0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Według oficjalnych danych ONZ w Ukrainie od początku wojny zarejestrowano 133 przypadki przemocy seksualnej na 45 kobietach, 85 mężczyznach i trzech dziewczynkach. Najmłodsza ofiara miała cztery lata, najstarsza – 82 lata. W 109 przypadkach sprawcami byli rosyjscy żołnierze.

Dane ukraińskiej prokuratury mówią o 155 przypadkach.

Opisy zbrodni seksualnych w raporcie ONZ brzmią sucho i neutralnie, ale za słowami kryje niewyobrażalny ból.

  • „W obwodzie kijowskim, w marcu 2022 roku, dwaj rosyjscy żołnierze weszli do domu, zgwałcili 22-letnią kobietę kilka razy, dopuścili się aktów przemocy seksualnej na jej mężu i zmusili parę do odbycia stosunku seksualnego w ich obecności.”
  • „W innej miejscowości w obwodzie kijowskim, na początku marca 2022 roku, żołnierz rosyjskich sił zbrojnych wszedł do domu 50-letniej kobiety. Po zastrzeleniu jej męża, który próbował mu przeszkodzić, zabrał kobietę do pobliskiego pustego domu, gdzie ją zgwałcił.”
  • „W lipcu 2022 roku strażnicy więzienni z grup zbrojnych związanych z Rosją torturowali jeńca wojennego w kolonii karnej w pobliżu Ołeniwki, m.in. rozbierając go i przypalając jego genitalia zapalniczką.”

Jaką rolę odgrywa przemoc seksualna na wojnie? Dlaczego ofiary nie chcą o niej mówić głośno? Jak jej przeciwdziałać? I jak przywrócić ocalałych i ocalałe z przemocy do życia w społeczeństwie?

Publikujemy pierwszą część rozmowy z ukraińską historyczką, badaczką gender i feministką, Martą Hawryszko, która była gościnią konferencji „Historyk w obliczu katastrofy”, zorganizowanej przez stowarzyszenie Memoriał, Memoriał Polska, Ośrodek KARTA oraz Memoriał France w Muzeum Polin w Warszawie 30 i 31 marca 2023 roku. Druga część rozmowy jutro, 10 kwietnia.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Zatrzymać zło teraz

Roman Pawłowski, OKO.press: Badasz problem przemocy seksualnej podczas wojen, tych historycznych, jak II wojna światowa, i tych współczesnych, jak wojna w Donbasie 2014 roku czy obecna pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę. Swoje badania opierasz głównie na świadectwach osób, które przemocy seksualnej doświadczyły. Jak sobie z radzisz z tymi wstrząsającymi historiami?

Marta Havryshko: Zajmuję się problematyką przemocy seksualnej związanej z konfliktem zbrojnym od ośmiu lat. Myślałam, że już przywykłam do tego, bo wiele historii jest bardzo podobnych. Ale kiedy zobaczyłam, że to dzieje się w mojej Ukrainie, byłam naprawdę zszokowana. Nie mogłam uwierzyć, że ci, którzy twierdzą, że są braćmi Ukraińców, nazywają siebie wyzwolicielami, popełniają tak brutalne zbrodnie na ludności cywilnej, na bezbronnych kobietach i dzieciach. Nie mieściło mi się to w głowie. Przecież wielu Ukraińców ma krewnych, przyjaciół, kolegów w Rosji. Wielu Ukraińców mówi po rosyjsku, jak na przykład mój mąż i syn. Bardzo trudno mi było w związku z tym czytać o tym i słuchać świadectw.

Ale rozumiałam, że to jest bardzo ważne, żeby te historie wyciągnąć na światło dzienne. Po roku wojny mamy poczucie jakiejś fałszywej normalizacji. Kiedy jednak słuchamy osobistych historii kobiet, które są czyimiś matkami, córkami, te historie przynoszą wojnę do naszych serc i umysłów. Dlatego wierzę, że powinniśmy słuchać tych świadectw.

