„Polityka nie musi być szalejącym ogniem, niszczącym wszystko na swojej drodze. Każde nieporozumienie nie musi wywoływać wojny totalnej i musimy odrzucić kulturę, w której fakty padają ofiarą manipulacji, albo wręcz są tworzone" – mówił podczas inauguracji swojej prezydentury Joe Biden
To była niezwykła inauguracja. Zabrakło na niej ustępującego prezydenta (odleciał na Florydę), zabrakło tłumów publiczności, a wszyscy obecni, łącznie z nowym prezydentem i wiceprezydentką, występowali z zasłoniętymi twarzami. Joe Biden, 46. prezydent Stanów Zjednoczonych ma przed sobą trudne zadania: najbliższe to walka z wirusem, który pochłonął już życie 400 tys. Amerykanów. Ale w swoim inauguracyjnym przemówieniu podkreślał przede wszystkim swoje inne zadanie: zszycie podzielonego narodu.
Prezesie Sądu Najwyższego Robertsie, wiceprezydent Harris, spikerko Pelosi, przewodniczący Schumerze, senatorze McConnell, wiceprezydencie Pence, szanowni goście, rodacy, Amerykanie.
To dzień Ameryki. To dzień demokracji. Dzień historii oraz nadziei. Odnowy i gotowości. Niejeden raz w burzliwych dziejach Ameryka poddawana była próbie i umiała jej sprostać. Dziś świętujemy triumf nie kandydata, ale sprawy, sprawy, jaką jest demokracja. Naród został usłyszany, wola narodu została wysłuchana.
Po raz kolejny dowiedzieliśmy się, jak cenna jest demokracja, jak jest krucha, ale w tej chwili moi przyjaciele, demokracja zatriumfowała. A zatem teraz, na tej uświęconej ziemi, gdzie zaledwie kilka dni temu przemoc próbowała zatrząść podstawami naszego Kapitolu, po raz kolejny jesteśmy jednym narodem, pod Bogiem niepodzielnym, narodem, który pokojowo przekazuje władzę, tak jak robiliśmy to od ponad dwustu lat.
Kiedy patrzymy w przyszłość w nasz wyjątkowy amerykański sposób – niespokojny, odważny, optymistyczny – widzimy naród, którym możemy być i którym musimy się stać. Dziękuję moim poprzednikom z obu partii, którzy są tutaj dzisiaj. Dziękuję im z głębi serca. I znam odporność naszej konstytucji i siłę, siłę naszego narodu, podobnie jak prezydent Carter, z którym rozmawiałem wczoraj wieczorem, a który niestety nie może być z nami dzisiaj, ale składamy mu wyrazy uznania za całe życie służby krajowi.
Właśnie złożyłem świętą przysięgę, jaką złożył każdy z tych patriotów. Przysięgę, którą jako pierwszy złożył George Waszyngton. Ale amerykańska historia nie zależy od jednego z nas, czy niektórych z nas, ale od nas wszystkich. Od „nas, narodu”, który chce doskonalszej unii. To jest wspaniały naród, a my jesteśmy dobrymi ludźmi. Przez stulecia, przez okresy burzy i naporu, pokoju i wojny, zaszliśmy tak daleko. Ale nadal długa droga przed nami.
Będziemy szli naprzód, szybko i niezwłocznie, bo mamy wiele do zrobienia tej zimy, w tym niebezpiecznym, ale i pełnym znacznych możliwości czasie. Wiele do zrobienia, wiele do uzdrowienia, wiele do odbudowy, wiele do zbudowania i dużo do zyskania. Mało kto w historii naszego narodu stał przed większymi wyzwaniami lub żył w trudniejszych czasach niż te, w których przyszło nam żyć.
Wirus stulecia, który po cichu rozprzestrzenia się po kraju, odebrał tyle żyć przez jeden rok ile Ameryka straciła w całej II wojnie światowej.
Utraciliśmy miliony miejsc pracy. Zamknięto setki tysięcy firm. Wołanie o równość rasową, które rozbrzmiewa od czterystu lat, porusza nas. Marzenie o sprawiedliwości dla wszystkich nie będzie już odkładane na później. Wołanie o przetrwanie dobywa się z samej planety, wołanie, które nie może być bardziej rozpaczliwe, czy wyraźniejsze, niż jest teraz. Musimy zmierzyć się ze wzrostem ekstremizmu politycznego, białą supremacją, wewnętrznym terroryzmem i je zwyciężyć.
Pokonanie tych wyzwań, odbudowanie duszy i zabezpieczenie przyszłości Ameryki wymaga znacznie więcej niż tylko słów. Wymaga to najbardziej nieuchwytnej ze wszystkich rzeczy w demokracji - jedności. Jedności. W innym styczniu, pierwszego dnia 1863 roku, Abraham Lincoln podpisał Proklamację Emancypacji. Kiedy przyłożył pióro do papieru, prezydent powiedział, cytuję: „jeśli moje nazwisko kiedykolwiek przejdzie do historii, to ze względu na ten dokument, a cała moja dusza jest w nim zawarta”.
