy i w jaki sposób dyrekcja placówki planuje zrekompensować negatywne doświadczenia pacjentkom, które przebywały pod opieką Hanny.

Pełnomocniczka Hanny: Nagonka medialna

Podobnie jak kilka tygodni wcześniej i tym razem przed publikacją artykułu próbuję skontaktować się bezpośrednio zarówno z Hanną, jak i Klarą.

W poniedziałek 18 sierpnia wysyłam na ich adresy mailowe pytania związane z wykonywanymi (lub nie) przez nie procedurami, postępowaniami, zachowaniem. Informuję je o tym SMS-owo. Pamiętając o obowiązującej położne tajemnicy zawodowej, konstruuję wiadomości tak, by odpowiedzi nie wiązało się w żadnym stopniu ze złamaniem norm, które je obowiązują.

Pierwsza reaguje Hanna. W wiadomości wysłanej w nocy ze środy na czwartek nie odnosi się jednak do zadanych pytań, a przekierowuje mnie do swojej pełnomocniczki. Ta z kolei przysyła wiadomość zwrotną w niedzielę 24 sierpnia. Nie odpowiada na żadne z przesłanych pytań, powołując się na związanie położnej tajemnicą zawodową.

Twierdzi, że przygotowywane przeze mnie publikacje naruszają dobra osobiste Hanny. Pisze, że pytania są nieobiektywne i stanowią powtórzenie lub rozwinięcie zarzutów, które są elementem prowadzonej przeciwko położnej – z moim głównym udziałem – „nagonki medialnej”.

Stanowczo podkreśla, że wobec Hanny „nie zapadło żadne orzeczenie organów dyscyplinarnych ani organów wymiaru sprawiedliwości stwierdzające jakiekolwiek naruszenia standardów zawodowych, a prowadzone postępowania wyjaśniające [...] nie zakończyły się przedstawieniem Jej zarzutów ani wydaniem rozstrzygnięć, które mogłyby uzasadniać stawiane publicznie twierdzenia, w tym związane z naruszeniem praw pacjenta”.

Dodaje, że Hanna „przez ponad trzy dekady wykonywania zawodu cieszyła się uznaniem pacjentek i współpracowników, a jej dorobek zawodowy i etyczna postawa zostały udokumentowane wieloma pozytywnymi opiniami”.

Pisze także, że wobec położnej „nigdy nie było prowadzone jakiekolwiek postępowanie przez pracodawcę w związku z rzekomymi nieprawidłowymi zachowaniami wobec współpracowników; przeciwnie – wśród swoich koleżanek i kolegów cieszy się nienaganną opinią”.

Odnosi się do ukończonych przeze mnie studiów położniczych, twierdząc, że podlegam „reżimowi prawnemu i etycznemu właściwemu temu zawodowi”. Pisze: „Obowiązek przestrzegania zasad etyki zawodowej oraz poszanowania dobra pacjentek i współpracowników nie ustaje z chwilą podjęcia przez Panią aktywności medialnej”.

Na koniec informuje, że Hanna nie udzieli odpowiedzi na przesłane pytania i – po raz kolejny – wspomina o możliwych konsekwencjach cywilnych oraz karnych i dodaje, że położna „podejmie wszystkie przewidziane prawem działania mające na celu ochronę jej dóbr osobistych”.

Położna Klara: Nie było żadnych zastrzeżeń

Jako druga — 21 sierpnia późnym wieczorem — przychodzi odpowiedź od Klary. Położna pisze: „W mojej prywatnej ocenie Szpital Specjalistyczny im. Świętej Rodziny zapewnia swoim pacjentkom najwyższy poziom świadczeń medycznych. Szczerze podziwiam personel medyczny tej placówki za pełne zaangażowanie i oddanie się misji pomocy pacjentom.