Po to, aby zrozumieć, że powinniśmy zatrzymać to zło teraz. I nie żyć złudzeniem jakiś rozmów pokojowych.

Ciemna liczba przemocy seksualnej

ONZ w swoim najnowszym raporcie podaje liczbę 133 przypadków przemocy seksualnej, związanej z wojną w Ukrainie. Twierdzisz, że ofiar może być znacznie więcej, że ciemna liczba niewykrytych przypadków sięga tysięcy. Skąd te szacunki i dlaczego jest tak trudno rozpoznać przypadki przemocy seksualnej w warunkach wojny?

Przemoc seksualna, zarówno w czasie pokoju, jak i wojny, jest jedną z najbardziej niedocenianych i ukrytych zbrodni. Dlaczego? Ponieważ wiele ocalałych osób czuje wstyd z powodu tego, co im się przydarzyło. Rozmawiałam z wieloma osobami, które przeżyły przestępstwa seksualne i one naprawdę czuły się winne. Może nie zrobiłem/zrobiłam wszystkiego, aby uciec, aby uchronić moje dzieci, moją partnerkę, partnera od gwałtu. Może powinienem/powinnam zachować się inaczej. I tak dalej.

Poczucie winy i wstydu powstrzymuje ludzi od mówienia o tym, co przeżyli. Drugim powodem jest lęk przed reakcją bliskich. Świadomość, że bliscy mogą się o wszystkim dowiedzieć jest dla bardzo trudna. Nie chcą ich skrzywdzić, więc chronią bliskich przed traumatyczną i bolesną prawdą.

Są jeszcze powody kulturowe i społeczne. Ludzie boją się napiętnowania ze strony miejscowych. Tak było w przypadku Wiktorii, 42-letniej ocalałej ofiary seksualnej przemocy z regionu Kijowa. Jej sąsiedzi obwinili ją, że zabawiała rosyjskich żołnierzy. Zarzucono jej tak zwaną „kolaborację horyzontalną” [termin stosowany we Francji wobec kobiet, które podczas niemieckiej okupacji utrzymywały relacje z niemieckimi żołnierzami – red.]. Inne kobiety oskarżono również o kolaborację, tymczasem one zostały zgwałcone! Znalazły się w sytuacji skrajnej nierównowagi sił. Rosyjscy uzbrojeni żołnierze po prostu weszli do ich domów i zmusili je do wykonywania usług seksualnych.

Innym jeszcze powodem ukrywania przemocy seksualnej jest brak wiary w sprawiedliwość.

Ofiary nie wierzą, że sprawcy zostaną postawieni przed sądem i trafią do więzienia.

Do tej pory w Ukrainie skazano za gwałt tylko jednego rosyjskiego żołnierza. I to zaocznie.

Tak, sprawca jest w Rosji lub na polu walki. Być może nigdy nie odsiedzi kary pozbawienia wolności.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy: wiele kobiet zbudowało sobie hierarchię traum. W tej hierarchii utrata bliskich osób – kochającego męża czy dzieci – jest gorsza niż gwałt. To samo miało miejsce podczas Holokaustu. Kobiety, które widziały, jak ich bliscy szli w Auschwitz do gazu, twierdziły, że gwałt nie był najgorszą rzeczą, jaką przeżyły.

W Ukrainie mamy to samo. Ludzie stracili swoich ukochanych, dzieci, domy, całe życie. I dla nich gwałt nie jest najgorszą rzeczą, jaką wycierpieli podczas wojny. Dlatego badanie tego problemu jest takie trudne.

Wiele kobiet – ocalałych ofiar przemocy seksualnej – wyjechało z Ukrainy. Śledczy ani badacze nie mają do nich dostępu.

To jest wielki problem. Te kobiety są same ze swoimi dziećmi. Nie mają często wystarczającego wsparcia służb socjalnych. Nie mają nikogo, kto pomógłby im rozpocząć walkę o sprawiedliwość i uzdrowienie. Są zmuszone do zbudowania życia w obcym świecie dla siebie i dzieci, dlatego odkładają na potem proces uzdrawiania. Na lepszy czas.