Cała moja dusza jest w tym dniu, w tym styczniowym dniu. Moja cała dusza jest w tym zawarta. W zjednoczeniu Ameryki, zjednoczeniu naszych ludzi, zjednoczeniu naszego narodu. I proszę każdego Amerykanina, by dołączył do mnie w dążeniu do tego celu. W zjednoczeniu wobec wrogów, z którymi się mierzymy – gniewem, urazą i nienawiścią. Ekstremizmem, bezprawiem, przemocą, chorobą, bezrobociem i beznadzieją.
Zjednoczeni możemy robić wielkie rzeczy, ważne rzeczy. Możemy naprawić krzywdy, możemy dać ludziom dobrą pracę, możemy uczyć nasze dzieci w bezpiecznych szkołach. Możemy pokonać śmiertelnego wirusa, możemy odbudować rynek pracy, możemy odbudować klasę średnią i sprawić, że praca będzie bezpieczna, możemy zaprowadzić sprawiedliwość rasową i możemy, po raz kolejny, uczynić Amerykę siłą wiodącą świat ku dobru.
Wiem, że mówienie o jedności może teraz brzmieć dla niektórych jak głupia fantazja. Wiem, że dzielące nas siły są głębokie i prawdziwe. Ale wiem także, że nie są nowe. Nasza historia to ciągła walka miedzy amerykańskimi ideałami, że jesteśmy stworzeni równymi sobie, a trudną, brzydką rzeczywistością, w której dzielą nas rasizm, natywizm i strach. Walka jest wieczna, a zwycięstwo nigdy nie jest pewne.
Poprzez wojnę domową, wielki kryzys, wojny światowe, jedenasty września, przez walki, poświęcenie i niepowodzenia, nasi „lepsi aniołowie” zawsze zwyciężali. W każdym z tych naszych momentów zebrało się nas wystarczająco dużo, by posunąć nas wszystkich do przodu i możemy to zrobić teraz. Historia, wiara i rozum wskazują drogę. Drogę jedności.
Możemy przecież widzieć w sobie nie adwersarzy, ale sąsiadów. Możemy traktować siebie nawzajem z godnością i szacunkiem.
Możemy połączyć siły, przestać krzyczeć i obniżyć temperaturę. Bo bez jedności, nie będzie pokoju, a tylko zgorzknienie i gniew, nie będzie postępu, a tylko wyczerpująca wściekłość. Nie będzie narodu, a tylko kraj pogrążony w chaosie. Oto nasza historyczna chwila kryzysu i wyzwania. A jedność jest drogą naprzód. I musimy sprostać tej chwili, jako zjednoczone stany Ameryki.
Jeśli to zrobimy, to gwarantuję wam, nie poniesiemy porażki. Nigdy, przenigdy nie ponieśliśmy porażki w Ameryce, gdy działaliśmy razem. I tak samo dziś, w tej chwili, w tym miejscu, zacznijmy od nowa, my wszyscy. Zacznijmy znów słuchać siebie nawzajem, słyszeć siebie nawzajem, dostrzegać siebie nawzajem. Szanować siebie nawzajem. Polityka nie musi być szalejącym ogniem, niszczącym wszystko na swojej drodze. Każde nieporozumienie nie musi wywoływać wojny totalnej i musimy odrzucić kulturę, w której fakty padają ofiarą manipulacji, albo wręcz są tworzone.
Moi drodzy rodacy, Amerykanie, musimy być inni. Musimy być lepsi niż do tej pory i wierzę, że Ameryka jest znacznie lepsza to, co mamy teraz. Rozejrzyjcie się dookoła. Stoimy tu, pod kopułą Kapitolu. Jak wspomniano wcześniej, ukończono ją w cieniu wojny domowej. Gdy jedność dosłownie wisiała na włosku. A jednak przetrwaliśmy, a jednak zwyciężyliśmy. Stoimy tutaj, spoglądając na National Mall, w którym dr Martin Luther King mówił o swoim marzeniu.
Stoimy tutaj, gdzie 108 lat temu, podczas innej inauguracji tysiące protestujących próbowało zatrzymać odważne kobiety maszerujące po prawo do głosowania. A dziś zaprzysiężona została pierwsza kobieta wybrana na urząd wiceprezydenta - Kamala Harris. Nie mówcie mi, że rzeczy nie ulegają zmianie. Stoimy tu, po drugiej stronie Potomaku, od Cmentarza Narodowego w Arlington, gdzie bohaterowie, którzy wykazali największe poświęcenie, leżą w wiecznym spoczynku.