Osobiście też, mimo ponad 26 lat wykonywania zawodu położnej i asystowania przy przyjęciu ponad 2500 porodów, nie spotkałam się z żadnymi oficjalnymi zastrzeżeniami do mojej pracy, co jest też dla mnie źródłem wewnętrznej motywacji do dalszego wykonywania tego zawodu. Myślę, że swoistym świadectwem tego mogą być też liczne pozytywne opinie wyrażone przez pacjentów na różnego rodzaju forach internetowych” – po czym dodaje linki do witryn z opiniami na temat porodówki na warszawskim Mokotowie.

Przekierowuje mnie do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej oraz szpitalnego Rzecznika Prasowego, Pełnomocnika ds. jakości, Pełnomocnika ds. Praw Pacjenta i — ogólnie — Kierownictwa Szpitala.

Dodaje, że ze względu na obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej nie może wypowiadać się na temat przebiegu lub okoliczności udzielania pomocy medycznej — mimo że zadane przeze mnie pytania nie uwzględniały nazwisk poszczególnych pacjentek czy szczegółów konkretnych porodów.

Na odnoszące się do całokształtu działań zawodowych pytania o to, czy zdarzyło jej się bez uzyskania świadomej zgody pacjentek nacinać im krocza, kontynuować badania wewnętrzne mimo wyraźnego sprzeciwu badanych albo komentować ich życie seksualne, odpowiedzi nie uzyskuję.

Ewa i Ewelina: Groźby zamiast przeprosin. Skarga zbiorowa

Na początku sierpnia umawiam się na rozmowę z Ewą i Eweliną; bohaterkami, od których wszystko się zaczęło. Chcę dowiedzieć się, jak potoczyły się ich losy. Czy po nagłośnieniu historii szpital podjął jakiekolwiek działania naprawcze? Czy Rzecznik Praw Pacjenta albo Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych ustosunkowali się do sprawy? Wreszcie: czy ktokolwiek je przeprosił, wyraził żal czy choćby współczucie?

Ewa: „Dosłownie dziś odebrałam pismo z Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w odpowiedzi na pytanie, co zdołali zrobić w temacie. Napisali, że uzyskali z Madalińskiego dokumentację i przesłuchali w charakterze świadków pracownice szpitala, które mogły posiadać wiedzę na temat mojego pobytu i przebiegu porodu — w tym jedną lekarkę. Dodali, że planują przesłuchanie kolejnych osób. Przedłużyli też termin postępowania do końca października, argumentując, że mają dużą liczbę wpływających skarg”.

Ewelina: „Po pierwszej publikacji zgłosiły się kolejne skrzywdzone dziewczyny. Jesteśmy w trakcie składania skarg zbiorowych do Rzecznika Praw Pacjenta i Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych.

Zebrało się nas razem osiemnaście, z czego na tę chwilę dziesięć zdecydowało się napisać skargi.

Oprócz tego wiem, że jedna z poszkodowanych wysłała coś indywidualnie. Na poprzednie zgłoszenia Rzecznik Praw Pacjenta do dziś nie odpowiedział”.

[Aktualizacja 28 sierpnia 2025 r.:

Po publikacji artykułu kontaktuje się ze mną Anna Hernik-Solarska, rzeczniczka prasowa Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Potwierdza, że Rzecznik Praw Pacjenta prowadzi obecnie wobec Szpitala im. Świętej Rodziny siedem postępowań wszczętych na wnioski pacjentek.

Dodaje: W tych sprawach Rzecznik wystąpił do podmiotu leczniczego przy ulicy Madalińskiego w Warszawie i oczekuje na wyjaśnienia, a przede wszystkim na dokumentację medyczną dotyczącą pacjentek składających wnioski. Przedmiotem tych postępowań są m.in. praktyki stosowane przez położną zatrudnioną w tym podmiocie.

Zaznacza, że sprawy są w toku, a informacje o ich prowadzeniu zostały przekazane pacjentkom. Deklaruje, że po natychmiast po zakończeniu postępowań oraz stwierdzeniu – lub nie – naruszenia praw pacjenta, informacje o tym trafią do pacjentek.