Znam tę sytuację, bo sama na początku wojny musiałam wyjechać z dwójką dzieci do obcego kraju. Wiem, jak trudne jest zajęcie się swoimi problemami, kiedy jest się jedynym opiekunem i twoim głównym priorytetem są dzieci.

W wielu krajach lokalne władze nie zapewniły kobietom ocalałym z przemocy choćby wsparcia psychologicznego. Nie zapewniono im miejsca, gdzie mogą pójść i poradzić sobie ze swoją traumą.

Ukrainki w Polsce bez dostępu do aborcji

Jaki wpływ na sytuację ukraińskich kobiet – ofiar gwałtów – ma polskie prawo, zakazujące w praktyce aborcji?

Bardzo negatywny. Pamiętam, jak przekraczaliśmy polską granicę 6 marca 2022 roku. Otaczały nas tysiące kobiet, mówiących po rosyjsku. Zakładam, że pochodziły ze wschodniej Ukrainy, gdzie wojska rosyjskie weszły najwcześniej. One najbardziej ucierpiały, były świadkami wielu zbrodni i zapewne same były ofiarami. Wiele z nich trafiło później do Niemiec, gdzie organizacje feministyczne pomagają ukraińskim kobietom, a aborcja jest legalna. Ale większość z powodów ekonomicznych została w Polsce, gdzie prawo aborcyjne jest restrykcyjne. I zostały same ze swoimi problemami.

Winą za to obarczam rząd Ukrainy, ponieważ nie negocjował z polskim rządem, aby inaczej procedować aborcję dla ukraińskich kobiet w przypadku gwałtu. Aby dokonać w Polsce legalnej aborcji z powodu gwałtu, fakt zgwałcenia musi zostać zgłoszony na policję, która ustala, czy ciąża rzeczywiście jest wynikiem przestępstwa. A jak kobieta ma zgłosić gwałt na terenach okupowanych przez Rosjan?

Nawet gdyby zgłosiła przestępstwo, polska policja nie mogłaby tego zweryfikować.

Dlatego kobiety ukraińskie muszą jechać z powrotem do Ukrainy, na przykład do Lwowa, aby zrobić aborcję. Albo do krajów bałtyckich, czy do Niemiec. Możesz sobie wyobrazić, co to znaczy dla samotnej matki, która uciekła przed wojną z dziećmi.

Jest powtórnie traumatyzowana.

Tak, i to jest upokarzające. Staje się ponownie ofiarą, tym razem w tym bezpiecznym kraju. Zamiast poczucia bezpieczeństwa, zderza się z lokalnym prawem, które odbiera jej dostęp do aborcji.

Kobiety z Ukrainy miały u siebie legalny i szybki dostęp do aborcji. Dla nich polskie prawo aborcyjne to jest szok.

Chodzi nie tylko o ofiary gwałtów. Wśród uchodźczyń są też kobiety, które zaszły w ciążę w normalny sposób, ale z powodu wojny nie mają wystarczających zasobów ekonomicznych, czy psychologicznych, żeby urodzić dziecko, żeby się nim zająć. I one także muszą wrócić tam, skąd uciekły – do Ukrainy, żeby zrobić aborcję. A to zabiera czas i pieniądze, bo przecież nie polecisz samolotem, trzeba mieć z kim zostawić dzieci. Musisz prosić innych uchodźców, aby się nimi zajęli. A co w razie komplikacji, kiedy musisz zostać w szpitalu?

To jest bardzo czasochłonne, zasobochłonne i traumatyczne, zarówno dla kobiet, jak i dla dzieci. Wiem, że organizacje feministyczne w Polsce robią wiele, aby pomagać Ukrainkom, Federa uruchomiła infolinię ginekologiczną. Ta kwestia była także przedmiotem interpelacji w polskim parlamencie. Ale państwo polskie nic nie zrobiło dla kobiet z Ukrainy. Uważam, że to wstyd, bo mówimy o kobietach głęboko straumatyzowanych.

Grupa Aborcja Bez Granic podała, że w ciągu pierwszego roku wojny pomogła przerwać ciążę blisko 2 tysiącom Ukrainek.

Liczba osób, potrzebujących takiej pomocy może być dużo wyższa. Dodatkowym problemem jest brak dostępu do tabletek poronnych.

Zabroniona jest także pomoc w uzyskaniu dostępu do tabletek poronnych, co pokazał proces Justyny Wydrzyńskiej.

Byłam tym naprawdę zszokowana. Polska obecnie nie jest bezpiecznym krajem dla kobiet z Ukrainy, jeśli chodzi o prawa reprodukcyjne.

Tymczasem to w Polsce schroniło się najwięcej Ukrainek.

Na tym polega paradoks. Dla wielu kobiet przygnębiająca była informacja, że w Polsce są ograniczenia. W Ukrainie zawsze możemy skorzystać z naszego prawa. Mieliśmy debatę na temat zakazu aborcji, ale ruch feministyczny wywiera nacisk na rząd Ukrainy, aby chronić nasze prawa, zwłaszcza w czasie wojny.

Czy o problemie z dostępem do aborcji w Polsce pisze się w ukraińskich mediach?

Nie. Polska jest uważana za najlepszego przyjaciela Ukrainy. Nie możesz winić najlepszego przyjaciela. Nazywam to konfliktem nacjonalizmu i feminizmu. Kiedy na pierwszym miejscu stawiany jest interes narodowy, a więc obrona, bezpieczeństwo i wszystkie sprawy związane z wysiłkiem wojennym, prawa kobiet schodzą na drugi plan.

Rząd Ukrainy nie chce sobie psuć stosunków z polskim rządem, dlatego nie dyskutuje o tej kwestii.

Nie mamy nawet tej dyskusji w ukraińskich mediach. Możesz sobie wyobrazić?

Kobiety płacą cenę za przyszłe zwycięstwo.

Tak, jak zawsze.

Wojenna moralność seksualna

Wiele przypadków przemocy seksualnej z obecnej wojny przypomina przemoc seksualną, do której dochodziło w Polsce podczas II wojny światowej. Wtedy także była kwestia „kolaboracji horyzontalnej”, czyli stosunków między polskimi kobietami a niemieckimi żołnierzami. Polskie podziemie bezwzględnie karało kobiety, zadające się z Niemcami, golono im głowy. Po wojnie wiele z nich zostało skazanych na kary więzienia. Tymczasem relacje z okupantami były często motywowane lękiem o bliskich, na przykład o męża, więzionego na Gestapo. Kobiety były także zmuszane do świadczenia usług seksualnych, o czym pisze w swojej książce „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w trakcie II wojny światowej” Joanna Ostrowska. Były też powody ekonomiczne, wiele kobiet w ten sposób próbowało przetrwać w warunkach wojny, zdobyć środki do życia czy żywność. Czy widzisz tu podobieństwa z obecną sytuacją kobiet w Ukrainie?

To jest bardzo ważne pytanie. Wojna wyprodukowała inną moralność seksualną. Pod okupacją kobiety są naprawdę bezbronne. Muszą używać barteru seksualnego, żeby przetrwać – zdobyć lepsze jedzenie, lepsze ubrania, lepsze lekarstwa. Ale też żeby uratować swoich ukochanych, członków rodziny, dzieci. Dlatego często używają swoich ciał jako narzędzia przetrwania dla siebie i dla rodziny.

Tymczasem władze zdają się tego nie rozumieć. Wielkim skandalem była rządowa kampania informacyjna na temat chatbota „є-Ворог”, czyli „e-Wróg”, uruchomionego na Telegramie. Za jego pomocą obywatele mogą przekazywać informacje o ruchach rosyjskich wojsk, ale też o kolaborantach, którzy informują Rosjan, pomagają kierować ogniem artyleryjskim, czy po prostu coś im sprzedają. W kampanii informacyjnej pokazano przykłady doniesień, jakie przysłali ludzie. Była wśród nich informacja o kobiecie, która zaszła w ciążę z wrogiem – rosyjskim żołnierzem.

Tak było napisane?

Możesz to sobie wyobrazić? Rząd Ukrainy stawia ten donos jako pozytywny przykład współpracy społeczeństwa z armią. Feministki były wściekłe. Publicznie pytały władze, czy nie wiedzą, że ta kobieta mogła zostać zgwałcona? Albo zmuszona do wykonywania usług seksualnych? Że Rosjanie mogli grozić śmiercią jej albo jej bliskim? Z wielu świadectw wynika, że okupanci grożą kobietom, że zabiją ich dzieci, jeśli nie zgodzą się na seks z nimi.

Odbieramy tę kampanię jako zachętę do interpretowania przemocy seksualnej jako kolaboracji.

Co do golenia kobietom głów – podczas II wojny światowej członkowie ukraińskiego podziemia, podobnie jak AK, golili głowy kobietom, które nawiązywały stosunki z Polakami, agentami NKWD, żołnierzami Armii Czerwonej czy Niemcami. Podobna kara była wykonywana na kobietach w wielu krajach: we Francji, Danii, Norwegii. Włosy są symbolem kobiecości, dziewictwa, ogolenie głowy dehumanizuje kobietę. Dzisiaj ta kara powraca, na razie w internecie w groźbach kierowanych pod adresem kobiet, które zadały się z Rosjanami. Ale groźby mogą szybko zamienić się w czyny.

Rosjanie stosują tę karę wobec ukraińskich żołnierek, które trafiły do niewoli. Na jednym ze zdjęć zwolnione z rosyjskiej niewoli kobiety mają ogolone głowy.

Próbują usprawiedliwiać to względami sanitarnymi. Ale w przypadku tych żołnierek chodziło dokładnie o dehumanizację i o przemoc seksualną.

Mężczyźni cierpią w milczeniu

To, co jest uderzające w obecnych statystykach przemocy seksualnej, i co być może różni dzisiejszą wojnę od wojen XX wieku, to liczba mężczyzn – ujawnionych ofiar przemocy seksualnej. Zdecydowana większość spośród 133 ofiar ujawnionych przestępstw seksualnych, związanych z wojną to mężczyźni. Są gwałceni, rozbierani do naga, kastrowani. Skąd tak wysoki odsetek mężczyzn wśród ofiar?

Wielu z tych mężczyzn, zarówno cywili, jak i żołnierzy, trafiło na początku wojny do rosyjskich więzień i obozów filtracyjnych na terenach okupowanych, gdzie byli poddani torturom za związki z Ukrainą, ukraińskim wojskiem, obroną terytorialną, czy po prostu za pro-ukraińską postawę. To bardzo przypomina strategię Niemców. Po inwazji na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku pierwszymi obiektami nazistowskiej przemocy byli żydowscy mężczyźni. Dlaczego? Bo uznano ich za zagrożenie, bo mogą wziąć do ręki broń i stawiać opór. Podobną sytuację mamy na terenach Ukrainy.

Mężczyźni zawsze są postrzegani jako zagrożenie dla okupantów.

Przemoc seksualna wobec mężczyzn to w ogóle szerszy problem. Często nie doceniamy cierpienia mężczyzn z powodu płci. Obserwuję to w kontekście Holokaustu. Nikt nie pytał żydowskich mężczyzn podczas powojennych śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich o genderowe doświadczenie, dotyczące przemocy seksualnej. Sowieccy śledczy nie byli w ogóle przeszkoleni do zadawania takich pytań. Dlatego nie uznawali za przemoc seksualną na przykład bicia po genitaliach, wymuszonej nagości czy grożenia gwałtem.

Obecnie pojęcie przemocy seksualnej jest precyzyjnie ustalone. To nie tylko penetracja ciała, ale także wymuszona nagość, werbalne upokarzanie seksualne, zmuszanie do patrzenia na akt seksualny. To wszystko miało miejsce podczas tamtej wojny, ale nie było świadomości, że to także przemoc seksualna.

Dzisiaj mamy bardziej rozwinięty dyskurs o przemocy seksualnej, przyglądamy się tym przypadkom i pytamy mężczyzn o ich doświadczenia. I nawet jeśli mężczyźni nie zdają sobie sprawy, że to, co ich spotkało, jest przemocą seksualną, to my jako badacze, prawnicy, śledczy, potrafimy odróżnić, co było torturą, a co torturą seksualną.

Na tym polega wielka różnica między tamtymi wojnami, a obecną.

Zdajemy sobie sprawę, że mężczyźni są poddawani różnym formom przemocy seksualnej i cierpią z tego powodu, zazwyczaj w milczeniu.

Kiedy po aneksji Krymu zaczęłam badać problem przemocy seksualnej, spotkałam się z wieloma przypadkami mężczyzn, którzy popełnili samobójstwo po tym, jak zostali w niewoli wykastrowani, zgwałceni czy seksualnie poniżeni. W Ukrainie nie wykształciliśmy systemu wsparcia psychologicznego i społecznego dla mężczyzn – ofiar przemocy. Dlatego są bardziej skłonni do popełnienia samobójstwa. I dlatego powinniśmy zwracać większą uwagę również na mężczyzn.

Powrót ocalałych do życia

Mówisz, że to zło musi być zatrzymane. Ale nawet jeśli Ukraina jeszcze w tym roku wygra wojnę, to efekty tej traumy będą trwały latami. Jak społeczeństwo może sobie z tym poradzić? Jak ratować ofiary przemocy seksualnej?

Poprzednie wojny pokazują, że traumy seksualne mogą trwać dziesiątki lat, a nawet mogą być transgeneracyjne. Istnieją badania, pokazujące, że dzieci wojny, zrodzone z gwałtu, same doświadczają syndromu PTSD.

Poza tym są stygmatyzowane.

Tak. Spotykają się z ostracyzmem swojej społeczności. Słyszą, że są dziećmi okupantów.

Mamy dzieci, które były świadkami gwałtów na swoich siostrach, matkach. Tak jak 6- letni chłopiec, który osiwiał po tym, jak Rosjanie na jego oczach zgwałcili jego matkę. Te dzieci nie dojdą do siebie ot tak. Pierwszym krokiem powinno być dostrzeżenie tego problemu. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że ta trauma jest bardzo, bardzo poważna. Dotyka nie tylko ofiary, ale także członków rodziny, bliskich, sąsiadów, współwięźniów – wszystkich, którzy byli świadkami gwałtu, którzy zostali zmuszeni do oglądania przemocy lub choćby prostu słyszeli krzyk gwałconych i torturowanych.

Drugim krokiem jest zapewnienie wsparcia prawnego, społecznego, finansowego, psychologicznego. Wszelkiego rodzaju pomocy.

Powinniśmy skoncentrować się na ocalałych.

Co to znaczy? To znaczy, że nie można instrumentalizować ich bólu i traumy dla celów politycznych. Nie powinniśmy ujawniać wrażliwych informacji na ich temat, które narażą ich na niebezpieczeństwo, na przykład w ich społeczności. Nie powinno się ujawniać informacji o nich, jeśli tego nie chcą. Powinniśmy uszanować ich prawo do milczenia. Jeżeli odmówią zeznań, powinniśmy to także uszanować. Na pierwszym miejscu trzeba postawić ich interes i ich bliskich.

Powinniśmy ocalałym zapewnić schronienie. Niektóre kobiety są tak straumatyzowane, że nie mogą zostać w swoich domach, gdzie były poddane przemocy seksualnej. Chcą po prostu wyjechać za granicę i zapomnieć o wszystkim, co wiąże się z tą wojną. Dlatego zawsze proszę moich zagranicznych przyjaciół: jeśli macie do czynienia z tymi kobietami, zapewnijcie im schronienie i wsparcie psychologiczne. To bardzo ważne, bo proces leczenia jest bardzo, bardzo trudny i czasochłonny.

Przemoc seksualna podważa ich poczucie bezpieczeństwa, niszczy więzi. Nie potrafią zaufać innym, funkcjonować jako istoty społeczne, pracować, chodzić do kina, budować zdrowe relacje romantyczne. Dlatego tak ważne jest stworzenie im warunków do odzyskania równowagi życiowej.

Leczenie z traumy jest szczególnie ważne, bo te osoby, kiedy odzyskają równowagę, mogą zostać głosem innych kobiet. Tych, które zostały uciszone przez śmierć albo nie mogą mówić za siebie. Mogą być rzeczniczkami innych ocalałych.

Taką osobą stała się Iryna Dowhań, założycielka organizacji Sema Ukraina, zajmującej się opieką nad kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej ze strony prorosyjskich separatystów. W 2014 roku separatyści w Doniecku torturowali ją przez wiele dni, grozili gwałtem zbiorowym, Przywiązali ją do słupa w centrum miasta z tabliczką z napisem „Ona zabija nasze dzieci, jest agentką”. Przechodnie bili ją, kopali i ubliżali. Jej 14-letniej córce także grożono gwałtem. A teraz Iryna jest głosem wielu kobiet. Znalazła odwagę, żeby być rzeczniczką ocalałych. Jej przykład jest bardzo ważny dla innych kobiet, bo widzą, że mają szansę wyleczyć swoje rany, przetrwać i żyć.

Czy wierzysz, że po wojnie będzie Norymberga dla oprawców seksualnych?

Wierzę, że przemoc seksualna zostanie wpisana na listę przestępstw, sądzonych przez międzynarodowy trybunał zbrodni rosyjskich. Wiele organizacji, w tym ONZ, wkłada ogromny wysiłek w podnoszenie świadomości na temat tego rodzajów przestępstw. Natomiast nie jestem optymistką, jeżeli chodzi o skuteczne wykonanie kar. Ale potrzebujemy takiego trybunału. Oby zaczął działać jak najszybciej.

Portret Marty Hawryszko
Marta Hawryszko. Fot. USHMM.

*Marta Hawryszko – ukraińska historyczka, badaczka gender. Kierowała Instytutem Badań Interdyscyplinarnych przy Centrum Pamięci Holokaustu Babi Jar. Działaczka ukraińskiego ruchu feministycznego. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół kwestii płci, seksualności, przemocy, nacjonalizmu w czasie II Wojny Światowej i Holokaustu. Hawryszko bada problemy przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych i specyfikę doświadczenia kobiecego w czasie działań wojennych na wschodnich terytoriach Ukrainy od 2014 roku do chwili obecnej. Opublikowała m.in. prace: „Wpływ «polityki gender» w III Rzeszy na ukraiński dyskurs feministyczny w Galicji w latach trzydziestych XX wieku”, „Bohaterki lub asystentki w strefie konfliktu: gender, wojskowi i wojna w Donbasie”.

;
Na zdjęciu Roman Pawłowski
Roman Pawłowski

publicysta, kurator teatralny, dramaturg. Absolwent teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1994-2012 dziennikarz działu kultury „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Zbigniewa Raszewskiego dla najlepszego polskiego krytyka teatralnego (1995). Opublikował m.in. antologie polskich sztuk współczesnych „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne” (2003) i „Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski” (2006), a także zbiór wywiadów z czołowymi polskimi ludźmi kultury „Bitwa o kulturę #przyszłość” (2015), wyróżniony nagrodą „Gazety Wyborczej” w Lublinie „Strzała 2015”. Od 2014 związany z TR Warszawa, gdzie odpowiada za rozwój linii programowej teatru oraz pracę z młodymi twórcami i twórczyniami.

Komentarze