I oto stoimy tutaj, zaledwie kilka dni po tym jak wściekły tłum myślał, że może wykorzystać przemoc do uciszenia woli narodu, do zatrzymania prac naszej demokracji, aby wypędzić nas z tej świętej ziemi. Nie doszło do tego, nie dojdzie do tego, nie dziś, nie jutro, nigdy. Przenigdy.
Do wszystkich tych, którzy wspierali naszą kampanię, z pokorą przyjmuję pokładane w nas zaufanie. Do wszystkich tych, którzy nas nie wspierali, pozwólcie, że powiem wam tak: Wysłuchajcie nas, gdy będziemy szli naprzód. Zobaczcie, jaki jestem i co mam w sercu.
A jeśli nadal nie będziecie się ze mną zgadzać, niech tak będzie.
To jest demokracja. To jest Ameryka. Prawo do pokojowego sprzeciwu w ramach zasad naszej republiki jest być może największą siłą naszego narodu. Ale słuchajcie mnie uważnie: niezgoda nie może prowadzić do braku jedności.
I obiecuję wam to, że będę prezydentem wszystkich Amerykanów, wszystkich. I przyrzekam, że będę walczył równie zaciekle o tych, którzy mnie nie popierali, jak i o tych, którzy to zrobili.
Wiele stuleci temu, święty Augustyn, święty mojego kościoła, napisał, że ludzie są mnogością definiowaną przez wspólny obiekt ich miłości. Co jest wspólnym obiektem, który kochają Amerykanie, który definiuje nas, jako Amerykanów? Myślę, że wiemy to wszyscy. Szanse, bezpieczeństwo, wolność, godność, szacunek, honor i tak, prawda.
Ostatnie tygodnie i miesiące dały nam bolesną lekcję. Jest prawda i są kłamstwa. Kłamstwa mówione dla władzy i zysku. I każdy z nas ma obowiązek i odpowiedzialność, jako obywatel, jako Amerykanin, a zwłaszcza, jako przywódca. Przywódca, który zobowiązał się do przestrzegania naszej Konstytucji, aby i ochrony naszego narodu. By bronić prawdy i walczyć z kłamstwem.
Rozumiem, że wielu z moich rodaków patrzy w przyszłość ze strachem i przerażeniem. Rozumiem, że boją się o swoje miejsca pracy. Rozumiem, że leżą w łóżkach w nocy, wpatrują się w sufit i myślą: „Czy zachowam ubezpieczenie zdrowotne? Czy będę w stanie spłacić hipotekę?”. Myślą o swoich rodzinach, o tym, co będzie dalej. Zapewniam was, rozumiem to. Ale odpowiedzią nie jest schowanie się do środka. Wycofanie się do rywalizujących frakcji. Nieufność wobec tych wyglądających inaczej, czy wyznających inne religie, czy tych, którzy czerpią swoje informacje z innych źródeł.
Musimy zakończyć tę wojnę, która nastawia czerwonych przeciwko niebieskim, wieś przeciwko miastu, konserwatystów przeciwko liberałom. Możemy to zrobić, jeśli otworzymy nasze dusze zamiast zamykać nasze serca, jeśli wykażemy nieco tolerancji i pokory, jeśli będziemy gotowi wejść w czyjeś buty, jak powiedziałaby moja mama. Choć na chwilę postawcie się na ich miejscu.
Bo w życiu nigdy nie wiemy, jakie karty rozda nam los. Czasami będziemy potrzebować pomocy. Czasami zostaniemy poproszeni o pomoc. Tak musi być, to właśnie robimy dla siebie nawzajem. A jeśli tak będziemy działać, nasz kraj będzie silniejszy, bogatszy, lepiej przygotowany na przyszłość. I nadal możemy się ze sobą nie zgadzać.
Moi drodzy Amerykanie, w pracy, która nas czeka, będziemy potrzebować siebie nawzajem. Potrzebujemy wszystkich naszych sił, żeby przetrwać tę mroczną zimę. Wchodzimy w być może najmroczniejszą i najbardziej śmiercionośną falę wirusa. Musimy odłożyć politykę na bok i w końcu zmierzyć się z ta pandemią, jako jeden naród, jeden naród. A ja obiecuję, jak mówi Biblia „wieczorem gości płacz, z rana – wesele”. Przetrwamy to razem. Razem.