Staram się uzyskać informację na temat spodziewanego terminu zakończenia spraw – szczególnie, że w przypadku części bohaterek czynności wyjaśniające trwają od wielu miesięcy. Rzeczniczka pisze: Czas prowadzenia postępowania wynika ze złożoności problemu, konieczności powołania ekspertów do oceny dokumentacji medycznej czy pozyskiwania dokumentacji i wyjaśnień od podmiotu medycznego, dlatego trudno jest określić, kiedy sprawy zostaną zakończone. Niemniej dokładamy wszelkich starań, aby było to jak najszybciej.

Próbuję doprecyzować, czego mogą się spodziewać pacjentki. Jaki jest najpóźniejszy termin, do którego sprawy zostaną rozpatrzone? Konkretnej daty nie uzyskuję. Anna Hernik-Solarska zapewnia jednak, że każdą sprawę Rzecznik Praw Pacjenta kończy niezwłocznie po zgromadzeniu całego materiału dowodowego (dokumentacji medycznej, wyjaśnień podmiotu leczniczego, opinii konsultantów — w sprawach ginekologiczno-położniczych zasięgamy opinii lekarzy ze specjalizacją ginekologia i położnictwo — oraz po zapoznaniu się strony z materiałem dowodowym).

Często opóźnienia wynikają np. z długiego czasu oczekiwania na odpowiedź z podmiotu leczniczego czy oczekiwaniu na opinię eksperta.

Z uwagi na charakter tych spraw niezwłocznie po zebraniu całego materiału dowodowego zostaną one zakończone.]

Dopytuję dziewczyny, co działo się w minionych tygodniach. Czy po opowiedzeniu, co je spotkało, usłyszały ze strony Szpitala lub Hanny słowo „przepraszam”? Zaprzeczają.

Ewa: „Nikt nie przeprosił. Zamiast tego dostałam dwa pisma — jedno od prawnika dyrektor Szpitala, drugie od pełnomocniczki Hanny. Kazano mi przestać prowadzić »zmasowany atak«. Pełnomocnik pani dyrektor stwierdził, że poczuła się ona zniesławiona, a prawniczka Hanny w jej imieniu zażądała zaprzestania naruszeń i stwierdziła, że to, co robię, podchodzi pod stalking”.

Czytam jedno z pism, które otrzymała Ewa. Pełnomocniczka położnej wzywa w nim pacjentkę do niezwłocznego usunięcia wszystkich opinii na temat Hanny opublikowanych w Internecie. Nazywa działania Ewy nagonką; twierdzi, że doprowadziły one położną do „poważnego cierpienia psychicznego i stanowią zagrożenie dla jej zdrowia”.

Przytacza definicję stalkingu i wzywa Ewę do „zamieszczenia”... nie dodając jednak, czego i gdzie.

Informuje również, że w przypadku braku reakcji ze strony pacjentki, Hanna zamierza podjąć dalsze kroki — zarówno na drodze cywilnej, jak i karnej, „w związku z popełnieniem przestępstwa z art. 212 k.k. i lub z art. 190 a kk.”, twierdząc wprost, że Ewa złamała prawo. Jakby wyrok już zapadł. Choć żadna sprawa nie zdążyła nawet trafić do sądu.

Ewelina: „My sobie naprawdę zdajemy sprawę z tego, że część pacjentek jest zadowolona z porodów z Hanną. Widziałam te wszystkie komentarze, w których kobiety pisały »Jezu, to niemożliwe; rodziłam z tą położną i było cudownie«. Tyle tylko, że pozytywne doświadczenia jednej osoby nie sprawiają, że druga na pewno nie zostanie w podobnej sytuacji skrzywdzona.

Wciąż powtarzam, że jak jakiś mężczyzna, który napotka na swojej drodze sto kobiet, pomoże dziewięćdziesięciu ośmiu zanieść ciężkie zakupy, a dwie pozostałe zgwałci, to to nadal jest problem.

Jedno nie usprawiedliwia drugiego”.

Władze szpitala powinny stanąć po stronie kobiet

Ale czy taki obrót spraw był do przewidzenia? Czy próby uciszenia skrzywdzonych kobiet i usilne podkreślanie tego, jak wiele pacjentek ma odmienne od Ewy czy Eweliny doświadczenia, to aby na pewno adekwatna do skali problemu reakcja? Pytam o to szefową Fundacji Rodzić po ludzku.

Joanna Pietrusiewicz: „Obecne działania położnej [Hanny] niekoniecznie budzą zdziwienie. Jednak sytuacja, w której to dyrekcja placówki, zamiast z uwagą przyjrzeć się sprawie i wyciągnąć z niej wnioski, sugeruje podjęcie kroków prawnych przeciwko pokrzywdzonej pacjentce, jest dla mnie absolutnie niezrozumiała. Władze Szpitala powinny zaoferować kobietom, które doświadczyły trudnych sytuacji w placówce, pełne wsparcie i wszelką potrzebną pomoc.

Te pacjentki wykazały się niesamowitą determinacją.

Zdecydowały się zderzyć z systemem, by kolejne rodzące nie musiały doświadczać równie złego traktowania. Władze Szpitala im. Świętej Rodziny powinny docenić ich odwagę oraz podjąć skuteczne działania naprawcze i pokazać, że stoją po stronie kobiet”.

Zły to ptak, co własne gniazdo kala?

Po ujawnieniu przemocy położniczej w Szpitalu im. Świętej Rodziny w środowisku medycznym zawrzało. Położne z tamtejszej porodówki twierdziły, że zostały potraktowane niesprawiedliwie; że oberwały rykoszetem tylko dlatego, że pracują w tym samym miejscu co przemocowe koleżanki po fachu.

Ale czy aby na pewno podejście „Robię, co mogę i sama pracuję zgodnie ze standardami” jest wystarczające? Czy personel medyczny nie ma obowiązku reagowania w sytuacjach, w których widzi, że inne osoby pracujące w danym miejscu zachowują się w nieprawidłowy sposób? Czy jakiekolwiek przepisy regulują tę kwestię?

Jolanta Budzowska, radca prawny, reprezentująca poszkodowanych pacjentów, autorka blogów Błąd przy porodzie oraz Pomyłka lekarza: „Obowiązek i sposób reakcji na nieprawidłowe zachowania innych członków personelu medycznego wynikają z zapisów kodeksów etycznych. Zgodnie z art. 24-25 Kodeksu Etyki Pielęgniarek i Położnych zakazane jest dopuszczanie do ukrywania lub tuszowania zdarzeń niepożądanych i dyskryminowania osób, które je ujawniają.

Uwagi o dostrzeżonych błędach należy przekazywać najpierw danej osobie, która popełniła błąd, dalej jej przełożonemu, a na końcu okręgowemu rzecznikowi odpowiedzialności zawodowej. Za nieprzestrzeganie zapisów Kodeksu grozi odpowiedzialność zawodowa”.

Co jednak w sytuacji, w której położne dostrzegają nieprawidłowości w swoim miejscu pracy i może nawet chciałyby zareagować, ale obawiają się konsekwencji, które mogą na nie czekać? W jaki sposób władze szpitala powinny reagować na niepokojące sygnały ze strony personelu?

Jolanta Budzowska: „W idealnym świecie władze szpitala powinny w sposób rzetelny i uważny podchodzić do zgłoszeń dotyczących wszelkich nieprawidłowości, a pracownicy, którzy ich dokonują, nie powinni obawiać się konsekwencji.

Niestety, nie do końca możliwe jest odnalezienie źródeł prawnej ochrony dla położnych, które nie mają pewności co do reakcji swojego pracodawcy na dane zgłoszenie. Mechanizmu zgłoszeń pracowniczych czy ich ochrony nie przewiduje na przykład Ustawa z dnia 16 czerwca 2023 r. o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Na jej mocy podmiot wykonujący działalność leczniczą ma obowiązek stworzyć wewnętrzny system zapobiegający zdarzeniom niepożądanym (zasady, procedury, metody), ale ustawodawca nie wprowadził wymogu ustanowienia procedury zgłaszania nieprawidłowości. Szpital może taką wprowadzić, jednak zgłaszający pracownik nie będzie chroniony przepisami powszechnie obowiązującymi.

Drugim źródłem ochrony mogłaby być Ustawa z dnia 14 czerwca 2024 r. o ochronie sygnalistów, wprowadzająca konkretne mechanizmy prewencji przed działaniami odwetowymi ze strony pracodawcy. Jednak o ile pracownicy szpitali (także ci świadczący usługi na innej podstawie niż stosunek pracy) są objęci ochroną z tej ustawy, o tyle wątpliwości budzi, czy zgłoszenie nieprawidłowości związanych z udzielaniem świadczeń pacjentom danego szpitala mieści się w katalogu z art. 3. Wymienione zostały tam obszary, co do których zgłoszenie naruszenia prawa jest objęte ochroną sygnalistów.

Jedynym obszarem, w którym mogą zawierać się nieprawidłowości w udzielaniu świadczeń, jest zdrowie publiczne (punkt 11). Wydaje się jednak, że ochrona zgłaszających dotyczy w tym przypadku jedynie takich nieprawidłowości szpitalnych, które dotyczą konkretnych pacjentów, ale jednocześnie mogą negatywnie wpływać na zdrowie publiczne (np. zakażenia). Oznaczałoby to, że ustawodawca nie przewidział ochrony dla pracowników ochrony zdrowia zgłaszających wszelkie inne nieprawidłowości dotyczące udzielania świadczeń zdrowotnych”.

Czy szpital dostawał sygnały o nieprawidłowościach?

Na początku lipca próbuję dowiedzieć się, czy władze Szpitala im. Świętej Rodziny dokumentują pochodzące od osób pracujących w Szpitalu sygnały na temat nieprawidłowości w zachowaniu innych pracowników i pracownic? Jeśli tak — w jaki sposób? Jak zapewniają ochronę sygnalistom i sygnalistkom? Jakie kroki poczynił Szpital, by personel pracujący na poszczególnych odcinkach nie bał się zgłaszać sytuacji, które go niepokoją? Staram się być możliwie najbardziej precyzyjna: ile tego typu wewnętrznych zgłoszeń powstało w ostatnich pięciu latach?

Odpowiedź przychodzi po niecałym tygodniu – 8 lipca. Czytam standardową formułkę o tym, że Szpital na bieżąco monitoruje wszystkie zgłaszane podejrzenia nieprawidłowości, a wszyscy pracownicy Szpitala są zobowiązani do przestrzegania wszelkich procedur wewnętrznych, z których zresztą co najmniej dwa razy w roku organizowane są szkolenia. Na czym polega to „monitorowanie” i czy ze zgłoszeń powstaje stosowna dokumentacja? Takiej informacji Szpital nie udzielił.

Z podpisanego przez dyrektorkę placówki pisma dowiaduję się również, że „w 2024 r. w Szpitalu wprowadzona została Procedura zgłaszania naruszeń i zasad ochrony sygnalistów, z którą zapoznani zostali wszyscy pracownicy Szpitala bez względu na formę zatrudnienia. Od momentu wejścia w życie przedmiotowej procedury nie zostały zgłoszone żadne naruszenia ani nieprawidłowości”.

Procedura została wprowadzona w 2024 roku. Co z pozostałymi czterema latami, o które pytałam? Na to pytanie odpowiedzi brak.

Zasady NFZ są jasne

17 lipca kontaktuję się także z placówką Grupy Zdrowie, w której pracuje Hanna. Pytam, czy realizowanie opieki poporodowej bez wizyt domowych to powszechna praktyka w ich przychodni. Jeśli tak — z czego ona wynika? Dopytuję przy okazji o poruszany w rozmowie z Agatą (jedną z sygnalistek) wątek przyjmowania przez Hannę pacjentek komercyjnych w godzinach zakontraktowanych z NFZ. Czy takie sytuacje wpływają na poziom opieki oferowany przez placówkę pacjentkom?

Odpowiedź dostaję 22 lipca. Dyrektorka ds. ambulatoryjnej opieki specjalistycznej twierdzi, że do władz przychodni nie dotarły żadne negatywne komentarze na temat pracy Hanny. Podkreśla, że działalność lecznicza spółki wykonywana jest zgodnie z umową i wytycznymi Narodowego Funduszu Zdrowia.

Ale czy na pewno wytyczne NFZ sugerują sprowadzanie opieki położnej środowiskowej do spotkań w przychodni? Pytam o to Rzecznika warszawskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, Piotra Kalinowskiego.

Piotr Kalinowski: „Warunki realizacji świadczeń położnej POZ określa rozporządzenie ministra zdrowia z 24 września 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej (Dz.U. z 2023 r. poz. 1427, ze zm.). Warunki realizacji wizyt patronażowych określone są w części II załącznika nr 3 do ww. rozporządzenia, gdzie w przypisie pod tabelą czytamy: »Badania wykonywane w obecności opiekunów prawnych lub faktycznych w domu dziecka«.

Zgodnie z opisem świadczeń zawartym w rozporządzeniu, w ramach wizyt patronażowych do zadań położnej POZ należy między innymi ocena relacji rodziny z noworodkiem, identyfikowanie czynników ryzyka w rodzinie, a także promowanie zachowań prozdrowotnych rodziców. Wizyty patronażowe w przychodni nie pozwalają zatem na realizację założonych celów”.

A co z przyjmowaniem prywatnych pacjentek w godzinach zakontraktowanych z Narodowym Funduszem Zdrowia? Czy takie postępowanie — na przykład wspomniane przez Agatę przyjmowanie pacjentek komercyjnych w godzinach przeznaczonych na opiekę nad pacjentkami POZ — jest dozwolone?

Piotr Kalinowski: „Położna zobowiązana jest udzielać świadczeń będących przedmiotem umowy z Funduszem w dniach i godzinach określonych harmonogramem pracy położnej POZ zgłoszonym do umowy”.

Happy endu brak

Tutaj powinien pojawić się epilog. Powinien, ale się nie pojawi. Nie będzie go, bo historie przemocy położniczej trwają. Dzieją się każdego dnia na naszych oczach — mimo że wiele osób usilnie próbuje tego nie widzieć.

Zdarzają się wszędzie, także w renomowanym warszawskim szpitalu, który przecież dobrze wypada w rankingach opartych na ocenach rodzących.

Problemem jest nie tylko to, że dochodzi do przemocy w sytuacji, gdy kobieta oczekuje pomocy i życzliwości, a jej możliwości obrony są ograniczone, ale także to, że placówki nie wychwytują takich przypadków i ignorują niepokojące sygnały dla świętego spokoju. Tak bywało także w Szpitalu im. Świętej Rodziny.

I jeśli ktokolwiek z rządzących nadal zastanawia się, dlaczego tak niewiele kobiet w Polsce decyduje się na macierzyństwo, niech spróbuje odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie: Czy wiedząc, że może doświadczyć historii takiej jak Natalia, Łucja, Agata, Kinga, Izabela, Magda, dwie Eweliny, Ewa i Patrycja, aby na pewno zdecydowałby się na to ryzyko?

*Imiona położnych zostały zmienione.

Doświadczyłaś przemocy położniczej i chcesz opowiedzieć swoją historię? Jesteś położną i nie godzisz się na to, z czym spotykasz się w pracy? Napisz na [email protected]. Porozmawiajmy.

;
Na zdjęciu Oliwia Gęsiarz
Oliwia Gęsiarz

Absolwentka położnictwa, logopedka, pedagożka. Na co dzień marketing managerka OKO.press. Poza pracą propaguje położnictwo, w którym każda osoba ma prawo zakończyć swoją ciążę wtedy, kiedy chce i tak, jak chce.

Komentarze