Moi drodzy, wszyscy moi koledzy, z którymi tutaj służyłem, w Izbie oraz Senacie, wszyscy rozumiemy, że świat patrzy. Świat patrzy na nas dzisiaj. Więc oto wiadomość dla tych poza naszymi granicami. Ameryka została poddana próbie i wyszła z niej silniejsza. Odbudujemy nasze sojusze i ponownie zaangażujemy się w sprawy świata. Nie by sprostać wyzwaniom dnia wczorajszego, ale by podjąć dzisiejsze i przyszłe wyzwania. I będziemy prowadzić nie tylko przykładem naszej siły, ale i siłą naszego przykładu. Będziemy silnym i zaufanym partnerem dla pokoju, postępu i bezpieczeństwa.
Tak wiele przeszliśmy, jako naród. W moim pierwszym prezydenckim akcie chciałbym was poprosić o dołączenie do mnie w chwili cichej modlitwy, aby wspomnieć tych wszystkich, których straciliśmy w tym roku z powodu pandemii. Wspomnieć te czterysta tysięcy Amerykanów – matek, ojców, synów, córek, przyjaciół, sąsiadów i współpracowników. Oddamy im cześć stając się ludźmi i narodem, którym możemy i powinniśmy być. Proszę, więc o cichą modlitwę za tych, którzy stracili życie, za tych, którzy pozostali sami i za nasz kraj. [chwila ciszy]. Amen.
Moi drodzy, to jest czas próby. Stoimy w obliczu ataku na naszą demokrację i na prawdę, szalejącego wirusa, kłującej nierówności, systemowego rasizmu, kryzysu klimatycznego, roli Ameryki na świecie. Każda z tych rzecz byłaby wyzwaniem sama z siebie, ale rzeczywistość jest taka, że musimy się mierzyć z nimi wszystkimi na raz, co stawia ten kraj przed jedną z największych odpowiedzialności, w historii. Teraz znowu zostaniemy poddani próbie. Musimy jej sprostać. Wszyscy.
Nadszedł czas na odwagę, bo tyle przed nami do zrobienia. Pewne jest jedno, to wam obiecuję. Będziemy osądzeni, wy i ja, miarą tego, jak poradzimy sobie z tym narastającym kryzysem naszej epoki. Czy sprostamy temu? Czy wyjdziemy zwycięsko z tego mrocznego i trudnego okresu? Czy wypełnimy nasze zobowiązania i przekażemy naszym dzieciom nowy lepszy świat? Wierzę, że musimy i sądzę, że wy też. Uważam, że się nam uda, a gdy tak się stanie, napiszemy nowy, wspaniały rozdział w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki. Amerykańskiej historii.
Historii brzmiącej jak pieśń, która wiele dla mnie znaczy, a jej tytuł to „American Anthem”. Jeden z jej wersów wyróżnia się dla mnie najbardziej:
„Praca i modlitwy wieków przywiodły nas do tego dnia, i to będzie naszym dziedzictwem, co powiedzą nasze dzieci? Chcę wiedzieć w sercu, gdy nadejdzie kres mych dni, Ameryko, Ameryko oddałem ci, co tylko mogłem”.
Dodajmy naszą pracę i nasze modlitwy do tej rozwijającej się historii naszego wspaniałego narodu. Jeśli to zrobimy, to, kiedy nasze dni dobiegną końca, nasze dzieci i ich dzieci powiedzą o nas: „Dali z siebie wszystko, wypełnili swój obowiązek, uzdrowili zepsuty kraj”.
Moi drodzy rodacy, kończę tym, czym zacząłem, świętą przysięgą. Przed Bogiem i wami wszystkimi, daję słowo. Zawszę będę z wami. Będę bronił konstytucji. Będę bronił naszej demokracji. Będę bronił Ameryki. I dam z siebie wszystko służąc wam. Myśląc nie o władzy, ale o możliwościach. Nie o własnych korzyściach, ale o dobru publicznym.
Razem napiszemy amerykańską historię o nadziei, a nie strachu. O jedności, a nie podziale, o świetle, a nie o ciemności. Historię przyzwoitości i godności, miłości i uzdrowienia, wielkości i dobroci. Niech ta historia nas prowadzi. Niech nas inspiruje. Ta historia opowie w nadchodzących latach, że odpowiedzieliśmy na zew historii, że zrobiliśmy to, co trzeba. Że demokracja i nadzieja, prawda i sprawiedliwość nie zginęły na naszej warcie, ale przetrwały i rozkwitły. Że bezpieczeństwo Ameryki w jej granicach ponownie stało się latarnią dla całego świata. To jesteśmy winni naszym przodkom, sobie nawzajem i kolejnym pokoleniom.
A zatem, z tym celem i gotowością zwracamy się ku tym zadaniom naszych czasów. Zachowajmy wiarę, kierujmy się przekonaniami i bądźmy oddani sobie nawzajem oraz krajowi, który kochamy całym sercem. Niech Bóg błogosławi Amerykę. Niech Bóg chroni naszych żołnierzy.
Dziękuję, Ameryko.
Tłum. Anna Halbersztat
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze